”Atakowaliśmy Rżew przez trupie pola. W trakcie rżewskich walk pojawiło się mnóstwo ”dolin śmierci” i ”zagajników śmierci”. Ten kto tam nie był nie może sobie wyobrazić czym jest, śmierdząca pod letnim słońcem, gęsta masa składająca się z pokrytych przez robaki ludzkich ciał.
Lato, upał, a przed nami taka właśnie ”dolina śmierci”. Dobrze przepatrywana i przestrzeliwana przez Niemców. Nie ma żadnej możliwości, żeby ją obejść. Przez nią przebiega kabel telefoniczny. Przebity i trzeba go za każdą cenę połączyć. Pełzniesz po trupach, a one nawalone na siebie w trzech warstwach, spuchnięte, kłębią się w nich robaki, wydają mdlący, słodkawy zapach rozkładających się ciał. Ten smród nieruchomo zawisł nad ”doliną”. Wybuch pocisku zagania cię pod trupy. Ziemia drży, trupy zwalają się na ciebie, obsypując cię robakami. W twarz uderza zapach rozkładu.
Przeleciały odłamki, wskakujesz, otrząsasz się i znowu – naprzód.”
Ten fragment wspomnień radzieckiego żołnierza, P.A. Michina – łącznościowca, jak wynika z tekstu – zamieszczam z okazji hucznie obchodzonego w Rosji 9 maja Dnia Zwycięstwa. W dzień później obejrzałem i wysłuchałem, przez www.google.ru, cztery okolicznościowe przemówienia Putina. Na wielkim bankiecie, w przededniu święta, wydanym przez niego na Kremlu, na Placu Czerwonym przed rozpoczęcie defilady wojskowej, w Sewastopolu przed uroczystym koncertem na świeżym powietrzu i przed paradą Floty Czarnomorskiej.
W przemówieniach moskiewskich nie było Krymu, nie było Ukrainy. Dobrze napisane, zdecydowanie wygłoszone, patetyczne ogólniki. W Sewastopolu, oczywiście było o sprawiedliwości dziejowej jaką był powrót Krymu do Rosji i bohaterskiej przeszłości samego Sewastopola podczas Wojny Krymskiej i II Wojny Ojczyźnianej. Bitwa o to miasto nalazła się wcześniej w przemówieniu na Placu Czerwonym. Oprócz niej prezydent Rosji wymienił obronę Leningradu, bitwę o Moskwę, Stalingrad, Kursk i ofensywę na Dniepr. Ta ostatnia operacja była zapewne wspomniana jako aluzja dla Ukrainy, gdyż na ogół, podobnie jak Sewastopol, nie wchodzi ona do kanonu tych kilku największych bitew Armii Czerwonej. Z tego kanonu Putin opuścił operacje berlińską. W kanonie nie mieści się Rżew i Putin też go pominął, co jest regułą przy wszystkich uroczystych okazjach i w wielu popularnych wydawnictwach.
[box title=”UWAGA” border_width=”2″ border_color=”#704411″ border_style=”solid” icon=”exclamation-circle” icon_style=”border” icon_shape=”circle” align=”center”]Tekst podzielony na strony, numery stron poniżej są aktywnymi odnośnikami.[/box]
Skalski: nie zajrzę do słownika.(się zapodział) Mój ruski, pewnie gorszy od twojego, jednak na tyle dobry, by stwierdzić że „niewzruszalny”, albo niezmienny. Co do innych rzeczy – wpołnie sogłasjen. Od mojego ojca (co, jak mi później powiedzieli, był „strzelcem wyborowym”)dowiedziałem się jedynie, że kiedyś okopali się wokół jakiejś wioski i powstrzymali Niemców, by ugotować wielki sagan kartofli. (To był wrzesień 39.)
W Rosji powiadają też, że wojna kończy się wtedy, kiedy pochowany zostanie ostatni poległy żołnierz… Więc ta wojna ciągle jeszcze trwa, a zwyciestwo ogłoszono przedwcześnie? A co do wspaniałej historii Natalii Morozowej… Podobnych do niej – na szczęście – jest jeszcze wielu. Kiedyś, na początku lat dwutysięcznych, pisałem o grupach młodych Rosjan, którzy każdego roku, gdy tylko ziemia odtaje przeczesują lasy i pola dawnych bitew, aby pochować poległych żołnierzy.
Smutna historia, warta zachowania dla przyszłych pokoleń. Przypomniała mi opisy rannych i poległych Melchiora Wańkowicza w „Monte Cassino”. Wojna to nie bohaterskie zrywy, choć i te są, ale upodlenie i odczłowieczenie ludzi. Dobry tekst… Dobre ostrzeżenie.
Polecam wydaną w ubiegłym roku przez KARTĘ i PWN książkę Nikołaja Nikulina „Sołdat”. Wspomnienia opracowane w 1975 r.