W pokera grać można długo i odnosić sukcesy. Można nawet zdobyć opinię dobrego gracza. Czym różni się „zdobycie opinii” od bycia dobrym graczem? Tym, że dobry gracz nie zostanie zmuszony do odejścia od stolika bez bielizny, gdy ktoś w końcu powie „sprawdzam”!
W porównaniu z rosyjskim sposobem wprowadzania sankcji metody zachodnioeuropejskie wyglądają wręcz karykaturalnie, nie ma co ukrywać i zakrzykiwać tego faktu. Tak było i tak będzie, taka jest różnica między państwem autorytarnym i demokratycznym – oszczędność czasu i jednoznaczność decyzyjna na korzyść tego pierwszego.
Rosja powiedziała „sprawdzam!”. I rozpoczęło się spadanie majtek, a trzask pękających gumek rozniósł się echem po wolnym świecie. Szczególny krzyk podniósł się w środowisku polskich sadowników, którzy z dnia na dzień stracili główny rynek zbytu. Oczywiście krzyk miał swój adres – rząd.
„Niech rząd COŚ zrobi!”
No i robi. Minister Sawicki stara się o dotacje unijne, które mogłyby złagodzić skutki rosyjskich decyzji. W zasadzie prawidłowo. W zasadzie.
Tyle, że owe dotacje są trochę niepewne, bo unijni urzędnicy muszą dopiero „zbadać rynek”, by stwierdzić czy do jakichś rzeczywistych szkód doszło ponieważ jako ludzie dotknięci trwałym analfabetyzmem, nie mieli okazji przeczytać o rosyjskich sankcjach w gazetach, a jako ludzie ubodzy nie mają telewizorów, z których mogliby się o nich dowiedzieć.
Do ew. odszkodowań droga więc jeszcze daleka.
Co się dzieje w międzyczasie? Nic zaskakującego. Po prostu nic. Zdziwieni? Ja bardzo.
Wczoraj pojechałem specjalnie na giełdę towarową sprawdzić ceny owych nieszczęsnych jabłek. Ani drgnęły.
Na zdrowy rozum jeśli nastąpiła utrata zewnętrznego rynku zbytu, powinno to skutkować spadkiem i to gwałtownym cen na rynku krajowym. Nic takiego nie nastąpiło. Dlaczego? Sadownicy licząc przyszłe odszkodowania mają w nosie to, że towar im się zepsuje zanim zdołają go komukolwiek sprzedać? A może po prostu nie chcą sprzedać bo i po co, skoro „Unia da”?
Gdyby to wyliczenie było gwarantowane, może i przyznałbym im rację, choć nie ukrywam – z niesmakiem. Ale nie jest. Równie prawdopodobny jest scenariusz, w którym unijni urzędnicy nie stwierdzą żadnych szczególnych zakłóceń w funkcjonowaniu tego rynku i odszkodowań nie będzie. Nie do takich niespodzianek nas już przyzwyczaili.
Co wtedy? A – wtedy winien będzie rząd – to oczywiste.
Moja domowa biblioteczka wzbogaciła się ostatnio o kilka ciekawych pozycji. M.in. o wydaną w 1867 roku książeczkę autorstwa Samuela Smilesa „Pomoc własna” (Self–Help) drukowaną w Warszawie w drukarni Aleksandra Ginsa.
Wydanie o tyle ciekawe, że będące tłumaczeniem z niemieckiego, które było tłumaczeniem z angielskiego. Ta nietypowa droga do czytelnika zaowocowała (dzisiejsze zwyczaje wydawnicze chyba by na to nie pozwalały) uzupełnieniem tekstu angielskiego przykładami niemieckimi dotyczącymi omawianych kwestii, a w następnej kolejności – polskimi. Objętość jest więc znaczniejsza od oryginału Smilesa, ale za to pozwalająca na zorientowanie się, jak przedstawiane przez niego idee inspirowały czytelników w różnych krajach.
Już na pierwszych stronicach można przeczytać myśli jak na nasze przyzwyczajenia – rewolucyjne.
„Historia i doświadczenia uczą nas, że potęga i stanowisko państwa zależą nie od szerokości jego praw, ale od osobistej wartości i charakteru jego obywateli – gdyż „społeczeństwo wydaje państwo, a nie państwo społeczność wytwarza”.
Oj…. już słyszę jęk ze strony jednej z partii, która cała energię poświęca dziś na zastąpienie obywateli w jego funkcjach decyzyjnych, a nawet w myśleniu mając jedynie słuszną receptę na wszystko.
A Smiles „dobija”:
„Postęp narodowy jest rezultatem indywidualnej pilności, indywidualnej siły i prawości, tak jak z drugiej strony upadek narodu jest wynikiem indywidualnej ospałości, zatraty obyczajów i niedołęztwa…”
Książeczka jest pełna ciekawych myśli, które powinny być upowszechniane u nas w naszej drodze powrotnej do kapitalizmu, a nie są.
Szczególnie ta tłumacząca, iż „pieniądz zawsze powinien być środkiem, a nie celem”.
Na niemal 500 stronach multum przykładów z konkretnych życiorysów osób, które odniosły sukces, w tym finansowy, wraz z wyjaśnieniem jak do tego sukcesu doszło.
Z poloniców mamy tam opowieści o Augustynie Spiskim, historię familii Rotschildów, wspomnienie o dr Marcinkiewiczu i jego poznańskim „Bazarze” itp.
Wszystkie mają jedną wspólną cechę – nastawienie na ciągłe dokształcanie się, nie spoglądanie w stronę jakiejkolwiek władzy w nadziei uzyskania z jej strony pomocy w czymkolwiek oraz, co jest najważniejszym motywem przewodnim książki – umiejętność współdziałania z innymi.
Setki konkretnych przykładów na to, że tam gdzie kończą się możliwości jednego może być początek możliwości dla grupy trzech – czterech.
Jako amator żółtych serów zawsze chciałem spróbować ich produkcji i z wielkim zainteresowaniem oglądałem w TV filmy mówiące o tym jakże smacznym temacie.
Szczególnie jeden, mówiący o północnej Francji utkwił mi w pamięci.
Kilku rolników w jednej ze wsi dogadało się i zawiązało spółkę, do której każdy wniósł swój areał, pracę i niezbyt wielką gotówkę (żaden nie był Krezusem).
Zaczęli produkować wspólnie sery i sprzedawać je w najbliższej okolicy. Ziemia należała do spółki, krowy też, praca podzielona między wszystkich.
Obniżka kosztów w takich wypadkach jest oczywistością. Podział pracy pozwalał na zajmowanie się kilkoma rzeczami jednocześnie, co oszczędzało czas i zwiększało wydajność „spółdzielni”. W cztery lata opanowali lokalny rynek, co wystarczyło na godne życie wszystkich uczestników przedsięwzięcia. Nie korzystali z pomocy żadnych pośredników, sery sprzedawali we własnym sklepie w miasteczku, biznes kwitł.
Kiedy dziś słyszę narzekania rolników na skandalicznie niskie ceny oferowane im przy skupie przez koncerny przetwórcze – przypominają mi się owi francuscy serowarzy.
To prawda, że jest skandalem gdy cena skupu jest dziesięciokrotnie niższa od ceny detalicznej, ale któż taką sytuację wytwarza?
Czy nie są jej współtwórcami sami rolnicy, którzy biernie czekają na firmy odbierające ich produkty i z płaczem, ale godzą się na postawione warunki „nie mając wyjścia”?
A gdyby odmówili sprzedaży? Nie ma takiej firmy na świecie, która w kilka dni zdążyłaby sobie zagwarantować dostawę z innego źródła z podobną opłacalnością. Musiała by się dogadać.
No tak, ale co w sytuacji gdy Nowak nie sprzeda, a wykorzysta to Kowalski i sprzeda dwa razy więcej? Nie zarobi, bo cena podła, ale przynajmniej będzie się cieszył, że Nowakowi zgniło.
Co zrobić, by jakakolwiek wzmianka o współpracy nie kojarzyła się polskiemu rolnikowi z kołchozem, a on sam przestał być karykaturą Ślimaka?
Jak trafić do sadownika, który słusznie klnie, że za jabłko płacą mu kilkanaście groszy za kilogram, a który wystawiając je na własnym straganie przy drodze żąda za kilo 10 złotych „bo po tyle są w mieście”? A gdyby wystawił po 5 zł? Może sprzedałby więcej?
A co gdyby jednak dogadał się z Nowakiem i pracowaliby razem? Doprosiwszy Wiśniewskiego i Dąbrowskiego mogliby stworzyć spółdzielnię dyktującą warunki firmom, a z czasem nawet je zastępującą. Nie? Mam wrażenie, że tak. Doświadczenia rolników francuskich i niemieckich (innych nie znam) potwierdzają moje przypuszczenie.
Wspólna praca to jednoczesne mniejsze obciążenie nią dla pojedynczego człowieka. Może przy takim systemie Nowak znalazłby czas, by pojechać do stolicy i spróbować rozmów z attache handlowymi z ambasad azjatyckich krajów, w których jabłka od dawna są towarem dobrze widzianym? Ci panowie w końcu od tego są. Po co czekać, aż pan minister wpadnie na taki „rewolucyjny pomysł”? Wówczas jakiekolwiek embargo nie byłoby takie straszne. A znając życie, w takiej sytuacji i Rosja szybko by się „przeprosiła” z polskimi towarami wiedząc, że jedynie zubaża swój rynek nie odnosząc sukcesu politycznego. To oczywiście obraz uproszczony, ale chcę tylko zasygnalizować ideę. Ministerstwo zajmujące się wyłącznie „załatwianiem dotacji” polskiemu rolnictwu na dobrą sprawę szkodzi.
Czytając Smilesa zastanawiałem się, czy jest w dającej się przewidzieć przyszłości możliwa sytuacja, gdy nasi producenci rolni oderwą się od stęchłego schematu „to je moje”, gdy tradycja waśni nawet wewnątrz rodziny o „grunta” przestanie funkcjonować, a miedza nie będąc już świętością zostanie zaorana w imię współpracy Nowaka z Kowalskim?
Miałem nieprzyjemność obserwować naocznie awanturę, jaką urządził jeden z czołowych polskich biznesmenów załodze firmy, która poszła na chwilową współpracę z konkurencją, co zaowocowało z jednej strony zastrzykiem gotówki, a z drugiej dodatkowym zyskiem dla obu firm. Ów biznesmen, figurujący dziś w pierwszej setce najbogatszych wyglądał szalenie patriotycznie gdy biała piana tocząca mu się z ust kontrastowała z czerwienią lic, a ze ściśniętego gardła wydobywało się charczenie, że „oni TEŻ zarobili!!!”
Czy kiedyś takie widoczki będą już tylko anegdotą?
Czas byłby najwyższy, bo póki co wieś ratują dotacje (za małe!!! nam się należy!!!) unijne, ale one kiedyś się skończą. Co wtedy? Blokady dróg, ciągniki pod sejmem i żądania, żądania i jeszcze raz żądania?
Czy pomysły pani Senyszyn, żebyśmy wszyscy zaczęli jeść więcej jabłek, to uratujemy polskich sadowników? Nawiasem mówiąc pani S. jest w błędzie. Uratujemy, ale polskich pośredników, co akurat niekoniecznie wyjdzie sadownikom na dobre.
Samuel Smiles pisał o buntach robotniczych z 1848 roku porównując przyjęte wówczas rozwiązania francuskie i niemieckie, iż ważne jest znalezienie takiego systemu samopomocy (tak to nazywał), który byłby w miarę uniwersalny, a nie rozwiązujący problem „na dziś”.
Obserwując to, co się dzieje wokół rosyjskiego embarga, mam wrażenie, że wszyscy – od bezpośrednio zainteresowanych aż po koła rządowe podchodzą do problemu jak do „chwilowych trudności”, które kiedyś się skończą i wszystko będzie po staremu.
A co jeśli nie?
Jerzy Łukaszewski
To jest chyba klasyczny przyklad nadajacy sie do ksiazki Smilesa. Byloby pozytecznym go sledzic, jak to sie rozwinie lub padnie.
http://moto.onet.pl/przepis-na-olej-napedowy-czyli-jak-ugotowac-sobie-paliwo/lyzgt
Panie Jerzy, rozbawił mnie Pan odgrywając tutaj rolę „cepa ekonomicznego”powołującego się na Samuela Smilesa który swe spostrzeżenia opierał na obserwacji nieefektywnego rzemiosła i rolnictwa, dzisiaj w dobie mechanizacji, automatyzacji i chemizacji są one warte funta kłaków. Wydajność pracy dzięki osiągnięciom technologicznym wzrosła tysiące procent co diametralnie zmieniło relacje ekonomiczne. Problem tkwi w tym że Rząd RP przyjmując zlecenie polityczne od Waszyngtonu, występując na Majdanie i później, nie zabezpieczył interesów ekonomicznych obywateli wynikających z ewentualnych sankcji czy wojny. Rolnicy przez lata budowali dostęp do rynków Rosji, co zostało skutecznie zniszczone przez Rząd, który powtórzył błąd analogiczny z flotą rybacką, 2 na świecie po Japonii – 25 lat temu, i znów głupota górą!.
Aleksiej, znowu piszesz kak ruski agent. Dla Ciebie Targowica zawsze będzie lepszym rozwiązaniem. A gdzie interes Polski? Rolnicy poradzą sobie. Mają dobry produkt, który sprzeda się na świecie. A Rosja? Cóż, ma teraz szansę sama się wyżywić. Trzymam za nią kciuki! Bo to znaczy, że Putin musi odejść.
Andriusza, szutnik z Ciebie, chcesz przekonać publiczność że pokonasz Putina „bronią jabłkową”a jadłeś ruski chleb z sałem?.Jeśli jadłeś to wiesz jaka jest relacja pomiędzy głowicą atomową a jabłkiem, ruskie wojsko będzie walczyć bez jabłek, o chlebie i wodzie a jak trzeba o samej wodzie.
Chyba nie zrozumiałeś, Aleksy. Głowice ani sankcje Rosji (wielkiej zresztą) nie wyżywią. Spróbój sam prowadzić wojnę o wodzie. Chore mrzonki o „osaczonej” Rosji i stawianie na swoje głowice nie wiele dadzą. Świat poszedł nieco dalej do przodu. Rosja ma szansę wreszcie sama się wyżywić. Tak napisałem. I znam šwietny czarny ruski chleb. Tylko, że robiony ze zboża z Ukrainy… Bo dotąd sama Rosja niewiele sama produkowała. Ale aby to móc zrobić, będzie potrzebować gospodarkę rynkową. Nie głowice. Tylko kalkulacje winien – ma! I aby to móc zrobić będzie musiała przegonić Putina i jego czarną sotnię. A o polskich jabłkach zapomnij. Нельзя
Możesz być spokojny, doskonale rozumiem Twoje stanowisko oraz intencje wyrażone wpisem, niestety, swą opinię oparłeś na stereotypach – w poprzednich latach Rosja eksportowała ok. 20 mln.ton zboża rocznie. Jest to wielkość zaspakajająca roczne potrzeby Federacji Rosyjskiej. Myślę że Putinowi chodzi o coś innego.http://wiadomosci.onet.pl/swiat/rosjanie-zwiekszyli-eksport-zboza/eng2. Нельзя врать, правда вас освободи.
@ Jerzy Łukaszewski
Odnośnie rolników zgadzam się z Panem. Dla każdego przedsiębiorcy jest oczywiste, że przy eksporcie nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której więcej niż około 20% obrotu naszej firmy jest uzależnione od jednego rynku.
Z powodów oczywistych. Ale rolnicy uważają, że są kimś więcej niż przedsiębiorcami. I niestety rządy(wszystkie bez wyjątku) upewniają ich w tym błędzie.
Pamietam kiedy przedstawiciele prawie calej polskiej „klasy” politycznej z prezesem na czele ( slynne zdjecie prezesa stojacego pod pacha Kliczki..) pielgrzymowala na Kijowski majdan… Jakims dziwnym trafem nie bylo tam widac nikogo z Wegier , Czech i Slowacji…..!!!! Bylem pozytywnie zaskoczony zachowaniem PSL , ktory przestrzegal ze takie wymachiwanie drewniana szabelka Rosji musi sie skonczyc embargiem na polska zywnosc w Rosji …!!!!
To cóż, może przepytajmy Pana Prezesa na okoliczność odszkodowań/dotacji dla sadowników? Może zamiast wyrzucać kasę na głupawe bilbordy da trochę (nie)swoich pieniędzy na sadowników, bo przyjdą i jego zapytają „jak żyć?
@ jacek2
Putin sie chwali, ze juz jeden rzad w Warszawie obalil podkladajac mu swinie. Jezeli ten padnie na jablku, Grecy oskarza nas o plagiat.
Na świecie już dawno wymyślono tzw. Grupy Producentów Rolnych. Opisałem to w 2009 roku w tekście opublikowanym m. in. w Kontratekstach (http://kontrateksty.pl/index.php?action=show&type=news&newsgroup=6&id=4848). Przytoczę mały fragment:
[…]W starej unijnej Piętnastce proces łączenia się rolników w grupy trwa od 30 lat. Szacuje się, że GPR mają tam 9 mln członków. Niektórzy rolnicy należą do kilku grup, np. producent zboża może jednocześnie być w spółce handlującej nasionami, sprzedającej ziarno i tej, która zajmuje się jego przerobem. Dzięki temu rolnicy unijni zgarniają marżę pośredników, co zwiększa ich dochody. Mogą więc sprzedać taniej zboże, bo zarabiają na jego przetwórstwie.
Dla Komisji Europejskiej, która popiera tworzenie grup, to czysty zysk. Liczy, że dzięki temu zmniejszy dotacje z budżetu dla rolników. W sumie w tej chwili w krajach Unii grupy producentów dostarczają rolnikom ponad połowę środków do produkcji, a sprzedają ponad 60 proc. wytworzonych przez nich produktów. W czołówce najlepiej zorganizowanych krajów jest Holandia i Belgia, które sprzedają ponad 70 proc. produktów. Najgorzej jest w Portugalii – tylko 4 proc., i w Polsce – 2 proc.
Według Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi 11 sierpnia 2009 r. w Polsce zarejestrowanych było 447 grup producentów rolnych – od listopada 2008 ich liczba wzrosła o 76. Zdecydowana większość GPR działa w formie spółki z o.o. (271) oraz spółdzielni (124), zrzeszenia i stowarzyszenia są nieliczne (52). Według opracowania Krajowej Rady Spółdzielczości najwięcej GPR działa – jakże by inaczej – w województwie wielkopolskim: aż 76. W czterech województwach zachodnich (wielkopolskie, kujawsko-pomorskie, dolnośląskie i opolskie) zarejestrowanych było latem tego roku 237 grup, a zatem ponad połowa działających w Polsce! Na drugim krańcu jest – to też nie jest niespodzianka – ściana wschodnia: województwo lubelskie – 15, podkarpackie – 14, podlaskie – 12, świętokrzyskie – 6. Choć niewiele więcej jest w łódzkim (8), małopolskim – (10) i – to jest pewna niespodzianka – w śląskim zaledwie 12. […]
***
3 sierpnia 2014: wykaz GPR liczy 1062 pozycje. Szalony wzrost nastąpił w województwie świętokrzyskim – z 6 do 18. Wszystko przed naszymi rolnikami.
Panie Jerzy to pan nie wie,że Polak mądry po szkodzie?Zawsze!To jest reguła,złamana nielicznymi wyjątkami.Tu się najpierw robi,po czym ewentualnie się pomyśli ale rzadko i nie na temat.Proszę od chłopów nie wymagać zbyt wiele skoro elity tego kraju są skrajnie egoistyczne.Przepultały potęgę państwową onegdaj,a i współcześnie wcale dużo lepiej nie będzie.To jest po prostu kraj skrajnego indywidualizmu i tyle.Tu od stuleci nie myśli się w kategoriach dobra wspólnego.To nasze obyczajowe i historyczne dziedzictwo.Były oczywiście momenty w których nasza w/w tożsamość była do tego stopnia zagrożona iż zdobywaliśmy się na gesty.Nawet niewolnikom rolnym i robotnikom (w takich momentach)obiecywano przywrócenie godności i człowieczeństwa,ale tylko do czasu gdy nasza prywata ponownie mogła być kultywowana z „czcią i honorem”.Z bogiem,ale i bez boga.
To jest dziejowa matryca,nie widzi Pan tego.
Co do drzew owocowych i całej specyfiki wsi,to trzeba wśród nich żyć,żeby ją zrozumieć.Bardzo wielu zazdrości nam naszej wsi i muszę Panu powiedzieć,mają czego.
Dziwne,prawda?
@beel: dla jednych skrajny indywidualizm, dla mnie wściekła zawiść twardej prywaty z arcypolskiej tradycji liberalnej, bezwzględnie samolubnej, bierze się z niedorozwiniętego układu prawnego, nie premiującego dla wspólno-państwowego układu interesów – współdziałania ekonomicznego i oddolnych inicjatyw gospodarczych. To się w Polsce nie opłaca, bo tego nie wymusza układ prawny, i na tym w efekcie ci pośrednicy zarabiają.
.
Ale zarobek grosistów i hurtowników bezpośrednio substancji nie tworząc idzie w polepszenie drenażu rynku i w akumulację. Doraźność zabija dalsze cele – winne jest państwo, gdyż faktycznie chce tego, pozwalając na to, że legislatura ma stale odpowiednio dużą plastyczność.
Od ponad dwudziestu lat paru mądrych ludzi namawia sadowników do zjednoczenia sił w celu:
– stworzenia wspólnej organizacji handlującej jabłkami, żeby ograniczyć zarobki pośredników i samemu przechwycić dużą część marzy dystrybutorów i hurtowników,
– wspólnie promować polskie owoce za granicą, głównie w Azji.
I co – i nic! Sadownicy nie widzą dalej niż czubek własnego nosa. Są świetnie wykształconymi fachowcami od agrotechniki i kompletnymi ignorantami ekonomicznymi, zwłaszcza kiedy dotyczy to współpracy w ramach środowiska.
A co zrobią pośrednicy, którzy śmieją się z sadowników. Już dawno dogadali się z pośrednikami białoruskimi i polskie owoce i warzywa pojada do Rosji via Białoruś. Więcej zarobią na tym pośrednicy a stracą sadownicy i klienci rosyjscy.
Dzisiaj J.Kaczyński obudził się z rekompensatami z UE lub z budżetu RP. Niech da ze swoich funduszy jak taki dzielny, albo niech siedzi cicho, jeśli nawet tego nie pojmuje!
@Author
================
.
>>> Kilku rolników w jednej ze wsi dogadało się i zawiązało spółkę, do której każdy wniósł swój areał, pracę i niezbyt wielką gotówkę (żaden nie był Krezusem).
.
Zaczęli produkować wspólnie sery i sprzedawać je w najbliższej okolicy. Ziemia należała do spółki, krowy też, praca podzielona między wszystkich.
.
Obniżka kosztów w takich wypadkach jest oczywistością. Podział pracy pozwalał na zajmowanie się kilkoma rzeczami jednocześnie, co oszczędzało czas i zwiększało wydajność „spółdzielni”>>>
.
A coz to widzę!?
Pan Redaktor wychwala kołchozy!?
A ja juz myślałem że to niechlubna zaprzeszła przeszłość Ś.P. …
Czyzby świat się przekręcił a ja nie zauważyłem…?
.
P.S. ( 🙂 )
… miało być
P.S. 🙂
O.K. got it. Nie wchodzi.
A kiedyś wchodziło…
.
Mialo być :
P.S. ( okrągła żółta uśmiechnięta twarz z przymrużonym okiem, sygnalizująca, zeby nie brać tego calkiem na powaznie… )
@Georges53, od czasu jak obejrzałem „Świat się śmieje” lubię kołchozy 🙂
Nigdzie tak pięknie świnie nie układały się na półmisku 🙂
an apple a day keeps putin away (if you can hit him)…
Zarzuca się tutaj sadownikom, że się nie organizują. A to nieprawda. Na przykład Związek Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej działa od 15 lat: http://youtu.be/HfEh8lsR0fY.
Zamiast potępiać w czambuł, lepiej się dowiedzieć. Zamiast psioczyć na polskich rolników, lepiej pomyśleć nad zamortyzowaniem rosyjskich represji.
No, chyba że ktoś czuje pociąg do Putina…
@Federpusz , co to?
„…No, chyba że ktoś czuje pociąg do Putina… ”
Upał?
Owszem, będzie się potępiało w czambuł dopóki przy każdej takiej okazji rozlegał się będzie krzyk, że rząd ma „coś zrobić”. Gdyby ci panowie i ich związek mieli odrobinę chęci do współdziałania naprawdę, żaden Putin by im nie podskoczył i żaden premier nie byłby im do niczego potrzebny.
Ale u nas to wciąż mało nośny pogląd.
Potrafi pan wytłumaczyć, dlaczego rolnicy francuscy i niemieccy to potrafią, a nasi nie? Wzory są gotowe, nie trzeba wymyślać prochu.
@Jerzy Łukaszewski
Podałem fakt, który pan zignorował.
Powtarzam, Związek Sadowników RP działa od 15 lat. Jest to organizacja pozarządowa, stowarzyszenie (http://bazy.ngo.pl/search/info.asp?id=65224).
W 2013 roku Polska była liderem w światowym handlu świeżymi jabłkami. Odnieśliśmy niekwestionowany sukces, inne kraje mogą nam tylko pozazdrościć. Teraz trzeba zadbać o to, żeby rosyjskie represje nie zaszkodziły polskim sadownikom.
Prezes Sadowników RP ma świadomość, że „największym problemem jest […] rozdrobnienie” (http://www.forbes.pl/polska-liderem-sprzedazy-jablek,artykuly,166141,1,1.html).
PS. Na przyszłość – proszę sobie darować uwagi o upale. To było niekulturalne i niczego nie wniosło.
@Federpusz, owszem, uwaga o upale wniosła mój stosunek do argumentacji „skoro się ze mną nie zgadzasz to popierasz Putina”.
Trudno ją inaczej potraktować.
Po drugie pan albo nie czytał mojego tekstu, albo nie oglądał tego filmiku.
Jest „związek”, na którym pasie się gromada „działaczy” i cóż on zdziałał? Organizuje protesty, strajki, domaga się, żąda… czyli dokładnie to, co krytykuję w tekście. Chyba, że pan nie zauważył różnicy. Bez względu na temperaturę.
Gdyby wziąć poważnie tę propagandówkę rodem z PRL, należałoby dziś zapytać panów sadowników: – O co wam chodzi? Przecież jest świetnie!
Macie mnóstwo rynków zbytu, sprzedajecie na cały świat, Rosja to tylko :jeden z”.
O jakich rekompensatach więc mowa? Zna pan inną branżę, której rząd ma pomagać w takiej sytuacji?
„lepiej pomyśleć nad zamortyzowaniem rosyjskich represji.”
No ale „związek” domaga się aby to rząd pomyślał, a nie on sam.
Takie związek to ja mogę zorganizować w każdej branży 🙂
Związek mówiąc o „rozdrobnieniu” ma na myśli tylko to, że jeszcze nie wszyscy do niego należą i nie płacą składek, przez co działacze nie mają na podwyżki.
Ja pisałem o zupełnie czym innym, drogi panie.
Naprawdę 🙂
@Jerzy Łukaszewski – ze zdziwieniem przeczytałem polemikę @Federpusz’a z Panem, na tle jego krytyki mojej uwagi.
Niestety @Federpusz trzyma się swojej wersji jak pijany płota, przy okazji oburzając się na Pana o uwagę nt. upału na tle wcześniejszego sugerowania mojego „pociągu do Putina…”. Pominąwszy elementarny brak taktu, bo jest to argument godny posła Brudzińskiego lub Błaszczaka, a szerzej PiSowska maniera orzekania kto jest patriotą, to jest to strzelanie z armaty do wróbla. Ktoś kto oburza się, że Pan zignorował istnienie związku sadowników wystawia sobie świadectwo ignorancji:
– przypadkiem znalazł filmik, którego albo nie obejrzał albo nie zrozumiał o czym napisałem a Pan skomentował puentując,
– mnie wytykając, że „Zamiast potępiać w czambuł, lepiej się dowiedzieć”, sugeruje własną znajomość rzeczy, gdy tymczasem nie ma o niej nawet bladego pojęcia,
– stwierdzeniem początkowym „Zarzuca się tutaj sadownikom, że się nie organizują” daje świadectwo, że w ogóle nie zrozumiał mojego wpisu, albo może nie chciał zrozumieć.
Nie zarzucałem sadownikom, że się nie organizują, tym bardziej nie potępiałem ich w czambuł. Wskazywałem, że „od ponad dwudziestu lat paru mądrych ludzi namawia sadowników do zjednoczenia sił” w celu tworzenia organizacji na rzecz wspólnego handlu, przetwórstwa, i poszukiwania zagranicznych rynków zbytu. Takie organizacje działają na Zachodzie jako spółdzielnie lub spółki. Tak się składa, że znam tych namawiających. Od 20 lat wskazywali na nadmierną koncentrację eksportu owoców na rynku rosyjskim i ryzyka z tym związane. Poświęcili oni sporo wysiłku i czasu organizując sadownikom za pieniądze UE wizyty w takich organizacjach sadowników włoskich, francuskich, hiszpańskich, holenderskich, niemieckich i innych. Sadownicy owszem pojeździli, zobaczyli, pojedli i popili na koszt organizatorów i gospodarzy, pocmokali, pozazdrościli a jakże i nic. Nie kiwnęli palcem we własnej sprawie, bo trzeba było się złożyć na niewielkie pieniądze i powołać np. spółdzielnię albo spółkę. Nie wyszli poza stadium dyskusji, w której pilnowali aby nikt nie miał większych udziałów. na wszelki wypadek szybko zakończyli dyskusje niczym. Organizacja na którą nasz adwersarz się powołuje, tj. „Związek…” jest towarzystwem wzajemnej adoracji i związkiem zawodowym. Pilnuje aby inni sadownicy nie wyrośli ponad środowisko. Ma ich bronić przed światem i lobbować w rządzie, w UE i Bóg wie gdzie. Ani się obejrzymy jak przyjmie ich prezes PiS z apelem:”Jarosław sadownictwo zbaw”. Wspominałem, że już JK grzmi o rekompensaty z UE albo z rezerw budżetowych Polski. Kolejny geniusz ekonomiczny. NIech zapłaci ze swoich środków…
Nawet teraz, kiedy Rosja wprowadziła embargo oni(związek) lobbują w MSZ i Ministerstwie Rolnictwa żeby te agendy rządowe szukały im rynków zbytu. Naprawdę sadownicy jak wielu innych rozproszonych producentów maja umysłowość Kalego –
dobry uczynek jak Kali ukraść krowę. Ale jak wielu Kali ma wyłożyć po parę złotych (a to bardzo zamożni producenci) na własną firmę która będzie szukała rynków zbytu na świecie, to zły uczynek, bo im szkoda kasy. Nie to, nie – zarobią jak zwykle pośrednicy. Na marginesie branża drobiarska, która miała podobna strukturę rozproszonych polskich producentów, od 20 lat kurczy się gwałtownie – niechęć do współpracy spowodowała, że 80% z nich musiało splajtować albo tanio sprzedać swoje biznesy na rzecz większych koncentracji, ale to opowiadanie na inną okoliczność.
Wszystko inne co Pan napisał o tym oraz innych takich związkach w odpowiedzi panu @Federpusz nie wymaga komentarza. Podpisuję się oburącz.
A @Federpusz’a pozdrawiam, „chyba że ktoś czuje pociąg do Putina…”
@Jerzy Łukaszewski
Uf, panie Jerzy, zaglądam tu po kilku godzinach i widzę mnóstwo agresji, która mnie zadziwia. Tego wcześniej nie było na Studiu Opinii. Cóż, haters gonna hate, ale nie lubię takich sytuacji, więc spróbuję jeszcze raz.
Komentarz o Putinie nie był adresowany do pana. I nie znaczył bynajmniej, że „kto się ze mną nie zgadza…”. Znaczył tylko tyle, że – moim zdaniem – w obecnej sytuacji politycznej (nie gospodarczej) lepiej okazać solidarność społeczną, aniżeli dzielić polskie społeczeństwo od środka.
Podzielam zdanie Marka Borowskiego (senatora niezależnego), który powiedział – bodaj tydzień temu – że Unia Europejska powinna się zabezpieczyć przed ewentualnymi represjami w przyszłości i stworzyć specjalny fundusz pomocowy dla krajów członkowskich, na amortyzację właśnie.
Nie wiem gdzie pan widzi tę agresję, ale ok, niech będzie, że jest.
Zdania p. Borowskiego nie podzielam, ono jest klasycznie PRLowskie – państwo da (nieważne, czy konkretne państwo, czy unia). A jak nie da? Nie odpowiedział pan na to pytanie.
Poza tym artykuł jest o tym, jak samemu sobie pomagać, a nie liczyć na kogokolwiek. Ten „związek”, który pan wskazał jako remedium tego nie zrobi, bo nie po to został założony. To grupka cwaniaczków pasących się na sadownikach, przecież to widać gołym okiem.
Jeśli pan chce nadal utrwalać i sankcjonować w Polsce klasyczne nieudacznictwo i oglądanie się na to kto komu pomoże, to pańskie prawo. Tylko proszę potem nie zwalać efektów na rząd (jakikolwiek). Bo nam się należy!
@ Federpusz
Nie może pan polemiki merytorycznej traktować jako „mnóstwo agresji, która mnie zadziwia”. Proszę pamiętać, że ja nie komentowałem Pana wpisu. To pan komentując mój wpis stwierdził m.in.:
„Zarzuca się tutaj sadownikom, że się nie organizują. A to nieprawda…………….
Zamiast potępiać w czambuł, lepiej się dowiedzieć. Zamiast psioczyć na polskich rolników, lepiej pomyśleć nad zamortyzowaniem rosyjskich represji.
No, chyba że ktoś czuje pociąg do Putina…”
Ten cały wpis jest obraźliwy bo sugeruje moją niekompetencję. A końcowa sugestia dotycząca Putina jest, najłagodniej rzecz ujmując, nietaktowna. I jeszcze w odpowiedzi red. Łukaszewskiemu Pan wspomina, że „Komentarz o Putinie nie był adresowany do pana.” i dalej następuje interpretacja znaczenia tego wpisu, która nie wytrzymuje krytyki. Zwłaszcza, że sugeruje dzielenie społeczeństwa od środka!
Mimo wszystko powstrzymam się od złośliwych uwag na tle tego oraz jeszcze bardziej kuriozalnego wpisu: „haters gonna hate”. Gdzie pan tu widzi nienawistników i zamiary szerzenia nienawiści? To jest portal na którym ludzie rozmawiają, ale jeśli będziemy się obrażać to dialogu nie będzie. Połajanki możemy poczytać na innych portalach i to jest mało interesujące.
Związek Sadowników RP powiada Pan, a jaką ma strukturę, czym się zajmuje i kto zasiada w jego władzach???
Napisałem o tym, ale czekamy na moderację.
@Author 9:56
=============
.
>>> @Georges53, (…) lubię kołchozy Nigdzie tak pięknie świnie nie układały się na półmisku >>>
.
Hi, hi, hi.
Pozdrawiam.
.
P.S. …a tak powazniej…
Pracowac WSPÓLNIE dla WSPÓLNEGO dobra…? Eeeee…
Juz to gdzieś słyszałem… Ta idea została skopana i skompromitowana.
Teraz obowiazuje inna.
„Never pass opportunity to take advantage of misfortune of your fellow man.” and „Greed is GOOD”.
Na tym polega kapitalizm. Niech Pan popatrzy wokolo.
.
(*) „Od kazdego wedle jego zdolności; kazdemu wedle jego potrzeb”.
To wydaje sie wystarczajaco dobra recepta.
Co do implementacji, no tu się można spierać…
@Georges53 tylko, że to nie jest idea, a czysty rachunek ekonomiczny. Po co pasać stado urzędasów, działaczy, pośredników itp. skoro można zrobić taniej? 150 lat minęło od wydania książki Smilesa, a on ją pisał w oparciu o doświadczenia rzemieślników angielskich, nie z „sufitu”.
@Jerzy Łukaszeaski: to takie oczywiste oczywistości. Tylko kiedy trafią pod te polskie strechy kryte lśniącą dachówką?
@Georges53: a słyszał Pan o teorii gier, która nakręca ten podły (prawdziwy) kapitalizm?
@Author 17:22
==================
.
No tak, ale ja nie o tym.
Ja o tym, że…
.
Napisal Pan wyraźnie :
>>> Zaczęli produkować wspólnie sery i sprzedawać je w najbliższej okolicy. Ziemia należała do spółki, krowy też, praca podzielona między wszystkich. >>>
czyli ” Pracowac WSPÓLNIE dla WSPÓLNEGO dobra.”
.
To są, prosze Pana, wywrotowe pomysły. Czyż nie do tego wlasnie zniewalala nas Ś.P. Komuna, ciągnąc nas za włosy, krzyczacych, kopiacych i protestujacych…?
A tfu!
.
Napisane jest w Biblii i w Torze ( nie jestem Badaczem Pisma Swietego, wiec bez odnosnika ) by kazdy przyniosl swoje plony na dziedziniec, zeby WSZYSCY sie mogli nimi WSPOLNIE podzielic, a najpierwej żeby się posiliły wdowy i sieroty.
No i co to jest jak nie czysty komunizm?
O takim starym komuchu jak Jezus Chrystus to nawet nie wspomnę…
.
Prosze Pana, stado hien potrafi sie dzielić zdobyczą z rannym towarzyszem czy ciężarna samica, co sami nie moga polowac.
A co ja słyszę od Homo Sapiensa…?
„K…wa! Z moich podatków na te darmozjady…!? Niedoczekanie ich! K…wa!”
.
Pracowac WSPÓLNIE dla WSPÓLNEGO dobra?
Ciezkim wysilkiem pokonalismy takie wywrotowe pomysly. Tymi oto ręcamy i tymi palcyma. Wyrok historii zapadł.
Gordon Gekko i Bernie Madoff też muszą się pożywić. Choć sami ani nie orzą ani nie sieją.
Nie tylko „też ” ale „przede wszystkim”.
I o to właśnie się Polska biła.
Uklony.
//////////////
@Georges53
To co Pan z takim uporem kilka razy powtarza jako osiągnięcie obalenia komunizmu, i co Pan różnie nazywa: kołchozy, wspólna praca dla wspólnego dobra, która to „idea została skopana i skompromitowana”, polega na nieporozumieniu. Skompromitowany został pomysł komunistów na oszukiwanie kołchoźników i spółdzielców, polegający na tym ze pożytki wspólnej pracy przechwytywała komunistyczna władza. Ma pan rację przy okazji w świadomości rolników idee kołchozu, idee spółdzielczości rolnej zostały skompromitowane. Tymczasem rozwiązania pochodzące z tych idei, głównie spółdzielnie ale i spółki rolne są źródłem sukcesu w wielu krajach Europy – przede wszystkim w najwyższym stopniu w Holandii, Francji, Włoszech, Niemczech i innych. Spółdzielczość rolna przyczyniła się do sukcesu Wielkopolski w II połowie XIX wieku, gdzie Polacy jeszcze do końca II RP mieli najwyższe wydajności produkcji w agrobiznesie europejskim i jeden z najwyższych w Europie poziomów kultury rolnej.
Dzisiejsze odrzucenie tych tradycji własnie przez komunistyczną kompromitację jest jedną z zasadniczych barier rozwoju agrobiznesu. Agrobiznes, jak każdy biznes wymaga inwestycji nie tylko w dobry produkt (to akurat w sadownictwie zawdzięczamy prof. Pieniążkowi), ale we wszystkie stadia biznesu – handel, przetwórstwo, marketing (informacje,, promocję, reklamę) i akwizycję czyli znajdowanie klientów i zwieranie transakcji, planowanie dostaw, kontraktację, etc. Nasi producenci rolni (zbóż, warzyw, owoców, zwierząt, mleka, drobiu, jajek) mając kliniczna niechęć do wspólnych przedsięwzięć narażeni są na wszystkie wady rozproszonej, niezorganizowanej produkcji: niskie ceny (marże wszystkich etapów handlu wędrują do pośredników), cykle koniunkturalne a wraz z nim niekontrolowane masowe plajty, niezdolność do konkurencji z rozwiniętymi rynkami krajów europejskich, w tym: brak nowoczesnego marketingu, planowania,kontraktacji, nadmierna koncentracja na jednym rynku (Rosja), do tego obarczonym ryzykiem politycznym, brak zdolności pozyskiwania nowych rynków. Naturalnie można się bez tego obejść – w dłuższym czasie powstanie prywatny kapitał, który wyręczy naszych producentów rolnych, a w krótszym robią to pośrednicy, głównie kapitał zagraniczny. Żeby Panu uzmysłowić o czym mówię posłużę się przykładem: w szczycie sezonu producent jabłek np. Ligol dostaje za 1 kilogram średnio 20 groszy.
W detalu konsument płaci za ten sam kilogram 2,5 zł. Czyli producent zarabia 8%. Gdyby nie był tak konserwatywny i spróbował połączyć siły z innymi producentami, zakładając spółdzielnię albo spółkę handlującą, eksportującą albo inwestującą w przechowalnictwo i przetwórstwo, to może udałoby się im wspólnie zarobić nie 8% ale np. 30%, 40% lub 50% a więc kilkakrotnie więcej. Ale cena to tylko jedna z korzyści – inne to możliwość kontraktacji, planowania, ubezpieczania produkcji, itp. Te wszystkie procesy oczywiście nastąpią niezależnie od tego czy producenci rolni będą działać wspólnie czy nie. Tylko w tym drugim przypadku będzie się bogacił głównie kapitał zagraniczny i proces będzie dużo wolniejszy. Producentom zostanie produkcja a więc najmniej dochodowa część działalności. W kapitalizmie wyprodukować jest najłatwiej a najtrudniej sprzedać dlatego prawdziwe kokosy robią dzisiaj inni a nie producenci rolni w Polsce. Im dłużej będą się bronili przed współpraca tym będą relatywnie biedniejsi. Tutaj obowiązuje stara zasada – jesteś biedny bo jesteś głupi, a jesteś głupi bo jesteś biedny. A domaganie się rekompensat z UE czy skarbu państwa w Polsce jest hipokryzją tych którzy są biedni na własne życzenie. Czy naprawdę stać nas na subwencje dla biedaków, którzy na złość babci nie chcą się bogacić?
Problem w odniesieniu do Polaków jest zresztą szerszy i dotyczy generalnie niskich umiejętności współdziałania w w skali społecznej w wielu płaszczyznach. Informacje o tym znaleźć można w badaniach Diagnozie profesora Czapińskiego, o której szeroko opowiada od kilku lat w mediach. To właśnie jest jedna z pułapek tzw. średniego wzrostu przed która stoimy.
To doradzanie sadownikom jest bardzo interesujące, ale
produkcja jabłek kosztuje; ochrona, zrywanie, pakowanie, transport i dalsze… Nie jest pewne jak to się zwróci w cenie.
Ja mam radę dla konsumentów: wybrać się do sadów i zaoferować właścicielowi własny wkład w zrywaniu, zakup „na pniu” ostatecznie niską cenę. Zająć się produkcją dżemów i innych przetworów dla własnych potrzeb.
Zadanie nie jest małe; Polska, obok Chin, jest największym eksporterem jabłek na świecie. Polska w ogóle jest światową sławą jeżeli chodzi o jabłka i wkład w rozwój sadownictwa, odmian i gatunków jabłoni.
@AP , czyli znowu: niech KTOŚ zrobi! Dokładnie odwrotnie, niż być powinno. Proponowane przeze mnie stare, sprawdzone metody i to co podał pan Rachtan prowadzą do uniezależnienia się producentów. To co pan proponuje jest tylko inną formą uzależnienia. Siedzę i czekam, aż konsument przyjdzie i sobie pozrywa. A jak nie przyjdzie?
Pisze pan o opłacalności, kosztach itp. Sadzi pan, że w innych gałęziach biznesu nie robi się takich kalkulacji? A słyszał pan o akcji „Myjmy się częściej!”, która miałaby uratować polskich producentów mydła?
To co dziś się dzieje w polskiej polityce wokół sadownictwa, to nic innego, jak kolejna polityczna manipulacja, której sadownicy będą ofiarami. Nie dziś to jutro.
Ja nie neguję słuszności pańskich propozycji. Być może Pan ma możliwości organizowania sadowników. Ja jestem tylko zwykłym zjadaczem i nie mam wpływu na decyzje producentów takich czy innych. Mam natomiast możliwość urządzenia wyjazdu weekendowego do sadu z rodziną czy jakimiś znajomymi. Nie wiem jeszcze w jakiej formie takie wyjazdy są możliwe, ale to jest szybka i prawie bez kosztów pomoc w potrzebie; jabłka, ogórki do kiszenia, czy nawet kiszenie domowe kapusty (po zakiszeniu w woreczkach plastikowych zamrozić).
I to jestem w stanie właśnie zrobić.
@AP, sęk w tym dlaczego w ogóle ma pan coś robić? Dlaczego ten, którego los od tego zależy czeka na pana, na mnie, na rząd i wszystkich świętych, zamiast zabrać się do zrobienia tego, co inni już z dobrym skutkiem przećwiczyli? Bo nie chce? No to ok, jego biznes jego sprawa. Nie widzę najmniejszych podstaw do brania na siebie odpowiedzialności za to jak kto prowadzi swój interes.
„Nie widzę najmniejszych podstaw do brania na siebie odpowiedzialności za to jak kto prowadzi swój interes.”
Budowa chłodni, czy przetwórni wymaga czasu. Polska sprzedawała swoje jabłka w najprostszej formie, nawet ich nie pakując, tylko tak jak leci, bo odbiorca był mało wymagający.
Jeżeli zmienią się warunki zbytu, zmienią się wymagania, zmniejszy się zapotrzebowanie, to zostaną wymuszone zmiany u producentów. Najszybciej zajmie się tymi zmianami inwestor zagraniczny, bo szuka miejsca inwestycji i ma umiejętność kalkulacji ryzyka. Stąd nie sądzę aby musiał Pan być za to odpowiedzialny.
To jest właśnie ciekawe. Bogu ducha winni ludzie maja się martwić i się poczuwają! jak pomóc sadownikom, plantatorom zbóż, ziemniaków, producentom mleka, hodowcom świń, drobiu etc. To jest opowiadanie pt. jak biedni mają się składać na bogatych, bo im samym nie chce się we własnej sprawie kiwnąć palcem powyżej wyprodukowania czegoś. Jak ich zapytać czy zainwestowali w rynek patrzą na człowieka jak na idiotę. Skoro wiedzą lepiej i odrzucają doświadczenia wielu wyżej rozwiniętych rynków europejskich to warto im zadedykować stare polskie powiedzenie: „Kto nie słucha ojca i matki będzie słuchał psiej skóry”.
„Jak ich zapytać czy zainwestowali w rynek patrzą na człowieka jak na idiotę.”
Wygląda na to, że człowiek zadaje te pytania celowo, aby sprawdzić jaka będzie reakcja.
Proszę przeczytać ostatnie zdanie.
http://biznes.onet.pl/swiat-pokochal-polskie-jablka,18490,5651062,1,prasa-detal
„Związek” też jakoś się nie wybiera.
@Jerzy Łukaszewski
Fajny link, dziękuję, tego nie wyłapałem:
Te 3 firmy, które biorą udział w targach to pośrednicy obecni na rynkach od ponad 20 lat.
„Eksperci od marketingu nawołują rząd, by korzystając z ogólnoświatowego rozgłosu, stworzył markę „polskie jabłko” i zaczął intensywnie ją promować.Niech świat się dowie, że Polska to nie tylko wódka i kiełbasa, ale też pyszne owoce – przytacza opinię specjalistów „Codzienna”. Rząd ma stworzyć markę polskie jabłko i jeszcze intensywnie ja promować! Na naszych oczach rozgrywa się kliniczne studium głupoty:
– akcja zapoczątkowana przez Polaków w sieci: „zjedz jabłko zrób na złość Putinowi” dała sadownikom bezcenny prezent w postaci PR, wartość takiego prezentu PR dzisiaj w skali ogólnoświatowej to +/- kilkadziesiąt milionów dolarów,
– sadownicy czekają na rząd bo przecież to nie interes sadowników, tylko rządu i ewentualnie internautów,aby stworzyć markę „polskie jabłko”,
– postawię dolary przeciw orzechom, że sadownicy nie założą żadnej grupy producenckiej, nie powołają spółdzielni ani spółki i nie zarejestrują marki „polskie jabłko”, która już de facto została częściowo wypromowana.
O tym właśnie pisałem wczoraj. Kiedy sadownicy holenderscy, niemieccy, francuscy i inni pokazywali naszym sadownikom swoje potęgi wyrosłe przez grupy producenckie w spółdzielniach i spółkach, dzięki którym mają stabilny, rozproszony eksport i w łańcuchu biznesowym przechwytują średnio 30%-40% ceny detalicznej (a nasi sadownicy 5% do 8%), przez co są przeciętnie 4 razy bogatsi od naszych producentów, to nasi sadownicy patrzyli na nich jak na idiotów. Co więcej, nasi sadownicy zgłaszali światłe uwagi w stylu „my sobie poradzimy inaczej”, albo „u nas to się nie przyjmie”. Inwestycje w rynek czyli – w tworzenie znaku towarowego, informację, promocję, reklamę, kontakty handlowe, pozyskiwanie klientów są w biznesie najważniejszym warunkiem sukcesu, ale nasi sadownicy wiedzą lepiej! Wielu z nich jeździ samochodami o wartości powyżej 500 tys. zł, ale inwestycja w udziały własnej spółdzielni czy spółki rzędu np. 5 tys. zł czyli 100 razy mniej niż fura jest według nich bez sensu. Nie rozróżniają nawet kategorii „koszty” od kategorii „inwestycji” w tym obszarze. Drobiarze, o których wspominałem wcześniej, też tak robili i 90% z nich już nie ma w branży – stracili wszystko. Zarabiają połowę średniej krajowej i musieli się przesiąść na używane fury po 5-10 tys zł, ale to byli ci szczęśliwsi. Ci „najmądrzejsi”, z najdroższymi samochodami, nie mają dzisiaj na fury, bo większość zarobków zabierają im komornicy na poczet długów z tytułu kredytów produkcyjnych. Nadal nic nie rozumieją, bo zwyczajnie nie chcą zrozumieć. Jeżeli ktoś czegoś nie wie zawsze może zdobyć informację, wiedzę, umiejętności. Jeżeli ktoś czegoś nie chce wiedzieć może mieć pretensje wyłącznie sam do siebie. Niestety oni pretensje mają do wszystkich oprócz siebie właśnie. Podobny los czeka sadowników, mimo iż „nasze jabłka już dawno wyprzedziły ich jabłka, podobnie jak kiełbasa i wątróbka też”. C’est La Vie…
@Sławek, @mbpPolka: myślę, że przy takim zapóźnieniu rozumowania ekonomicznego widocznego tu na przykładzie producentów żywności – sadowników, państwo może i powinno interweniować. Nie przez pomoc finansowà, ale zmianę programu w szkołach (mniej religii, więcej ekonomii) i stworzeniu doradztwa ekonomicznego dla istniejącego rynku producentów. Można np obniżać koszty przez obniżkę podatków dla tak organizujących się (jak to Sławek proponuje) np sadowników. W końcu zwiększenie wydajności z tego wynikające zaowocuje zwiększeniem zysków zatem i większym odprowadzeniem podatków. To jest myślenie gospodarcze na poziomie polskich władz, którego dziś najwyraźniej brak. I którego kompletnie nie rozumie kamaryla pisowska.
„Ministerstwo zajmujące się wyłącznie „załatwianiem dotacji” polskiemu rolnictwu na dobrą sprawę szkodzi.”
Jeszcze jabłka, których dotyczy embargo rosną na drzewach, zbiór zacznie się pod koniec września po czym zostaną zmagazynowane w chlodniach a dopiero w listopadzie pojadą w świat. Jeszcze nikt nie ucierpiał finansowo a już w zidiociałych mediach rozległ się wrzask o tragedii jabłczanej i mobilizowanie ciemnego luda do zjadania niestrawnych resztek po zeszłorocznych zbiorach (swoją drogą dobry marketingowiec to wymyslił). Jak słucham rozgdakanych dziennikarzy i sterujacych nimi lobbystów oraz opozycyjnych tzw. polityków ubolewających nad losem sadowników to mam wrażenie kompletnego wariatkowa. Wystarczyło nam parę dni aby z poparcia Ukrainy i konkretnej negacji agresora pozostała parodia jabłkowa. I tak mamy ze wszystkim, kupa wrzasku, mało konkretów i coraz większe olewanie własnego państwa. Jedynie moj interes się liczy, mój jest przecież najmojszy. No i jeszcze jedno, to państwo ma mi dać odszkodowanie, ma mi załatwic zbyt, ma mnie pieścić a nie zmuszać mnie do myślenia, do wyważania ryzyka do odpowiedzialności za własne sprawy. Dalej siedzi w nas komuna odziedziczona od rodziców.
@ mbpPolka
Ma pani rację z tym, że homo sovieticus nie musi być dziedziczny. Ekonomia klasyczna, w erze przed sowietami, znała tę prawidłowość. Ona się jakoś nazywa blisko prawa Kopernika-Greshama teraz mi wyleciało z głowy. Roboczo nazywam to prawem łatwych rozwiązań. Polega na tym, że człowiek, grupa ludzi, firma, instytucja, mając do wyboru różne rozwiązania zwykle wybiera łatwiejsze. Przecież łatwiej jest wycyganić od państwa czy UE subwencje, odszkodowania, zapomogi niż starać się o nowe rynki, nowych klientów. W odniesieniu do handlu nazywam to prawem łatwych rynków – producent mając łatwy rynek nie schyli się po trudniejszy. A że ryzyko przekracza dopuszczalne wielkości? Tym gorzej dla ryzyka!
Doczekaliśmy się odpowiedzi na polską akcję „Jedz jabłka na złość Putinowi”. Kolejni dzielni – Rosja wprowadza embargo – internauci rosyjscy mają nas za „rusofobów”. Ot, siła propagandy.
http://swiat.newsweek.pl/polskie-jablka-reakcja-rosjan-na-embargo-na-jablka-newsweek-pl,artykuly,345175,1.html
slawek pisze: 2014/08/04 o 23:31& @Author
====================
.
>>> @Georges53 To co Pan z takim uporem kilka razy powtarza…>>>
.
Szanowny Panie, ( i @Author też… )
Dyskusja szeroko sie rozwinela po moim wpisie; nie jestem wystarczajaco wyekwipowany, by dorzucic jakąś swiatlą mysl do tych, skądinąd interesujacych dywagacji; jednakowoż do niektórych sformułowań zapragnąłem się czepnąć, z moją właściwą małpią złośliwością.
……………..
>>> Skompromitowany został pomysł komunistów na oszukiwanie kołchoźników i spółdzielców, (…) pożytki wspólnej pracy przechwytywała komunistyczna władza >>>
.
I gdzież ona, ta wladza, te przechwycone pozytki zachomikowala? Na kontach tajnych na Cyprze? Widzial Pan te bogactwa przechwycone np. przez Gierka? Albo przez Gomulke? W jakich to złotych puchach oni umierali?
Przechwycone pozytki na Cyprze to wynalazek juz wolnej Polski, prosze Pana.
Feel free to deny, if you can…
.
Pamietam, a jakże, afery korupcyjne Komuny. Jakieś zabytkowe kafelki do kominka w willi Jaroszewicza. Ojjjjjj, jak bylem oburzony na te czerwoną bezczelną watahe ( serio! ).
Albo gdy Jaruzelski dał talon na Małego Fiata poza kolejnością Gierkowi, już na emeryturze.
Nie samochod dał. Talon dał.
Nie na samochód dał. Na Malego Fiata dał.
Ale afera Komuny!
Albo gdy Red. Szostkiewicz pisal w ulotce Solidarnosci o Czerwonym Baronie Szczepanskim, co to mu gołe i czarne odaliski tanczyly do obiadu na jachcie Pogoria, ze złotymi ( no jekzeby inaczej…) klamkami .
Akurat ja sie znałem na jachtach, wiec wiedzialem, że red. Szostkiewicz klamie „z niczego, czyli z glowy”, ale ja bylem w mniejszosci…
.
I jak to sie ma w porównaniu z przechwytywaniem pozytkow wspolnej pracy, w ostatnim 25leciu Wolnej od komuny Polski…?
Trzeba Panu wymienić…?
Wiec niech Pan nie szasta tak tym homo sovieticusem…
>>> Żeby Panu uzmysłowić o czym mówię posłużę się przykładem: w szczycie sezonu producent jabłek np. Ligol dostaje za 1 kilogram średnio 20 groszy. W detalu konsument płaci za ten sam kilogram 2,5 zł. Czyli producent zarabia 8%. Gdyby nie był tak konserwatywny i spróbował połączyć siły z innymi producentami, zakładając spółdzielnię albo spółkę handlującą, eksportującą albo inwestującą w przechowalnictwo i przetwórstwo, to może udałoby się im wspólnie zarobić nie 8% ale np. 30%, 40% lub 50% >>>
( i dalej, i dalej i dalej odkrywanie nieznanych lądów…)
.
Ja, PrzePana, mieszkam w Australii; tutaj komuny ( ani Komuny ) nigdy nie bylo.I demokracja jest starsza niz w Polsce. Stowarzyszenia producentow jabłek, marchewki czy mleka istnieja sobie od dawna, a jakze, nawet bez Pana dobrych rad.
I co? Ano nic.
Producenci mleka sa zmuszeni sprzedawac po 12¢/litr, a ja kupuje w supermarkecie po 300¢/litr. Margines jest tak cienki, że gdy sprzedaja po 11¢ to bankrutują i potem skarżą sie w TVzji. ( liczby przytaczam z pamieci, wiec prosze sie nie czepiac)
Takoz samo z marchewka.
A złogów postkomuny ani ani na horyzoncie.
I gdzie te 50% zyskow w Australii?
Ano ma je tzw. niewidzialna ręka rynku, ta sama co w Polsce, czyli Bernie Madoff, czy tez jak on sie tam nazywa.
.
Tak, tak, PszePana. Jak się tego australijskiego farmera „przyciśnie, to wyżywi i nie piśnie!”. Tak śpiewał onegdaj niejaki Kaczmarek o niejakim polskim rolniku, gnebionym przez niejaką Komunę. A ja to teraz widze 35 lat pozniej w Australii, i to bez Komuny.
.
I to jest wlasnie ten kapitalizm, o ktory się tak bili stoczniowcy Solidarnosci.
Zreszta nie tylko. Onegdaj tutaj też byly wybory, w ktorych karpie TAK SAMO glosowaly przewazajaco za przyspieszeniem Swiat Bozego Narodzenia.
Boki mozna zrywać.
( CDN)
@Georges53
Dziękuję – „…pożytki wspólnej pracy przechwytywała komunistyczna władza”.
Oszustwo polegało na tym, że nadwyżki ekonomiczne zabierał odgórny system ustalania nieopłacalnych cen, a czego nie zdołał zabrać, to resztę zabierał barbarzyński system podatkowy (domiary) poświęcając przechwycone nadwyżki na utrzymanie kompletnie nieefektywnych molochów przemysłowych komunizmu, utrzymanie służb specjalnych, rozbuchanej armii, aparatu partyjnego, etc. Innymi słowy komunizm marnował efekty pracy milionów ludzi, w tym rolników. Stawianie sprawy tak, że zabierał Gomułka czy Gierek jest niepoważne i jest to bajeczka dla debili. Skąd panu przyszło do głowy używać takich argumentów? Prawdą jest natomiast, że za czasów Gierka duża część nomenklatury rozkradała gospodarkę. Z kolei z czasów Gomułki historycy wyciągnęli ostatnio, że sowieci masowo okradali Polskę z żywności do tego stopnia, że zdesperowany Gomułka zastanawiał się czy do nich nie strzelać.
* * *
Skoro pan mieszka w Australii to powinien uwzględnić, że tradycje gospodarcze Australii podobnie jak USA są całkowicie odmienne od europejskich. Są to tradycje młodych cywilizacji – pionierów, osadników – liberalne i neoliberalne. W takiej tradycji, przy nieograniczenie wielkich areałach rolnych, idących w tysiące hektarów producenci mogą działać pojedynczo, bo korzystają z efektu skali. Z pana przykładu wynika, że nadwyżkę ekonomiczną w wysokości 96% przechwytują inni a producent ma zaledwie 4%. Jeśli istnieją stowarzyszenia producentów i zadawala ich 4% wartości detalicznej ich produkcji to ich sprawa. Obawiam się jednak, że te stowarzyszenia o których pan pisze nie są grupami producentów, a tym samym co polski Związek Sadowników – towarzystwami wzajemnej adoracji. Widocznie nie są skłonni lub nie są w stanie zbudować integracji.
* * *
Jeżeli producent przechwytuje 30% czy 40% ceny detalicznej, to nie znaczy że o tyle wzrasta rentowność ponieważ na przechwycenie tej nadwyżki jego spółki muszą dokonać inwestycji i ponosić koszty działalności. Warto pamiętać, że takie integracje pozwalają podnieść rentowność o marżę netto każdego kolejnego ogniwa i opłacalność biznesu jest sumą marż. Jeżeli przy 8% wartości ceny detalicznej marża netto wynosi 4% a przy 40% ceny marża łączna np. 20%. Oprócz marży ważna jest także stabilność skali i terminów sprzedaży, pewność zwrotu należności ze sprzedaży, możliwość kontraktacji, planowania, itd. Nawiasem mówiąc tradycja brytyjska zna quasi spółdzielczość. Cała wiktoriańska Anglia wybudowała miliony domów dzięki building societes. Model ten był stosowany w wielu branżach. Ciekawe czy w Australii ta tradycja jest znana.
* * *
Europa, mająca od wieków głód ziemi i rodzinne, rozproszone rolnictwo wypracowała w wielu krajach tradycje grup producentów wraz ze spółkami i spółdzielniami rolnymi. One właśnie gwarantują producentom zrzeszonym opłacalność wyższą niż w pojedynkę. Polska, zwłaszcza w zaborze pruskim i austriackim działała w takim systemie w XIX wieku. Potem w okresie międzywojennym, częściowo korzystano z tych instytucji. Ja tu nie „odkrywam nieznanych lądów” a tylko opisuję znany i od 150 lat sprawdzony model w Europie. Model ten o czym w artykule wprowadzającym i w tej samej dyskusji pisał Autor artykułu i P.Rachtan i ja dołożyłem swoje 3 grosze, UE rozpowszechnia i propaguje tak, że można nawet dostać dofinansowanie pewnych prac związanych z tworzeniem takich grup.
Nawiasem mówiąc – istnieją w Polsce spółki sadowników, producentów mleka, drobiu i innych produktów rolnych, którzy przechwytują ok. 30% – 40% ceny detalicznej. Ich spółki lub spółdzielnie zajmują się hurtem, detalem, przetwórstwem i pozyskiwaniem odbiorców w wielu krajach świata. Eksportują swoje wyroby po świecie, a ponieważ nie żałowali kasy na marketing, do Rosji nie wysyłali więcej niż 10% swojej produkcji. Tak więc embargo rosyjskie akurat ich niewiele zaboli. Problem w tym, że np. w sadownictwie słyszałem o 3 takich koncentracjach a potrzeba ich ze 200, żeby np. ustabilizować eksport.
* * *
„I jak to sie ma w porównaniu z przechwytywaniem pożytków wspólnej pracy, w ostatnim 25leciu Wolnej od komuny Polski…?
Trzeba Panu wymienić…?
Wiec niech Pan nie szasta tak tym homo sovieticusem…”
Nie słyszałem, żeby państwo ograbiło spółkę czy spółdzielnię producentów, ale jeśli pan wie to proszę wymienić! Homo sovieticus jest faktem – to jest największa, niewidzialna zbrodnia komuny – ludzie, którym się „należy”. Swoją drogą nie widzę miejsc w których bym „szastał” tym pojęciem, jeżeli przez to rozumieć nadużywanie pojęcia.
* * *
Generalnie widzę w pana tekstach, powtarzany jak mantrę, sentyment do Komuny oraz ironiczną dezaprobatę dla kapitalizmu. Ciągle przywołuje pan oszusta finansowego pt. Bernie Madoff – w kontekście niewidzialnej ręki rynku – czyżby on i „ręka” zrobili panu coś złego? Ta niewidzialna ręka rynku, która pan tak postponuje, jest jednym z najbardziej genialnych mechanizmów z jakich korzysta człowiek – mimo, że daleko jej do ideału. Kiedy komunistyczni centralni planiści spróbowali zrezygnować z „niewidzialnej reki rynku” kraje tzw. demoludy popadły w przepaść i zapóźnienie cywilizacyjne w stosunku do zachodu o jakieś 50 lat. Europa Wschodnia się z tego podźwignęła z niemałym trudem, ale Rosję czeka smutny koniec. Sęk w tym, że komuniści próbowali zastąpić „niewidzialną rękę rynku” planowaniem. A ruscy ją po prostu okradają! A „niewidzialna ręka rynku” i tak działała i działa niezależnie od ich woli.
* * *
Ciekaw jestem dlaczego Pan mieszka w Australii – czy z komunizmu zaciągnęli Pana siłą do kapitalizmu? Swoją drogą gdyby dzisiaj w Australii wprowadzić komunizm to wszyscy za miesiąc zatęsknili by za wstrętnym kapitalizmem.
A co do tego czy w Australii demokracja jest starsza od polskiej to historycy mieli by pewnie odmienną opinię. Kiedy w Polsce uchwalano pierwszą demokratyczną konstytucję, w Australii żyło prawie wyłącznie ok. 300 tysięcy Aborygenów. Żyjemy jednakże z w wolnym świecie i każdemu wolno wierzyć w co chce. Putin np. wierzy, że to Ameryka i Europa na niego napadły. Ciekawe co powie jak naprawdę go napadną!
Nawiasem mówiąc już dawno przestałem udzielać komukolwiek dobrych rad. Po prostu, czasami dla własnej przyjemności lubię coś napisać! Ot taka maniera!