Ernest Skalski: Przykazanie VIa – w cudzołóstwo nie wtrącaj się8 min czytania

vietcong2013-06-22.

Oficer policji południowowietnamskiej rozstrzeliwuje jeńca Vietcongu, przykładając mu pistolet do skroni. Znane zdjęcie. Obok, na tym samym plakacie, inne znane zdjęcie – biegnie na nim naga dziewczynka, poparzona napalmem. I jeszcze trzy inne zdjęcia, też same okrucieństwa, a na jednym kopulująca para. Podpis oznajmia, że tylko jedno zdjęcie na tym plakacie przedstawia normalną ludzką czynność. I tylko ten wizerunek budzi zgorszenie. Nie bez powodu przypomniał mi się ten plakat całkiem niedawno.

Kiedy już ucicha jazgotliwy chór o Fibaku, dorzucam swoim zwyczajem moją opinię, licząc że teraz będzie zauważona. Moje credo liberała i libertyna  jest takie, że jak ludzie dobrowolnie robią sobie dobrze w jakikolwiek sposób, bez krzywdy osób postronnych, to co komu do tego. Natomiast  przez ich satysfakcję zwiększa się pula dobra w społeczności i to się liczy. I jeśli ktoś ludziom w robieniu sobie dobrze pomaga, to też czyni dobro i wkłada  jakiś maleńki, lecz zawsze, grosik w tę pulę. Suma takich grosików już tworzy jakąś odczuwalną wartość. Rzekłem.

A teraz nabieram powietrza, bo moja odwaga cywilna graniczy z kultem świętego spokoju i powiem, że wyłożona wyżej zasada nieingerencji dotyczy między innymi seksu osób trzecich. Między innymi rzeczami, lecz na wysokiej pozycji. Seks jest wielką wartością jako nieodzowny warunek prokreacji, lecz niezależnie od tego jest w zasadzie źródłem szczęścia, satysfakcji, przyjemności. Gradacja jest dosyć duża, a ja się przychylam do opinii, że nie tylko największa miłość plus sakrament usprawiedliwia seks. Zresztą, w zasadzie to on, jako taki, nie potrzebuje usprawiedliwienia, choć jak każda sfera aktywności człowieka podlega wielu wypaczeniom, a w związku z nim ludzie nieraz bardzo się krzywdzą i bywają  krzywdzeni.

Kontrolowanie cudzego seksu jest sposobem sprawowania władzy. Szczególnie skutecznym gdy jest to obwarowane normami religijnymi i pilnowane przez instytucję, władną zarządzać i karać. Vide Kościół kiedy miał tak zwane środki bogate, możność wykonywać prawo nie tylko kościelne. Teraz może jedynie skutecznie psuć przyjemność seksualną co poniektórym. To też namiastka władzy i chwytają się za nią moraliści rożnych opcji.

W realnym socjalizmie, kiedy władzę zaczęli sprawować przeważnie synowie chłopscy, z ich tradycyjnym poczuciem co przyzwoite, system stawał się pruderyjny. Też był totalitarny i chciał rządzić wszystkim. Jego dyżurni moraliści nie mogli się powoływać na normy religijne. ”Bóg tak chciał” to już nie był  argument. Niekiedy dochodziło wręcz do wariactwa. Znana mi jest historia, kiedy po międzynarodowym festiwalu młodzieży w Warszawie, w roku 1955, bardzo surowo rozpatrywano sprawę członka Związku Młodzieży Polskiej przyłapanego na  całowaniu się z jakąś cudzoziemką. Od wydalenia z ZMP i związanych z tym bardzo przykrych konsekwencji uratowała delikwenta interwencja starszego nieco dziennikarza, późniejszego szefa  telewizji. ”Może tym razem darujemy koledze, jeśli kolega publicznie da przeczenie, że już nigdy w życiu tego nie zrobi” . Bańka pękła i sprawa rozładowała się w śmiechu.

Progiem dopuszczającym seks, nawet jeszcze do ślubu w Urzędzie Stanu Cywilnego, stawała się wówczas wielka miłość. Wyrażali  to stanowisko w artykułach znani pisarze, skądinąd znani też w środowisku ze sposobu życia bardzo odległego od ich moralistyki. Następowała w niej praktyczna symbioza świeckiej i religijnej moralności seksualnej. Na drzwiach kościołów wywieszane były recenzje filmów, a w nich wysokie noty otrzymywały prawie zawsze filmy sowieckie, w których nigdy nie było ”momentów”

A teraz już ośmielę się powiedzieć, że ten sposób aktywności seksualnej, przy którym majstrował Wojciech Fibak, nie mieści się może na najwyższych piętrach emocjonalnych Heloizy i Abelarda, lecz satysfakcjonuje występujące w niej strony, a postronnych osób nie krzywdzi. Panowie umilą sobie życie, a panienki je sobie ułatwią. Więc o co ten gwałt ? O to, że miłe panienki szukające miłych panów  wypaczą sobie charaktery ? Wypaczą – lub nie wypaczą. Jeśli są pełnoletnie, to już za siebie odpowiadają. Volenti non fit iniuria.

Wojciech Fibak nie przekracza bariery wyznaczonej przez artykuł 204 kodeksu karnego, który karze za namawianie, zmuszanie do prostytucji i odnoszenie korzyści z prostytucji innych. Przy czym kodeks nie definiuje co to jest prostytucja. Dla rozognionych moralistów – rygorystów jest to pojęcie niesamowicie rozciągnięte. A przecież większość kontaktów erotycznych łączy się w sposób naturalny z jakąś pozaerotyczną korzyścią. Chociażby minimalną. W praktyce policyjnej i sądowniczej to co robił Fibak dalekie jest od prostytucji, procederu którym prawo ma się zajmować. To co przedstawił tygodnik było rajfurzeniem podlegającym ocenie, powiedziałbym, towarzyskiej. Bardzo istotnej, skoro on sam tak histerycznie zareagował w rozmowie telefonicznej z naczelnym ”Wprost”. I w sferze towarzyskiej to wydarzenie powinno rozpatrywane. Może dla wielu i niezbyt chwalebne, może wykluczające z pewnych towarzystw, ale nie jest to zbrodnia przeciw ludzkości. W histerycznej reakcji dopatruję się jakichś kompleksów, zawiści, frustracji. A takiemu Fibakowi niektórzy na pewno zazdroszczą jego statusu i chętnie go zaatakują, popisując się komfortową pozycją dyżurnego moralisty.

Co innego by było gdyby Fibak był pobożnym i ekspansywnym moralistą. Gdyby żył niezmiennie w monogamicznej, wielodzietnej rodzinie. Gdyby na spotkaniach ze studentami wygłaszał, publikowany następnie tekst, o tym, że  w małżeństwie ma być jak najwięcej seksu, a poza nim trzeba unikać wszelkich, nawet dwuznacznych okoliczności. W tym wypicia kawy we woje. Dosłownie. I gdyby kogoś takiego złapano na tym, że ma rozpustną kochankę, będącą żoną jego przyjaciela, że odwiedza agencje towarzyskie, że uczestniczy w orgiach, niekoniecznie tylko heteroseksualnych. I gdyby jego żona poskarżyła się, że jego aktywność seksualna pojawia się tylko gdy trzeba spłodzić kolejne dziecko… No, wtedy by było używanie !

Lecz Fibak ?

Dla mnie istotna nie jest sprawa samego Fibaka lecz jej medialna otoczka. On sam to celebryta, cokolwiek by to miało znaczyć, lecz uprawniony do bycia nim przez swoją sportową karierę w  tenisie i tym co robi dla niego teraz. Fibak,  marchand – jakoś to lepiej brzmi niż handlarz, nawet jeśli handluje sztuką –  znawca i kolekcjoner sztuki. Bogaty bon vivant, obracający się w międzynarodowym  towarzystwie bogatych i sławnych. Król życia – a nie przeor kamedułów. Z takich ludzi żyje prasa, dawniej określana jako bulwarowa – dziś tabloidy, które mają prawo ociekać spermą i krwią oraz plotkarskie portale. I celebryci powinni to mieć wkalkulowane. Nieraz zresztą świadomie robią ustawki z paparazzi, by nie dać o sobie zapomnieć publice. I smutne, że sięga –  że może musi sięgać – po takie tematy ”Wprost”, skądinąd ”tygodnik opinii”.

Dyskusyjna jest metoda, jaką zdobyty został ten materiał. Prekursorem dziennikarstwa wcieleniowego w powojennej, czyli po roku 1945, Polsce jest Jerzy Urban. Nie chcę już przypominać czym był tygodnik ”Po prostu” w okresie Października 1956 aż do zamknięcia go przez  Gomułkę w roku 1957. Niezależnie od przejściowej erupcji śmiałych tekstów politycznych, pojawiały się w nim śmiałe teksty na tematy społeczne, w tym obyczajowe.  Coś, co było nieobecne w poprzednim okresie. Urban, dziennikarz tego pisma, zainstalował się w krakowskim hotelu, przedstawiając się jako swat, pośrednik matrymonialny,  czego wcześniej, w ”stalinowskim” okresie nie było. A potem złośliwie opisał panie, które się do niego zgłaszały i rozmowy z nimi.

Burza się zrobiła. Nawet zwolennicy Odnowy i wielbiciele ”Po prostu” oburzali się na niegodną metodę zbierania materiału dziennikarskiego. Dziennikarz nie ma prawa oszukiwać – twierdzili. A przecież rozmówczynie Urbana pozostawały w tym tekście anonimowe. I nie były to osoby rozpoznawalne publicznie. Autor nie oskarżał konkretnych osób, pokazywał pewne postawy.

Tą metodą posługuje się znany niemiecki reporter Guenter Wallraff.  Udawał on czarnego, gastarbeitera i inne postacie, raczej nie ze szczytów społecznych, by pokazać jak tacy ludzie są traktowani. Nowojorska dziennikarka – nazwiska nie pamiętam, przepraszam – udawała staruszkę, by pokazać jak lekceważąco jest traktowana ta grupa, nawet gdy starzy występują jako płacący klienci. A nasz kolega, wiele lat temu, odegrał rolę likwidatora szkód z PZU – innych ubezpieczycieli wtedy w Polsce nie było. Pokazał bezmiar łapownictwa w tym procederze i tekst się podobał. Lecz po jakimś czasie, znajomy adwokat powiedział mi, że śladem tego tekstu ruszyła prokuratura i parę osób poszło siedzieć. Dziennikarz mimowolnie antycypował rolę agenta Tomka.

W Polsce nie ma kodeksu etyki dziennikarskiej, stanowionego przez prawo. I nie jestem przekonany,  że powinno to być. W okresie trwającej transformacji mediów tzw. dobra praktyka dziennikarska różnie wygląda w rożnych redakcjach i u różnych dziennikarzy. Jeśli chodzi o mnie, to uważam, że można się nie przyznawać do tego, że się jest dziennikarzem, i że się zbiera materiał pod warunkiem, że w materiale ukaże się problem, zjawisko, a skryje osoby. Przy czym skryje się naprawdę, a nie na zasadzie ”Anzelm K., syn wojewody  Ildefonsa Kręcikowskiego”. Jeśli zaś dziennikarz zamierza napisać coś konkretnego o kimś konkretnym, to powinien się przedstawić. Szczególnie gdy postępowanie opisywanej osoby uważa się za naganne, a tym bardziej – przestępcze. A już zupełnym skandalem jest namawianie podchodzonej osoby do popełnienia takiego czynu. Żadnego z tych warunków pani redaktor M.B. nie dopełniła i takie postępowanie uważam za nieprzyzwoitość zawodową – coś trzeba zostawić prowokatorom policyjnym.

Ernest Skalski

Weź udział w naszej ankiecie

 

14 komentarzy

  1. cenobita 22.06.2013
  2. Anna Kuc 22.06.2013
  3. Andrzej Gregosiewicz 22.06.2013
    • bisnetus 22.06.2013
    • BM 22.06.2013
    • P.J. Dąbrowski 23.06.2013
  4. Andrzej Gregosiewicz 23.06.2013
    • BM 23.06.2013
      • Lindas 29.06.2013
  5. Andrzej Gregosiewicz 23.06.2013
  6. Marek M. 26.06.2013
  7. Andrzej Gregosiewicz 07.07.2013
  8. PIRS 07.07.2013
  9. PIRS 07.07.2013