Może czas na to, co tu chcę napisać, jest najgorszy z możliwych. Bo ludzie są teraz w ostatecznym stadium napięcia wywołanego wyborami, które po raz pierwszy od wielu lat są nie do przewidzenia. Naprawdę PiS może pierwszy raz od dziesięciu lat wygrać coś wielkiego. Ale równie dobrze może znowu o cieńszy albo grubszy włos przegrać z Platformą.
Od lat nie pamiętam, żeby ludzie byli tak jak dziś naelektryzowani polityką.
Z moimi tutejszymi znajomymi, bliższymi albo dalszymi, a mam tu znajomych po wszystkich stronach polityki i poglądów na wszystko, dzieją się teraz dziwne rzeczy. Ludzie miotają na siebie przymiotniki, wyrzucają się ze znajomych, banują.
Pisanie przeciwko emocjom nigdy nie ma sensu. Zostaje odbite przez niesłyszące uszy. Należałoby poczekać na spokojniejszy moment. A jednak się zdecydowałem napisać coś, co składam sobie w głowie od dawna:
1. Polityka ma nieduży wpływ na to, co się dzieje w Polsce.
Obietnice wyborcze nie mają sensu innego niż emocjonalny, ponieważ od spełnienia albo niespełnienia obietnic wyborczych prawie nic w Polsce się nie zmieni.
Wielu ludzi już sobie uświadomiło to, że w polskim ustroju prezydent właściwie nic nie może, oprócz wkładania rządowi kija w szprychy za pomocą weta, i obietnice kandydatów są bez żadnego znaczenia.
Ale mało kto myśli o tym, jak mało w Polsce zależy także od tego, co robi rząd.
2. Na przykład rząd nie ma dużego wpływu na poziom bezrobocia. Rząd nie jest pracodawcą. Podstawowym pracodawcą w każdym kraju jest sektor prywatny, a jemu żaden rząd nie może nakazać zatrudniania kogokolwiek. Ulgi za pierwszą pracę albo za zatrudnianie absolwentów szkół są tylko mydleniem oczu rozgorączkowanemu elektoratowi.
3. Rząd ma zerowy wpływ na poziom pensji w kraju. Od podwyższania ustawowej płacy minimalnej poziom płac w całości gospodarki nie rośnie. Poziom pensji wyznacza olbrzymi i nie dający się kontrolować rynek zatrudnienia. Poziom pensji jest to w przypadku każdego zajęcia najniższa kwota, za jaką ktokolwiek jeszcze zgłosi się do pracy. Rodzaj negatywnej licytacji. Kto myśli, że będzie inaczej, umacnia się w iluzji.
4. Umowy śmieciowe nie istnieją dlatego, że rząd ich nie zabronił, a Inspekcja Pracy nie szaleje po firmach z kontrolami i karami dla przedsiębiorców. Umowy śmieciowe istnieją dlatego, że setki tysięcy pracowników wolą dostać dzisiaj wyższą pensję bez ZUS-u niż zgodzić się na pensję niższą, a za to mieć gwarancje praw emerytalnych na starość. Ponieważ wszyscy ludzie na całym świecie wolą mieć dwa cukierki dziś niż jeden dzisiaj i dwa za czterdzieści lat.
5. Żaden rząd nie jest odpowiedzialny za emigrację zarobkową, za te sławne dwa miliony, które wyjechały z kraju na budowy i zlewozmywaki w zachodniej Europie. Powodem nie jest rządowa polityka, tylko otwarcie granic i rynków pracy po naszym wejściu do Unii.
Płace na Zachodzie są i będą przez dziesięciolecia wyższe niż u nas, ponieważ tamtejsze gospodarki są i będą produktywniejsze od naszej. Bo nie mieli w dawnych wiekach pańszczyzny, bo mieli prosperujące mieszczaństwo już w XIV wieku, bo nie mieli rozbiorów, powstań, potwornych zniszczeń wojennych i nie mieli Stalina i rozpieprzenia w pył całej ciągłości życia politycznego i biznesowego.
Dwa miliony ludzi znowu wolały cukierki dziś. Bez myśli o tym, że owszem, dostaną tam pięć razy wyższą pensję, ale nie jako socjologowie albo kulturoznawcy, tylko jako podrzędni imigranccy pracownicy fizyczni, dla których awans zawodowy będzie w większości zamknięty. Bez myśli o tym, że w Anglii, Norwegii albo Niemczech ich dzieci nigdy nie zostaną przyjęte przez miejscowych jak swoi.
Czytam dziesiątki tych narzekań, że “teraz to już tylko wyjechać z tego kraju”. Wypierdalajcie, good luck. Żaden rząd, żaden Kukiz ani żaden kolejny papież Polak nie zamknie przepaści płac pomiędzy nami a Zachodem. Ona się stopniowo i powoli zmniejsza, ale apetyt kolejnych pokoleń, które nie liznęły już komuny, jest nieograniczony i, jak to zawsze z młodymi, niecierpliwy. Wszystko ma być już, teraz.
Nie będzie.
6. Żaden rząd nie skłoni Polek do tego, żeby rodzić więcej dzieci. Homo sapiens najintensywniej rozmnaża się w biedzie. Porównajcie sobie syty Zachód z biedną Afryką albo Indiami czy Bangladeszem. Albo porównajcie sobie nasz polski margines społeczny, wielodzietny, z odłączonym prądem, umorusany i pijany, z naszą półbezdzietną klasą średnią zajętą zarabianiem na kredyty we frankach. Po prostu ludzie nie są przystosowani przez ewolucję do sytości. To się przez dziesiątki milionów lat po prostu nie zdarzało w przyrodzie.
Od liczby żłobków czy przedszkoli zależy ułamek procenta po przecinku w przyroście naturalnym, sukcesy w dzietności we Francji biorą się głównie z tego, że nie wolno tam rozbijać statystyk na białych, czarnych i śniadych. Trendu demograficznego nie zmienimy i tak.
7. Żaden rząd nie poprawi bilansu demograficznego poprzez politykę imigracyjną. Notorycznie powracające hasło, że trzeba wpuścić więcej imigrantów, bo “kto będzie płacił ZUS na nasze emerytury”, jest kolejną iluzją, bo czy “panie sprzątające” z Ukrainy płacą u nas ZUS? W żadnym kraju imigranci nie płacą masowo składek na ubezpieczenia społeczne. Wykonują, często na czarno, najcięższe i najgorzej płatne prace, których miejscowi nie chcą się już podejmować.
8. Oczekiwania, że należy wyżej opodatkować bogatych, a obniżyć podatki biednym, też pójdą w próżnię. W Polsce tylko jeden (JEDEN) procent pracujących wpada w 32-procentową stawkę PIT-u, czyli zarabia powyżej siedmiu tysięcy miesięcznie. Jesteśmy po prostu ciągle dosyć biednym krajem i bogatych jest u nas za mało, żeby można było zdzierając z nich sfinansować państwo.
9. Oczekiwania, że państwo powinno zapewnić każdemu takie wykształcenie, żeby znalazł dobrą pracę, są kolejnymi złudzeniami. To nie państwo powołuje kolejne wydziały i instytuty na uczelniach. Robią to same uczelnie zainteresowane tym, żeby ich kadra miała na czym zarobić. (Dziwicie się?). Uczelnie mają losy absolwentów w dupie, ponieważ nikt im nie płaci za losy absolwentów. A naprawdę to, że maturzyści idą tysiącami na jakieś kulturoznawstwo albo psychologię, i to jeszcze często w jakichś Wyższych Szkołach Nieznanego Pochodzenia, to jest sprawa maturzystów i ich rodziców. Państwo nie ma żadnego wpływu na ich decyzje.
10. Większość Polaków uważa, że na wszystko by u nas starczyło, gdyby urzędnicy nie kradli. Urzędników jest u nas czterystakilkadziesiąt tysięcy, a emerytów i podopiecznych darmowej służby zdrowia są u nas dziesiątki milionów. Nawet gdyby wszystkim urzędnikom zabrać całe pensje i wszystkie łapówki, dla statystycznego Polaka zostałoby z tego może po pięć dych na łebka.
Zawsze marzyłem o tym, żeby załatwić sobie dojście do kogoś, kto urządza badania opinii publicznej i dopisać do którejś ankiety pytanie:
“Ile milionów jest w miliardzie?”.
a) to jest to samo
b) dziesięć
c) sto
d) milion
e) inne (wskaż jakie)
Jestem przekonany, że nasz wielki i waleczny naród oblałby ten test koncertowo. Ludzie u nas wiedzą o finansowaniu państwa tyle, że “politycy to złodzieje”. Ludzie u nas wiedzą o finansowaniu gospodarki tyle co chłop pańszczyźniany dwieście lat temu.
To też nie jest wina rządu, bo matematyka jest w szkołach nauczana. To jest skutek kultury, która kopiuje się w Polsce poprzez pokolenia i której zmiana wymaga ze trzech pokoleń nieprzerwanego istnienia gospodarki rynkowej, w której ludzie uczą się widzieć związek pomiędzy pieniądzem a czasem, wysiłkiem oraz kompetencjami zawodowymi i międzyludzkimi. Ta zmiana w końcu przyjdzie, tylko my już sobie będziemy wtedy odpoczywali na cmentarzach.
11. Hasło, że partie polityczne są pasożytami wysysającymi państwo i że “chodzi im tylko o to, żeby swoich ludzi wepchnąć na stanowiska, a uczciwym ludziom zablokować szanse na pracę”, też uważam za objaw małej świadomości tego, czym jest polityka w demokracji. Naprawdę uważacie, że politykę da się uprawiać z zamiłowania, po godzinach, w weekendy? Naprawdę uważacie, że kampanie wyborcze i cały marketing polityczny, ten obłąkany młyn z partyjnymi gośćmi wirujący we wszystkich radiach i telewizjach od śniadania do nocy, da się obsłużyć na ćwiartkę etatu, pro bono?
Przecież te partie muszą jakoś wynagradzać swoich pracowników, bo inaczej nikt nie chciałby pracować na wygranie jakichkolwiek wyborów, ani lokalnych, ani ogólnokrajowych. Jest oczywiste, że nagrodami są te wszystkie spółki komunalne, instytucje obsadzane przez marszałków sejmików i legendarne spółki skarbu państwa. Oczekiwanie, że ktokolwiek to zmieni, jest naiwne. Tak jest na całym świecie, na całym świecie ludzie tego nie lubią, na całym świecie nic się w tej dziedzinie nie zmieni.
12. A najbardziej wkurwiają mnie ludzie, którzy domagają się, żeby w polityce udzielali się ludzie, którzy “chcą działać dla dobra wspólnego”.
Pułkownik Anatol Fejgin po ciężkiej pracy na przesłuchaniach w stalinowskiej Informacji Wojskowej tłumaczył po godzinach, anonimowo i bezpłatnie, dzieła zebrane Włodzimierza Iljicza Lenina. Opowiadał mi o tym dwadzieścia lat temu w skromnym, niedużym mieszkaniu na Filtrowej. Siwy osiemdziesięciopięcioletni staruszek. Szczupły, ascetyczny dziadzio.
Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że najgorsi są idealiści.
Naprawdę wolę cyników od altruistów. Ci pierwsi przynajmniej wiedzą, że działają tylko we własnym interesie. Ci drudzy też pilnują własnych korzyści, bo każdy pilnuje, ale nie są tego świadomi i karmią siebie i innych słodką konfiturą iluzji.
_______________________________________________
Wszystko, co tutaj napisałem, nie znaczy, że polityka nie ma sensu albo że los Polski w ogóle nie zależy od lepszej albo gorszej polityki. Porównanie Polski z innymi byłymi demoludami jest naprawdę pouczające, a nasz 25-procentowy skumulowany wzrost PKB w latach kryzysu, który od 2008 roku poraził Amerykę i Europę, jest naprawdę osiągnięciem. I zarówno obecne, jak i poprzednie rządy zaczynając od rządu Mazowieckiego/Balcerowicza przyczyniły się do tego osiągnięcia. Bo sukcesy gospodarcze i cywilizacyjne buduje się przez lata i dziesięciolecia, a nie z roku na rok.
“Praca dla Polski” ma sens, z tym że Polska to nie to, co państwowe. Na Polskę składa się nie ten czy inny rząd, nie te albo inne partie, nie urzędnicy. Polska jest ogromnym bytem, na który składamy się my wszyscy, cała sieć rozmaitych społeczności i wspólnot. Polska to puzzle z trzydziestu milionów kawałków, Polska to gigantyczne ławice w oceanie, Polska to milionowe stada na sawannie, Polska to pszczele roje ze wszystkich pasiek kraju.
Nasz sukces albo porażka jest czymś, czego nie da się zaprojektować i po inżyniersku przeprowadzić z punktu A do punktu Z. Jak każdy proces masowy jest to proces chaotyczny, stochastyczny, w dużym stopniu niesterowalny, zależny od tysięcy nieoczekiwanych konsekwencji, nad którymi nikt nie panuje.
Proponuję na politykę patrzeć trzeźwo i chłodno. Liczyć, pilnować swojego interesu. Bez oczekiwań, których polityka spełnić nie może.
Moim zdaniem to jest droga do wewnętrznego uspokojenia i do szczęścia.
Szczęście nie przyjdzie z zewnątrz.
całkiem dobre!
Znakomity tekst. Czy to jest nowy Autor tej witryny? Jesli tak, to gratuluje. Jesli nie, to moze pan Redaktor BM zaproponuje mu stały etat za zwyczajowym wynagrodzeniem wypłacanym autorom SO? Warto zaproponowac nawet trzy razy wiecej.
Jednym słowem to państwo nie jest nikomu na nic potrzebne. Więc nich sobie je weźmie Putin. I niech wybiera sam sobie prezydenta, czy pasuje mu bardziej Komorowski czy Duda.
Ok,. ok. Już spier..am. Według instrukcji. Z wzajemnością.
Świetny tekst…
Ale do niektórych nigdy nie dotrze, bo … [autocenzura]
Wszystko to święta prawda. Ale jest jeszcze coś takiego jak atmosfera życia publicznego. A na nią rząd i prezydent wpływ mają niebagatelny. Więc warto mądrze wybierać aby nie utkwić po uszy w szambie na ładnych kilka lat.
Nie ze wszystkimi tezami się całkowicie zgadzam. Np. 1-sza o obietnicach wyborczych. Nieco więcej kultury politycznej w społeczeństwie (może za dziesięć albo za sto lat, na naukę tejże kultury trzeba pokoleń) i obietnice wyborcze zaczną pełnić rolę taką jaką powinny. Mnie się marzą podobne mechanizmy jak w Stanach Obamameter (http://www.politifact.com/truth-o-meter/promises/), które każdego zwycięskiego polityka rozliczą z obietnic. Nieuchronność takiego rozliczenia, w które będzie miał wgląd każdy wyborca, pozwoli – mam nadzieję – temperować polityków w przyszłości i ograniczy festiwale obietnic.
Ukłony dla Autora. Chętnie poczytam kolejne teksty.
Faktycznie zadna teza autora nie jest prawdziwa, chyba ze w Polsce, czyli nigdzie. Nie ma sprawy gdy autor publikuje na fb, ale SO jest chyba bardziej wymagajace.
Przeczytałem z przyjemnością ale chciałem zauważyć,
że przysłowiowe szprychy nie są bytem samodzielnym i potrzebne jest jeszcze przysłowiowe koło….
“oprócz wkładania rządowi kija w szprychy za pomocą weta”
Sorry, czepiam się.
Jako obywatel posiadam rażąca siłę pod postacią przysługującego mi głosu wyborczego. Ta rażąca siła jest zbliżona do potopu biblijnego spowodowanego przez obsikiwanie wszystkiego..
co należy do wrodzonego prawa naturalnego mojego pieska Pakera składającego psi podpis gdzie mu wypada.
W związku z faktem iż mój głos ma tę samą siłę co podpis Pakera na latarni, nie przejmuję się od lat, że nie mam wpływu na nic, po zakończonych wyborach. Cierpliwie czekam na kolejną okazję postawienia znaczka, a w międzyczasie prowadzę działanie od podstaw próbując w tępych łbach coś zmienić..
Co jest i było zgodne ze statusem belfra uczącego prawie 60 lat. Moje doświadczenie życiowe mówi, że człowiek zniesie wszystko za wyjątkiem wojny której na własne skórze nie doświadczyłem, na szczęście. Społeczeństwo prawie 40 milionowe nie zanika inaczej jak w wyniku dziejowego kataklizmu, więc.. będzie lepiej albo gorzej jak to w życiu bywa.
A miejsce na mapie nazywa się i nazywało Polska, ozdabiana różnymi słownymi symbolami.
Np. IV RP Matołecka, po jakimś czasie zmienią to może na V RP Katolicko Muzułmańska albo zrobią tak zwyczajnie POLSKA.
Autorowi szacunek za artykuł..
Ja do dyskutantów;
Narciarz 2.
Apanaże nasze to uścisk dłoni szefa, Stefana Bratkowskiego, pobierane w SO przez zespół i autorów zewnętrznych, o ile pojawią się osobiście. Michał Cichy zasługuje na uścisk trzykrotny, z potrząsaniem, a znajomość ze Stefanem mówi mi, że on tego nie poskąpi.
Zdjątko autora sugeruje mi,że to ten sam Michał, z którym miałem przyjemność pracować w ”Gazecie Wyborczej”, ale nie mam stuprocentowej pewności. Michale potwierdź czy ty to ty.
Powyższy tekst jest jednym z tych, po których myślę; a dlaczego ja do … nędzy tego nie napisałem!
Oczywiście można polemizować z tym czy owym, czy nawet krytykować całościowo podejście autora. Ale trzeba mieć coś do powiedzenia!
A to co tutaj serwuje p. W. Bujak świadczy o nędzy umysłowej. Są tacy, którzy się lansują, negując hurtem wszystko co powie ktoś mądry i ineteresujacy. I wydaje się takim, że w ten sposób, nic nie wiedząc i nic nie rozumiejąc, będą odbierani jako równorzędni oponenci tych mądrych.