O przyzwoitości rozmawiali niedawno red. Stefan Bratkowski i jego goście, Halina Bortnowska, Jacek Bocheński, Michał Kleiber (rozmowy tej można posłuchać za pośrednictwem Radia TOK FM). Mówiąc o „deficycie przyzwoitości”, prof. Michał Kleiber zwrócił uwagę na „fatalną stronę kultury internetowej, czyli to, co się obiegowo nazywa hejtem”. Myślę, że była to uwaga bardzo trafna.
Nagannie zachowujący się internauci pozostają na ogół bezkarni. Owa bezkarność w połączeniu z poczuciem anonimowości – Internet nie wymaga wypowiadania się pod prawdziwym nazwiskiem – decyduje o tym, że Sieć jest postrzegana jako „rzeczywistość wirtualna”, rządząca się swoimi prawami, a więc wyjęta spod jurysdykcji. W Internecie można zamaskować swoją tożsamość. To ośmiela do zachowań, jakie w rzeczywistości poza internetowej zostałyby uznane za niedopuszczalne. Pod przykryciem zanikają bariery psychologiczne, podobnie jak w ciemności pod kołdrą zanika poczucie wstydu; z tą różnicą, że pod kołdrę się nie zagląda, a w Internecie prawie wszystko jest na wierzchu…
Człowiek przyzwoity w Internecie wydaje się na straconej pozycji. Chamstwu w Sieci nie przeciwstawi się nawet „siłom i godnościom osobistom”. Ani do głowy mu nie przyjdzie, by odpłacić pięknym za nadobne, bo sam by sobie zaprzeczył. Aż przypomina się satyra Ignacego Krasickiego…
Żaden się naród księgą w moc nie przysposobił:
Mądry przedysputował, ale głupi pobił.
Po co chodzić tam, gdzie „biją”? Roztropniej omijać miejsca opanowane przez mowę nienawiści. Tak, ale im mniej ludzi przyzwoitych w Internecie, tym mniej przyzwoity Internet w ogóle. W tym wypadku nie sprawdzi się zasada z dżudo: „ustąp, aby zwyciężyć”. Tu potrzeba rozwiązań systemowych.
Dysponując podstawową wiedzą o mechanizmach ludzkich zachowań, można przewidzieć, że na Internecie się nie skończy. Odruchy mają to do siebie, że wchodzą w krew. Gdy nie są powstrzymane – raz, drugi i trzeci – niepostrzeżenie przeradzają się w normy, rozprzestrzeniając się w społeczeństwie. Ten, kto dziś jest agresywny przy pisaniu komentarzy na Facebooku, prawdopodobnie jutro będzie taki w rozmowie face-to-face.
Obecność nowych technologii w komunikacji społecznej stawia nas przed wyzwaniem edukacyjnym. Obowiązkiem, przed którym nie uciekną ani rodzice, ani nauczyciele, jest przygotowanie młodych ludzi do odpowiedzialnego używania Internetu. Na razie taką edukacją w Polsce zajmuje się garstka osób, często wolontariuszy skupionych wokół organizacji pozarządowych. To jednak nie wystarczy. Już teraz nie wystarcza.
Przeciwdziałanie negatywnym zjawiskom w Internecie nie ma oczywiście szans nadążyć za dynamicznym rozwojem cywilizacji. Jakiekolwiek reakcje ustawodawców będą zawsze spóźnione, ale to jeszcze nie powód, aby z nich rezygnować; raczej – aby je przyspieszyć.
Gdy rozmyślam o dalekiej przyszłości, wyobrażam sobie Internet jako przestrzeń immanentnie opozycyjną, podzieloną na enklawy. Między bajki wkładam wizje Internetu służącego demokratyzacji społeczeństw. Ale to już science fiction; na szczęście nie zdążę się przekonać – choćbym żył sto lat – czy miałem rację. Wróćmy więc do teraźniejszości.
Nowe urządzenia elektroniczne, przede wszystkim przenośne minikomputery zwane smartfonami, sprzyjają zachowaniom impulsywnym. Trzeba się charakteryzować wysokim poziomem samokontroli, aby nie ulec pokusie przesunięcia palcem po ekranie. Współcześnie zaledwie parę takich ruchów palcem wystarczy do opublikowania treści w Internecie, który ma globalny zasięg i nigdy nie zapomina. Dojechaliśmy do cywilizacyjnego zakrętu; oby nie skończył się nawrotem do dawnych czasów, kiedy to ludzie – jeszcze nieskrępowani wzorami kulturowymi – kierowali się w życiu głównie popędami…
Banalnie zabrzmi stwierdzenie, że technologia dostarcza tylko środków do osiągania celów. Przy czym zarówno środki, jak i cele stają się coraz bardziej zaawansowane i ambitne. A jednak ludzkie dążenia pozostają przyrodzone i w tym sensie niezmienne. Na horyzoncie ciągle majaczy jaskinia wypełniona cieniami.
Marcin Fedoruk
aż pewnego dnia cała sieć zwyczajnie padnie…
Ten ostatni zakręt już dawno minęliśmy…
Już nie ma odwrotu, internet na bardzo długo pozostanie ściekiem…
Na jak długo?
Dopóki nie zostanie wyeliminowany przez kolejne wcielenie mediów…
Uważam, że nie docenia Pan skuteczności naszej zwykłej reakcji na chamskie wypowiedzi. Krótkie komentarze krytykujące formę anonimowego hejtu bedą bardziej efektywne niż zmiany prawne.
Na razie efektywne nie są, bo jest ich tak mało.
Przyznam, że na codzień funkcjonuję w rzeczywistości angielskojęzycznej ale sugeruję, że mechanizmy społeczne są bardzo podobne. Dwa przykłady efektywności takiego społecznego wymuszania norm kulturowych: http://www.huffingtonpost.ca/ oraz http://www.cbc.ca/
Przykładów negatywnych nie podaje żeby nie promować, choć ich tutaj również nie brakuje.
Nie czekajmy na rząd aż nam poprawi rzeczywistość. Jest nasza.
Przyznaję, że polityka pobudza adrenalinę i sprzyja wynaturzeniom. Komentarze pod portalami politycznymi nie pozostawiają złudzeń. (Jeśli nie ma tam moderatorów). Bo wszyscy się znają na polityce!
Ale przecież jest ogromna przestrzeń, gdzie ludzie dobrej woli dzielą się z innymi swoją wiedzą, doświadczeniem. Taki youtube, tętniący życiem, oferujący filmiki, piosenki, instruktarze… Ostatnio wymieniłem w samochodzie reflektor rozwalony przez kolizję z sarną… Nigdy bym nie wpadł jak to zrobić. Bo trzeba było zdjąć orzedni zderzak i poodkręcać sporo śrób i wkrętów aby się do tego dobrać. Pomógł mi czyjś filmik na youtube… To samo z wymianą świec czy tylnej wycieraczki. Rewelacja!
Nie. Nie uważam, że internet opanowało jedynie chamstwo. Jest obecne, jest go dużo, ale nie „wypełnia” internetu.