Od redakcji: witamy na łamach nowego Autora. Co tydzień obiecał nam przegląd najnowszego gatunku dziennikarskiego, jakim jest internetowy mem. Oto pierwszy tekst.
Można powiedzieć, że memy zbłądziły pod strzechy. Pod strzechą wykształcił się mem prosty jak obsługa cepa. Obrazek plus tekst. Obrazek to najczęściej zdjęcie, może być polityk, ale nie koniecznie. Są tworzone całe serie na podstawie jednego zdjęcia głupio lub naiwnie wyglądającej osoby. Jest amerykański wiejski chłopak w aparacie na zębach, naiwna blondynka, jest oczywiście Chuck Norris a także nauczający Osama. Mieszkańcy masowej wyobraźni.
Obrazek to pierwsza część wypowiedzi. Widzimy go najpierw i to on ma za zadanie zahaczyć naszą uwagę. Jeśli jest to obrazek znany, to z oczywistych powodów uruchamia szeroki proces skojarzeniowy. Widzimy Osamę nauczającego, i oczekujemy prawd wiary lub terroryzujących zapowiedzi. A tymczasem puff. Tekst przeczy obrazkowi. W sztuce wysokiej nazywamy to kontrapunktem, ale twórcy memów nie zawracają sobie głowy takimi głupotami.
Zgodnie z Zasadą Wisławy Szymborskiej: żyjemy krótszymi zdaniami, mem to tekst skrócony, aż do bólu. Najlepiej jeśli jest to jedno słowo. Może być to słowo uznane niepowszechnie za wulgarne, ale można użyć również znanego powiedzenia. Lubimy przecież te słowa, które znamy. Niedopuszczalne jest używanie słów trudnych, obcych i niezrozumiałych. To zniechęca odbiorcę. Nudzi, a to grzech niewybaczalny. Dlaczego memy miałyby zajmować nas, uczestników tak wyrafinowanego towarzystwa? Bo jest to najsilniejsze na świecie narzędzie oddziaływania politycznego.
Dziesięć lat temu telewizja dyktowała, kto wygrywał wybory. Pięć lat temu, śmieszne programy i fora internetowe. Teraz na poziomie gimbazy, dominuje przekaz memów, okrzyków i tłitów. I co my z tym mamy zrobić? Memić, albo memować. Mnie to określenie kojarzy się z mamić, ale to chyba za trudne słowo. To co dzieje się w przestrzeni publicznej poważni naukowcy porównują do klasy gimnazjalnej. I jeśli chcemy skutecznie rozmawiać z wyborcami, to musimy całkiem serio formułować komunikaty dla nich zrozumiałe i nienudzące. To możliwe, wymaga tylko przepracowania narzędzi. I nie mam na myśli schamienia, a tylko uatrakcyjnienia i skondensowania języka. Zostaniemy teraz zalani stosami makulatury i twarzami zwisającymi na murach nad naszymi głowami. I to nie zadziała w przeciwieństwie do celnego memu udostępnionemu w milionach profili.
Przecież JOW-y stały się hasłem politycznym, bo kilku milionom Polaków skojarzyły się z yow, albo z yow mamma!, które jest odpowiedzią na fuck you!
Mariusz Malinowski
[print_gllr id=127857]
____________________________________________________
Jestem najmłodszym duchem starym reżyserem. Zrobiłem już tyle różnych filmów i programów telewizyjnych, że sam nie pamiętam (może to demencja, a może tak trzeba, skoro nikt już niczego nie pamięta). Pamiętam jeden, bo jest strona dzieciwehrmachtu.eu. Wydaje mi się, że robiłem też dużo kampanii reklamowych i spotów. Jeden na pewno, bo przypomina mi się, kiedy ktoś mówi: z pewną taką nieśmiałością. Ach, i dobrze pamiętam program Pół godziny nowoczesności, który przez pół roku robiliśmy ze Stefanem Bratkowskim.
Semiotyczne hackerstwo. Pozostaje do ustalenia, ile z tego jest „subliminal”. Bo „subintellectual” jest raczej wsio. Przypomniał mi się futbolista Trampisz i jego przejmujące komunikaty wizualne.
Mądre memy to wymiana idei.
Głupie, to manipulacja.
Każdy ma łączyć emocje z przekazem.
I jak w każdej dziedzinie może być dobre albo złe, oraz chwytliwe (popularne) lub nie.
Sztuką jest zrobić mema dobrego i chwytliwego. Takie wygrywają wybory…