2018-05-19.
Wielu psychoterapeutów swoje terapie prowadziło w ten sposób, że stymulowali swoich pacjentów do odtwarzania traum z dzieciństwa. Zrozumienie ich miało na celu wyleczenie z depresji i najrozmaitszych nerwic czy fobii.
Sens studiowania historii traktować można w podobnym duchu, ale pacjentem jest wtedy cały naród. Poprzez historię powinniśmy zrozumieć samych siebie, na przykład, dlaczego w ostatnich wyborach głosowaliśmy tak, jak głosowaliśmy.
Pamiętać jednak musimy, że wielu psychoterapeutów zrobiło wielką krzywdę swoim pacjentom, wmawiając im zdarzenia, które nigdy nie miały miejsca. Pacjentki oskarżały swoich ojców o molestowanie, którego nigdy nie było. Pacjenci przypominali sobie morderstwa, które się nigdy nie wydarzyły.
Podobnie trzeba bardzo uważać z zainteresowaniem historią, bo może okazać się, że Historycy podsuwają nam historyczne „fake news”, a jeżeli nawet są one nie całkiem fake, to przy braku odpowiedniego tła dla danego wydarzenia, możemy je całkiem opacznie zrozumieć.
Powyższe refleksje naszły mnie podczas szukania historii nauczania matematyki. Próbowałem dowiedzieć się skąd się wzięli tacy geniusze jak Stefan Banach i Hugo Steinhaus. Znalazłem informację, że lwowska szkoła matematyczna była, ale skąd się ona wzięła, już nie. Jerzy (Łukaszewski) na pewno to wie i nam wyjaśni. Bardzo jestem ciekaw, czy to wyjaśnienie pozwoli nam odpowiedzieć na pytanie, dlaczego już takich Matematyków nie mamy.
Hazelhard
Słabo szukałeś, Hazelhardzie.
Polecam tekst: https://studioopinii.pl/archiwa/2130.
A dodam do niego taką uwagę: nie sądzę, żeby odsetek ludzi uzdolnionych matematycznie (albo w dowolnej innej dziedzinie) w danym społeczeństwie szczególnie się zmieniał. Jeśli więc dziś nie ma Polskiej Szkoły Matematycznej, to nie znaczy, że mamy mniej wybitnych matematyków niż niegdyś. Jest ich równie wiele, tylko już nie w Polsce. „Mekką” matematyków są obecnie Stany Zjednoczone, ale też tylko w pewnym stopniu. A w ogóle nauka – chyba to przyznasz – silnie się zglobalizowała, głównie dzięki Internetowi; i nie ma już tak jak dawniej pilnej potrzeby osobistych kontaktów. A gdy chodzi o matematyków, to – być może bardziej niż inni specjaliści – nie mają oni „narodowości”. Ich narodowość – to ten uniwersytet, w którym akurat pracują.
Jeśli zaś chciałbyś koniecznie mieć w Warszawie na przykład taką „szkołę” jak dajmy na to w Berkeley – to nic prostszego. Zaproś imiennie dziesięciu wielkich uczonych z wybranej wąskiej dziedziny (na przykład, teorii układów dynamicznych), daj im po $ 500 000 rocznie do ręki i po willi ze służbą i basenem (oczywiście, polskim uczonym daj to samo), pozwól każdemu z nich prowadzić seminarium dla 10 przez nich samych wybranych osób – i już za głupie 7-10 lat będziesz miał nową Polską Szkołę. Tylko po co? Przecież tym kilkudziesięciu zdolniakom wystarczy zafundować studia doktorskie u dobrych specjalistów.
A że w większości nie wrócą? No przecież mówimy o matematykach, nie o idiotach.
He, he- to właśnie książka p. Dudy mnie kiedyś natchnęła do napisanie tej notki, bo opisuje ona (IMHO) historię Szkoły Lwowskiej bez próby ogarnięcia wszystkich przyczyn, dlaczego ona powstała. Twoja notka (przyznam się, że zapomniałem o niej, ale z racji wieku można mi wybaczyć!) podaje kilka tropów, ale są one raczej spekulatywne, a nie historycznie udowadnialne. Taki dowód wymagałby porównania z innym krajem, o podobnej, jak Polska, historii, ale czy gdziekolwiek indziej, w jakimś zapyziałym kraju, taka szkoła matematyczna powstała? Nie wiem.
Co do realizacji pomysłu powstania obecnie w Polsce wspaniałej szkoły w jakiejś dziedzinie nauki, to pełna zgoda. W moich opracowaniach dla Nowoczesnej przedstawiałem toczka w toczkę to samo!.
Steinhaus w listopadzie 1945 przyjechał do Wrocławia odpowiadając na propozycję utworzenia wydziału mat-fiz na organizowanej tutaj uczelni. Mazur wybrał Łódź a od 1948 Warszawę, w niej także politykę partyjną. Ulam już w 1935 wyjechał do USA, początkowo na zaproszenie Princeton, następnie stypendium Uniwersytetu Harvarda a od 1943 pracował w Los Alamos w projekcie Manhattan i w zasadzie razem z fizykiem Edwardem Tellerem jest uznany za twórcę bomby atomowej. Ciekawe, że to właśnie Stanisław Ulam w 1960 przedstawił doradcy Kennedy’ego projekt wysłania człowieka na Księżyc. W 1937 John von Neumann proponował Banachowi wyjazd do USA za w zasadzie dowolne pieniądze, Banach odmówił i w 1944 został dziekanem wydziału mat-fiz we Lwowie, zmarł w 1945.
Po przyjeździe Steinhausa do Wrocławia tutaj chciano organizować kontynuację lwowskiej szkoły, tutaj także ukazał się w 1948 pierwszy po wojnie numer „Studia Mathematica” i tutaj razem z Edwardem Marczewskim Steinhaus zaczynał tworzyć Nową Księgę Szkocką. W 1945 Steinhaus razem z Ingardenem czekali we Wrocławiu na Banacha. Z Lwowskiej Szkoły Matematycznej wywodzą się nie tylko wrocławscy matematycy. W 1945 do Wrocławia trafił także Roman Stanisław Ingarden, fizyk matematyczny, zakładając tutaj m.in. Zakład Niskich Temperatur włączony później do Instytutu Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych PAN (był promotorem m.in. doktoratu mojego ojca, także fizyka teoretyka, także urodzonego we Lwowie, zmarłego we Wrocławiu).
Skąd się wzięli ? urodzili się, Ulam i Mazur we Lwowie, Steinhaus w Jaśle a Banach w Krakowie.
Jesteśmy na razie w Polsce na etapie „opłacalności wszystkiego” rozumianej jako natychmiastowa. Dajesz fizykowi pół miliona dotacji, a ona ma ci jutro odnaleźć rzeczywistość równoległą. Tak to działa w większości umysłów kształtowanych przez bieżącą politykę. Myślę, że to etap przejściowy, przez który musimy przejść jako społeczeństwo. Minie.
Co zaś do nauczania historii.
– Trawa jest zielona – mówi mama.
– A dlaczego? – pyta 4 letnie dziecko.
– Nie garb się, smarkaczu!
Znamy to? No właśnie.
Tymczasem ucząc się historii powinniśmy być jak ten 4 letni chłopczyk i bez przerwy pytać: dlaczego?
Coś się wydarzyło, coś się nie wydarzyło – w każdym z tych przypadków stosowne jest pytanie: dlaczego?
Jeżeli wiesz, że kiedyś ktoś spadł jadąc przez dziurawy most to pytając: dlaczego? uzyskasz wyjaśnienie odnoszące się do jego wytrzymałości, unosu itd. W przyszłości już nie będziesz starał się jeździć przez takie mosty, bo wiesz czym to grozi.
Po co za każdym razem uczyć się od nowa.
Większość problemów społecznych, politycznych itp. była już kiedyś rozwiązywana. Ucząc się jak je rozwiązywano oszczędzasz czas i nie narażasz się na skutki ew. błędów.
Niestety, ta właśnie dziedzina tak chętnie jest wykorzystywana przez hochsztaplerów w bieżącej polityce. Nie mogłaby być gdyby każdego od dziecka uczono pytać: dlaczego? Stosując tę szkołę obywatel nie dałby sobie wciskać tyle kitu co obecnie. I to nie tylko w Polsce.
To tak w wielkim skrócie 🙂
w kwestii formalnej: równoległe przestrzenie – wiemy, że mogą istnieć, i oby, a ciągle mamy kłopoty z naszą. Jak się za to zabrać ? zacytujmy najpierw najładniejszego fizyka na naszej branie (bo niby dlaczego mi wierzyć): proszę sobie wyobrazić ciasteczko Oreo – dwie płaskie powierzchnie i krem między nimi. Ten krem to właśnie „objętość” więcej wymiarowej niż nasza przestrzeni – której nie możemy zobaczyć. Brany mogą być odległe jedynie o drobną część centymetra, lecz my żyjemy na jednej z nich, nie zobaczymy drugiej.
Co gorsza, naszej brany nie możemy się ciągle doliczyć i na domiar złego ostatnie wyniki dla stałej Hubble’a zaczęły być rozbieżne, w zależności czy ocenimy ją lokalnie, czy po całości. Co to za stała ? wg. Einsteina porażka jego OTW, bo włożył ją ręką i później za nią osobiście Hubble’owi dziękował. Może więc ciasteczko przecieka, no ale jak?
a w ogóle to co zobaczymy jeżeli kula przeleci przez naszą powierzchnię ? kolekcję dysków o różnym promieniu (Edwin Abbott Abbott, napisał Flatlandię w 1884) więc jak tu załapać co jest grane ? trzeba by poznać metrykę „kremu” i jej relacje z naszą – kłopoty, metryka to odległość a odległość w bardzo małej skali… traci sens, no więc dlaczego te brany ? bo mamy kłopoty z grawitacją, jest za słaba a z większą ilością wymiarów rozumielibyśmy, że tutaj może, bo tak się doliczyliśmy, na naszej branie.
Coś jednak z tego wszystkiego wynika: właśnie dlaczego uczymy się ciągle od nowa – może po prostu żyjemy na różnych branach.. no bo niby dlaczego mielibyśmy nie wiedzieć – dlaczego ? fizykom jednak można płacić.
….”Większość problemów społecznych, politycznych itp. była już kiedyś rozwiązywana. Ucząc się jak je rozwiązywano oszczędzasz czas i nie narażasz się na skutki ew. błędów.”
JotLuku – a pokaż choć jeden problem z zakresu tych o których piszesz – który został rozwiązany??
Ucząc sie jak je rozwiązywano – nic kompletnie nie zyskujesz – bo rozwiązujesz tylko pozaprzeszłe problemy.
Polityka zawsze bedzie …”bieżaca”…….szczególnie w tzw – Demokracji. Bo w niej sa tylko „bieżące”, kadencyjne problemy.
Wbrew pozorom ludzkość ma pamięć Jętki Jednodniówki – nic nikt na to nie poradzi. Oczywiście – mój wniosek jest pesymistyczny.
Choć jednocześnie dość optymistyczny – przeżyjmy swoje życia tak, żeby sie nie wstydzić i nie zapewniajmy naszym Dzieciom nadziei na swietlana przyszłość – niech ją sobie zapewnią sami.
Anegdotka – kiedyś moja szwagierka biadoliła, że jej syn zbyt wiele czasu spędza przed komputerem. To był rok 1999. Powiedziałem jej – „Basiu – nie wtrącaj się. Nikt z nas nie ma pojęcia w jakiej rzeczywistości przyjdzie żyć Mateuszowi za lat dwadzieścia.” W 2016 prosiła go żeby ustawił jej funkcje w smartfonie – bo sama nie daje rady. Zauważ, że nie minęło nawet te prorokowane 20 lat.
Kiedyś pokusiłem sie w jakims towarzystwie o zdefiniowanie różnicy miedzy ludźmi a zwierzętami. Brzmiała – zwierzęta żyja teraźniejszością …a ludzie przeszłościa albo przyszłością. Terażniejszość mając za nic. Dostałem solidny opeer – że jak to tak???? Musimy planować na przyszłość uwzględniając nauki przeszłości.
No to stwierdziłem, że nawet własnego pogrzebu nie możemy zaplanować. Bo nasze dzieci bedą chciały nas wystrzelić w Słońce – bo będa miały takie możliwości …i będzie taka moda.
Więc – pokora wobec własnych niemożliwości…i radocha z chwili, która jest nam dana.
Pozdrawiam
Ajaj.. Panie Jerzy
>>Większość problemów społecznych, politycznych itp. była już kiedyś rozwiązywana. Ucząc się jak je rozwiązywano oszczędzasz czas i nie narażasz się na skutki ew. błędów.Niestety, ta właśnie dziedzina tak chętnie jest wykorzystywana przez hochsztaplerów w bieżącej polityce. Nie mogłaby być gdyby każdego od dziecka uczono pytać: dlaczego? Stosując tę szkołę obywatel nie dałby sobie wciskać tyle kitu co obecnie. I to nie tylko w Polsce.
To tak w wielkim skrócie <<
Zawsze podstawą jest Trivium, gramatyka, logika, retoryka…
Dziecko od pierwszej lekcji gry na instrumencie musi nabrać odruchu pytania… Dlaczego?
Udzielam odpowiedzi, uczeń myśli a potem realizuje to co nauczyciel powiedział..
Spaprał zadanie… wtedy ja pytam, dlaczego? Uczeń myśli, uzasadnia problem naprawia spaprane i zadaje pytanie,
a dlaczego?
I tak przez lat dwadzieścia sobie gadamy… o matematyce, o systematyczności, cierpliwości i ciężkiej pracy nad detalami aby wykonanie było perfekcyjne dla odbiorcy.
Ostatnio ja często pytam… komu to potrzebne?
Pozdrawiam
PK
Hazelhard zadał mętne pytanie „Po co nam historia?”, a potem pyta ni z gruszki ni z pietruszki, skąd się wzięła lwowska szkoła matematyczna. Na tak sformułowane pytanie musi paść multum durnych odpowiedzi i o to chodzi Hazelhardowi, bo się w tym lubuje.
Słabość Twojego wywodu wynika z nieporównywalności pojęć. Czy można odnosić pojęcia nie mające odpowiedników w świecie opisanym przez zmysły do prostych doświadczeń człowieka? Przykładowo: piszesz że tamtej przestrzeni nie możemy zobaczyć. A naszą przestrzeń to niby możemy?
Z moich zastrzeżeń, z konieczności skrótowych, wynika jasno że historia nie jest nam do niczego potrzebna. Co innego historycy, np. LUK, którzy ciekawie piszą o różnych sprawach.
A szkoła lwowska to tylko wymyślone pojęcie w branie czterowymiarowego wszechświata. Gdybyśmy chcieli to sformułowanie rozpropagować i rozesłali informację we wszystkich kierunkach z prędkością światła to zanim by dotarła do znanych nam granic wszechświata ten już dawno przestałby istnieć.
Pisałem już, że trzeba ustalić co jest najważniejsze i tym się zajmować, ale czy to dotrze do Hazelharda, skoro przebywa w innym punkcie zamocowania struny?
brany w teorii super-strun to trochę inna bajka i żeby tu ładnie opisać taki koncept musiałbym chyba co najmniej intensywnie przeglądnąć np. dawno już czytany „Elegancki wszechświat, super-struny, ukryte wymiary i pogoń za ostateczną teorią” Briana Greene (W.W. Norton & Company, New York, London 1999) do którego pozwolę sobie więc nas skierować przed zamawianiem następnych teorii. Wg mnie Hazelhard nie pyta mętnie – pyta o warunki środowiska społecznego w którym powstają doliny krzemowe i różne takie, odpowiadam więc w zamyśle metaforycznie: o nieprzenikających się środowiskach mających swoją historię, więc i fascynacje i metody postępowania i drogi rozwoju a więc i o powtórkach, które się nam często zdarzają. Ciekawym odniesieniem jest tu połączenie fizyki z nauką społeczną, np.: https://www.networkscienceinstitute.org/projects/science-of-success o co właśnie wydaje mi się, że pytał Hazelhard
PS. zobaczyć tj. doświadczyć własność w sensie pomiaru fizycznego, przy czym własnością przestrzeni będzie w takim sensie istnienie w niej obiektu fizycznego, więc nie chodzi mi tu o odniesienie do relacji Heisenberga, chociaż to także własność; horyzont zdarzeń to trochę inna historia, jednak zgoda: przynajmniej wypada założyć możliwość zmian metryki czasoprzestrzeni (tj. brak niezmienniczości praw fizyki) w takich skalach na naszej branie – wydaje mi się zresztą, że klasyczny model rozwoju wszechświata wręcz opiera się na spontanicznym łamaniu symetrii.
@ PIRS
Słabość Twojego wywodu wynika z nieporównywalności pojęć. Czy można odnosić pojęcia nie mające odpowiedników w świecie opisanym przez zmysły do prostych doświadczeń człowieka? Przykładowo: piszesz że tamtej przestrzeni nie możemy zobaczyć. A naszą przestrzeń to niby możemy?
.
Jak zauważył Ludwig Wittgenstein – Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata. Nieopisywalność zjawiska w zrozumiałym języku oznacza brak możliwości poznania go.
Język ma wpływ na sposób myslenia, na postrzeganie rzeczywistości.
I teraz odbiegnę zupełnie od tematu:
Ostatnio zastanawiałem się nad językiem polskim.
Skąd w Polakach tyle nieodpowiedzialności? Czemu uważaja, że nie warto brać udziału w wyborach, czemu uważają, że ich działanie jest pozbawione znaczenia, brak zaangażowania w wiele działań itd?
Czy to nie jest już tak, że nasz piękny polski język programuje nas na bierność?
Anglojęzyczni ludzie coś robią i oni odnoszą sukces albo porażkę.
Polak coś robi, ale to coś albo się uda, albo nie uda, a człowiek, jest obok, jakby przypadkowo. Rzecz się udaje, lub nie.
Nie spotkałem się z tym, żeby Niemcowi, czy Anglikowi uciekały autobusy/pociągi. Zdarza się, że Niemiec czy Anglik się spóźni. Ale Polak? Polak dociera do przystanku, ale to autobus ucieka.
I tak mógłbym jeszcze mnożyć przykłady na to, jak język Polski warunkuje postrzeganie świata: oto jestem „ja”, a wszystko dookoła to coś na co mam znikomy wpływ – dzieje się – czasem po mojej mysli, czasem nie – ale jakby niezależnie ode mnie.
Na ile te konstrukcje językowe kształtują liczne bierne postawy?
Widzę, że muszę coś wyjaśnić 🙂
Rzeczywistość równoległą podałem jako przykład absurdu w traktowaniu nauki przez rządzących i w dużej mierze także jako społeczeństwo.
Dla jasności obrazu powinienem napisać ” jutro odnaleźć rzeczywistość równoległą opakowaną w różowe pudełko”. Może wtedy byłoby bardziej zrozumiale.
OK, napisał pan „ona” – czyli to ta dotacja, a mi się pokojarzyło z nieznajomą profesor na jednej z amerykańskich uczelni, oglądam ją czasem na youtubie – nieźle wykłada, sorry
Przepraszam, literówka.
literówka ? Harvard
https://www.youtube.com/watch?v=hIPVuvurmCA
PIRS ma rację, że mętnie piszę, ale z tej mętności powstają czyściutkie wykrystalizowane Komentarze, co mnie cieszy, bo krystalizacja jest moją specjalnością. Przy okazji chciałbym przytoczyć słowa któregoś z wielkich fizyków, niestety zapomniałem, którego. Powiedział On tak: „Na początku XX wieku chodziliśmy po lesie i dyskutowaliśmy. Tak powstała fizyka kwantowa i względności. Teraz każdy fizyk siedzi przy komputerze i czeka aż mu program coś wyliczy.” Pewnie trochę w tym przesady, ale może jednak coś w tym jest.
MR E
Ależ nie – większość zjawisk fizycznych jest opisywana matematycznie i nie ma żadnego odpowiednika w języku potocznym. Można sobie nazywać kwark powabnym ale to go w żaden sposób nie opisuje. Nauka już dawno oderwała się od języka opartego na doświadczeniu zmysłów. To prowadzi do rozziewu między tym co naukowcy mogą nam przekazać a tym co sami rozumieją i o czym mówią między sobą. Czasami nie uważają i zapędzają się w mieszane rejony – stąd moja uwaga o przestrzeni, bo naszej przestrzeni też nie widzimy, to tylko pojęcie (PK oczywiście miał co innego na myśli mówiąc o postrzeganiu przestrzeni).
A język, jeśli nie jest wybitnie spaczony, to moim zdaniem nie wpływa na charakter i to całego narodu. W każdym narodzie są jednostki wybitne i durne, pozytywne i dranie. To co pieprzy pani Pawłowicz (profesor!) nie wynika z charakteru języka ale z charakteru pani P.
Można by długo zastanawiać się, co powoduje że Polacy (czy inne nacje) w danym okresie wykazują większą ciemnotę. Na pewno ma tu duży wpływ religia, która opiera się na wierzeniu a nie na rozumowaniu, narzuca pośrednictwo między człowiekiem i Siłą Wyższą i wprowadza feudalne obyczaje i nawyki.
Tzw. ciemnotę można na osi czasu przedstawić w postaci sinusoidy, a nawet dwóch z rozróżnieniem ciemnoty rzeczywistej i ciemnoty oportunistycznej. Oczywiście trudno mówić o jej absolutnej regularności, ale to już wyjaśni odpowiedź na pytanie: dlaczego tu i dlaczego teraz? Wbrew pozorom religia nie ma aż tak decydującego wpływu na ten stan jak się pozornie wydaje. Czasem może to być utrata zaufania do nauki w okresach kryzysowych (średniowieczna dżuma na przykład) kiedy ta nauka (w tym przypadku medycyna) nie dała sobie rady z rzeczywistością, przynajmniej w powszechnym odbiorze.
Musiałby się wypowiedzieć psycholog społeczny, ale dziś wielu zadaje sobie pytanie: jaki wpływ (pozytywny) ma nauka na moje życie skoro dalej są wojny, miejsca gdzie panuje głód, choroby, byt biologiczny wcale nie jest bardziej pewny, niż kiedy indziej.
Dodając do tego to co Pan pisze o języku – wystarczy, by część ludzi zwróciła się ku „innym rejonom objaśniania rzeczywistości”. I tak się dzieje np. dzisiaj. A czy to będzie religia czy inne czary mary, to już szczegół. Mechanizm działa.
napisałem w skrócie odniesienie do zasady Heisenberga zwracając tym samym uwagę na stan tzw. zerowej energii i fundamentalną rolę kwantowych fluktuacji w koncepcji próżni QED (Feynman, Tomonaga, Schwinger, nagroda N 1965) , jednocześnie przestrzeń „widzimy” poprzez istniejące w niej oddziaływanie, jednocześnie – jako, że stan kwantowej próżni to stan zerowej wartości oczekiwanej pola elektromagnetycznego. Wiele koncepcji fizycznych wymaga budowania intuicji skojarzeniowych aby je przekazywać w celu.. umożliwienia budowy prawidłowych intuicji.
@PK intuicje można formułować, a nawet formalizować. Oczywista tu znajomość języka. Jeden cudzoziemiec pytał mnie kiedyś w Grand-Hotelu o windę : „Gdzie tu jest nieczinna ?
prawidłowa odpowiedź: Zuzanna ją lubi tylko jesienią.