Jarosław Dudycz: Feudalna melodia3 min czytania

wprost fibak2013-06-07.

Biorę udział w bardzo ciekawej dyskusji o sprawie Fibaka. Opublikuję link, może to szanownych Państwa zainteresuje. Rozmowa odbywa się w Facebooku, u pani Jędrysik, w związku z jej tekstem opublikowanym w „Wysokich obcasach”. Dyskusja jest bardzo porządna i jestem zadowolony, że się w nią zaangażowałem. Ale prócz tej udanej dyskusji czytam jeszcze inne teksty i komentarze na rzeczony temat. I jak tak sieć przeglądam, to widzę, że ludzie, którzy się odnoszą do procederu uprawianego przez Fibaka, dzielą się na trzy grupy.

Jedna – z którą się utożsamiam – jest zdania, że Fibak traktował kobiety, i zło tego jest niezależne od woli tych kobiet, jak przedmioty i jego zachowania są pewnym symbolem wielowiekowej, kulturowo ugruntowanej przemocy wobec kobiet. Druga głupkowato się cieszy, że „wreszcie, panie, dop*lili bogatemu, tak trzeba, bogaty to świnia, wyzyskiwacz, nie może być dla takiego litości, im więcej błota na takiego, tym lepiej”. A trzecia uważa, że Fibak niczego złego nie zrobił, dziennikarze to bandyci, którzy zaczepiają niewinnego, te kobiety same tego chciały, zresztą: co ma zrobić biedna, nieustosunkowana dziewczyna, jak się ma wyrwać z tej swojej wsi polskiej, jak awansować, jeśli nie przez jakieś zagraniczne łóżko.

Myślę zatem, że ujawnia się tu problem o wiele szerszy niż sprawa przemocy wobec kobiet, odsłania się po prostu, ciągle żywotne, ciągle pokutujące, nasze uwikłanie w mentalność feudalną. Z jednej strony – bezkarny bogacz, co to się niczego nie boi i wie, że mu pieniądze krzywdy zrobić nie dadzą, zawsze się da wszystko załatwić i rozmyć, naobiecywać różnych korzyści, uśmiechnąć się na koniec, odwrócić na pięcie i wyjść, a z drugiej strony – głęboka niechęć do bogacza, pogardzanie nim, nienawistne życzenie mu wszystkiego co najgorsze, podszyte zawiścią, frustracją i żalem, że się tym bogaczem nie jest, ale zarazem głębokim życzeniem, by przy pierwszej, lepszej sposobności wkupić się w łaski tego bydlaka, być takim jak on, doświadczyć jego luksusów.

Można więc powiedzieć, że mamy coś z chłopów pańszczyźnianych, którzy, gdyby tylko mogli, zabiliby tego bogatego pana na zamku, tę spasioną świnię, która wszystkich wyzyskuje, ale jeszcze chętniej zabiliby kogoś stojącego obok, jeśliby tylko to im pozwoliło wkupić się w łaski seniora.

To jest bardzo nieprzyjemna matnia, niegodna społeczeństwa demokratycznego, obywatelskiego, które się już przecież sporo dorobiło w kwestii praw człowieka, świadomości psychologicznej, edukacji, możliwości solidnej, uczciwej kariery i transparentności życia publicznego. Okazuje się jednak, że ciągle jakaś zaraza nam dokucza, zaraza poczucia winy, oglądania się na innych, zrzucania odpowiedzialności i nieustannego poczucia, że ktoś nad nami stoi z batem. Bez przerwy żyjemy z jakimś wyimaginowanym panem na grzbiecie, z którym walczymy, którego nienawidzimy, a którego i tak widzimy jako jedyną trampolinę do sukcesu. Zamiast brać sprawy w swoje ręce, nie wychodzimy poza rachunek krzywd i kombinacji.  Podejrzewam zresztą, że to nie jest jakaś polska specyfika, ale po prostu dziedzictwo całej naszej kultury.

I im więcej takich historii czytam, tym coraz mocniej zaczynam wierzyć – choć jest to wiara naiwna; wiara właśnie – że jedynym sensowym kluczem do tego wszystkiego jest klucz psychoanalizy. Ogromny jest ten nasz bagaż uwikłań, archetypów i kompleksów.

Jarosław Dudycz

 

9 komentarzy

  1. a.f. 07.06.2013
  2. bisnetus 07.06.2013
  3. nickt 08.06.2013
  4. JSN 08.06.2013
  5. Magog 08.06.2013
  6. Andrzej Duracz 09.06.2013
  7. Incitatus 10.06.2013
    • BM 10.06.2013
      • Incitatus 13.06.2013