Kolejna próba narzucania przez Watykan, za pośrednictwem jego ludzi w sutannach i bez, swoich niedzielnych porządków polskiemu społeczeństwu odbywa się z udziałem nie tylko zdeklarowanych i koncesjonowanych miłośników tego uroczego państewka, słynnego z demokracji i osobliwej miłości do naszego kraju (zwłaszcza w razie wojen z Niemcami), lecz również z udziałem posłów partii, która lubi czasami stroić małpie miny i przedrzeźniając sama już nie wie kogo, nazywać się liberalną.
Sposób, w jaki media i politycy komentują całą sprawę zakazu handlu w niedzielę, napawa mnie smutkiem i pesymizmem. Nic nie zapowiada, żeby do dziennikarskich (nie mówiąc już o poselskich) łbów przebiły się takie wyrafinowane idee, jak konstytucyjne gwarancje wolności wyznawania światopoglądu i prowadzenia działalności gospodarczej, a choćby i zwykłe ludzkie pojęcie wolności jako swobody wybierania. Ja już nie mówię o takich uczonościach jak zasada rządu ograniczonego, głosząca, iż władzom nie wolno stanowić ustaw godzących w swobody osobiste, celem wywarcia na obywatelach przymusu zachowania zgodnego z przekonaniami rządzących odnośnie do tego, co jest, a co nie jest dobrym i zacnym życiem.
No ale nie wymagajmy za dużo o prostego posła PiS, któremu nawet się nie śniło, że nie po to wybrali go posłem, co by teraz miał nie używać swej władzy do zaprowadzania w państwie katolickich porządków i epatowania społeczeństwa swoim wybujałym i ociekającym pychą „sumieniem”, lecz po to, by strzegł swobód obywatelskich i je gdzie tylko można poszerzał. Dla takiego konstytucja w porównaniu ze słowem Księdza Dyrektora oraz Prezesa, a nawet własnymi przekonaniami etyczno-religijnymi, zwanymi z bezbrzeżną egzaltacją właśnie „sumieniem” albo i „prawem naturalnym”, to po prostu śmieć, kawałek papieru zabrudzonego przez Kwaśniewskiego i innych zdrajców Narodu.
Ale sprawa z zakazem handlu w niedzielę to nie tylko prostacki spektakl, w którym jakimś przytępym „politykom” z Kartoflisk Kościelnych wydaje się, że mają prawo dyktować ludziom, kiedy mają chodzić na zakupy, a kiedy nie. To jest kolejny przykład obłudy i bezradności państwa i mediów, których nie stać na stwierdzenie oczywistego faktu, że po raz kolejny kościół, definiujący się wobec Polski jako obce państwo, łamie swe jedyne przyrzeczenie dane Polsce w hołdowniczym „konkordacie”, a mianowicie przyrzeczenie niewtrącania się w polskie prawo i w sprawowanie w Polsce rządów (bo to właśnie oznacza poszanowanie autonomii RP) – łamie wywierając nacisk na władze publiczne, by pomogły mu wymusić na swoich wiernych zachowanie dnia świątecznego. Gdyby jeszcze kościół czynił to z otwartą przyłbicą, głosząc, że Bóg się gniewa na niedzielne zakupy, to można by było uznać taki głos za ciekawy zabytek średniowiecznej umysłowości. Ale nie! Kościół i jego ludzie w sejmie ośmielają się udawać (a to grzech przed Bogiem!), że nie o dzień święty im chodzi, lecz o jakieś tam „wartości rodzinne”. Palą diabłu świeckiego państwa ogarek obłudy! W efekcie niby to nie żadną religię mają na uwadze (tfu, tfu!), lecz całkiem świeckie rodzinne spacerki itp. Takie sobie świeckie niewiniątka – co złego to nie my. I oczywiście żadnego zażenowania, że chce się owo „życie rodzinne” umacniać środkami prawnego przymusu i ograniczenia wolności. My już cię, kotku, dla twojego dobra, nauczymy, kiedy masz robić zakupy, a kiedy z dziećmi na spacerek iść. Jakieś poczucie wstydu i szacunku dla ludzi? Że może ludzie mają prawo sami decydować o sobie, a posłowie akurat nie mają prawa decydować za nich? Gdzieżby tam! Wstyd i szacunek to nie w tych sferach. W tych sferach jest za to „godność osoby”, „sumienie” i „prawo naturalne”. Jak się ma takie armaty, to wstydu już nie potrzeba. Czyż nie?
Swoją drogą jakież okropne są stosunki między kościołem katolickim i jego wiernymi, skoro bez żenady chce on wymuszać posłuch dla swych przekonań za pomocą prawa, i to prawa państwowego! Dlaczego wy, katolicy, dajecie się tak traktować przez waszych kapłanów? Czy nie obraża was to, że kościół chce was ubezwłasnowolnić i stosować wobec was przymus prawny w postaci świeckich zakazów, zamiast zachęcać do dobrowolnego przestrzegania nakazów wiary? Pokażcie wreszcie odrobinę tej godności, o której tyle wam mówią księża! No i czy nie wstyd wam, że w celu zdyscyplinowania was ogranicza się swobody ludzi, którzy nie mają z wami nic wspólnego ani w wam w drogę nie wchodzą?
A może wam to upokorzenie odpowiada? Wasza sprawa. Ale wara biskupom i ich posłom od mojej – niewierzącego – niedzieli! Macie czelność nawet nam, niewierzącym, dyktować, kiedy mamy robić zakupy? Czy my mówimy wam, jak macie regulować handel w prawie kanonicznym? Czy wtrącamy się wasze sprawy i meblujemy wam życie? Zmuszamy was do czegoś? Więc zostawcie nas w spokoju i odczepcie się w końcu od nas, do jasnej cholery!
PS. A jeśli kombinujecie, że ludzie nie mogąc iść w niedzielę do hipermarketu, z nudów wpadną do kościoła i rzucą coś na tacę, to pomyślcie co by było, gdyby właściciele hipermarketów lobbowali za zakazem chodzenia w niedzielę do kościoła, licząc na zwiększenie swych zysków? No właśnie, kochani – skoro wam wolno domagać się zamykania hipermarketów w niedzielę, to chyba rozumie się samo przez się, że innym wolno by domagać się zamknięcia w niedzielę kościołów. Takie są konsekwencje waszego stanowiska. A czy wiecie, dlaczego nasze stanowisko jest inne i wcale nie domagamy się zamykania kościołów, mimo że wy chcecie nam zamknąć sklepy? Ano dlatego, że jesteśmy przyzwoitymi ludźmi i szanujemy prawo innych do spędzania czasu tak, jak to im odpowiada! Więc może wy, tak na dobry początek, odbierzecie od nas tę małą lekcję przyzwoitości i łaskawie odwalicie się od naszych sklepowych świątyń, które miłe są naszym sercom?
PPS. Uprzedzając pytanie „ile ci żydzie zapłacili za lobbowanie na rzecz supermarketów?”, uprzejmie informuję, że od za…nia. I to od razu w szeklach!
Jan Hartman



oj tam oj tam, od zarania dziejów dla żydów sobota jest świętem, załatwili sobie na świecie weekend. Ich naśladowcy,
młodsi bracia chrześcijanie, aby się odróżnić, zaczęli świętować niedzielę a teraz chcą aby to działało wszędzie na świecie, podobnie jak weekend.
W kolejce stoją jeszcze młodsi bracia muzułmanie, jak zaczną propagować piątek na dzień bez pracy to będzie cudownie dla ateistów, którzy z zobligowani do szacunku dla każdej wiary nie będą pracować trzy kolejne dni.
Nic nie mam przeciwko takim zamysłom, trzy kolejne wolne dni każdego tygodnia dla ateistów !! To jest to!
A do tego związkowcy dołożą nam święto po każdym dniu wolnym od pracy.
Dobrze wiedzieć, do kogo w razie czego zwrócić się o pożyczkę 🙂
A tak serio, to Kościół nie robi niczego nadzwyczajnego. Jeśli właściciel sadu nie protestuje, gdy mu kradną jabłka, trudno się spodziewać, że nagle przestaną.
Śmieszne jest to, że zdecydowana większość społeczeństwa pomstuje na „czarnych”, a jednocześnie ta sama większość nie wyobraża sobie ślubu inaczej jak w kościele, braku chrzcin, na których urżnie się ze szwagrem ateistą i zadłuża się po uszy na przyjęcie, bo najmodniejsze akurat prezenty kosztują dwie średnie krajowe. Hipokryzji można nie lubić, śmiać się z niej, denerwować na nią, ale nie doceniać jej to błąd.
Na szczęście mamy światłych polityków, którzy tego błędu nie popełniają. Możemy wyzywać ich od śmierdzących tchórzy, palantów bez kręgosłupa i jeszcze ładniej, ale to i tak nie zmieni faktu, że oni wiedzą co robią.
Ostatnio przeczytałem, że Polska jest Kościołowi winna mnóstwo pieniędzy. Mimo, iż zależność między sekularyzacją dóbr kościelnych a Funduszem Kościelnym zrozumie dziecko, dorosłym daje się wcisnąć, że państwo wciąż jest Kościołowi coś winne. Ci dorośli w to wierzą? Na pewni nie, ale… no właśnie.
Dawno temu w Krakowie wybuchł spór o nowe tramwaje, które miały wykorzystywać elektryczność zamiast koni, a tradycjonaliści upierali się, że konie powinny pozostać. Zapytany o to Wyspiański zaproponował, by tramwaje jeździły na prąd, ale żeby przed każdym biegł konik. I tradycja i nowoczesność.
Może więc obligatoryjne otwieranie kaplicy w każdym supermarkecie byłoby wyjściem? 🙂
Szanowny Panie. Analizując Pana bełkot nigdzie nie dostrzegłem śladu profesorskiego intelektu, czy profesorskiej kultury. Na początku pełne komplesów insynuacje i pełne jadu, bez cienia tolerancji, nachalne ataki na Kościół. Potem obrażanie posłów, społeczników i mieszkańców Polski z pozycji” geniusza intelektu” – nastepnie prymitywna manipulacja i prowokacja, narzucanie swoistej ideologii by wreszcie sprowadzić sprawę do kategorii pieniadza. Może dla Pana pieniądz jest najważniejszy, a Pana stosunek do ludzi z systemem wartości pełen pogardy – jeśli tak to już Pana kłopot, ale jako psycholog widzę dla Pana cień nadzieji na uzdrowienie. Psychoanalityk dostrzeże w Pana postawie wiele kompleksów, ale zwykły człowiek nie zrozumie jak ktoś tak zły może mieć tytuł profesorski…
Panie Masłowski,
Jak się już Pan wyżył na autorze, proszę o jakieś merytoryczne argumenty, które udowodniłyby, że profesor jest w „mylnym błędzie”.
PS.Użycie przez Pana określenia „atak na kościół” jasno i wyraźnie wskazuje z kim mamy do czynienia.
Oj, Panie Masłowski! Gdzie to Pan zabłądził, żeby wyszukać ten „atak na kościół”! Nie lepiej trzymać się swoich „kościelnych” portali? Tam znajdzie Pan same peany na cześć i po co się denerwować? Ja np. na tamte strony nie zaglądam – jeszcze mi własne zdrowie i rozum miłe 🙂
Szanowny Panie Masłowski, ostro Pan pojechał.. z krytyka profesora…
Co prawda mam zakonotowane gdzieś pod czerepem, że profesor ma być łysy, pomarszczony i grubo po pięćdziesiątce ale czasy się zmieniły. Maturę ma każdy, inżyniera lub magistra mogę spotkać za kasa w Biedronce, więc przymiarki do tytułów już się należą w granicach czterdziestki.
Profesor Jan Hartman ma tytuł i na pewno nie kupił go w internecie. Koniec, kropka.
Zafrapowała mnie jedna jego myśl. Mianowicie, propozycja zamknięcia kościołów w niedzielę. Jestem absolutnie za !!
Mam tylko jedno życzenie, aby razem z tą decyzją obligatoryjnie zamknięto synagogi w sobotę a meczety w piątek. Na całym, świecie!! Czyż nie było by pięknie?
A może by uwiądł terroryzm wszelkiej postaci? Może wszyscy by się do siebie uśmiechali i postępowali po prostu jak normalnie myślacy ludzie… ech… mrzonki ateisty.
wali troszkę co poniektórym na dekielek…. mówie o KK mimo ze jestem wierzący… nie jestem zwolennikiem pracy w niedzielę czy sobotę… i nie o zakaz tu chodzi… mimo wszystko zwyczajowo już to są dni wolne od pracy ale uważam ze pracować można tyle że kiedyś płacono mi odpowiednio wyższe stawki za pracę w sobotę i w niedzielę dlaczego teraz tego nie ma ???????????
Artykuł tak naładowany emocjami, nie wywołujący jednak żadnego szerszego rezonansu (- pięćdziesiąt komentarzy zasłużenie wzmacniających intencje Bratkowskiego po jednym tylko Jego zdaniu są tu dobrym odniesieniem pomiarowym) – świadczy o ekstremiźmie Autora, opiniach niepopularnych i bezmyślnie doktrynalnie przegiętych. A uprzejme mitygowanie wynikające ze średniej tych kilku komentarzy- też i o wyjściu tego osobliwie profesorskiego bulgotu z konwencji, zwykłej na SO, świadczy.
.
Siódmy dzień odpoczynkowy jest uzasadniony przymusem behawioralnym. Procesy pracy zakładają jego istnienie jako okresową konieczność włączania możliwie niezakłóconej autorefleksji konceptualnej i luzu, opuszczającego wszelkie ramy obowiązku i konieczności. Zakupy niedzielne także męczą; odpoczynek pełny jest bez wątpienia cenniejszy. Nawet giełdy to tak uznały:
Bez tego dziwnego wymogu 1/7 praca się nie opłaca.
Tak było już od początku. A nawet początku początku.
.
Tysiące lat Ludzkość czekała na pokolenie Hartmana, by nas stosownie do intheresu chciwych kupczyków oświeciło?