Stefan Bratkowski przedstawił wnikliwą analizę (Stefan Bratkowski: Co się tu właściwie dzieje)
Jest jeszcze jeden czynnik w tym całym zamieszaniu. Ten czynnik pomijają nawet inteligentni ludzie, którzy sobie wyobrażają że dojście PiS do władzy spowoduje bunt Polaków, którzy ujrzą nareszcie prawdziwe oblicze tego ugrupowania oraz wspierającego go Kościoła i obalą tę formację raz na zawsze, a od skostniałej religii się odwrócą.
Ten czynnik to my, wyborcy.
Jeżeli większość wyborców łyka kłamstwa, akceptuje chamstwo i nie protestuje przeciw niemu, wierzy bezrefleksyjnie hierarchom i księżom Kościoła, daje sobą manipulować, to po prostu jest durna. I nie jest prawdą, że ludzie „przejrzą” i oburzą się na bezprawie. Jak wiadomo z przeszłości, ludzie dostosowują się do nowych porządków, w dużym stopniu wierzą w oficjalną propagandę i będą – jak węgierscy znajomi Autora – ściszać głos i uważać na to co mówią. Cywilna odwaga nie jest cechą Polaków. Polacy buntują się dopiero kiedy zabiera im się coś dla nich wartościowego, ale nie chodzi o duchowe czy moralne wartości, lecz o materialne. W PRL zbuntowano się kiedy władza podniosła cenę kiełbasy i to przed świętami, w III RP kiedy zrobiono zamach na internet. Innych buntów nie będzie.
Naród nie odwróci się też od Kościoła. Sprzeczności teorii i praktyki duchownych nie pobudzają nikogo do protestów ani przemyśleń. To wygodne mieć pośrednika między sobą i Panem Bogiem, a że wszystko opiera się na wierze, która – nie wiadomo dlaczego – jest warunkiem zbawienia, to wierzy się też, że ten ksiądz ma klucze do nieba, więc lepiej z nim nie zadzierać, bo Pan Bóg szybciej jego wysłucha i… klops.
Dlaczego z niepokojem i zdziwieniem obserwujemy wyniki sondaży? Bo w wyborach ludzi rzadko widać racjonalność. Politycy nie przedstawiają ważnych problemów, ale odwołują się do emocji i nie wiadomo co pobudzi wyborców. I, co dawno zauważyłem, a co jakiś czas temu potwierdzili badacze, ludzie więcej zwracają uwagę na to jak polityk mówi niż na to co mówi. Wałęsa nie potrafił wyrazić żadnego poglądu czy programu, ba – nawet zbudować zdania z podmiotem i orzeczeniem, ale ludzie sobie sami dośpiewywali co chcieli, bo byli oczarowani jego mową, gestykulacją. Podobnie, choć sprawniej w mowie, zachowywał się Lepper.
Nie pomagają nam też dziennikarze, którzy nie dyskutują o ważnych sprawach, rzadko zapraszają do dyskusji fachowców (poza Polsatem), wolą zaprosić szczekających na siebie przeciwników politycznych, bo chodzi o emocje a nie o ważne treści.
Ludziom chodzi o show, o to żeby coś się działo. Wiele lat temu widziałem na ścianie stacji benzynowej wymalowany napis: „Żądamy benzyny i igrzysk”. Czy coś się zmieniło?
PIRS


Zadziwiająca jest kariera palikota. O ile Tymiński i Lepper od razu lądowali w worku z napisem „populiści”, o tyle człowiekowi, który chyba pobił rekord w liczbie wyrażonych sprzecznych „poglądów”, się upiekło.
No i dlatego wciąż mnie dziwi, że niektórzy publicyści od największych poczynając usiłują dotrzeć do ludzi rozumem. Oznacza to całkowity brak kontaktu z rzeczywistością.
Te polskie cechy, o których pan pisze, wskazywał już Sienkiewicz (Henryk) i inni po nim. W XVI wiecznej Polsce, gdy wśród szlachty sporo było wyznawców kalwinizmu, był on odmienny, niż w Szwajcarii, nawet Matka Boska znalazła w nim swe miejsce, „bo to widzicie kumie, tradycja, mocium panie, a w końcu komu to przeszkadza” itd.
A kawał o góralu, który dla partii gotów był oddać wszystko pamięta pan? No właśnie.
Ktoś tu w SO napisał, że prawdziwa rewolucja nastąpiła w 1989 r. i innej już nie będzie, co powtarza PIRS (albo to PIRS jest autorem tej tezy, a ja coś pokręciłem, więc PIRSa na wszelki przypadek przepraszam). Zgadzam się z tym. Chwilami wydaje mi się, że ci, którzy dążą do ZMIANY w Polsce, chcą przeprowadzić idealną quasi-rewolucję, bo z jakichś powodów nie brali udziału w tej prawdziwej z 1989 r. albo nie była ona taka, jaka powinna być. Kreują więc nieodzowne, ich zdaniem, elementy rewolucji. A więc zniszczony do cna kraj, zakneblowany głos ludu i opozycji, ofiary śmiertelne (męczeńska katastrofa w Smoleńsku), zdradziecki i zaprzedany reżim, obce i chore wzorce kulturowe, kościół i rodzina jako twierdze-progi tradycji. I najważniejsze: prawdziwi Polacy niepodejmujący (inaczej niż ci w 1989 r.) żadnego dialogu z narzuconą władzą. I to wszystko w komfortowym poczuciu absolutnego bezpieczeństwa – jak aktorzy i widzowie w teatrze. Bo cóż przyjemniejszego niż dreszcz podniecenia podczas oglądania horroru. Boimy się i jesteśmy bezpieczni. Można delektować się strachem i odwagą. Nic nie grozi. Dziennikarkę można nazwać kurwą, jak ten nieskończony debil Kukiz. Można się naigrywać z premier jak Szydło z worka. Można rozrabiać jak Staruch, bo w sukurs przyjdzie zidiociały starzec. Można kłamać jak Duda i obietnice wyborcze przerzucać na rząd. I tak dalej, i tak dalej. I wygrać. I pójść na nasz pogrzeb, i z ulgą rzucić grudę. A kornik nie napisze naszego życiorysu.
@wejszyc proszę zapoznać się z historią rewolucji francuskiej. Na dobrą sprawę to była jedna rewolucja za drugą. Robiono to, bo widziano niedoskonałości i usuwano je (najfajniejszy przykład z Kartą Praw człowieka i Obywatela).
U nas celebruje się zgodnie z narodowym zwyczajem jedną uznając ją za doskonałość nie podlegającą krytyce.
Słusznie pan pisze o „krytyce” PiSowskiej, ale czy my sami nie wpadamy w tę pułapkę broniąc wszystkiego jak niepodległości? Tylko tak pytam, nic więcej…
@j.Luk. „U nas celebruje się zgodnie z narodowym zwyczajem jedną uznając ją za doskonałość nie podlegającą krytyce”. Czy ma Pan na myśli rewolucję 1989 r? Jeśli tak, to ja się nie zgadzam. Od kilkunastu lat czytam potępienia tego roku, który krótko opisał, zdaje się, Herling-Grudziński: „Rewolucja bezkrwawa jest rewolucją bezkrwistą”, co kontynuuje Rymkiewicz. Nieśmiałe, i odrzucane, są próby pokazania walorów tej rewolucji.
A ja się zastanawiam, że jeżeli w wyborach ludzi rzadko widać racjonalność – tu się całkowicie z Autorem zgadzam – to fundowanie takiej ludzkości demokratycznych wyborów jest w gruncie rzeczy ponurą zabawą w konkurs piękności. Kiedyś słyszałem odpowiedź pewnej niewiasty na pytanie, dlaczego głosowała na Kwaśniewskiego? Odpowiedziała: „bo tak ładnie tańczył na scenie” (chodziło o spotkanie z wyborcami w terenie).
Tak naprawdę każdy z nas składa się w ok. 70% z emocji i, czy tego chcemy, czy nie naszymi wyborami kierują w znacznym stopniu emocje. Jest to doskonale znane i wykorzystywane przez handlowców, reklamy, agencje PR, a od kilkunastu lat również przez polityków. Czy można się przed tym uchronić? Hmmm, może zlikwidujmy demokratyczne wybory i wprowadźmy monarchię. Tylko czy król będzie potrafił myśleć racjonalnie…? 😉
Pozdrawiam
@MarekSza, teoretycznie tak, bo będzie rozumował zgodnie z własnym, jednostkowym interesem, który jest łatwiejszy do zdefiniowania, niż tzw. interes ogółu. Teoretycznie 🙂
Niestety, nikt nie zagwarantuje, że mądry król nie będzie miał syna idioty. Gdyby zaś przyjąć zasadę elekcyjności, mielibyśmy w gruncie rzeczy to samo co dziś.
Polska jest niepodległa, jest wspaniały okres dla Polski.
Polska jest między upadjącym Zachodem i rozwijającym się Wschodem. I w Polsce jest brak politycznych ideologów, którzy by umieli spojrzeć w przyszłość ponad bieżącą pyskówkę i sformułowali polskie priorytety. Nie ma nikogo aby uświadomił Polakom jaką mają szansę; nie w zasobach naturalnych, sle jako łącznik Wschodu i Zachodu. Ciągle Wokulski przegrywa!