Krzysztof Bielejewski: Świat tańczy, czyli bal na ruinach głupoty5 min czytania


30.10.2025

(felieton o globalnej operetce, w której każdy gra na własnym flecie, a Trump dyryguje grzebieniem)

Kiedyś świat przypominał szachownicę. Dziś to raczej karuzela z pijanym operatorem. W Busan Trump tańczył z Xi w rytm „Przyjaźni na dwanaście w skali do dziesięciu”, w Brukseli Ursula von der Leyen kłóciła się z Parlamentem o to, kto będzie liczył pieniądze, w Holandii liberałowie udowodnili, że cud jednak istnieje, a w Moskwie Putin, niczym rekruter z targu niewolników, obiecuje ruble za kolegę. Na deser – Ukraina bombarduje Moskwę dronami, a Trump buduje w Białym Domu salę balową. Bo przecież świat tonie, więc trzeba mieć gdzie zatańczyć.

TRUMP I XI – TAŃCZĄC Z WILKAMI (I SOJĄ)

Donald Trump ogłosił, że jego spotkanie z Xi było „niesamowite”, co w tłumaczeniu z trumpowskiego znaczy: „Xi nie uciekł w połowie obiadu”. „Oceniam je na dwanaście!” – powiedział skromnie, udowadniając, że fizyka nie obowiązuje, gdy ego przekracza prędkość światła. Xi, jak przystało na człowieka, który rządzi miliardem ludzi, milczał z godnością buddy, który wie, że nie warto się spierać z kimś, kto myśli, że wymyślił Chiny.

W ramach „przyjaźni” Trump obniżył cła i sprzedał Chinom soję. Amerykańscy rolnicy klaszczą, rynki mruczą, a Trump ogłasza, że świat jest znów wielki. Bo przecież nic tak nie rozwiązuje problemów globalnych jak roślina strączkowa.

SALA BALOWA DLA EGO

A skoro już o wielkości mowa – Trump buduje wschodnie skrzydło Białego Domu na nowo. 300 milionów dolarów, żeby postawić salę balową, w której zmieści się jego ego, dwóch generałów i pięćset flag. Dla porządku: większość Amerykanów jest przeciw. Ale Trump mówi, że to fake news, bo „większość” to dla niego zawsze ta, która akurat go słucha.

Sala ma być miejscem, gdzie „wszyscy będą mogli tańczyć” – o ile zapłacą wpisowe i przyniosą darowiznę dla kampanii. Jeśli historia ma symbol, to właśnie ten: podczas gdy Putin rekrutuje żołnierzy, a Ukraina wysyła drony, Trump buduje parkiet.

HOLANDIA – TAM, GDZIE JESZCZE MYŚLĄ

Tymczasem w Holandii odbyły się wybory, które można streścić słowami: „rozsądek wrócił z urlopu”. Rob Jetten z D66 pokonał Geerta Wildersa – człowieka, który od lat marzył o zamknięciu granic, gazet i najlepiej całego świata. Jetten dowiódł, że polityka może być przyzwoita, choć w 2025 roku brzmi to jak oksymoron.

Lewica z Timmermansem poległa, Wilders stracił 11 miejsc, a Holendrzy, z właściwą sobie trzeźwością, wybrali coś, co przypomina rozsądek. W świecie, gdzie Trump buduje salę balową, a Putin obiecuje ruble za kolegę, to prawdziwa rewolucja.

BRUKSELA – KIEDY PARLAMENT ROBI MINĘ DO BUDŻETU

W Brukseli von der Leyen ma nowy kłopot. Parlament Europejski powiedział „nie” jej planowi budżetu, bo – jak napisali czterej liderzy grup – „to nie do przyjęcia”. W tłumaczeniu na język unijny oznacza to, że ktoś komuś nie dał wystarczająco dużego tortu. Manfred Weber, Iratxe García i reszta gangu podpisali list, który brzmi jak elegancka groźba rozwodu: „Albo zmienisz się, albo wyrzucimy cię z łóżka”.

Europa więc znów stoi na krawędzi – nie wojny, nie kryzysu – tylko kolejnego posiedzenia komisji. Zmęczonej, znużonej, ale wciąż przekonanej, że papier ma moc zatrzymania historii.

UCHODŹCY, ZMĘCZENIE I POLITYKA WĄTROBY

W Polsce i Niemczech kipią emocje – nie z powodu wojny, ale z powodu młodych Ukraińców, którzy zamiast walczyć, wolą żyć. Władze grzmią, że „nie mogą przyjmować dezerterów”, a prawica znów odkrywa, że empatia jest dobra tylko na billboardach. Tymczasem fakty są proste: Ukraina potrzebuje ludzi, Europa potrzebuje siły roboczej, a politycy potrzebują tematu, by mieć o czym krzyczeć.

Prezydent Nawrocki, świeżo po zawetowaniu ustawy o pomocy Ukraińcom, oświadczył, że „pomoc tylko dla tych, co płacą podatki”. Brzmi jak motto jego prezydentury: solidarność o ile się opłaca.

ROSJA – WIECZNY POBÓR I WIECZNA WOJNA

W Rosji zaczęła się nowa tradycja: pobór przez cały rok. Bo skoro ludzie nie chcą iść do wojska dobrowolnie, to można ich wysłać przymusowo. Za przyprowadzenie kolegi do punktu werbunkowego dostajesz 100 tysięcy rubli. Putin stworzył więc własny program „Poleć znajomego” – tylko że zamiast bonusów, dostajesz szansę na pochówek wojskowy.

Pieniądze się kończą, regiony bankrutują, a blogerzy wojskowi piszą z entuzjazmem, że „sytuacja się poprawia”. Owszem – dla grabarzy.

UKRAINA – DRONY NAD MOSKWĄ

Ukraina tymczasem odpowiedziała na rosyjski „wieczny pobór” wiecznym hałasem. Drony spadają na Moskwę jak karma z nieba. Rosyjskie media uspokajają, że „zestrzelono wszystkie” – i pokazują zdjęcia płonących bloków. Kreml wprowadza zakaz filmowania skutków ataków, ale internet, jak wiadomo, ma własny system nerwowy. W Moskwie nie działa połowa lotnisk, a Putin mówi o „skoordynowanej kampanii sabotażu”, jakby to był nowy gatunek muzyczny.

Szojgu apeluje o tworzenie ochotniczych oddziałów do ochrony infrastruktury. W skrócie – brakuje rakiet, to będą ludzie z miotłami. Rosja po prostu wraca do korzeni: zamiast armii – komitet obywatelski z łopatą.

A ŚWIAT GRA DALEJ

W tle wszystkiego Trump już szykuje wizytę w Chinach, Xi – kontrwizytę w USA, a Ursula – kolejną wersję budżetu. W Holandii politycy liczą głosy, w Berlinie – Ukraińców, a w Moskwie – trumny. Tylko drony liczą się same.

Świat tańczy walca na popiele rozsądku, a orkiestra gra coraz głośniej. Ktoś krzyczy „pokój!”, ktoś „sankcje!”, ktoś „kolejne wybory!”. Trump zasiada przy fortepianie i mówi: „Zagrajmy coś optymistycznego”.

Krzysztof Bielejewski

 

Odpowiedz

wp-puzzle.com logo