Jerzy Łukaszewski: Stoi ułan na widecie …6 min czytania

17.03.2022

… a siodło go w … coś tam gniecie,
a szkapina poczciwina
nie chce dalej iść.

Piosenka z gatunku żurawiejek śpiewana dotychczas w okolicznościach odznaczających się średnim stopniem trzeźwości i w celu podtrzymania wesołości spowodowanej szczodrym wyszynkiem dziś zaczyna brzmieć dziwnie serio.

O tyle to ciekawe, że piosenka nie zmieniła treści, natomiast wyraźnie zmienia się otaczająca nas rzeczywistość, a przede wszystkim jej kształtowanie przez czynniki do tego powołane. Rzeczywistość, która coraz bardziej przypomina żart, raz bardziej udany, raz mniej, ale ciągle żart.

Czytam o „włoskim strajku” celników, którzy odprawiają Tiry jadące z towarami do Rosji dokładnie i powoli, by jak najbardziej opóźnić przekroczenie przez nie granicy. To, co w tym najciekawsze to pochwała celników przez … ministra Wąsika! Czytam jeszcze raz – dobrze zrozumiałem – on ich chwali!

Nie rozumiem. Chwalić celników za opieszałość w wypełnianiu tego akurat obowiązku to mogę ja i mój sąsiad z trzeciego piętra. Minister bardziej by się przydał wydając zalecenie odmowy odprawiania samochodów jadących do Rosji. Ma do tego prawo. Dlaczego z niego nie korzysta?

Wiceminister podkreślił też, że decyzja o zamknięciu granicy dla transportów do Rosji musiałaby być podjęta przez Unię Europejską. Jego zdaniem zamknięcie polskiej granicy bez porozumienia z innymi państwami skończy się tak, że towary będą tam trafiać inną drogą, a to musi być solidarna decyzja, która zablokuje Rosję. 14 marca premier Mateusz Morawiecki mówił, że Polska namawia europejskich partnerów do wprowadzenia dalszych ograniczeń w handlu wobec Rosji i czeka na głos KE.

No proszę: jak bardzo liczymy się z Unią Europejską, no, no, no !

Owszem, pogrzmimy sobie czasem, np. tak

… Nie interesują nas argumenty Włochów, którzy mówią, że nie wysyłamy towarów do Rosji poza towarami luksusowymi; nie interesują nas argumenty Belgów, że tak nakładamy sankcje na Rosję, ale bez brylantów, bo my mamy z tego wielki zysk, nie interesują nas argumenty Niemców, którzy mówią, no dobra, to nie będziemy im nic sprzedawać, no ale samochody sprzedawajmy. Nie, tak nie może być…

Prawda, jacy jesteśmy dzielni?

Ale skoro „nas nie interesują” to może zróbmy ten krok, do którego mamy prawo, dopóki wredna Unia nie pozbawiła nas resztek suwerenności? Nie da się? Ależ da się panie ministrze, trzeba tylko mieć cojones.

Bierność ministra dziwi, tym bardziej że w ostatnich dniach prezes di tutti prezesi dał przykład „jak zwyciężać mamy” jednoznacznie proponując wywołanie kolejnej wojny światowej, nie konsultując tego pomysłu z nikim, chyba nawet z rozumem. Zdumieni polscy wojskowi (już w stanie spoczynku lub ci, którzy ten stan osiągną tuż po „zdumieniu”) usiłowali tłumaczyć coś, co jest zrozumiałe dla przeciętnie inteligentnego ucznia szkoły średniej. To mianowicie, że jeśli nie chce się wywoływać wojny z Rosją na skalę europejską lub światową to trzeba przestrzegać pewnych zasad. Prywatnie, w zależności od temperamentu mogą się one nam podobać lub nie, ale przestrzegać ich trzeba.

Propozycje prezesa są tak niepoważne i tak dyletanckie, że człowiek łapie się za głowę. A potem dziwić się, że powstają memy i dowcipy o kolejnych wyskokach prezesa, jak to „pytanie” dlaczego z innych krajów wysłano po jednym człowieku, a z naszego aż dwóch? Odpowiedź: – To proste. Z tamtych krajów wysłano ludzi dysponujących całą głową, od nas potrzebnych było aż dwóch by to wyrównać.

To, co mnie w tym czysto propagandowym wyjeździe zdumiało, to nazywanie go „misją pokojową”. Przepraszam, ale oni pojechali namawiać Zełenskiego do zawarcia pokoju? Na jakich warunkach? Poddania się? Chyba tak, bo nie wyobrażam sobie innych propozycji „misji pokojowej”, która udaje się wyłącznie do jednej ze stron i to na dodatek tej zaatakowanej. Misję pokojową sensu stricto wypadałoby raczej zaczynać od agresora, ale co ja tam wiem …

Jak się okazuje, „propozycje” jednoznacznie sprowadzające wojnę na cały kontynent nasz geniusz politycznej strategii przedstawił bez żadnej konsultacji z Radą Europy. Mógł? A bidulek Wąsik w sprawie o wiele prostszej nie może?

Myślę, że wątpię, jak mawiał onegdaj niezapomniany Wiech.

Pan Z. Szczypiński poruszał ostatnio temat granicy białoruskiej, na której ktoś kręci kolejne „lody” budując mur za nieomal 2 mld złotych, zamiast dziesiątą częścią tej sumy wspomóc Straż Graniczą, która obroniłaby naszą Ojczyznę przed zalewem wrażych hord w liczbie kilku tysięcy (!!! Święty Janie Pawle, ubogać nas swą odwagą!!!) dzikich, obleśnych i zarażonych strasznymi chorobami osób!

Ta duchowa schizofrenia, kiedy to dajemy z siebie wszystko, by pomóc niemal już dwom milionom uchodźców z Ukrainy (i bardzo dobrze), a uważamy za niezwykłe zagrożenie kilka tysięcy imigrantów z innej granicy.

Co to ma być? Może jakiś psycholog byłby to w stanie wyjaśnić?

Wojewoda Radziwiłł zakazuje wpuszczać dziennikarzy na teren Torwaru, bo „judzą” przedstawiając fałszywe dane o warunkach tam panujących. Pomijając ewidentne łamanie prawa przez tego osobnika – nie rozumiem czego aż tak się boi rząd, który „pomaga na różne sposoby”, a przynajmniej tak twierdzi wypinając pierś po medale za to, co zrobili inni. To, co zrobili ci „inni”, to swoją drogą kompromitacja rządu, bo skoro obywatele są w stanie sami, bez pomocy (a czasem wręcz z utrudnieniami) zorganizować taki front pomocy, a rząd nie zdążył się jeszcze „zastanowić,” to ktoś może zapytać, po co nam ten rząd? Prawda?

Jeśli ulubienica pana Czarnka robi trudności z przyjmowaniem ukraińskich dzieci do szkół „bo nie ma miejsc” w czasie kiedy żaden inny kurator nie podnosi takiej kwestii, to co to ma znaczyć? W Trójmieście (podejrzewam, że gdzie indziej też) zorganizowano klasy ukraińskie i nauczycieli opiekunów, kursy przygotowujące polskich nauczycieli do rozmowy w jęz. ukraińskim itp. zanim tzw. minister Czarnek zdołał dojechać do pracy. Teraz jego głównym zajęciem jest wynajdowanie przeszkód, które nie pozwalają mu dofinansować wysiłków samorządów – tak jakby przyzwoitość (całkiem obce słowo dla tego pana) tego wymagała.

Dawno temu uczono nas, że kiedy komunizm osiągnie odpowiedni stopień rozwoju, coś takiego jak państwo w ogóle nie będzie potrzebne.

Czyżbyśmy osiągnęli już ten etap? Coś przegapiłem?

Jerzy Łukaszewski