PIRS: Telewizja pokazała (107)7 min czytania

telewizja2015-01-15.

Terroryzm niejedno ma imię i nie do jednej ideologii się odwołuje. Ale jeśli terrorystami są ci, którym przypisujemy jakieś racje, wtedy nazywamy ich bojownikami, a ich działania usprawiedliwiamy chęcią wywalczenia sprawiedliwości.

Jeśli zaczniemy łączyć terrorystów z ideologią, którą sobie przypisują (i zniekształcają ją dla swoich potrzeb), to stąd krok do napaści na kraje, które wyznają podobną religię czy ideologię.

Przywódca Korei Północnej nie jest komunistą, choć się takim mieni, Państwo Islamskie nie jest islamskie, podobnie jak ci z Boko Haram nie są muzułmanami, choć się tak nazywają. Na razie. Kłopot w tym, że kiedy mały odłam ruchu osiąga zwycięstwo, staje się symbolem całej ideologii czy religii. Nauki Jezusa znamy w interpretacji św. Pawła i dziejów Kościoła, często będących zaprzeczeniem nauk Nauczyciela. Komunizm nie jest już dziełem Karola Marksa, ma teraz oblicze Związku Radzieckiego i Stalina, a powoływali się na tę ideologię przywódcy Czerwonych Khmerów i Chin.

Dużo będzie zależało od tego, jaki okaże się współczesny islam.

Ideologie i religie są pojemne i często wewnętrznie sprzeczne, stąd każdy może znaleźć tam jakiś fragment, który mu odpowiada. Kto chce, może przejąć z Ewangelii wezwanie do miłości bliźniego, wyrzeczenia się zemsty i przebaczania. A inny uchwyci się słów Jezusa, który w pewnym miejscu mówi że przynosi nie pokój lecz miecz.

W czasach Rewolucji Kulturalnej przechodziłem od czasu do czasu koło ambasady Chin i czytałem wywieszone w gablocie teksty. Wiele z nich odwoływało się do mocy myśli zawartych w naukach Mao Tse Tunga, a szczególnie w słynnej Czerwonej Książeczce. Jedna historia opowiadała o tym, jak wieśniacy w pewnej komunie, dzięki wczytaniu się w to dzieło, wyhodowali arbuzy wielkie jak dom. Inna opowiadała, jak pewien wieśniak na zapadłej wsi miał zapalenie ślepej kiszki, a nie było w pobliżu lekarza. Chory przeczytał Książeczkę i sam sobie wyciął chory organ nożem, bez szkody dla zdrowia.

To, co opisał Natan Gurfinkel, pokazuje, że łatwiej nam znaleźć na poczekaniu wroga niż przyjrzeć się uważniej kto i czym nam zagraża. Grozi nam, że dla swojej wygody i interesów władze, partie, kościoły będą szczuły przeciwko „innym”, którzy różnią się religią bądź poglądami z większością.

* * *

Swoistym komentarzem do zamachu terrorystycznego w Paryżu, którego ofiarami zostali redaktorzy pisma satyrycznego, jest proces Jerzego Urbana za rysunek zadziwionego Jezusa zamieszczony w NIE (także piśmie satyrycznym), który zdaniem kilku wyznawców katolicyzmu obraża ich uczucia religijne.

Dziwne muszą oni mieć uczucia i wyobrażenia o swojej religii, zresztą nigdzie prawo tego nie określa (kara się, bo ktoś się poczuł obrażony, bez żadnych kryteriów). Mówi się o obrazie religii, ale przecież nie można religii obrazić, podobnie jak nie można obrazić Pana Boga, o co też chętnie oskarżają samozwańczy obrońcy Boga, którzy oczywiście chcą zniszczenia myślących inaczej niż oni, albo przynajmniej ich uciszenia. Wątpię czy oburzeni kupują i czytują takie pisma jak NIE, podobnie jak ci, którzy protestowali przeciw wystawianiu pewnych spektakli, których nigdy nie widzieli.

Dokładnie w ten sam sposób w czasach PRL protestowano i potępiano autorów nieznanych w kraju książek czy ludzi sprzeciwiających się posunięciom władz, ale wtedy nie można było się dowiedzieć, co ci ludzie takiego powiedzieli.

Ciekawe, że prokuratura i sądy łagodnie podchodzą do ewidentnych przypadków agresji na tle religijnym (ale nie w przypadku katolicyzmu) czy rasowym, uznając, że są to czyny o małej szkodliwości społecznej. Opisywano przypadki napaści na ludzi o ciemnej skórze, na małżeństwa mieszane, a malowanie obrzydliwych napisów na drzwiach lub swastyk nie jest uważane za czyjąkolwiek obrazę ani groźbę wobec tych osób. Antysemickie wypowiedzi polityków, hierarchów Kościoła nie dyskredytują tych ludzi ani nie wiążą się z jakimikolwiek kłopotami  – ot, taki emocjonalny język.

Agnieszka Holland, odbierając nagrodę Polityki, nawiązała do wydarzeń w Paryżu. Razem z 1,5 miliona Francuzów wzięła udział w marszu protestu przeciw zamachowi terrorystycznemu. Powiedziała: To nie był tylko protest przeciwko zamachowi. Wielu uczestników marszu nie czytało pisma, którego dziennikarzy zamordowano, nie wszyscy podzielali treści tam prezentowane, ale ważna dla nich była wolność słowa. I dodała, że oglądając relacje z różnych stolic świata widziała dziesiątki tysięcy ludzi, którzy wzięli udział w podobnych marszach solidarnościowych. Tylko w Warszawie nic się nie działo.

W wywiadzie radiowym pani Holland dodała: – Zamachy w Paryżu pokazały, że w Polsce brakuje obrońców wolność słowa, którzy by nawet nie zgadzając się z głoszonymi poglądami, wyszliby na ulice, by manifestować solidarność z Francuzami.

Pomyślałem sobie, a co by było gdyby to nie wyznawcy islamu, a jacyś fanatycy katoliccy zamordowali redaktorów Charlie Hebdo. Na pewno podniosłoby się u nas więcej głosów obwiniających dziennikarzy, którzy niepotrzebnie drażnili terrorystów. Sami sobie byli winni atakując Pana Boga i najświętszą wiarę. Może wtedy odbyłby się w Warszawie marsz. Marsz poparcia dla śmiałków, którzy stanęli w obronie wiary, zabijając szkodników.

* * *

Kiedy miał miejsce zamach terrorystyczny w czasie biegu maratońskiego w Bostonie, na świecie w ramach solidarności z Ameryką i w proteście przeciw terrorowi urządzano biegi maratońskie. Teraz w USA nie było żadnych podobnych imprez solidarnościowych z Francją, więcej – w marszu w Paryżu nie wziął udział żaden znaczący polityk amerykański.

* * *

W mediach mamy żywy serial o kopalniach i Spółce Węglowej. Oczywiście każda informacja podawana jest w formie sensacyjnej. W dodatku każda ze stron konfliktu – rząd i górnicy – stara się pokazać od najlepszej strony i nie przyznaje się do błędów czy zaniedbań.

Wydaje się, że rząd musi doprowadzić do zmian, jeśli nie chce, aby cała Spółka zbankrutowała. Wydaje się, że powinien zająć się sprawą już parę lat temu i nie zrobił tego.

Ciekawy jest przypadek kopalni, która parę lat temu miała zostać zamknięta i państwo oddało ją spółce złożonej z kilku pracowników. Ci znaleźli inwestora z Czech, który włożył miliard w modernizację kopalni i teraz zarabia ona na siebie. Z informacji przekazywanych półgębkiem przez pracowników, dowiadujemy się, że restrukturyzacja kopalni to była także likwidacja różnorodnych dodatków i świadczeń dla górników oraz związków zawodowych.

Szereg kopalni Spółki Węglowej przynosi straty sięgające 100 milionów złotych miesięcznie. Do każdej tony węgla trzeba dopłacać! A jednocześnie, o czym mówił Balcerowicz, zarządy kopalń pobierają premie, trzynaste i czternaste pensje – jak w Grecji, kiedy firmy upadały, ale nie wpływało to na zarobki szefostwa firm (dodałbym, że podobnie jak w USA, gdzie szefostwa banków, które zostały uratowane od plajty w kryzysie przez wielomiliardowe dotacje rządu, przyznawały sobie ogromne premie) – żadnego związku między wynikami finansowymi instytucji i zarobkami jej szefów.

Zadziwiająca jest też informacja, że w górnictwie mamy ponad 130 związków zawodowych. Każdy utrzymywany przez kopalnie. Nie najlepiej to świadczy o wyrobieniu górników.

Także eksperyment sprzed lat, kiedy zwalniano górników oferując im duże odprawy, wykazał, że nie potrafili wykorzystać ich rozsądnie i w większości przeznaczyli na dobra luksusowe, by po niedługim czasie znaleźć się w sytuacji bez pieniędzy i bez pracy.

Przy okazji obecnego kryzysu padają wielkie słowa, gra się na emocjach, a każdy stara się ugrać coś dla siebie i wygłaszane są najdziwniejsze oskarżenia i groźby. I wszyscy przy tym powtarzają: musimy rozmawiać. To rozmawiajcie, ale może mniej demagogii, przynajmniej kiedy zwracacie się do opinii publicznej.

PIRS

 

3 komentarze

  1. kuba 15.01.2015
  2. bogda35 17.01.2015
  3. J.S. 18.01.2015