ECHA WYDARZEŃ: Francuzi pokonali Katar i są mistrzami świata w piłce ręcznej. Polacy dali radę (w dogrywce) Hiszpanom (29:28) i mają medal brązowy.
Pierwsze mnie mniej podnieca od drugiego. Z przyczyn… oczywistych. Grali NASI, przeciw faworyzowanym (słusznie, z racji serii wcześniejszych sukcesów i tytułów) Hiszpanom. I grali tak, że weszli na podium.
Oklaski, gorące brawa. Za styl, za upór w grze – zaczęło się świetnie, potem było trudniej – wet za wet, potem źle, by wreszcie okazało się, że finisz jest nasz. Byłem zachwycony i radosny; nawet wrzaski sprawozdawców TVP (skąd ta maniera, żeby przeszkadzać zamiast pomagać?) nie zdołały mnie za bardzo zdenerwować. Napięcie graniem wzięło górę… Podziw dla hartu ducha obu drużyn (z naszą jednak na czele) był większy od uwagi dla komentarzy. Sprzed mikrofonu i ze studia…
Wiem – m. in. z komentarzy do moich felietonów – że nie wszystkim piłka ręczna przypada do gustu. Że to niby taka wolnoamerykanka wielkich, silnych i wytrwałych, a mniej w tym sportu. Nie zgodzę się z wybrzydzaniem, a przy okazji powiem, iż wierzę, że malkontenci oglądając tę walkę o medal zmienili zdanie. I też biją brawa oraz wyrażają uznanie.
Szczypiorniści sobą napisali nam coś na kształt dramatu i odegrali rolę do ostatniej sekundy. W sensie widowiska było to sfinalizowanie brązem… o odcieniu złota. Że to i tamto można było wykonać lepiej – analizę zostawiam mędrcom w przedmiocie. Ja widzę obraz tak zwieńczony, czyli barwny… I podniecający przez kilkadziesiąt minut.
Koniec mistrzostw świata. Jedni grali – strzelali bramki, a także często się wzajemnie faulowali, (bo dzisiejszy szczypiorniak to zabawa dla agresywnych atletów), inni zostają przy dyskusjach.
Primo – o tym, co wniosła do sportu praktyka Kataru nie tylko sypiącego pieniędzmi – dla zawodników i dopingujących na trybunach, ale także w takim wymiarze wydającego prawa obywatelskie. Czyli paszporty, które ukształtowały świetny wprawdzie zespół, lecz pewnie nie posługujący się w kontaktach wzajemnych językiem teraz zapisanym, jako ojczysty.
Słowo – patriotyzm, często „ przy sporcie” używane, brzmi więc jako określenie bez pokrycia. Nawet, jeśli się markuje śpiewanie hymnu, i gestami widowiskowo demonstruje „przywiązanie do barw”. Jest kasa, jest biznes, jest tzw. PR. „Reszta” to nie jądro, lecz metoda.
Znak czasów i punktu rozwoju obyczaju. Nie jest taki nowiutki, ale w formie serialu nie miał wcześniej z nim sport do czynienia. Bardzo dawno potrafiono np. w konkurencji dla wojskowych w stopniu oficerskim, wystawiać lipnie kogoś, kto drugiego warunku nie spełniał – ale to było dawno.
Świeże też mamy u siebie przykłady (nazwiska pominę), ludzi, którzy zmieniali obywatelstwo i w sporcie reprezentowali inne państwo, ale – „wrócili na łono”, a do tego były to incydenty. Jak ten, który pomógł reprezentacji piłkarskiej awansować do mistrzostw świata, bo rodakiem zrobiono świetnego wtedy strzelca…
Było, bywało; jest i będzie – bo taki jest nasz świat, i tak się także układają ludzkie losy. Ale żeby „kupować” reprezentację, to jednak już coś poza regułą do akceptacji. Piłka ręczna temat wywołała. Międzynarodowy ruch sportowy musi sprawę podjąć i przemyśleć. Niezależnie od szacunku dla oczywistości, że w sporcie zawodowym kasa i trzymających do niej klucz określają coraz większą część reguł i stosunków…
Secundo – sędziowie. W Katarze dali o sobie znać, jako „znaki zapytania”, ale to też nie nowość. Kiedyś było skandowanie: „ Sędzia kalosz – kanarki doić!”, ale wtedy raczej brzmiało to, jako posądzenie o niekompetencję, a nie o kant za pieniądze. Teraz, gdy w sporcie i wokół niego kasa pęka w szwach – sędzia reżyser widowiska jest kimś innym niż dawny facet z pasją. Który potem powie „ja tak to widziałem” (było modne w boksie), albo wyzna pokornie, że się pomylił, a będzie mu wybaczone…
Znałem nawet świetnego sędziego ringowego, który – żeby nikt go nie posądził, że sprzyja gospodarzom – na zawodnika miejscowego miał oko uważniejsze niż na przyjezdnego… Ale – powtarzam – inaczej to w innych czasach wyglądać musiało, i mogło.
Nawiasem, jak z czasem się ten problem zapętlił widać po naszej pamięci. „Piłkarskiej” – Paduranu, jako symbol braku obiektywizmu, bo naszego tuza z gry wykluczył, Webb (do dziś na topie), bo krzywdził nas świadomie…
Niewątpliwie – problem jest. Nie tylko w kategoriach meczu Polska – Katar, i nie tylko w piłce ręcznej. Od środowiska sędziowskiego trzeba wymagać więcej niż kiedyś, i więcej niż się teraz wymaga. I dobrze jest pamiętać, że ono jest hermetyczne, zgrane, i bardzo często „u władzy” w związkach oraz federacjach. Daje więc odpór, jak to mówią… Polski lekarz w Katarze za głupi gest ma półroczną dyskwalifikację. Bo jednak ochrona stanu sędziowskiego bywa wciąż lepsza od ochrony oceny pracy tego środowiska.
Na marginesie: Napisałem, że gest był głupi. Raczej, przez nerwy, mało dojrzały. Jakże inaczej zachował się w tym samym czasie Kamil Stoch. Zdyskwalifikowany za zły kombinezon, nie narzekał na sędziów, nie mówił, iż przecież centymetr w pasie, to nie problem, lecz jasno oświadczył: reguła jest regułą. „Kiedy rano się mierzyłem, miałem przypuszczalnie – tak wynikało z pomiarów – jeden centymetr więcej w obwodzie brzucha. A wiadomo, że podczas zawodów tracimy nieco w obwodzie. Organizm się mobilizuje i wydziela więcej energii, to jednocześnie spada masa ciała. Ten obwód zmniejszył się u mnie w czasie zawodów o centymetr. Przez to kombinezon był nieco za duży. Tak się zdarza. To moja wina, bo sam tego nie przypilnowałem. Nie przewidziałem po prostu, że coś takiego może się stać, a to przecież jest oczywista rzecz.”
Szacunek, Panie Kamilu. Także za ten opis…
Andrzej Lewandowski


@ „nawet wrzaski sprawozdawców TVP (skąd ta maniera, żeby przeszkadzać zamiast pomagać?) nie zdołały mnie za bardzo zdenerwować.”
.
Myślę, że od dłuższego czasu TV nie sprzedaje informacji, ale emocje. W 1995 roku Widzew Łódź grał z zespołem z Broendby spod Kopenhagi (z Kopnehagi?). W pierwszym meczu Widzew wygrał 2-1. W rewanżu po 50 minutach przegrywał 0-3. Później gola strzelił Marek Citko. na dwie minuty przed końcem Paweł Wojtala strzelił na 2-3. Ten wynik dawał awans Widzewowi.
Dla radia komentował ten mecz Tomasz Zimoch. Kolejne kilka minut (do końca regulaminowego czasu + dogrywka) w wykonaniu komentatora były prawdziwym hitem raczkującego wtedy jeszcze internetu. Nagranie Zimocha z nieśmiertelnym „panie Turek kończ pan ten mecz!” jest pokoleniu 30latków znane równie dobrze jak głos Jana Ciszewskiego poprzedniemu. A to dzięki niesamowitym emocjom, które TZ nadawał w eter.
Nie wiem, czy aktualni komentatorzy zakrzykujący wściekle różne transmisje (jak Polska MŚ w siatkówce zdobywała było to samo) po prostu próbują naśladować Zimocha, czy tez to wytyczne od włodarzy: emocje najlepiej się sprzedają, a więc nadajemy emocje.
Od dawna mnie to strasznie męczy. Ale bywa niezwykle zabawne ( np. Turyn 2006 – Tomasz Sikora biegnie po medal, Tomasz Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski po strzelaniu krzyczą „rach ciach ciach”, a później gdy strzelają rywale: „Skuś baba na dziada!”).
To już jesteśmy zmęczeni… we dwójkę. Zawsze lżej niz solo. A „szkoły” nie zmienimy, wszyscy będą gadali ” na Zimocha”, a on przecież jest jeden… I to w sztuce radiowej, w której obraz trzeba opowiedzieć…
Sto lat temu ( no- dziesiąt) Aleksander Reksza, wtedy radiowiec spisał wskazówki dla ludzi eteru. Czas minął, wiele świeżości zostało, ale kto to pamięta…? Pozdrawiam.
To już jest nas trzech 🙂
A jeśli już mówimy o emocjach.
Za Chiny Ludowe nie mogę sobie przypomnieć nazwiska nieżyjącego już szefa redakcji sportowej TVP z dawnych czasów (on się chyba w hokeju specjalizował), który kiedyś w zastępstwie kolegów komentował mecz między Dynamem Kijów i Bayernem. Dynamo – wiadomo – reprezentacja ZSRR w tamtych czasach.
Mniej więcej do 20-30 min pierwszej połowy komentator nie rozróżniał drużyn i co Bayern skonstruował jakąś fajna akcję, to ten się cieszył, że „piłkarze radzieccy górują na boisku” 🙂
W pewnym momencie telewizor zamilkł, nastąpiła dłuższa pauza, po czym głos wrócił i komentator nadawał już zgodnie z obrazem 🙂
To były emocje! 🙂
Stefan… Nazwisko pominę. Szefem nie był ( był nim w „Sportowcu”), ale prezesem hokeja- tak. W ogóle- fajny facet. Pozdrawiam.
Dzięki, też mi się wydawało, że Stefan 🙂
Narzekanie na Webba jest niesprawiedliwe. W oczywisty sposób błędnie uznał Polakom bramkę zdobytą ze spalonego; w oczywisty sposób gwizdnął przeciw Polakom karnego za faul na polu karnym (choć nie wszyscy sędziowie gwiżdżą w takiej sytuacji). Webb wielokrotnie był wysoko w rankingach sędziów i zasłużenie.
Ryczący sposób komentowania widowisk sportowych, ewidentny brak obiektywizmu sprawozdawcy stał się niestety polskim standardem. No ale skoro kibicom to odpowiada (vide kompletnie amatorstwo Szpakowskiego, na kilometr czuć, że prawdopodobnie nigdy nie grał na dużym boisku, stały zestaw banałów mających się nijak do boiskowych akcji), spokojny, rzeczowy i fachowy komentarz jest dla wielu nudny i nie podbijający emocjonalnego bębenka, tak się to stacza.