16.11.2024

ECHA WYDARZEŃ: Powiedzenie, chętnie stosowane przez komentatorów piłki, pasuje do obrazu. Co stwierdzam bez ironii, ale z bólem głowy. Że mecz miał dwa oblicza- do przerwy, i po przerwie.
Mowa – oczywiście- o Lidze Narodów UEFA, w Portugalii. Do przerwy- bezbramkowo, i jakoś z nadzieją, że brak kapitana (plecy bolą), i podobno zmęczenie sezonem – to pikuś wobec ducha walki. A biadolenie, że sił nie staje, to bujda, bo przecież w TV widzę, że prawdziwsze sławy boiska grają częściej, i za każdym razem „na świeżaka”; i jakoś zachęcają- sobą- by kupować bilety… Taki np. Ronaldo…
Po przerwie, gdy Portugalczycy postanowili sobie pograć świat stał się inny. Kot bawił się z myszką, a 1:5 to i tak wyraz litości. Bo gospodarze zrobili to z uśmiechem, Ronaldo nawet nożycami, a goście- czyli rodacy, mogli sobie tylko uświadamiać, że znów pobierają lekcję pokory.
Zrozumieli? Przykro, głupio, bez klasy… Biadolenie szczegółowe oraz prowadzenie kolejnych rachunków szans zostawiam tęższym fachowcom, już oni nam obraz oświetlą… Wahadłem, za plecy…
Odbyła się tzw. Gala Olimpijska. Tzw. bo jako część bilansowania obiecanymi nagrodami medalistów z Paryża.
Premie w złotówkach mają dostać do lutego roku poolimpijskiego. Teraz były vouchery, diamenty, obrazy, jakaś biżuteria, papiery związane z obiecanymi mieszkaniami, i znane dobrze z praktyki polityczno-pijarowskiej tektury z wypisanymi sumami, które kiedyś obietnice mają sfinalizować… No, i padło ważne dla obdarowanych ( już, i w przyszłości) zapewnienie, że sprawy z fiskusem PKOl wziął na siebie… Pewnie urzędowo minister wspomógł, ale na galę jednak nie wpadł… co mu prezes wdzięczniie wypomniał…
Gala jakoś ominęła telewizję publiczną. Jako „wydanie specjalne Magazynu Olimpijskiego” wybrała stację nadawcy komercyjnego. Znajduję w tym jakby potwierdzenie wieści, że jeden z wiceprezesów PKOl jest „na pół pensji olimpijskiej”, a w stacji zawiaduje „sportem”…
Czyli- jakby coś za coś… Chyba, że to tylko plotka zza kulis…
Jak zawsze, rozmów z mistrzami sportu wysłuchałem z ciekawością, bo to przecież głowni aktorzy i dostarczyciele wzruszeń nam-fanom rozlicznych.
Słów dostojników nie upowszechniam, bo jedynie do podziękowań za emocję oraz postawę wypada się przyłączyć. Reszta to lukier i marcepan, jakby ogólny nasz bilans paryski bez reszty zgadzał się z tradycją, aspiracjami, prognozami i obietnicami. A tak przecież nie było, 10 medali, to 10 życiowo sportowych osiągnięć tych, którzy się na podium wdrapali, i chwała im za to, oklaski, ordery i premie, ale…
Wedle stawu grobla, staw zaś sportowy mamy płyciutki. I samo hasło, że chcemy kiedyś zostać gospodarzami igrzysk nowej jakości nie zbuduje. I bilanse stu lat problemów dzisiejszego sportu nam nie rozwiążą. A widzę, że ów węzeł coraz bardziej przeistacza się w gordyjski. Marcepan to nie miecz… I nie wszystko da się kupić

Andrzej Lewandowski
Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.
Więcej w Wikipedii
