2018-06-25.
Ponieważ jesteśmy narodem trzydziestu z górą milionów selekcjonerów piłkarskiej reprezentacji, spektakularne pęknięcie balonu marzeń wiedzie nieuchronnie do lawiny analiz, znów w wykonaniu milionów rodaków: kto zawinił, i kto za tym stoi, co by było gdyby X zagrał zamiast Y, a co, gdyby nasza drużyna zatrzymała się nie w Soczi, gdzie gorąco i wilgotnie, a gdzie indziej.
W dzień po laniu w Kazaniu, trener Nawałka powiedział, że jest zadowolony z piłkarzy, i elegancko wziął wszystko na klatę. Nie mam pojęcia, czy zawinił Glik, czy Francuzi, czy Rosjanie, i cholera wie, kto jeszcze nam zrobił wbrew. Chciałbym natomiast zacytować piękną i mądrą kobietę, Grażynę Torbicką, związaną z piłką za sprawą ojca, Henryka Loski.
W rozmowie w TVN na kilka dni przed meczem z Kolumbią Pani Grażyna „zdradziła”, że słowo-klucz, jakim trener Nawałka próbował motywować naszych ulubieńców brzmi: „POKORA”. Pokora to piękna cecha, i rzadka, zwłaszcza wśród sportowych herosów . Tyle, że chyba akurat na boisku wolałbym, jako kibic, widzieć u białoczerwonych nieustępliwość, a nie pokorę.

szukałem tej pokory w internecie i wygooglowało się to:
https://youtu.be/pZ8vU8_IlnI
W rozważaniach sportowych często wymienia się słowo POKORA. Ale ma to oznaczać nie rezygnację z podjęcia rękawicy oraz walki do końca, lecz przeciwstawienie się własnemu zarozumialstwu. Łatwemu; takiemu. które zabija prawdziwą wojowniczość. Niestety, praktyczna interpretacja czasem deformuje intencje oraz normę, któr a ma pomćc osiągnąć apogeum samobilizacji. TU tak się stało, od losowania poczynając. Pani Grażyna, jakże urocza i mądra Osoba ” ze sportowej rodziny” zapewne podziela pogląd, ze ten rodzaj POKORY to jedna z metod dopingu. a nie zgoda na samorozbrojenie…
Nie ma Pan racji. Mądra i urocza Pani Grażyna uznała tę” pokorę” właśnie za chybioną drogę motywacji, tłumacząc tym naszą żałosnie bierną postawę w meczu z Senegalem.
Pozwalam sobie wkleić komentarz Tomasza Kowalskiego znaleziony na FB :
Taka mnie dzisiaj naszła myśl, spostrzeżenie. Atmosfera wokół polskiej reprezentacji, jeszcze przed meczem z Senegalem, przypominała mi, kropka w kropkę, retorykę sukcesu, stosowaną od dawna przez PiS. Morawiecki ciągle informuje mnie, że jesteśmy liderem Europy. Nie powiedział wprawdzie w czym, ale jesteśmy. Będziemy budować największe statki na świecie, będziemy latać w kosmos, będziemy mieli największy port lotniczy we wszechświecie, Unia Europejska pójdzie drogą obraną przez Polskę, a co najważniejsze zdeklasujemy Niemców. Zaklinanie rzeczywistości ku uciesze 19% społeczeństwa. Polska reprezentacja była nazywana – liderem grupy. Każdy, kto choć trochę interesuje się piłką nożną, wiedział, że liderem była Columbia i Senegal, a Polska mogła co najwyżej walczyć o palmę trzeciego zespołu z Japonią. W telewizji słuchałem o nieuniknionym starciu tytanów czyli Lewandowski kontra Ronaldo. I wszyscy w to wierzyli, jak dzieci. Z całym szacunkiem dla Roberta Lewandowskiego, jest dobrym piłkarzem, ale nie jest i nie będzie Ronaldo. To samo było przecież z Kubicą, który według naszych ekspertów telewizyjnych, siał postrach wśród pozostałych zawodników F1. I kolejna sprawa, każdy, który starał się być w ocenie poziomu polskich piłkarzy obiektywny, traktowany był jako zdrajca, nie patriota, dokładnie tak samo, jak ci, którzy nie dostrzegają przewodniej roli Polski w świecie. Smutne to, bo w odbiorze rzeczywistości niczym nie różnimy się od Rosjan, którzy klepiąc bide i wpieprzając słoninę, cieszą się, że Putin ma na koncie miliardy. Nie przeszkadza im to, że Putin je najnormalniej w świecie ukradł, bo jedynie czego chcą, to żyć iluzją, że ich ukochana Rosja jest największa na świecie. U nas jest podobnie. Afera finansowa, goni aferę, a polski wyborca macha ręką, bo najważniejsze, że w internecie pojawia koncept polskiego samochodu elektrycznego, który będzie nazywał się na przykład „Odsiecz wiedeńska i”. Bajki dla dorosłych, a nie rzeczywistość, która dla Polaka jest po prostu głupia. Rzecz jasna, klęska polskiej reprezentacji, jest już tak oczywista i trudna do wytłumaczenia, że polski kibic otworzył w końcu oczy i zbudził się ze snu. To samo musi się stać z Polską. Musimy wypaść z grupy, na przykład z Unii oraz, co najważniejsze, polski marzyciel, wyborca z PiS, musi odczuć dotkliwie skutki kryzysu ekonomicznego, który niewątpliwie nadejdzie. Wysoka cena. Ale co począć. Taką mamy naturę. A wystarczy przecież, jak w życiu, być po prostu skromnym.
Imienniku, pozwalam sobie „ładnie się różnić” Dla mnie, i w doktrynie szkolenia sportowego pokora nie oznacza przyzwolenia na podniesienie rąk w geście poddania, lecz docenienie klasyprzeciwnika i zachętę by wznieść się wyżej niż on. Bierna postawa wynika nie z pokory i z szacunku, który aż obezwładnia, a z gorszej klasy sportowej ( szybkość, technika, wytrzymałość). To rodzi i wspomaga zły stan mentalny. Zostanę przy tym zdaniu, pamiętając nauki Mulaka, Stamma, Górskiego, Łasaka, Wagnera, ale – mimo różnic w interpretowaniu jestem rad, że temat doczekał się tak Zacnego Pióra…. A śp Henio Loska pewnie też by mnie poparł…
Jeszcze, żeby wszystko było jasne i poza sporem o słowa: GRALI SZMATŁAWO; BEZ KLASY I POMYSŁU.
Adam Nawałka wraz z grupą pikarzy zrobili w 2016 najlepszy wynik sportowy Polski w piłce kopanej w XXi wieku – ćwierćfinał Mistrzostw Europy. Napędu starczyło jeszcze na eliminacje MŚ w 2016-2017. W tzw. międzyczasie chłopcy zestarzeli sie trochę, część nie grała lub grała w gorszych klubach czy wręcz gorzej , do tego doszła kontuzja Glika i błędy Nawałki. Wszystko razem dało marny wynik sportowy na Mundialu. ZAmiast jednak wieszać psy na trenerze i piłkarzach należy im godnie podziekować za całoksztat i ….otworzyć nowy rozdział w polskim futbolu. „Jutro zaś jest dzień…” jak mawiają najstarsi górale. Swoją drogą oczekiwanie na to, że Polska bedzie potęgą futbolową jest piękne i zrozumiałe, ale zupełnie nierealne. Trzeba jednak na rzecz dobrych wyników pracować.
Zawiodłem się. Nie miałem złudzeń, co do jakości prezentowanej przez polskich piłkarzy. Wiem gdzie grają i jak to na codzień wygląda. I nie zachwycałem się nazwami klubów, które im płacą, bo zdaję sobie sprawę, że większość drużyn może się pochwalić podobnymi osiągnięciami.
Natomiast byłem przekonany, że mamy drużynę. Zespół, który sporo razem przeszedł, który razem wygrywał i wspólnie się podnosił po porażkach.
Zgrana, walcząca, ufająca sobie wzajemnie drużyna znaczy o wiele więcej niż suma umiejętności. A tymczasem prysło. Żadnego zgrania, żadnej walki. Bez wielkich umiejętności – to wiedziałem. Ale, wydawało mi się, że z pomysłem na grę i sercem do walki.
Starczyło tej waleczności na tyle by kopnąć bramkarza i zdeptać dłoń obrońcy rywali.
Przykre to było.
Ja oglądałem mecz w Stanach. Przez cały czas przewijał się komentarz pary prowadzących transmisję: sam Lewandowski meczu nie może wygrać… W polskich komentarzach w Wyborczej mignęła mi podobna konkluzja: 50% przegranej wynikło z braku współpracy defensywt z atakiem. To dla mnie było widoczne w tym meczu. Nie było koncepcji, gra na stojąco, gwizdy co chwila po podaniu piłki ze środka boiska do bramkarza z tyłu. Obrona kolumbijczyków zabetonowana, a do polskiej bramki łatwy dostęp po niezłym początku. Coś się tam zacięło w polskim zespole. To nie był zespół.