21.01.2020
Zaczynam po hebrajsku, bo podobno najlepiej jest czytelnika najpierw zaintrygować. A ponieważ rzecz będzie o zbliżających się wyborach, a wielu, i to właśnie w naszej bańce, „już nie może o polityce słuchać” takie zaintrygowanie wydaje się konieczne, podobnie jak krótkie wprowadzenie historyczne.

Zwrot ten to początek politycznego hasła, które w Izraelu weszło do potocznego języka, a które najpełniej sprawdziło się już podczas izraelskiej wojny o niepodległość. Całe hasło brzmiało Ze ma jesz we’im ze nenaceach (יש לנו את מה שיש לנו וננצח עם זה) co znaczy Mamy to,co mamy i z tym zwyciężymy.
Przypomnijmy: po rezolucji ONZ, która zapowiadała utworzenie na terenie brytyjskiego mandatu dwóch państw żydowskiego i arabskiego, co społeczność żydowska przyjęła z entuzjazmem, a społeczność arabska zaś zarówno w samej Palestynie w całym świecie muzułmańskim jednoznacznie odrzuciła, wojna była nieuchronna. Jej wynik mógł wydawać się z góry przesądzony. Kraje arabskie, nie tylko były ponad stokrotnie liczniejsze (660 tysięcy do ponad stu milionów), ale posiadały potężne armie wyposażone w ciężką broń lotnictwo i siły pancerne, podczas gdy żydowska społeczność Palestyny liczyła jedynie kilkadziesiąt tysięcy zakonspirowanych ochotników (wszak Palestyna była wciąż pod władza brytyjską) kilka sportowych samolotów i kilkanaście opancerzonych domowym sposobem ciężarówek.
Jak wiadomo po trwającej kilka miesięcy wojnie to strona izraelska odniosła druzgocące zwycięstwo. O tym, jak się to stało napisano setki książek. Przywoływano von Clausewitza i Napoleona (nieważna jest przewaga „w ogóle”, lecz w danym miejscu i czasie) wyliczano rozliczne błędy wojskowe i polityczne strony arabskiej, ale wydaje mi się, że jednak najważniejszym był czynnik psychologiczny. Zwycięża ten, kto mocniej w zwycięstwo wierzy i walczy nie zastanawiając się nad stosunkiem sił.
Wybory to też swoista wojna, w której przede wszystkim chodzi o maksymalne zmobilizowanie własnych szeregów. Nie, nie do daniny krwi, a jedynie do otrząśnięcia się na jedna niedługą chwilę z wygodnego lenistwa, niefrasobliwości czy demonstracyjnego braku zainteresowania losem wspólnoty. Jednak, żeby wybory wygrać, trzeba przede wszystkim w wygraną uwierzyć. A tymczasem wszystkie dotychczasowe sondaże wskazują, że po stronie zwolenników obecnej władzy w wygraną własnego kandydata wierzy ponad 95 potencjalnych wyborców, po stronie naszej mniej niż połowa. Jeśli przystępuje się do bitwy nie wierząc w wygrana wygrać jej nie można.
Przy czym, dalibóg, trudno mi zrozumieć źródła tego pesymizmu. Owszem sondaże wskazują na Andrzeja Dudę jako przyszłego zwycięzcę, ale różnica w poparciu w stosunku do najbardziej prawdopodobnej kandydatki mieści się poniżej błędu statystycznego. Tak zresztą było zawsze, gdy o reelekcję ubiegał się urzędujący prezydent. Przykład Bronisława Komorowskiego był przytaczany wielokrotnie: 12 stycznia 1915 roku jego przewaga nad Andrzejem Dudą wynosiła 65 do 21 procent Wówczas wiarę w zwycięstwo Andrzeja Dudy deklarowało 8 procent badanych. Nawet Aleksander Kwaśniewski, który w wygrał wybory już w pierwszej turze w czasie kampanii zjechał w sondażach o kilka procent. Tymczasem według żadnego z opublikowanych sondaży Andrzejowi Dudzie nie udaje się przebić pułapu połowy głosów, którymi i to z dużym zapasem dysponowali w tym samym czasie Aleksander Kwaśniewski i Bronisław Komorowski.
Drugim źródłem pesymizmu, często przytaczanym, są wyniki trzech ostatnich wyborów: samorządowych, europejskich i parlamentarnych, w których jakoby strona demokratyczna poniosła trzy sromotne klęski. Rzeczywistość jest jednak zgoła odmienna.
Ostatnie trzy tury wyborów, jeśli spojrzymy na nie w liczbach bezwzględnych, wskazywały na niemal doskonale wyrównaną liczbę zwolenników demokracji w kształcie klasycznym i demokracji takiej jak rozumie ją PiS. Przewaga 4 mandatów w sejmie na rzecz Zjednoczonej Prawicy nad pozostałymi ugrupowaniami uzyskana w wyniku ostatnich wyborów nie wynikała z liczby oddanych na tworzące ją ugrupowania głosów, lecz wyłącznie dlatego, że PiS w przeciwieństwie do partii demokratycznych wystawił tylko jedną listę, na którą oddano 8 051 935 głosów. Na trzy komitety demokratyczne: KO, Lewica i PSL oddano o 906 859 głosów więcej. A więc to nie PiS i jego przybudówki mają za sobą większość Polaków, lecz partie demokratyczne.
Obraz zakłóca nieco ponad milion głosów oddanych na Konfederację, osobliwy konglomerat, który trudno jednoznacznie zakwalifikować. Jeśli jednak do obozu demokratycznego dodamy Bezpartyjnych Samorządowców i Mniejszość Niemiecką wynik jest niemal dokładnie remisowy. I właśnie ten remis na skutek innego sposobu liczenia głosów przełożył się na przewagę, choć minimalną, obozu demokratycznego w senacie. Lecz obóz demokratyczny, zamiast cieszyć się ze zwycięstwa w Senacie, ogłosił klęskę, a za jej winnego uznał architekta paktu senackiego, Grzegorza Schetynę. Zaiste osobliwa logika!
Tak czy inaczej, ani o sromotnej klęsce obozu demokratycznego, ani druzgocącej przewadze PiS-u i jego przybudówek trudno mówić. Przeciwnie, gdyby owe 18 milionów Polaków poszło dokładnie w tym samym składzie do drugiej tury wyborów prezydenckich i zagłosowało nie według partyjnych sympatii czy antypatii, lecz tak jak nakazuje logika i zdrowy rozsądek za demokracją czy za państwem rządzonym, autorytarnie wynik byłby przesądzony. Kandydat obozu demokratycznego — ktokolwiek by nim był — odniósłby zwycięstwo.
Jednak modele teoretyczne, a świat realny to dwie rzeczywistości. I tu powracamy do hasła „Ze ma jesz we’im ze nenaceach”. Mamy to, co mamy i z tym musimy zwyciężyć. Obóz PiS-u zrozumiał to w lot i postępuje stosownie. Ich kandydat, Andrzej Duda nie jest, oględnie mówiąc, idealnym wzorem głowy państwa. Liczba gaf i to nie niewinnych jak w przypadku Bronisława Komorowskiego z jego dysleksją, lecz znacznie poważniejszych jest ogromna, o takich drobiazgach jak łamanie prawa (ułaskawienia) i konstytucji nie wspominając. Mimo to cały obóz władzy, cały aparat państwa, cały aparat propagandowy karnie prowadzą jednolitą, dobrze przemyślaną kampanię. Głosów sprzeciwu, czy nawet refleksji, czy naprawdę Andrzej Duda to najlepszy reprezentant 38-milionowego europejskiego narodu po tej stronie podziału politycznego brak.
Po stronie demokratycznej obraz jest dokładnie odwrotny. Od intelektualistów i komentatorów, poprzez media na prostych facebookowcach czy twitterowcach kończąc trwa nieustanny festiwal narzekań. Szczególnie od chwili, gdy Koalicja Obywatelska wybrała swoją kandydatkę, która ma największe szanse na zmierzenie się i pokonanie w II turze Andrzeja Dudy. Że ma za mało charyzmy, że nie jest wyrazista, że jest mało porywająca, że jest za bardzo lewicowa, że jest za bardzo kościelna, słowem wszyscy załamują ręce i wieszczą klęskę. Aż chciałoby się, żeby ktoś choćby się półgębkiem zająknął się o jej inteligencji, doświadczeniu, twardej obronie praw kobiet, słowem o tym wszystkim, co ją odróżnia od Andrzeja Dudy.
Tego rodzaju załamywanie rąk i wieszczenie mogą mieć niestety walor samospełniającego się proroctwa. Jeżeli znacząca liczba tych, którzy zamierzają głosować przeciw Andrzejowi Dudzie z góry zakłada, że jest on najprawdopodobniejszym kandydatem do zwycięstwa, to rzeczywiście tak się może wydarzyć. Zostanie on prezydentem na następne pięć lat ze wszystkimi tego konsekwencjami, z których najbardziej prawdopodobną jest, że będą to ostatnie wybory, w których wynik nie jest z góry przesądzony. Pamiętajmy, w PRL też były wybory tajne równe i bezpośrednie, a rządowa telewizja starannie sprawdzała, czy jest wystarczająca ilość miejsc za kotarą. I też dawano wówczas odpór płynącym z zagranicy glosom w obcych językach, które owych wyborów nie uważały za demokratyczne.
Jak na razie jednak wciąż mamy szansę na odmienny scenariusz i to szansę jak najbardziej realną. Pod jednym wszelako warunkiem. Musimy uwierzyć, że zwycięstwo jest możliwe i zrobić wszystko, aby stało się ono faktem. Nieustanne narzekanie, że nasi kandydaci nie są ideałami ani na krok nas do tego nie przybliża. Wręcz przeciwnie może być czynnikiem przesądzającym o wyniku. Przypomnę podane na wstępie obliczenia. Elektorat, dla którego trójpodział władz i system, w którym wynik wyborów zależy od wyborców, a nie od liczących głosy, to połowa głosujących w ostatnich wyborach. Podział społeczeństwa jest głęboki, o wyniku wyborów zdecyduje zatem jedno: kto potrafi lepiej zmobilizować własny elektorat. Mobilizacja zaczynająca się od stwierdzenia, że kandydat, na którego należy głosować nie jest idealny i dlatego na pewno przegra — nie wydaje się na to najlepszym przepisem.
Dane z ostatnich wyborów pokazują, że największa absencja wyborcza jest w grupie wiekowej między 18 a 29 rokiem życia, a najliczniej na dzisiejszą opozycje głosują wyborcy w przedziale wieku między 40 a 60 rokiem życia. Do wygrania potrzeba zatem choćby jednego. Zwolennicy demokracji muszą przekonać do glosowania własne dzieci. Jeśli jednak owe dzieci przy okazji wszystkich rodzinnych spotkań słyszą tylko jacy to nasi kandydaci są nieudaczni trudno założyć, że z entuzjazmem pójdą na nich głosować, czy też przekonają do glosowania swoich kolegów, czy koleżanki. Mimo że władza ma docierająca do wszystkich zakątków kraju telewizję, że na jej usługach jest przytłaczająca większość ambon, że w kampanie Andrzeja Dudy zaangażowany jest cały aparat państwa, kluczowe są rozmowy przy rodzinnych stołach, w pracy, w starszych klasach liceów, na uczelniach, przy piwie lub po wyjściu z kościoła. To tam zapadają decyzje.
Podobnie demobilizujące są nieustanne narzekania na opozycję, że źle prowadzi kampanie, że nie robi tego, tamtego a w ogóle nie jest taką, jaką byśmy sobie wymarzyli. W nadchodzących wyborach, jak bodaj nigdy wcześniej zasadne jest słynne powiedzenie Kennedy’ego, które można strawestować tak: Nie pytaj co opozycja może zrobić, aby demokracja nadal istniała, lecz co ty możesz zrobić by kandydat czy najprawdopodobniej kandydatka opozycji wybory wygrała. I to ta kandydatka, bo innej nie ma i nie będzie. Zde ma jesz!
A jest do zrobienia naprawdę wiele poza nieustannym narzekaniem. W każdej nawet najmniejszej miejscowości i w każdym środowisku są zwolennicy demokracji. Tyle tylko, że muszą się skrzyknąć, nie atakować nawzajem no i zawrzeć swoisty pakt. W drugiej turze nie strzelamy fochów, nie obrażamy się, że to nie nasz kandydat do niej przeszedł, lecz głosujemy za demokracją. Pozostanie w domu dlatego, że kandydat czy kandydatka powiedzieli coś co nam się nie spodobało, a w ogóle to wystawiająca ją partia wiele lat temu nie zrobiła tego co powinna była według nas zrobić jest oddaniem swego głosu na Andrzeja Dudę ze wszystkimi tego konsekwencjami. I teraz już nie będzie tłumaczenia, że przecież nie wiedzieliśmy, jakie będą tego konsekwencje. Teraz już wiemy. A jeśli ktoś jeszcze do końca nie wie, wystarczy otworzyć rządową telewizję. Ale – powtórzę: aby kogokolwiek przekonać, trzeba go zarazić entuzjazmem. A jak to zrobić widzieliśmy w czasie ostatniej edycji Wielkiej Orkiestry. Tysiące pomysłów, inicjatyw, akcji, bez czekania, że wszystko za nas zrobi Jurek Owsiak.
Że nie można porównywać akcji charytatywnej z polityką? Chyba jednak można. Wybór, którego dokonamy w maju będzie miał na nasze życie w tym na jakość służby zdrowia wpływ bez porównania większy niż miliony zebrane w zbiórkach ulicznych i licytacjach. Trzeba tylko uwierzyć w zwycięstwo i swoją wiarą zarazić innych.

Maciej Kozłowski
Ur. 12 stycznia 1943
Polski historyk, dziennikarz, publicysta, działacz opozycji w okresie PRL, dyplomata, w latach 1999–2003 ambasador RP w Izraelu.
To stały problem demokratycznej części społeczeństwa. „Żeby im się chciało chcieć”, żeby wierzyli i byli przekonani, ża kandydat opozycji w cuglach pokona obecnego prezydenta. Brakuje niewiele, bardzo niewiele.
Polska w obrazach : Nad zatoką dąb zielony, Duda na złotym łańcuchu. Na lewo – bajki opowiada. Na prawo – puszcza disko-polo. Z Puszkina. Ładne. Ale czy młodzież miała to w lekturach ? Czy skojarzy tę fałszywą, kocią buziuchnę ? Moje hasło : Nie kupuj u Dudy ! On sprzedaje nas wszystkich !
Analiza słuszna 🙂 Zaczyna też działać frontalny atak opozycji na PiS. Opozycja zaczęła go za późno kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi i dlatego je przegrała. Teraz wali w PiS mocno i powoli ludzkim propagandowym językiem. I krok za krokiem i od razu z grubej rury musi już teraz mówić. Bo inaczej Duda wygra. Ale k… musi przegrać bo jaki prawem Prezydentem Polski może być „takie coś ” ?
„… ma za mało charyzmy, nie jest wyrazista, jest mało porywająca, (…), jest za bardzo kościelna…” – Wszystko to jest prawda przecież (wywaliłem lewicowość, nic nie wiem o jej lewicowości). Mimo tego będę oczywiście głosował na panią Kidawę-Błońską i złego słowa w otoczeniu swem o niej nie powiem. Odsunięcie tego przygłupiego i kiepskiego aktora z commedii dell’arte żywcem wziętego jest zadaniem ponad podziałami.
No aktora, ale dlaczego zaraz kiepskiego? https://uploads.disquscdn.com/images/9670f7680cc8f678ebd2c99da99ac084e5b3159e719ef8ef79f386874907d133.jpg
https://www.youtube.com/watch?v=wf4o6rYaPCI
He, he… Kiepski, bo zamierza grać role dramatyczne, a niezamierzenie wychodzą mu komiczne.
Jeżeli już to raczej kiepski, bo Kiepski to rola zarezerwowana dla Andrzeja Grabowskiego a zagrana w sposób mistrzowski.
Nie wiem, czy kandydatka PO ma wiele charyzmy, czy mało. Czy jest inteligentna czy nie. Szerokiej publicznosci dala sie poznac jako kandydatka na premiera – postać niesamodzielna sterowana przez Grzegorza Schetynę.
MKB zyskała partyjna nominację, ale zupelnie jej nie widac. Partia ma ciekawsze sprawy. A media też sie skupiają na wewnatrzpartyjnej walce zamiast na kandydatce.
Nic to, że przy piwie i rodzinnym stole zgodzimy sie, że trzeba odsunac Dudę. To kandydat/kandydatka musi dać się poznać.
Jestem dziwnie spokojny, że za chwilę Kosiniak-Kamysz i Biedroń ruszą w Polskę i będzie ich wszędzie pełno. A MKB? Czy Platforma w końcu zatrudni jakiegoś specjalistę od kampanii? Czy samej kandydatce starczy sił, żeby się mierzyć z młodszymi, bardziej energicznymi i mimo młodszego wieku bardziej doswiadczonymi w tej walce kontrkandydatami?
Czy PO wytrzyma ciśnienie i bedzie skupiać sie na pozytywnym przekazie swego kandydata, zamiast narzekania, że inni osmielili sie swoich wystawić?
W duzej mierze od tego zależy sukces MKB, ktorego życzę jej tak samo, jak panom WKK czy RB.
.
Nie wiem, czy nawet najlepszym scenariuszem nie byłoby przyjmowanie ciosów – na pewno bolesnych – wyprowadzanych przez propagandową machinę Kurskiego i wycofanie kandyda
właściwie nie ma na co narzekać, bo niczego wyraźnego nie ma, wyraźnie to brakuje kalkulacji kto może wygrać z Dudą, w większości komentarzach mainstreamu to MKB, ale przy jej kreatywności, retoryce i temperamencie, żeby wygrać musimy wszyscy wezwać pozostałych kandydatów łącznie z Dudą o rezygnację ze startowania w wyborach,
poza MKB zarysowuje się WKK, Hołownia i Biedroń, z tych trzech pierwszy ma największy potencjał a priori do wygrania z Dudą, drugi ma najciekawszych, brakujących od zawsze na naszym rynku polityki, doradców!, a trzeci wystartował (Słupsk) najlepiej ale po doświadczeniach jego działania we Wiośnie, warto poczekać, wszyscy mają coś do ugrania i trudno powiedzieć jak ten wyścig się potoczy, MKB teraz powiedziała, że przed I turą nie przystąpi do debaty z innymi kandydatami, nie trudno to zrozumieć, kandydat Konfederacji będzie punktował liberalizm a pozostali wszystko pozostałe w postawie ciamciaramcia platformy, to dobre dla Dudy, jeśli potwierdzi że weźmie udział w takiej debacie przed I turą – zmarginalizuje MKB, a przy takiej deklaracji MKB można oczekiwać i drugiej, że w czasie kampanii będzie omijać przejść dla pieszych zlokalizowanych w okolicach żeńskich klasztorów
Ludzie! Może byłyby lepsze kandydatury, ale jest ta i się nie zmieni! Na pewno trzeba było inaczej pograć w roku 2015 i paru innych, ale się nie pograło. Jeśli naprawdę chcecie odsunięcia Dudy, to skupcie się nad tym jak ma wygrać Małgorzata Kidawa-Błońska.
Panie Erneście, mamy 4 kandydatów a nie jedną jedyną kandydatkę i do drugiej tury wejdzie ta osoba, która dotrze do wyborców, powie albo nie powie czegoś istotnego, najlepiej wstrzeli się w nastroje. Trudno powiedzieć kto to będzie. Siły witalne platformy zaprowadzą MKB tam gdzie ją zaprowadzą ale nie ma powodu mówić, że muszą zaprowadzić do II tury. Tym bardziej, że w drugiej turze MKB może zbierać/mobilizować najwięcej przeciwników spośród wszystkich czterech kandydatów. Prawdopodobnie ze względów obyczajowych podobny odbiór może mieć R. Biedroń. Najmniej przeciwników po stronie, która może zaważyć o wyniku wyborów ma Kosiniak, z Hołownią może być podobnie. Teraz hasło dziś triumf albo zgon i bez wyboru jest trudne do narzucenia.
Niech Pan łaskawie spojrzy na notowania tych czterech kandydatów, szanowny Panie Musz. Wszystko może się zmienić, ale jeśli się chce naprawdę i przede wszystkim odsunąć Dudę, to trzeba skupić siły,m popierając kandydaturę, która ma największe szanse i je zwiększać.
Panie Erneście będzie walka i przejdzie do drugiej rundy lepiej dysponowany zawodnik. Na starcie kandydatka z PO ma większą szansę wejścia do II tury bo ta partia ma więcej wyborców, ale w II turze ma już najmniejszy niestety potencjał do wygrania mierząc zdolność przyciągania i odpychania wyborców różnych partii. Będę głosował za tym kto wejdzie do II tury, bo nie będę miał wtedy wyboru ale teraz mam z góry głosować na osobę, która ma mniejsze szanse na zwycięstwo w II turze? To absurdalne. Jeśli komuś wyjdzie kampania a innej osobie nie wyjdzie, to głosy pójdą automatem. Życzą Pani MKB, żeby jej kampania wyszła, ale nie kasuję na tym etapie innych. To trochę jak stosunek do rodziny. Pan czuje się w rodzinie, ja trochę straciłem zaufanie i nie czuję się jakbym był w rodzinie. G. Schetyna nie grał fair, kogo mógł wykiwał, żadnych prawyborów, listy z sufitu, wspólna sprawa była sprawą jego grupy, rozgrywał swoje, to jest tego cena. Dla mnie rodziną jest cała czwórka.
Uff, Szanowny Panie Musz,
Deklaracja; w II turze będę głosował na każdego kto przeciw Dudzie i namawiał do tego kogo tylko się i jak się da. Pisze pan, że największe szanse ma na to MKB. Zgadzam się z panem.
Więc o czy my jeszcze mówimy?
A jak już kombinujemy co by było gdyby, to MKB może zostać zaakceptowana przez szersze spektrum wyborców niż pozostała trójka naszych. Oby.
Jak chce się mieć większą szansę na wygraną, to się obstawia faworyta, nie fuksa.
Każdemu kandydatowi, który nie jest Biedroniem grozi zbojkotowaniem przez lewicę i to ona może zdecydować o zwycięstwie Dudy, a właściwe Kaczyńskiego. Przyjaciele ludu stanowią dlań wielkie niebezpieczeństwo. Z wrogami lud może sobie poradzić.
Ciekawe, że mimo ewidentnej walki o wszystko, mimo zagrożenia twardą dyktaturą przez działania władzy na rzecz uzaleznienia od siebie sędziów, mimo zagrożenia polexitem, my poważnie rozmawiamy o wątpliwościach wobec głównego kandydata opozycji na prezydenta.
Po stronie pisowskiej wszyscy karnie popierają Dude a po stronie demokratycznej zastanawiamy się, który kandydat wejdzie do drugiej tury. To naprawdę niepoważne. Każdy przytacza swoje widzimisię, przy czym nie jest ono żadną strategią polityczną a sumą personalnych uprzedzeń wobec kandydata. Tymczasem, jeżeli spojrzymy na rankingi kandydatów w kolejnych sondażach, Małgorzata Kidawa-Błońska jest najpoważniejszą kandydatka opozycyjną. Ma dwukrotnie wyższe poparcie niż następny kandydat opozycyjny. Dopóki to się nie zmieni wybrzydzanie, że lepszy w drugiej turze byłby WKK lub Hołownia jest bezprzedmiotowe. Nawet sceptyczna czasami Eliza MIchalik podkreśla jałowość takiego myslenia: https://koduj24.pl/czy-malgorzata-kidawa-blonska-jest-w-stanie-wygrac-wybory/
Jeżeli myślimy poważnie o konkurencji z Dudą to na razie nie widac jakiejkowlwiek sensownej alternatywy wobec Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. W tym sensie w pełni podzielam opinię Pana Redaktora Skalskiego, która jest jest głosem racjonalności politycznej. To naprawdę nie jest casting na ideał człowieka czy polityka. To jest rozmowa o tym czy Polska w ogóle ma szanse wygrzebania sie z tej pisowskiej czarnej d..y.
Panie Sławku, czy Pan rozpaczał gdy G. Schetyna ściągał do siebie B. Nowacką a usuwał z koalicji Lewicę przed wyborami do parlamentu? Czy to było działanie zwiększające szansę lepszego wyniku przy metodzie d’Hondta? Teraz Pan tak mocno ocenia szanse a wtedy jak Pan oceniał?
Ani wtedy ani dzisiaj nie rozpaczałem i nie rozpaczam – po prostu zastanawia mnie niefrasobliwość elektoratu prodemokratycznego. Każdy w plecaku nosi buławę i …rządzi PiS. Taki jest efekt przemądrzałości ludzi zamiast spójnej strategii politycznej.
*
To nie są sytuacje tożsame. Tam była inna gra, a Koalicje Europejską wypowiedział PSL. I Schetyna nie miał wyjscia jeśli nie chciał byc zepchniety przez PiS na pozycje postkomunistyczne. Dzieki temu Lewica musiała wreszcie iść razem, żeby w ogóle wejśc do parlamentu. Tu mamy inny wybór zero-jedynkowy. – albo wygra Duda i mamy próbę obalenia demokracji przez pisowców, albo wygra opozycja i wtedy mozemy jeszcze mieć cień nadziei na powrót Polski do rodziny demokracji liberalnych.