22.03.2024
1.
Samo słowo pojawia się najpierw w grece (politikḗ), gdzie mówi o czymś dość odległym od dzisiejszych znaczeń. Platon i Arystoteles, różniący się w wielu innych kwestiach, zgodnie określają politykę jako filozofię człowieka i „spraw ludzkich”. Ma ona określać najwyższe cele życia wspólnotowego (poli- ), czyli dobro, sprawiedliwość i szczęście. A także znajdować stosowne dla ich osiągnięcia formy ustrojowe państwa (polis). Polityka stoi wyżej niż etyka, bo zajmuje się wyższym dobrem – dobrem wspólnoty (etyka określa dobro jednostki). Przynależy do sfery praktyki, nie teorii. Jest umiejętnością, nie wiedzą. To sztuka (téchnê) kierowania zbiorowością (państwem). Celem jest dobro wspólne, władza to ledwie narzędzie służące osiąganiu tego celu.
Zmarły kilkanaście lat temu wybitny teoretyk polityki Bernard Crick pisze o polityce z szacunkiem (W obronie polityki), jako o uprawianej publicznie etyce. Jego – „demokratycznego socjalisty”, jak się czasami określał – zdaniem polityka to nie dający się w żaden sposób wyręczyć „sposób rządzenia podzielonymi społeczeństwami w procesie swobodnej dyskusji i bez nadmiernej przemocy”. Rzeczywiście, jeszcze nie tak dawno wiązano pojęcie polityki z dobrym wychowaniem, otwartością, dialogiczną etykietą. Trudno jednak nie zauważyć, że dziś dominuje takie pojmowania polityki, które łączy ją z zupełnie innymi właściwościami. Coraz częściej oznacza zwyczajną przebiegłość, zręczność postępowania służącego osiąganiu jakichkolwiek, bywa że niegodziwych celów. Polityk staje się politykierem. Odżywa tamta, zapisana przez Platona, wypowiedź Sokratesa sprzed dwóch i pół tysiąca lat. „Od chłopięcych lat głos jakiś odzywa się, ale ilekroć zjawia się, zawsze mi coś odradza, cokolwiek bym przedsiębrał, a nie doradza mi nigdy. Otóż on mi nie pozwala zajmować się polityką. A zdaje mi się, że to zakaz bardzo piękny. Bo wierzcie mi, obywatele, gdybym był kiedykolwiek zajął się polityką, dawno bym zginął i na nic się nie przydał ani wam, ani innym”. Chodzi Ateńczykowi oczywiście o śmierć cywilną, przed czym przestrzega go daimonion, czyli głos wewnętrzny, sumienie. Polityka zresztą i tak dopadła Sokratesa, skazując go na wypicie śmiertelnej dawki cykuty.
Nie idealizował polityki Arystoteles. Pisał, co brzmi dość aktualnie: „Należy do sposobu rządzenia tyranów, że się ludzi pobudza do wzajemnego oczerniania się i do starć; przyjaciół przeciw przyjaciołom, lub przeciw możnym, a bogatych jednych przeciw drugim; że się poddanych zubaża, aby zdobyć środki na utrzymanie straży, a nadto, by ludzie, pochłonięci dzień w dzień zajęciami, nie mieli czasu na knowania”.
2.
Polityka opiera się na logice teatru – jest graniem ról. Elektorat („suweren”) to widownia wymuszająca aktorstwo. Człowiek prywatny zostaje w domu, publiczny gra rolę (prezydenta, premiera, ministra…). Niejednokrotnie należałoby chronić rolę przed wykonawcą: nie każdy zagra Hamleta; nie każdy może być prezydentem. Bywa, że wykonawca wysuwa się przed rolę, ulega próżności i „zakochuje się w sobie z wzajemnością”. Władza polityczna, mająca umożliwiać realizacje dobra wspólnego, staje się celem samym w sobie. Tłumaczył to po swojemu Stefan Kisielewski w swojej kompensacyjnej teorii kurduplizmu (najwięksi tyrani byli niskiego wzrostu).
Aktor po grecku to hypokritḗs, hipokryta – obłudnik, fałszywy dwulicowiec. To bodaj najbardziej nieodłączne cechy polityki i polityków. Kłamstwo jest polityczną sztuką, czyli umiejętnością możliwą do wyuczenia. Smakowite odmiany tej sztuki wyszczególnia Witkacy (na dudka wystrychizm, kłamizm, neonaciągizm, fałszyzm, nabieryzm, w pole wyprowadzizm). Piotr Tymochowicz, specjalista od wizerunku i marketingu politycznego, mówił jakiś czas temu w jednym z wywiadów: „Jeżeli uczę ludzi technik kłamstwa, to w przekonaniu, że kłamstwo jest jedną z ważniejszych strategii politycznych, w ramach której wyróżniamy wiele taktyk. Polityk musi umieć kłamać i to jest oczywiste. Spójrzmy na Marcinkiewicza, jak perfekcyjnie kłamie, gdy twierdzi, że mówi tylko prawdę”. Max Hastings, historyk, w wywiadzie drukowanym niedawno w „Polityce” nie pozostawia złudzeń. „W systemach demokratycznych polityk, który chciałby zawsze mówić całą prawdę, byłby skazany na klęskę. I moim zdaniem ta tendencja się pogłębia. Nie chodzi o to, by w ogóle nie kłamać. Istnieje jednak ogromna różnic między taktycznym kłamstwem w dobrej wierze, a ordynarnymi kłamstwami w kwestiach fundamentalnych”. Nasilają się właśnie te ostatnie kłamstwa.
Kilkanaście lat temu Tadeusz Sławek przedstawił w „Tygodniku Powszechnym” (Nie dajmy się nabrać, nr 41, 2006) obraz zdegenerowanej polskiej polityki. Czy rzeczywiście, jak nadmienia, wcale taka nie musi być, rzecz dyskusyjna. Tak czy inaczej nie wydaje się, by były to opisy nieaktualne.
„1. polityka jest jedynie zbiorem zabiegów socjotechnicznych (jak twierdzi poseł Kurski lansując tezę, że »ciemny naród« zawsze kupi to, co sensacyjnie opakowane – przypowieść o tym, że lubiącym kiełbasę nie powinno się pokazywać filmów z rzeźni, jest wariantem tej samej, niszczącej życie społeczne logiki);
2. skuteczna polityka jest niemożliwa bez dokonywania niejasnych interesów, z których bezpośrednio korzysta polityk, jego krewni i poplecznicy;
3. tkanka życia politycznego tworzy się głównie drogą obsady lukratywnych posad, wszelki
zaś dyskurs dotyczący spraw merytorycznych (by nie rzec »idei«, którego to słowa polityk zdaje się nie rozumieć) jest jedynie zasłoną dymną dla »ciemnego narodu« (wszak skuteczny polityk to ten, który – jak wyraził to min. [Adam] Lipiński – ma »wiele stanowisk do obsadzenia«);
4. ten sposób uprawiania polityki jest najlepszy, który pozwala na poruszanie się na granicy prawa, lub wręcz polega na skutecznym jego naginaniu lub łamaniu (propozycja »załatwienia« sprawy poselskich weksli drogą interwencji państwa […]);
5. polskie sposoby zachowania klasy politycznej są jedynie przejawem powszechnie panujących w świecie praktyk […];
6. polityka może całkowicie ignorować niepisane zasady moralne na rzecz respektowania wybiórczo traktowanego przepisu prawnego – stąd polityka nie jest nawet w najmniejszym stopniu sprawą honoru czy przyzwoitości […];
7. w polityce to, co cyniczne, powinno stać się normą (do tego sprowadza się pogląd min. Lipińskiego rozgrzeszającego samego siebie w imię przekonania, iż przecież polityka to sztuka targowania się);
8. w polityce wszystko można wytłumaczyć racją partii utożsamianą w sposób całkowicie nieuprawniony z racją państwa […];
9. historia jest ciągiem zmagań z bliżej nieokreślonymi spiskami i konspiracjami […];
polityka to wyłącznie sprawa haseł i dobrego samopoczucia w ocenie samego siebie […]”.
Witkacy (w ujęciu Jacka Kaczmarskiego): „Dość sztywną mam szyję/ I dlatego wciąż żyję/ Że polityka dla mnie to w krysztale pomyje”. O degeneracji polskiej polityki w ostatnich latach napisano wiele, dziś już nie chowa się w kryształach. Przyznam, że dla mnie szczególnym paskudztwem była kariera prezesa Orlenu, niebywałego prostaka z przylepionym porcelanowym uśmiechem.
3.
Kto wie, czy nie był to impuls do napisanie tego szkicu. Cytowane przez Witolda Beresie w miesięczniku „Kraków” fragmenty książki Konstantego Geberta pt. Pokój z widokiem na wojnę. Historia Izraela (Agora, 2023). Oto, co pisze w sprawie palestyńskiego prawa do powrotu na swe ziemie: „Izrael ustąpić nie może. Tu nie ma różnic między lewicą a prawicą, religijnymi a świeckimi, syjonistami a postsyjonistami. A zarazem jest przecież faktem, że ze wszystkich palestyńskich żądań to jedno jest w pełni uzasadnione. […] Przetrwanie jednego narodu zostało okupione wielką krzywdą drugiego. Stało się, i cieszę się, że się stało – bo bez tego Izraela by nie było. Podobnie cieszę się, że Niemcy zostali wypędzeni z ziem zachodnich – bo bez tego po wojnie nie byłoby Polski. To ciężkie słowa, absolutnie nie do przyjęcia dla straszliwie skrzywdzonych uchodźców i ich potomków, ale byłoby skrajną hipokryzją, gdybym udawał, że jest inaczej. […] Wiem, że niepodległa Palestyna na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy, bez prawa do powrotu, to tylko cień półwiekowych marzeń. Ale innej Palestyny być nie może, bo oznaczałoby to, że Izraela nie będzie. […] Przecież dla zaspokojenie słusznych praw narodu palestyńskiego Izrael nie popełni narodowego samobójstwa”.
Czytam te słowa z niedowierzaniem, niezgodą, potem z rezygnacją. Może to konflikt tragiczny, jaki opisywał Max Scheler? Tragizm to zderzenie równorzędnych wartości, z których jedna musi ulec zniszczeniu. Scheler określa to mianem „węzła tragicznego”, mówi o splocie wartości, które z konieczności znoszą się wzajemnie. Nie można obu zachować, jedną z nich płaci się za drugą. Chyba jednak nie tak widzi to Konstanty Gebert, skoro przyznaje się do radości. Widać jedną z wartości uznaje za wyższą od drugiej. Nic na to nie poradzę, ale przychodzą mi do głowy słowa Włodzimierza Lenina, który pisał, że działalność polityczna to nie trotuar Newskiego Prospektu. „Wyboru nie ma i być nie może, tak samo, jak nie może być miejsca na żaden sentymentalizm. Sentymentalizm jest nie mniejszym przestępstwem niż w czasie wojny dbanie wyłącznie o własną skórę”. Lenin najwidoczniej czerpał z Niccolo Machiavellego, który tłumaczył: „Trzeba to zrozumieć, że książę, a szczególnie nowy, nie może przestrzegać tych wszystkich rzeczy, dla których uważa się ludzi za dobrych, bowiem dla utrzymania państwa musi częstokroć działać wbrew wierności, wbrew miłosierdziu, wbrew ludzkości, wbrew religii”.
Myślę o Marii Ossowskiej, jej szkicu z 1957 roku zatytułowanym O pewnych przemianach etyki walki. Pisze tam o zaniku tradycyjnych reguł walki, takich między innymi, jak motywacja współczująca, szacunek dla przeciwnika, a także szacunek dla siebie. Wracają też słowa premiera o granicy polsko-białoruskiej i nadrzędnym interesie państwa.
A propos Niemców. Przypomniała mi się scena, której, jako ośmio-, może dziewięciolatek, byłem świadkiem w naszym (?) obejściu w poniemieckich Ostrówkach, w powiecie chodzieskim. Na podwórku stoi samochód, dwaj mężczyźni obchodzą zabudowania, ogród, zaglądają do studni z żurawiem, robią zdjęcia. Mówią łamaną polszczyzną, że robią to dla swoich rodziców w DDR. Mama nie cieszy się, współczuje. Próbuje im powiedzieć, że i ona musiała opuścić swe zabużańskie domostwa (Bublejki, Starodworce), że takie są skutki wojny. (Mogłaś im powiedzieć, że nie myśmy ją wywołali, pomrukiwał później ojciec).
4.
Zbyszek Szczypiński, mój serdeczny koleżka zwany Szczypą, pisze o teatrzykach małej polityki (komisje) i groźbie dużej (Rosja – NATO). Mam dość obu, piszę i nazywam nie bez nadziei, że jakoś to pomoże nabrać dystansu, uwolni. Szczypa potrafił osiem godzin słuchać komisji z Kaczyńskim, ja po kilkunastu minutach uciekłem do bajek dla dzieci. Staram się nie myśleć o wojnie. Najlepiej, drogi Zbyszku, gdyby nasze strachy okazały się czcze i gdybyś mógł jeszcze szczypać i szczypać przez wiele lat, bo powodów nie zabrakło by z pewnością. Taka bajka mi się marzy.
Andrzej C. Leszczyński
Wyjątkowo cenny głos o polityce w znaczeniu wielowątkowym. Zrozumiałym językiem trochę wyjaśniający, trochę sugerujący i naprowadzający, lub też utwierdzający w przekonaniach zwykłego zjadacza chleba.
Na marginesie:
Podpisuję się pod opinią ujętą w zdaniu: „Przyznam, że dla mnie szczególnym paskudztwem była kariera prezesa Orlenu, niebywałego prostaka z przylepionym porcelanowym uśmiechem”.
I pytanie:
To jakim określeniem obdarzyć zachwyconego promotora wymienionego delikwenta, wybitnego stratega, w którego orbicie działał niejeden taki dyzma?
W Polskim nie znajduję słowa, co nie byłoby jednocześnie wulgarne..
Znalazłem u sąsiadów. W latach ’90-tych, w ruskiej literaturze SCI-FI. –
„Zło-Wried”. Moje rozmówczynie, Rosjanka i Ukrainka, załapały się bez problemu.
Powiedziały „toczno”. Chodziło nam o Putina. Ale do naszego złego polityka też pasuje.
Mnie też się marzy taka bajka. Ale rzeczywistość skrzeczy…
Mysle, ze tu nie chodzi o bajki tylko o zachowanie zdrowego rozsądku czy proporcji. Idzie wiosna, warto pamiętać, ze jesteśmy częścią rytmu natury i tak naprawdę wiele od nas zależy. A to, co zależy warto robic tak długo jak się da i nie ulegac nadmiernym emocjom jak radzą filozofowie.
Zgodnie z Wyspiańskim skrzeczy nie rzeczywistość, lecz 'pospolitość’! A to poważna różnica…
I pomyśleć, że raptem sto lat temu z kawałkiem Sienkiewicz używał słowa „polityczny/politycznie” jako synonimu elegancji i kultury osobistej. Ktoś zachował się „politycznie” – ot, człowiek „ułożony”.