21.12.2021
1. No to dzisiaj D.O. może trochę pomarudzić.
No i zatrzymało się na 2,4 miliona. To dużo, ale nie wystarczy, nie pozwala na nadzieję. D.O. byłby optymistą przy 10 milionach, więc teraz nie będzie. 10 milionów przeraziło pierwszą komunę, przestraszyłoby i drugą. 2,4 miliona nie przestraszy.
2. D.O. pamięta i opisał to w książce „Papież już nie umrze”: TVN Mariusza Waltera i Jana Wejcherta zrezygnował na kilka dni z reklam, żeby w niczym nie zakłócać podniosłej atmosfery żałoby po śmierci Jana Pawła II. To było boleśnie kosztowne, ale tak trzeba było. „Jeśli nie wiesz, jak się zachować, zachowaj się przyzwoicie”.
Trochę się od tego czasu zmieniło. D.O. miał wczoraj wewnętrzną przygodę z rurą, a nawet dwoma, więc musiał w niedzielę siedzieć w domu. Działo się, więc z przyzwyczajenia kliknął na portal TVN24.pl, by zobaczyć relację z manifestacji TVN wspierającej. Ale najpierw przez minutę musiał obejrzeć reklamę tłustej szminki. Potem, przemówienie dyrektora TVN Edwarda Miszczaka (miewał już lepsze), przerwane zostało reklamą. Wyciskać grosz nawet z własnego nieszczęścia i solidarności?
No i D.O. dał sobie spokój i oglądał gdzie indziej.
3. D.O. lubił kiedyś oglądać telewizje Berlusconiego. Były lekkie, łatwe i przyjemne, ale miały dużo rodzynków, które nie tylko nie wywracały D.O. flaków, ale i dawały sporo przyjemności, a przyjemności w życiu emigranta to rzadkość. Nie, no w życiu każdego to rzadkość. No, chyba, że ktoś czerpie przyjemność z krzywdzenia i upokarzania innych, wtedy nie potrzebuje innych przyjemności.
W związku z sytuacją, którą D.O. opisał wczoraj, tj. wymuszeniem przez „rynek” barbarzyńskiego obniżenia poziomu, dziś D.O. nawet by do głowy nie przyszło zaczepić wzroku na którymkolwiek z kanałów Berluski.
To takie memento. Ten pęd do obniżania poziomu telewizji „generalistycznych” to droga donikąd: nie uratują duszonych przez „rynek” kanałów, a zrobią widzom kisiel z mózgu.
A widzowie z kisielem w miejscu mózgu, będą głosować na różne pisy. A pisy uwalą walczące o miejsce na „rynku” telewizje. CBDO.
4. Ale ta krótkowzroczna strategia „rynkowa” to nie jest wyłącznie wina niezbyt lotnych menedżerów. Główną odpowiedzialność ponosisz ty, Czytelniku, kiedy stajesz się telewidzem.
Nawet w ciągu ostatniej dekady w coraz szybszej podróży telewizji komercyjnych w kierunku ścieku, powstało kilka znakomitych, wartościowych inicjatyw programowych. Ich autorzy naiwnie sądzili, że macie już dosyć tych śmieciowych i przynajmniej część z was doceni wysiłki zdolnych i zaangażowanych twórców.
Ha! Czyż D.O. musi pisać, jak się te wszystkie eksperymenty z programami wysokiej jakości skończyły?
5. Gadzinówki z pewnością już poinformowały P.T. Czytelników, że to wszystko wina Tuska. No, trochę tak. D.O. miał okazję osobiście upominać się u ówczesnego premiera, tego samego, który zwołał na niedzielny wieczór manifestację solidarności z TVN-em w Warszawie, o reformę prawa prasowego w Polsce. Żeby poziom nie musiał się staczać.
Ale premier nie uznał tego za istotny postulat, a i kilkoro dziennikarzy, w tym jeden z mówców z niedzielnego wiecu, mówiło, że nie warto, „bo już kiedyś państwo się wtrącało w media, a teraz ma rządzić wolny rynek”. No i rządzi.
6. Ale nie łudź się, drogi Czytelniku. Szajka się nie cofnie, bo gdy się cofnie – zginie, zgnije w więzieniach. Szajka odizolowała Polskę od cywilizowanego świata, tak, jak odizolowani od normalnych ludzi byli od dziecka bracia Kaczyńscy. Pozbawiła Polaków lawiny unijnych pieniędzy, byle nie zrobić kroku wstecz w swoim szaleńczym planie poddania Polski Putinowi. Pozbawiła ją broni, od helikopterów i marynarki wojennej poczynając. Nie dopuściła do powstania ujednoliconego systemu kontroli pola walki. Pozbawiła Polskę parasola ochronnego Stanów Zjednoczonych, gwaranta jej niepodległości. Zdewastowała gospodarkę, rozkręciła inflację. Coraz hojniej wynagradza i coraz silniej uzbraja swoich siepaczy. TVN to drobna przeszkoda, w porównaniu z UE czy USA, nie zawaha się jej usunąć.
7. D.O. ma drugą ojczyznę i, psiakość, też zazwyczaj nie poprawia mu ona nastroju. Ale poprawiła, bo Włochy zostały „krajem roku” „Economista”, a pani Ursula von der Leyen rozpływała się w pochwałach (https://www.repubblica.it/…/von_der_leyen_economia…/…): „Gospodarka rośnie jak nigdy dotąd”. O covidzie: „Tu skutecznie zarządza się pandemią: ponad 80% dzieci jest zaszczepionych”.
Widzisz, P.T. Czytelniku, co to znaczy mieć poważną i kompetentna osobę na stanowisku premiera? Mario Draghi, były szef Europejskiego Banku Centralnego wyciąga Italię z totalnego chaosuwywołanego przez różnych populistów z lewa i prawa.
No, tak zupełnie cacy-cacy to nie jest i we Włoszech, oj nie. Ale D.O. współczuje wielu Kolegom – dziennikarzom: musi im być strasznie głupio, kiedy wspominają jakie bzdury pisali przed rokiem wyśmiewając się z włoskiego zarządzania pandemią, jakże pełni byli krytyk, z jakimż trącającym o debilizm prostactwem pławili się w powielaniu od dawna nieprawdziwych stereotypów!
Nawet Herr Joachim Sauer porzucił uniwersytet niemiecki dla włoskiego, „bo tam jest wyższy poziom”. Kim jest Herr Sauer? Jak to: nie wiecie? Mąż Angeli Merkel! Która pewnie do męża dołączy, bo po włosku od dawna potrafi się dogadać, zważywszy, że spędza wakacje na Ischii już od dobrych 20 lat.
8. „Liczba kobiet bitych, maltretowanych w domu, nawet przez mężów, jest ogromna. Problem dla mnie jest prawie szatański” – powiedział papież Franciszek. Powiedział to w telewizji Berlusconiego, w Canale 5, w programie „Franciszek i niewidzialni – Papież spotyka ostatniego”. To dosłowne tłumaczenie, po polsku ów „ostatni” ma inny wydźwięk. A tu chodzi o „maluczkich”, tych co to „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25,40).
Franciszek rozmawiał z czterema „maluczkimi” Giovanną, ofiarą przemocy domowej, która podczas pandemii została bez pracy i domu. Z bezdomną Marią, która przez lata mieszkała na ulicy, zanim została przyjęta do Palazzo Miglior, watykańskiego przytułku prowadzonego przez Wspólnotę Sant’Egidio. Z Pierdonato, więźniem skazanym na dożywocie, który dzięki nauce i modlitwie zrozumiał swoje błędy. I z Maristellą, 18-letnią harcerką, reprezentującą wszystkich, którzy poczuli się opuszczeni z powodu lockdownu i stracili kontakt z przyjaciółmi i kolegami ze szkoły.
Kiedy Giovanna pyta go: „Jak możemy odzyskać naszą godność?”, Franciszek mówi, że „liczba kobiet bitych, maltretowanych w domu, nawet przez mężów, jest tak wielka”. „Problem, jak mówi, jest dla mnie niemal szatański”. „To upokarzające, bardzo upokarzające. To upokarzające, gdy ojciec czy matka bije dziecko w twarz, to bardzo upokarzające i zawsze to mówię». Dlaczego? Bo godność to twarz”.
Papież mówi też o ludziach mających kłopoty finansowe. „Są też tacy, którzy pukają do ich drzwi, oferując pożyczkę pieniędzy, lichwiarze. Biedny, potrzebujący, wpada w ręce lichwiarzy i wszystko traci, bo oni nie przebaczają. To okrucieństwo nad okrucieństwem. To jest przestępstwo, które karmi tę ‘kulturę odrzucenia’, która dotyka biednych i potrzebujących”.
Howk.
Z tym, że howk w różnych językach, ale nie po polsku: redakcja polska „Vatican News” nie uznała tego wystąpienia papieża za istotne i nie zamieściła.
Pies drapał redakcję: ty, Czytelniku, nie zapominaj o maluczkich!
9. Chilijczycy mieli do wyboru między dżumą a cholerą i wybrali cholerę. José Antonio Kast jest odwalonym prawicowcem, Gabriel Borić jest lewicowym ekstremistą. Chilijczycy wybrali Borića. Obaj mieli zdumiewająco proste recepty na chilijskie bolączki, proste recepty Borića okazały się bardziej przekonujące. Chwilę po ogłoszeniu, że dostał 56% głosów zapowiedział, że zniesie „przywileje nielicznych”. To mniej więcej tak, jak Świrek Żoliborski, który, gdy pierwszy raz dorwał się do władzy obiecał zrujnować trzech najbogatszych Polaków. A rujnowanie najbogatszych to – wiadomo – najkrótsza droga do krainy wiecznej szczęśliwości.
Inną drogą do tej krainy jest „antysyjonizm”, którym señor presidente Borić się szczyci, a „antysyjonizm” to nic innego, jak antysemityzm.
Acha: Chile to kraj zaskakująco podobny do Polski: dwa razy od niej większy i dwa razy mniej ludny, ma zbliżone PKB i zajmuje miejsce tuż obok Polski w różnych klasyfikacjach rozwojowych.
10. W „spacyfikowanym” przez bratnią partię komunistyczną i oddemokratyzowanym naprędce Hongkongu odbyły się „wybory”. Można było w nich wybierać wyłącznie kandydatów, którzy „wykazali się patriotyzmem” (dla bratnich partii patriotyzm jest jak maczuga, którą wolno rozbijać głowy komukolwiek, bo, jak wiadomo, dla „patriotyzmu” nie ma limitów i zawsze znajdzie się ktoś „bardziej patriotyczny od ciebie, patrioto). Przy czym pod pojęciem patriotyzmu” w bratnich Chinach (którym lokator Pałacu Namiestnikowskiego chciał oddać dwa polskie powiaty, ale nie skorzystały) rozumie się dokładnie to samo, co w pisowskiej Polsce: lojalność wobec rządzącej szajki (https://www.theguardian.com/…/police-deployed-at…).
Nie było kandydatów demokratycznych: większość przywódców i działaczy siedzi w więzieniu, uciekła za granicę lub czeka na proces.
Ponieważ prawie nikt nie poszedł do urn, władze zaczęły apelować, by jednak iść. Używając słabo zawoalowanych pogróżek. Ale w głębokim PRL było takie powiedzenie, które jest dziś aktualne w Hongkongu: „sami sobie wystawiliście kandydatów, sami sobie na nich głosujcie”.
D.O. by napisał, czego się boi, ale sami wiecie, czego, bo się boicie tego samego, choćby podświadomie.
11. Na świecie jest niespełna 30 milionów Sikhów i odkąd ich religia powstała w XV wieku w hinduskim wówczas, a dziś pakistańskim Pendżabie, wzbudzała spore zainteresowanie. D.O zainteresował się nią prze laty, kiedy wyczytał, że wg Sikhów Boga można czcić wyłącznie w sercu, że zakazana jest wszelka liturgia, a jeszcze bardziej zakazani są jacykolwiek kapłani i pobieranie jakiegokolwiek wynagrodzenia, związanego z religią. Oczywiście racjonalista może mieć Sikhom za złe ten niedotykalski turban, którego wiernemu nigdy nie wolno zdjąć publicznie, jak i to, co się nigdy nieobcinanego pod turbanem kryje. No, ale racjonalista miewa jeszcze gwałtowniejsze uczucia w Mea Shearim, czy innych dzielnicach, zamieszkanych przez ortodoksyjnych Żydów, czy w takiej np. Fatimie, gdzie ostatnie kilkaset metrów do sanktuarium należy przejść na krwawiących od pocierania o beton kolanach i gdzie wrzuca się do wiecznego ognia woskowe figurki organów do uleczenia, albo całych dzieci, już to do posiadania, już do uzdrowienia.
Może z pewnym politowaniem patrzeć na Guru Granth Sahib, świętą Księgę sikhizmu, „panią Księgę”, która jest traktowana, jak żywy człowiek i nie czytana, tylko odśpiewywana. No, ale racjonalista z podobnym politowaniem potraktuje święte Księgi religii monoteistycznych, pełne tak nieprawdopodobnych opowieści, że, gdyby nie były święte, to przez nikogo nie traktowane byłyby poważnie.
No i w niedzielę, nieznany mężczyzna wtargnął podczas wieczornej modlitwy do „Złotej Świątyni” Sikhów w Amritsarze (patrz zdjęcia poniżej), chwycił ceremonialny miecz umieszczony obok księgi i zamachnął się, by ją zniszczyć, ale został powstrzymany przez strażników i wiernych, a następnie pobity na śmierć (https://www.bbc.com/news/world-asia-india-59715937).
Hinduiści nie znoszą Sikhów, uznając ich za odszczepieńców, którzy wymieszali „prawowite” doktryny hinduizmu z islamem.
Złota Świątynia była wielokrotnie niszczona, już to przez muzułmanów z Północy, już przez Afgańczyków, a ostatnie wielkie wokół niej zamieszki miały miejsce w r. 1984, kiedy to pani Indira Gandhi wysłała wojsko, by opanowało Świątynię. Zginęło wielu jej obrońców, a w zemście za to musiała zginąć i sama pani Indira Gandhi. Potem hinduiści urządzili pogromy mniejszościom sikhijskim w całym kraju. A potem były już tylko incydenty, takie, jak ten niedzielny.
Nb., jak pisze BBC, „Niecałe 24 godziny później Sikhowie pobili innego mężczyznę, oskarżając go o świętokradztwo po tym, jak miał próbować usunąć sikhijską flagę ze świątyni w Kapurthali, również w stanie Pendżab. Indyjskie media donoszą, że policja początkowo zabrała mężczyznę do aresztu, ale miejscowi starli się z policją i ostatecznie zabili mężczyznę.
Jacek Pałasiński