Eugeniusz Noworyta: Wymiana ambasadorów4 min czytania


14.03.2024

To dzisiaj gorący temat po tym, jak minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski ujawnił zamiar odwołania 50 ambasadorów mianowanych przez poprzednią władzę. Sprawa pozornie nieistotna w stosunku do dokonywanych obecnie zmian, ma jednak znaczące implikacje polityczne i ustrojowe.

W publicznym sporze, jaki rozgorzał po wypowiedzi ministra, do walki przystąpili dopiero co pogodzeni wspólną wizytą w Waszyngtonie matadorzy: prezydent i premier naszego znękanego partyjnymi kłótniami kraju. Obaj powołali się przy tym na swoje konstytucyjne uprawnienia: że Rada Ministrów sprawuje kierownictwo w dziedzinie stosunków z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi, a z kolei to prezydent mianuje i odwołuje stamtąd przedstawicieli Rzeczypospolitej.

Wśród przyczyn odwołania dyplomatów prezydent daje do zrozumienia, że nie uznaje za taką zmiany rządu i domaga się podania konkretnych powodów np. błędów czy zaniedbań w ich pracy, które by uzasadniały takie decyzje. Do tego, wskutek wyciągnięcia sporu na forum publiczne i żywe zainteresowanie mediów tematem, dochodzi do pewnie nie intencjonalnych przekłamań i dezinformacji. Tak np. przytaczana jest (rzekoma?) wypowiedź premiera ostrzegająca prezydenta, że w razie braku jego współpracy, ambasadorzy zostaną przywołani do kraju, a placówkami zagranicznymi, do czasu zmiany stanowiska obecnej głowy państwa, będą kierować ambasadorzy jako charge d’affaires. Lub do czasu wyboru nowego szefa państwa, co – jak wiadomo – nastąpi za półtora roku. Ta wypowiedź, podtrzymywana w różnych odcieniach przez przedstawicieli ministerstwa spraw zagranicznych, sugeruje, że tak czy inaczej zachowanie prezydenta pozbawione jest większego znaczenia, bowiem w stosunkach zewnętrznych Polski nie spowoduje to uszczerbku dla interesów państwa.

Sprawa nie jest jednak tak oczywista. Charge d’affaires ad interim ( bo o takiego urzędnika chodzi ), czyli pełniący obowiązki w czasie nieobecności ( z różnych powodów ) ambasadora, nie jest ambasadorem w rozumieniu przedstawiciela głowy państwa wysyłającego w państwie przyjmującym, lecz tylko dyplomatą niższej od ambasadora rangi, kierującym podczas jego nieobecności pracą zagranicznej placówki. Nie pozostaje to bez konsekwencji dla możliwości jej działania, dostępu do decyzyjnych ośrodków władzy w kraju przyjmującym, pozyskiwaniu informacji itd. Tym bardziej, jeśli nieobecność ambasadora się przedłuża ( a tutaj chodzi o perspektywę półtorarocznej absencji ). Nie sposób nie zauważyć, że taka sytuacja, będąca następstwem wewnętrznych polskich swarów, pogorszy wizerunek kraju i utrudni załatwianie istotnych spraw, zwłaszcza, że chodzi o zakrojoną na szeroką skalę operację, obejmującą, pewnie z niewielkimi wyjątkami, całą sieć polskich placówek za granicą. Dla pełni obrazu należy też uwzględnić ujawniony zamiar wycofania kilkunastu przesłanych do akceptacji kandydatur na ambasadorów, chociaż nie wiadomo, czy chodzi o kandydatury przesłane do akceptacji prezydenta, czy już, skierowane poufną drogą wystąpienia o wstępną zgodę – agrement państw przyjmujących, co, dodatkowo, zwiększałoby zasięg kadrowej wymiany i pogłębiało wrażenie głębokiego, wewnętrznego konfliktu. A to nie buduje międzynarodowej pozycji kraju.

Sprawa dotyka też kwestii ustrojowych, bowiem każe się zastanowić nad funkcjonalnością obowiązujących w Polsce rozwiązań konstytucyjnych. Z trzech potencjalnych rozwiązań: rządów prezydenckich, czy parlamentarnych, wybrano to trzecie, czyli system mieszany, z władzą wykonawczą podzieloną między radą ministrów i prezydentem, ze wszystkimi tego konsekwencjami, widocznymi szczególnie w okresach kohabitacji dwóch najważniejszych ( faktycznie ) funkcjonariuszy państwa, wywodzących się z różnych ( a w skrajnym przypadku, ostro zantagonizowanych, jak u nas ) obozów politycznych. Pamiętam, że w debatach poprzedzających uchwalenie konstytucji, nasz mentor, nieodżałowany założyciel Studia Opinii, Stefan Bratkowski opowiadał się za ustrojem prezydenckim dostrzegając zapewne ryzyka dysfunkcji wynikające z rozproszenia władzy wykonawczej. Przeważyły jednak obawy przed nadmierną jej koncentracją w jednych rękach. W przypadku przeżywanej obecnie, niewątpliwie szkodliwej dla interesów państwa walki o ambasadorów, pozytywnym wzorem postępowania w dyplomacji może być praktyka stosowana w USA, państwie o prezydenckim systemie, gdzie po wyborach wszyscy ambasadorzy składają rezygnację na ręce wybranego prezydenta, a ten podejmuje decyzje o tym, z kogo zrezygnować, a kogo utrzymać na stanowisku. Trochę tak, jak w przypadku decyzji papieża w stosunku do osiągających wiek emerytalny biskupów. Taka procedura chroni państwa przed gorszącymi spektaklami i uszczerbkiem dla pozycji w świecie, a bezpośrednio zainteresowanym oszczędza traumy związanej z niespodziewaną utratą stanowiska.

Póki co, miejmy nadzieję, że zgodnie z zapisem polskiej Konstytucji, prezydent w zakresie polityki zagranicznej, a w tym się mieści obsada placówek dyplomatycznych, będzie współdziałał z premierem i ministrem spraw zagranicznych i nie będzie utrudniał prowadzenia polityki zagranicznej nowemu rządowi.

Eugeniusz Noworyta

Dyplomata, b. stały przedstawiciel Polski w ONZ, b. ambasador w krajach Ameryki Płd.

Więcej: Wikipedia

 

5 komentarzy

  1. slawek 14.03.2024
    • Eugeniusz 15.03.2024
      • slawek 16.03.2024
  2. j.Luk 14.03.2024
    • slawek 16.03.2024