11.09.2022
W wyniku wojny o Ukrainę Europa – a w jakimś stopniu także cały świat – postawione zostały przed wyzwaniem kolejnego kryzysu energetycznego. Kolejnego gdyż pierwszy kryzys energetyczny (wtedy nazywany naftowym) świat przeżywał już w początkach lat 70. XX w. Między oboma tymi kryzysami istnieje bardzo wiele podobieństw, które pozwalają, by w walce z obecnym kryzysem skorzystać z nauk i doświadczeń lat 70.
Oba kryzysy energetyczne łączy to, że ich źródłem nie są obiektywne czynniki o charakterze naturalnym czy ekonomicznym, lecz sytuacja polityczna. Ani wtedy, ani dziś nie natrafiliśmy bowiem na naturalne bariery podażowe w postaci wyczerpywania się naturalnych zasobów energetycznych, lub zdolności ich wydobycia i przetwarzania. Natomiast źródłem kryzysu są ograniczenia w dostępności i związany z nimi wzrost cen surowców energetycznych. W latach 70. był on związany z motywowanymi politycznie decyzjami państw OPEC, zaś obecnie jest konsekwencją politycznych ograniczeń (sankcji) nałożonych na import surowców energetycznych z Rosji.
W obu przypadkach ograniczenie dostępności i wzrost cen surowców energetycznych rodzi podobne konsekwencje. Najpierw staje się więc źródłem inflacji o charakterze kosztowym, a następnie może się przekształcić w hamulec wzrostu gospodarczego i doprowadzić do stagflacji.
Jak sobie radzić s tą sytuacją ?
Na krótką metę, oczywistym działaniem, zarówno wtedy, jak i dziś, wydaje się zrekompensowanie – dotkniętym wzrostem cen energii – poniesionych przez nich kosztów. To wprawdzie łagodzi bieżące społeczne i gospodarcze konsekwencje kryzysu, lecz nie prowadzi do ograniczenia popytu na energię a tym samym podtrzymuje tendencję do wzrostu jej ceny i nakręca spiralę inflacyjną.
Wobec politycznych i ograniczonych (w latach 70. do państw OPEC a dziś do Rosji) ograniczeń podażowych, drugim oczywistym sposobem walki z kryzysem wydaje się zwiększenie możliwości podażowych poprzez sięgnięcie do konkurencyjnych „zewnętrznych” źródeł zaopatrzenia w surowce energetyczne. To oznacza jednak korzystanie z mniej wydajnych i droższych surowców a tym samym również podtrzymuje tendencję do wzrostu ich cen, dodatkowo wzmacnianą przez monopolistyczną pozycję nowych dostawców. Przy tym choć pozwala to załatać dziury (tj. zmniejszyć ograniczenia podażowe) w krótkim okresie, jednak nie eliminuje to groźby, że także nowi dostawcy będą chcieli w przyszłości politycznie wykorzystać uzyskaną w ten sposób pozycję monopolistyczną i, że wywołają w ten sposób kolejny kryzys energetyczny.
Wreszcie trzecim sposobem krótkookresowego przeciwdziałania skutkom kryzysu energetycznego jest wprowadzanie różnorodnych (w szczególności prawnych i administracyjnych) ograniczeń na zużycie energii. W latach 70. były to np. ograniczenia maksymalnej prędkości jazdy na drogach. Zaś obecnie Komisja Europejska zaproponowała plan łagodzenia kryzysu energetycznego zawierający inteligentne oszczędzanie energii elektrycznej oraz obowiązkowy cel ograniczenia zużycia energii elektrycznej w godzinach szczytu. W poszczególnych krajach mogą być także stosowane takie narzędzia jak: planowe wyłączenia prądu (zapomniane już przez nas stopnie zasilania), ograniczenia w iluminacji i oświetleniu publicznym, zalecenia dotyczące obniżenia temperatury w ogrzewaniu miejsc publicznych itp. Zaletą wszystkich tych sposobów oszczędzania energii jest to, że zmniejszając popyt ograniczają one presję na wzrost cen. Natomiast główną wadą jest ich negatywny wpływ na aktywność gospodarczą (np. przy okresowych wyłączeniach energochłonnych gałęzi przemysłu) i na poziom dobrostanu społeczeństwa (np. przy ograniczeniu oświetlenia miejsc publicznych czy obniżeniu temperatury ogrzewania mieszkań). W rezultacie, przy swoich zaletach, oszczędzanie energii na podstawie ograniczeń prawno-administracyjnych jest traktowane jedynie jako rozwiązanie przejściowe; łagodzące, lecz nie rozwiązujące problemów związanych z kryzysem energetycznym.
Przykład kryzysu naftowego z lat 70. pokazuje, że względnie trwałe rozwiązanie wymaga dłuższego czasu i musi być oparte o technologiczne i strukturalne zmiany w gospodarce. Wtedy polegały one na takich działaniach jak: konstrukcyjne ograniczeniu zużycia paliwa przez samochody czy na postawieniu nacisku na konstrukcję energooszczędnego sprzętu gospodarstwa domowego lub technologii oświetleniowych. Efekty tych przemian strukturalnych ujawniły się jednak w pełni dopiero po dziesiątkach lat. Także wobec obecnego kryzysu energetycznego długookresowym kierunkiem działania musi być przeprowadzenie w gospodarce zmian technologicznych i strukturalnych, które pozwolą na ograniczenie jej zapotrzebowanie na energię. Należy się jednak obawiać, że także dzisiaj przemiany technologiczne i strukturalne dostosowujące nasze gospodarki do sytuacji wywołanej kryzysem energetycznym zajmą nam kilka dziesięcioleci.
Przy wysokiej efektywności i skuteczności oszczędzania energii musimy sobie jednak zdawać sprawę, że cały wielowiekowy rozwój ludzkości w sensie technologicznym opierał się o zwiększone wykorzystanie energii, wynikające z sięgania do nowych – coraz bardziej wydajnych – jej źródeł. Począwszy od korzystania jedynie z energii własnych mięśni, poprzez wykorzystanie pracy zwierząt oraz energii wiatru i wody aż do pochodzącej z przetworzenia naturalnych surowców energetycznych energii pary i elektryczności a współcześnie coraz częściej energii atomowej. Oznacza to, że jeśli nie chcemy doprowadzić do zahamowania rozwoju ludzkości, to (mimo wysiłków oszczędnościowych) musimy liczyć się ze stale rosnącym zapotrzebowaniem na energię. Jak zatem je zaspokoić, nie doprowadzając zarazem do kolejnych kryzysów energetycznych?
Jeśli źródłem dotychczasowych kryzysów były próby politycznego wykorzystania monopolistycznej pozycji krajów posiadających zasoby naturalnych surowców energetycznych, to jedynymi długookresowymi sposobami zabezpieczenia się przed nimi może być albo poddanie tych zasobów międzynarodowej kontroli, uniemożliwiającej wykorzystywanie ich jako narzędzia walki politycznej, albo oparcie polityki energetycznej o rozproszone, powszechnie dostępne i niedające się zawłaszczyć źródła energii. Pierwsze z tych rozwiązań, w naszym podzielonym i targanym sprzecznościami „globalnym nieporządku”, pewno jeszcze długo pozostanie jedynie zupełnie nierealną wizją science- i political-fiction. Natomiast drugie wydaje się znacznie bardziej realne. Tym bardziej że przemawiają za nim także argumenty związane z zagrożeniem stwarzanym przez kryzys klimatyczny.
Wobec groźby globalnego ocieplenia i jego katastrofalnych następstw ludzkość rozpoczęła bowiem proces odchodzenia od korzystania z naturalnych surowców energetycznych, przyczyniających się do powstawania gazów cieplarnianych i będących źródłem zmian klimatycznych. W ich miejsce dzięki wysiłkowi naukowemu i technologicznemu coraz efektywniej zaczynamy wykorzystywać tzw. czyste technologie, w przeważającej mierze oparte o takie powszechnie dostępne źródła energii jak: energia słoneczna, wiatrowa, a także (choć budząca różnorakie wątpliwości) atomowa. O ile jednak przestawienie się ludzkości na odnawialne i czyste technologie energetyczne wydaje się – ze względu na zagrożenie klimatyczne – niepodważalną koniecznością, o tyle ze względu na możliwość uniknięcie przyszłych kryzysów energetycznych rzecz jest już bardziej dyskusyjna.
Nawet energia słoneczna i wiatrowa, (nie mówiąc o opartej o wykorzystanie nierówno rozmieszczonych w świecie złóż uranu – energii atomowej) nie będzie w przyszłości równie dostępna we wszystkich krajach i na wszystkich szerokościach geograficznych. Zapewne kraje o dużym i trwałym nasłonecznieniu czy silnych wiatrach będą mogły produkować nadwyżki energii eksportowane do krajów o dużym zapotrzebowaniu energetycznym a mniejszym poziomie nasłonecznienia, czy możliwości korzystania z energii wiatrowej. Tym samym to one mogą w przyszłości uzyskać narzędzie swoistego „szantażu energetycznego”
Jak się wydaje jedynym sposobem zabezpieczenia się przed taką sytuacją (do czasu powstania „ogólnoświatowego ministerstwa energii”) jest zdecentralizowane i rozproszone rozwijanie narodowych źródeł energii odnawialnej oraz na tyle silne zróżnicowanie zewnętrznych źródeł zaopatrzenia w energię, by uniezależnić się od każdego z jej przyszłych „monopolistów”.
Janusz J. Tomidajewicz
Em. profesor ekonomii na UEP i w Uniwersytecie Zielonogórskim.
Założyciel Unii Pracy i wieloletni członek jej władz krajowych i regionalnych.
Tym razem Andrzej Koraszewski miał kłopot z komentowaniem, więc w jego imieniu:
Święta prawda, kryzys energetyczny 1973 roku stał się katalizatorem przemian politycznych i gospodarczych. Decyzja państw OPEC związana była z izraelskim zwycięstwem nad Egiptem i Syrią w 1968 roku i próbą wywarcia nacisku na kraje zachodnie. Głównym aktorem była wówczas Arabia Saudyjska, ale ZSRR też maczał w tym palce. Dramatyczny wzrost cen ropy naftowej okazał się katalizatorem zmian. Ujawnił coś, co niektórzy dostrzegali już wcześniej. Zachód finansował ciągły wzrost płac i wzrost nakładów na politykę społeczną głównie zyskami z eksportu towarów technicznych. Nie zwracano uwagi na fakt, że podobne towary przy niższych kosztach produkują już inne kraje (głównie tzw. azjatyckie tygrysy). Panowało przekonanie, że produkcja z tych krajów nie jest w stanie dorównać jakości towarów zachodnich. Gwałtowny wzrost kosztów produkcji niemal z dnia na dzień wydobył na światło dzienne konkurencyjność towarów japońskich, koreańskich, tajwańskich. Walka o obniżenie kosztów produkcji wymagała zmian kierunku produkcji (np. przedstawienia się na samochody małolitrażowe), automatyzacji i redukcji zatrudnienia, obniżek płac. Na to wszystko nie było przyzwolenia związków zawodowych ani społeczeństwa, ani gotowości polityków. Dopiero masowe bankructwa wywróciły scenę polityczną. Efektem było pojawienie się w Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher i Ronalda Reagana w USA. Wymagało to zmiany wcześniejszej myśli politycznej, która przez dziesięciolecia była tak skuteczna. Zachód przestał być niekwestionowanym hegemonem na polu produkcji towarów technicznie skomplikowanych i odzyskanie tej hegemonii nie było już możliwe. Kryzys energetyczny zaledwie wydobył na światło dzienne to, co i tak zbliżało się wielkimi krokami. Związki zawodowe zachowywały się często w sposób samobójczy, przyspieszając bankructwa przedsiębiorstw, większość ekonomistów nie bardzo rozumiała co się właściwie dzieje. (Kiedy Thatcher zapowiedziała swój program ponad 300 czołowych brytyjskich ekonomistów uznała go za absurdalny). A jednak thatcheryzm i reaganizm okazały się częściowo skuteczne. Gospodarka zachodnia odzyskała wigor, tracąc pełną dominację w przemyśle samochodowym, maszynowym, okrętowym, przenosząc część produkcji do krajów z tańszą siłą roboczą, rozbudowując usługi, robotyzację, elektronikę. Sukces pozwolił na stopniowy powrót w stare koleiny, stałego wzrostu wtórnie dzielonej części dochodu narodowego, biurokratyzacji, przerostów rządowych regulacji.
Obecny kryzys energetyczny jest ponownie sztuczny. Uzależnienie od Rosji, hamowanie wydobycia własnych dostępnych surowców, nie tylko brak strategii bezpieczeństwa energetycznego, ale często samobójcze wręcz ignorowanie energetycznego bezpieczeństwa. Efekty były widoczne od dłuższego czasu. Na długo przed rosyjską napaścią na Ukrainę widzieliśmy poważny wzrost cen energii we Francji (protesty żółtych kamizelek), w U.K. w Niemczech, (niektórzy podejrzewają, że to właśnie ośmieliło Putina do rzucenia Zachodowi rękawicy). Zima może się okazać najpoważniejszą próbą zdolności do radykalnej zmiany polityki. Ale za tym wszystkim kryje się coś więcej niż tylko uzależnienie od Rosji. Być może po raz kolejny zmiany w myśleniu o gospodarce będą wymagały poważnych zmian na arenie politycznej. Nadmierny zwrot w prawo może okazać się równie ponury, jak upieranie się przy starych koncepcjach. Nikt nie powiedział, że znów pojawi się jakaś Thatcher i Reagan. (Szczególnie, że gotowość uczciwej dyskusji o tym wszystkim jest niemal zerowa, a walka o stołki eliminuje rozsądek).