25.02.2023

Dziś mamy 25 lutego 2023 roku, rosyjska agresja na Ukrainę trwa.
Chciałbym się podzielić przede wszystkim kilkoma refleksjami – właśnie w związku z tym rokiem, który właśnie minął. Z całym rokiem intensywnych działań wojennych. Co najważniejsze, już na wstępie pragnę zaznaczyć, że ów miniony rok już zawsze będzie mi się kojarzyć z twarzami tych moich znajomych, którzy żyjąc na obczyźnie – w Niemczech – postanowili jednak powrócić do swego kraju i stanąć do walki w jego obronie. Nie musieli tego czynić, ale tak postanowili i swe postanowienie zrealizowali. Byli zwykłymi ludźmi – pijaliśmy wódkę, rozmawialiśmy i spotykaliśmy się na placach zabaw patrząc na nasze malutkie dzieci. Teraz nie ma już ich wśród nas, cała trójka, wszyscy polegli w walce. Nigdy o nich nie zapomnę.
Pamiętam doskonale, jak na mniej więcej tydzień przed wybuchem wojny opublikowałem tekst, w którym jasno i kategorycznie stwierdziłem, że do żadnej wojny nie dojdzie, gdyż nie wierzę, że Rosjanie mogą być aż tak głupi, by zaatakować Ukrainę. Nie byłem rzecz jasna żadnym ekspertem od przemian w ukraińskich siłach zbrojnych na przestrzeni lat po tragedii walk w Donbasie podczas pierwszej rosyjskiej agresji, ale wyczuwałem poważne zmiany w mentalności i podejściu Ukraińców do oczywistego zagrożenia. Wyczuwałem ich pragmatyzm i wolę przygotowania się do nieuniknionego. Byłem przekonany, że rosyjski wywiad powinien wysnuć podobne wnioski, ale wykazałem się naiwnością godną lat szczenięcych, zapominając, że właściwie na dworze moskiewskiego cara nie pisze się raportów opisujących rzeczywistość, lecz takie, które pasują treścią i smakiem do wizji autokraty. A to przecież bardzo stara i ugruntowana tradycja…
Marcin Jop jest historykiem wojskowości. Swoje analizy publikuje na Facebooku, skąd – za Jego zezwoleniem – tekst ten pobraliśmy. Oczekujcie na kolejne analizy!
Tej nocy, gdy wybuchła wojna byłem niespokojny i częściowo próbowałem zrzucać ów niepokój na toczącą mnie wówczas infekcję Covid, ale gdy dość późnym wieczorem moja Kochana Żona z troską zapytała się, czy może nie powinienem się już położyć spać, odparłem bez wahania – „Nie mogę Kochanie, tej nocy wybuchnie wojna”. I tak się stało. Gdy w mediach pojawiły się pierwsze informacje i pierwsze obrazy z właśnie rozpoczętych działań zbrojnych niepokój jeszcze wzrósł. Nie było to jednak owo podniecenie, które zwykło towarzyszyć mi podczas każdej podróży w nieznane. Nie był to ten rodzaj egzaltacji, który wywoływany jest impulsem szoku i niedowierzania wobec zastanej, wirującej rzeczywistości. Gdy tylko zobaczyłem pierwsze kadry filmów świadczące o oporze sił ukraińskich, natychmiast odprężyłem się i szeroko uśmiechnąłem. Dopiero wtedy obudziłem Żonę i powiedziałem jej – „Skarbie, wybuchła wojna. Rosjanie wkroczyli, ale wszędzie trwają walki. Ukraińcy chcą się bić!”.
To oczekiwanie na siłę ukraińskiej reakcji było niebywale traumatycznym przeżyciem. Mimo wszystko najbardziej paraliżowała mnie myśl, że oporu nie będzie, lub będzie słaby. To irracjonalne, rzecz jasna, ale dojmujące uczucie zmieniło się w niemalże euforię. Może się to wydać dziwne, ale sam fakt natychmiastowego stawienia twardego oporu dał mi jasną świadomość, że Rosja tej wojny wygrać nie może. Pamiętam, gdy obejrzałem krótki, trwający kilkadziesiąt sekund film, który dokumentował przemarsz rezerwistów wśród sypiącego śniegu. Po prostu szli w szerokiej i długiej kolumnie dźwigając broń i oporządzenie, a co pewien czas któryś z żołnierzy podnosił do góry smartfon, by nagrać krótki filmik dla bliskich. Ludzie ci, nie wyglądali na przerażonych – sprawiali wrażenie pewnych i spokojnych, sprawiali wrażenie takich żołnierzy, u boku których warto być w godzinie próby. Poczułem, że wojna ta będzie trudna, straszna i krwawa, ale Ukraina z całą pewnością obroni swą niepodległość i ta myśl nie opuszcza mnie aż dotąd. Serce zadrżało mi wielokrotnie. Wielokrotnie chamowato i obskurnie reagowałem na rzeczywistość, na którą nie miałem wpływu, ale w konsekwencji zawsze zachowywałem spokój i pewność, że to musi się dobrze skończyć. Zarówno wtedy, gdy trzeciego dnia wojny byłem świadkiem autentycznego chaosu w rejonie Kijowa, jak i znacznie później – już późną wiosną i latem – gdy Rosjanie patroszyli kolejne oddziały ukraińskie w rejonie Siewierodoniecka i Lisicziańska, wściekałem się i zżymałem. Nigdy jednak nie zwątpiłem w zdolności sił ukraińskich do odparcia wroga. I dziś także w to nie wątpię.

Obecna sytuacja militarna
Kreminna
Mimo rzucenia do walki w tym rejonie elementów aż pięciu wielkich jednostek (35 i 74 Samodzielne Gwardyjskie Brygady Strzelców Zmotoryzowanych, 6 Gwardyjska Dywizja Strzelców Zmotoryzowanych, 144 Dywizja Strzelców Zmotoryzowanych i 90 Gwardyjska Dywizja Pancerna), obok już walczących tam jednostek WDW, „separatystów” i mniejszych grup bojowych, Rosjanie nie są w stanie podyktować warunków na polu walki. Symptomatyczny jest fakt sporych strat wśród jednostek pancernych pozostawionych samych sobie przez wspierającą je piechotę. Kolejny raz ukraińska artyleria była w stanie odciąć nacierające czołgi od piechoty lawiną ognia i w konsekwencji duma rosyjskiej armii – czołgi T-90 – z łatwością padały łupem ukraińskich zespołów niszczycieli czołgów. W rejonie tym obecnie Rosjanie dysponują jednak sporymi rezerwami, więc należy się spodziewać w ciągu najbliższych godzin wznowienia prób zaczepnych operacji mających na celu odzyskanie inicjatywy. Oczywiście między bajki można włożyć rojenia rosyjskich propagandystów o „marszu na Łymań” – zarówno 95, jak i 25 Brygady Desantowe utrzymujące front po stronie ukraińskiej są w dobrej formie i w ostatnich dniach zostały poważnie wzmocnione przez szereg drobnych jednostek różnego przeznaczenia.
Bachmut – Soledar
Rosjanie na poważnie wznowili presję na siły ukraińskie operujące w tym rejonie. W efekcie siły kontrolowane przez dowództwo 20 Gwardyjskiej Dywizji strzelców Zmotoryzowanych może pochwalić się istotnymi sukcesami terenowymi. Łupem Rosjan padła Wierchiwka, a obecnie trwają walki o Jahidne, na północnych przedmieściach Bachmutu. Raczej jasne jest, że w ciągu najbliższych godzin Rosjanie opanują i tę ostatnią miejscowość. Mimo ograniczonych sukcesów ukraińskich kontrataków w rejonie Opytnego i Iwaniwskiego oraz podjęcia prób zaczepnych w rejonie Kurdiumiwki może zaistnieć konieczność ewakuacji Bachmutu. Właśnie z powodu sukcesów rosyjskich ataków w rejonie drogi M-03 na północ od miasta. Warto zaznaczyć, że obecnie dowództwo ukraińskie niechętnie angażuje swe kluczowe jednostki w walki w tym rejonie ograniczając się raczej do działań masami piechoty z oddziałów Obrony Terytorialnej, wspieranych przez artylerię z dyspozycji wyższego dowództwa.
Awdijewka
Ukraińskie 56 Brygada Strzelców Zmotoryzowanych i 110 Brygada Zmechanizowana zostały poddane silnej presji ze strony rzuconych tutaj przez rosyjskie dowództwo do ataku jednostek „separatystów”. O ile pozycje ukraińskie na północ od miasta zostały szybko wzmocnione przez elementy 3 Brygady Pancernej i utrzymane, to na południe od Awdijewki Rosjanie uzyskali pewne postępy i na chwilę obecną nie tylko zajęli Opytne, ale także wdarły się do Wodjane. Nie jest to jakiś wielki problem natury operacyjnej, gdyż jądro nukraińskich pozycji obronnych rozciąga się właściwie na północ od Wodjanego. Nie sądzę zatem, by lokalne wyższe dowództwo podjęło decyzję o użyciu pozostającej w rezerwie 59 Brygady Strzelców Zmotoryzowanych, by kontratakiem odzyskać utracone pozycje. Gra zdecydowanie nie jest warta świeczki, a przynajmniej nie w tym momencie.
Wuhłedar
Co najbardziej zadziwiające, Rosjanie nadal podejmowali próby operacji zaczepnych przeciw ukraińskiej 72 Brygadzie. W konsekwencji tychże prób ich zysk terenowy wyniósł okrągłe zero, a i dowództwo ukraińskie jakoś nie pali się do przerzutu większych sił na południowy kraniec frontu w Donbasie. Tak się jakoś utarło w Rosji, że niepowodzenia zwykło się maskować kolejnymi niepowodzeniami, więc raczej w najbliższych dniach nadal będziemy mieli do czynienia z rzucaniem kolejnych kompanii i plutonów o ukraińską ścianę.
Konkluzje:
– Rosjanie w ciągu minionych dni pracowicie rotowali jednostkami i starali się zaprowadzić jako taki porządek we własnym Orde de Bataille. Zdecydowanie górę w kremlowskich potyczkach górę biorą zatem ludzie Gierasimowa, który sam okazuje się niezgorszym fachowcem. Rosjanie jak dotąd niezliczoną ilość razy robili z myśli operacyjnej i taktyki ladacznicę, ale nie należy się spodziewać, że będzie tak i za tym podejściem. Gierasimow sprawia wrażenie pragmatyka i co szczególnie ważne – człowieka odpornego na impulsy politycznej i medialnej presji. Z całą pewnością nie będzie łatwo go pokonać, choć rzecz jasna nie wolno nam tracić z oczu czynnika najważniejszego, czyli woli kremlowskiego pana, który być może będzie tolerował Gierasimowa, a być może znudzi się jego ślimaczym tempem działania – nikt nie wie…
– Rosyjskie lotnictwo przy okazji intensywnych przegrupowań zmniejszyło swą aktywność bojową do zaledwie około stu wylotów bojowych dziennie. Uwaga – to najmniejsza odnotowana aktywność od początku inwazji. Czterokrotnie mniejsza od szczytu osiągniętego późna wiosną. Rzecz jasna kluczową sprawą jest tutaj konieczność dokonania remontów głównych wyeksploatowanych do granic samolotów, o czym informowałem z dużym wyprzedzeniem. Obecnie rosyjskie dowództwo stoi przed prawdziwym wyzwaniem w kwestii decyzji – posłać do walki hołubione, elitarne jednostki przeciw rozbudowanej i skutecznej ukraińskiej obronie przeciwlotniczej, czy może raczej odpuścić i odtworzyć choć częściowo jednostki dosiadające doskonale nam znanych Su-25? Tych stracono już około 30 sztuk, ale myślę, że strach przed utratą „najlepszych na świecie Su-34” z rak baterii przeciwlotniczych używających pocisków „Hawk” jest bardzo silną podnietą. Zupełnie podobnie jak lęk przed nowymi pociskami do zestawów HIMARS o zwiększonym zasięgu, co poskutkowało ewakuacją baz lotniczych na dystans przynajmniej 200 kilometrów od granic Ukrainy.
– W najbliższych godzinach i dniach powinniśmy się spodziewać wzmożenia rosyjskich nacisków na ukraińskie pozycje obronne. W żadnym wypadku starania rosyjskie nie mogą być traktowane jako element kluczowy, gdyż przyjęty przez nich sposób działania nie mieści się w ramach sztuki operacyjnej jaką poznałem. To nadal tylko gra na „alibi” naczelnego dowództwa, które nie mając innego pomysłu nadal pragnie kontynuować wojnę na wyczerpanie. Mimo alarmistycznych meldunków o braku gotowości do takowej ze strony Ukrainy, a zwłaszcza wspierającego ją Zachodu pozostaję spokojny i to niezachwianie. Przypominam Państwu, że zaledwie wczoraj, przekonaliśmy się jaki wpływ na wynik bitwy na Ukrainę może mieć garść systemów artyleryjskich posiadających amunicję o precyzji o jakiej nie śniło się rosyjskim soładatom. Wiem – zapasy wojenne Europy są niewielkie. Jednakowoż wspólnota Zachodu nie została złamana, więc kwestią czasu jest (jak zwykle) wzięcie góry przez tak zwany „arsenał demokracji”. Wkrótce sprawy potoczą się zdecydowanie lepiej i nie mówię tutaj o żadnej Wunderwaffe. Właściwie, to każdy nowoczesny system uzbrojenia z Zachodu jest dla Rosjan jak owa mityczna Wunderwaffe, więc czemu jednak tak tego nie nazywać?
Marcin Jop
