02.04.2023

Nasza rzeczywistość społeczno polityczna, która już dawno zmieniła się w niewysokich lotów karykaturę, co rusz stawia przed nami nowe wymagania. Każe nam np. zastanawiać się nad znaczeniem prostych — wydawałoby się — słów i zwrotów, poszukiwać definicji określeń, które – wydawałoby się — wyssaliśmy z mlekiem matek i nie musimy się w nie zagłębiać itd.
Za rządów obecnej ekipy sprawy skomplikowały się o tyle, że celem oszukania naiwnych (których jak się okazało, w naszym kraju nie brakuje) władza weszła w spółkę z tzw. Kościołem katolickim i razem postanowili żerować na ludzkich skłonnościach i kompleksach.
Napisałem tzw. Kościołem katolickim, ponieważ mam coraz większe wątpliwości, czy tę nazwę można rozumieć zgodnie ze znaczeniem słownikowym poszczególnych jej elementów, czy też jest to jedynie kolokwializm, którego sens zmienia się przy zastosowaniu rzetelnej wiedzy o języku, w tym przypadku polskim. W każdym razie codzienność dostarcza aż nazbyt wielu powodów do twierdzenia, że polski kościół ma coraz mniej wspólnego z rzymskim zarówno pod względem organizacyjnym, jak i teologicznym. Wielka schizma dzieje się na naszych oczach, choć nie zawsze to chcemy dostrzegać.
Ostatnio miało to związek z tzw. atakiem na św. Jana Pawła II, w której to sprawie zarówno Kościół, jak i jego wyznawcy zachowywali się co najmniej dziwnie. Z wypowiadanych słów wynikało np., że Jan Paweł II był ostatnim papieżem na piotrowym tronie. Benedykt i Franciszek to tylko jakieś zastępcze indywidua bezprawnie zajmujące stanowisko, które należało się wyłącznie Karolowi Wojtyle! Np. na żądanie prokuratury udostępnienia akt księdza pedofila, arcybiskup Gądecki odpowiedział odmownie. Nie wiem, czy w świetle konkordatu miał do tego prawo (w państwie prawa byłoby to co najmniej dziwne), ale wiem, że na wezwanie prokuratury pozytywnie odpowiedział Watykan.
Nie jedyny to przykład z ostatnich miesięcy, który pokazuje skrajnie odmienne stanowisko zajmowane przez stolicę rzymską i polski ePiSkopat.
Nawet w sprawie „ataku” na Jana Pawła stanowiska były bardzo odmienne.
W Polsce odbywa się parodia „obrony” Jana Pawła, a w jej czasie uczestnicy nie zdają sobie sprawy, że ośmieszają postać, której ponoć chcą bronić. Uchwała sejmu w tej sprawie to curiosum na skalę dotąd niespotykaną. Efekt jest mniej więcej taki, jak gdyby uchwała sejmu mogła np. nakazać mi uważać posła Terleckiego za pięknego, a Suskiego za mądrego.
Polityczne deklaracje oświadczające, że to „dzięki niemu Polska odzyskała niepodległość” są i nieprawdziwe i szkodliwe dla samej „bronionej” postaci. Nie od rzeczy byłoby np. zapytać przy tej okazji czy dzięki Janowi Pawłowi niepodległość odzyskała Bułgaria? Był to przecież dokładnie ten sam proces dziejowy, choć może nie było tego widać (i nie widać, jak się okazuje do dziś) z polskich zaścianków umysłowych.
Oczywiście, miał Jan Paweł i cały Kościół swój wkład w budowę tego procesu (mając w tym przecież swój własny niezaprzeczalny interes), ale przypisywanie mu całości zasługi jest zwyczajnym kłamstwem i podłością wobec ludzi, którzy ryzykowali własnym losem, a często i życiem walcząc o dzisiejszy świat.
Dziś odbywają się „marsze w obronie” świętego, których uczestnicy niekoniecznie zorientowani w niuansach sprawy uważają, że im więcej ich wyjdzie na ulice, tym szybciej „prawda” zwycięży. Jakieś niedoróbki polskiej sceny muzycznej korzystają z okazji, by się na nich pokazać i zyskać choćby jakieś drobne grono słuchaczy, ponieważ w normalny sposób nie są już w stanie tego zrobić.
Na dodatek urządzanie takiej parodii „obrony” w rocznicę śmierci jest co najmniej niestosowne i świadczy o braku kindersztuby.
Co ciekawe, wśród uczestników odbywanych tu i ówdzie marszów, z którymi udało się porozmawiać dziennikarzom, pojawia się stanowisko na pozór zdumiewające, jeśli chodzi o porządek prawny. Otóż uważają oni za zbrodnię (i są politycy w tym im wtórujący) powiedzenie czegokolwiek niepochlebnego pod adresem osoby ŚWIĘTEJ!
To znaczy jakiej?
Próba zgłębienia tematu w ulicznych rozmowach nie dała rezultatu. Święty to święty i samo pytanie o to powinno być zakazane!
Zwróćcie uwagę, jak wiele zakazów pojawia się w tym rejonie tematycznym aż po słynną „obrazę uczuć” będącą niczym innym jak parodią państwowego porządku prawnego. Prawo penalizujące temat, którego nie potrafi jednoznacznie zdefiniować, przestaje być prawem. Czym wówczas jest?
Polscy katolicy – o czym już parę razy pisałem – nie grzeszą jakąś szczególną wiedzą na temat własnej religii, której jednak są gotowi bronić bardzo stanowczo.
A szkoda, bo gdyby tak pogadać o twórcy chrześcijaństwa — św. Pawle, o św. Augustynie i paru innych, może spojrzeliby na problem świętości nieco inaczej. Może ktoś przypomniałby sobie historię z lat 60., kiedy to z listy świętych Watykan skreślił całkiem spore grono osób dotychczas za święte uznawanych pod różnymi zresztą pretekstami. Dotknęło to zresztą także mojego „patrona”, o czym nie omieszkał zawiadomić kabaret „Dudek”
Jeszcze bardziej zgłębiając temat bez trudu przekonalibyśmy się, że (co przecież oczywiste) w różnych czasach uznawano za święte osoby o różnych zaletach i zasługach. Czasem takie, o których dziś nikt by nie pomyślał, by je za święte uważać.
Na początku lat 20. XX w. poseł duński w Rosji donosił, że w jednym z prowincjonalnych miast imperium komendant rewolucyjny nakazał budowę pomnika … Judaszowi. Argumentował, że skoro zdradził Jezusa za pieniądze, to znaczy, że winne były … pieniądze. Judasz zaś jako ofiara dwóch tysięcy lat kapitalizmu zasługuje na pomnik. Pomnik powstał wprawdzie tylko na krótko, ale np. w części kościoła koptyjskiego Judasza do dziś uznaje się za świętego. Tak też (z odpowiednim, nawet logicznym uzasadnieniem) traktują go niektóre pisma gnostyckie.
Wszystko to jest tylko dowodem na to, że jeśli jakaś grupa uznaje kogoś za świętego, to w świetle świeckiej moralności i etyki jest to osoba, której nie można niczego zarzucać. Jeśli na dodatek zakaz ten jest wspierany przez prawo państwowe to mamy do czynienia z parodią praworządności, ponieważ nie da się precyzyjnie określić obszarów, które ów zakaz obejmuje. W normalnym państwie nie ma, a w każdym razie nie powinno być sytuacji, w której ktokolwiek jest chroniony przed prawem, a choćby tylko oceną, zasłoną w postaci „świętości”.
Wspomniany powyżej stosunek Polaków do Jana Pawła, wywyższanie go ponad wszystkich papieży (a zapewne i świętych) jest tylko wyrazem polskich kompleksów narodowych, których wciąż spora część społeczeństwa się nie wyzbyła pomimo wielkich osiągnięć w XXI wieku.
Psychologia zna i leczy takie zbiorowe kompleksy pod warunkiem jednak, że poniewierany przez nie osobnik chce się leczyć.
U nas na razie wszystko wskazuje, że idziemy dokładnie w odwrotnym kierunku.
Jerzy Łukaszewski

Co do problemów z tzw. Kościołem katolickim to je wyraziłem dość precyzyjnie w wydanej w 2015 książce Polak katolik? Której drugie wydanie pt Polak katolik po przejściach wydane w 2022. Pokazałem, ze nie jest to ani katolicki ani nawet religijny twór tylko polityczna instytucja będąca od czasu konkordatu zawartego pod dyktat Wojtyły w 1993 roku państwo w państwie o strukturze mafijnej. Od 2015 można się jedynie zastanawiać nad stopniem degrengolady rządzących i urzędującego kleru. Dzisiejsze parady tego paroksyzm wzajemnego korumpowania obu tych coraz bardziej wyalienowanych grup.
Święta racja, ale to co widzimy na co dzień dowodzi, że nigdy dość przypominania o tym.. Trudno zrozumieć, że tylu ludzi nie widzi tego co aż wali po oczach.
Część nie chce widzieć, bo czerpie z tego korzyści. Ta jest zainteresowana zamazywaniem prawdy.
A spora część się nie zastanawia. Żyje tak, jak było „od zawsze”. Być może coś by dostrzegła, gdyby miała okazje zobaczyć te „coś” z innej perspektywy.
Ale ta inna perspektywa nie przebija(ła?) się do świadomości, do głównego nurtu.
Raz, że byli „zamazywacze” z pierwszej grupy. A dwa zatroskani o dobre samopoczucie maluczkikich przedstawiciele inteligencji, którzy woleli prawdę wyciszać – czy to z odczuwanej wobec kościoła wdzięczności, czy z politycznej kalkulacji, czy z obawy.
W aspekcie reakcji na wezwania Franciszka do wiernych w ważnych sprawach społecznych, możemy uznać, że polski Kościół albo nie reaguje żadnym wzorcowym działaniem, albo stosuje bierną obstrukcję. Wystarczy przypomnieć dość już odległy w czasie apel o przyjmowanie uchodźców z Syrii w Parafiach. Do dzisiaj Ci uchodźcy giną na polsko-białoruskiej granicy. Jakąś „kościelną grupę inicjatywną” w Polsce to obchodzi?
JPII był nie wątpliwie pobożnym człowiekiem i taka samo-kreacja go absorbowała. Bohaterskich wzorców jednak u Niego bym nie szukał.
Papież Franciszek mówi, że w tamtych czasach wszystko było tuszowane. Rozumiem że nie zawiadamiano wymiaru sprawiedliwości, ale takiego księdza pedofila należało wyrzucić ze stanu kapłańskiego i zadać mu pokutę, a na pewno nie przenosić do innych parafii. Czyżby papieże i biskupi nie czytali Ewangelii, szczególnie tego fragmentu o krzywdzie wyrządzonej maluczkim? Interes Kościoła i jego prezentowanie się było i jest ważniejsze?
Judasz wykonywał tylko zadanie zaplanowane przez Boga. Gdyby nie wypełnił swej roli wg boskiego zamysłu nie byłoby ukrzyżowania, ewangelii ani chrześcijaństwa. Nie byłoby Chrystusa. Judasz zagrał swoją rolę wg scenariusza napisanego przez Szefa. Oczywiście, że jest święty – a że zagrał rolę czarnego charakteru i jego imię używane jest na określenie negatywnych postaci – za to winniśmy mu dodatkową wdzięczność.
Dokładnie tak ujmowali sprawę gnostycy. U nas konstrukcję pojęcia świętości zbudowano w ten sposób, że jakakolwiek uwaga krytyczna (włączając w to także krytykę w sensie naukowym) wobec”świętej” osoby jest nieomal przestępstwem. Jakoś nikt nie zwrócił uwagi, że takie wypaczanie obrazu „świętego” daje często efekt odwrotny od zamierzonego..
Tego typu spektakle wątpliwej jakości jak pisowscy posłowie w Sejmie z portetami papieża, broniący jego świętości uchwałą sejmową oraz dzisiejsze marsze w obronie świętości tegoż papieża są znakiem czasu. Z jednej strony sojuszu ołtarza z tronem, gdzie cyniczni politycy i ich równie cyniczni sojusznicy w postaci hierarchów krk i kleru manipulują ciemnym, pisowskim i szerzej polskim ludem. Polski lud, który popiera tego typu rzeczy, lub co gorsza bierze udział w takich demonstracjach czy marszach, jest nie tylko ciemny ale przez swoje zaślepienie oraz ignorancję staje się wspólnikiem tych cynicznych hipokrytów. Jeżeli ktoś tego nie rozumie to właśnie daje dowód bądź ciemnoty bądź cynizmu – nie wiadomo co bardziej szkodliwe.
Obrona Karola Wojtyły przed prawdą historyczną zawartą w dokumentach, oraz w relacjach wciąż żyjących świadków jest wprost działaniem na szkodę tegoż papieża. Świętość jeżeli jest prawdziwa obroni się sama, a głosowanie ciemnego, pisowskiego ludu nogami na demonstracjach w niczym tej świętości nie pomoże. Przeciwnie – grzanie tego tematu tylko umacnia pozostałych Polaków w przekonaniach zgoła odmiennych, że Karol Wojtyła nie tylko wiedział o zbrodniach krk, ale sam w nich uczestniczył w stopniu dużo większym niż miało to miejsce w rzeczywistości. Takie są niestety skutki wykorzystywania pamięci i kultu zmarłego papieża do celów politycznych. Więcej uchwał pisowskich i więcej takich marszy a desakralizacja postaci Karola Wojtyły dokona się dużo szybciej i bardziej radykalnie niż spodziewają się maszerujący.
x
Słusznie Pan Jerzy zwrócił uwagę, że „urządzanie takiej parodii „obrony” w rocznicę śmierci jest co najmniej niestosowne i świadczy o braku kindersztuby”. Rocznica śmierci jest zdecydowanie okazją do zadumy, refleksji, a nie urządzania hucpy o charakterze festynów ludowych, gdzie pisowski lud pije wódkę zawodząco fałszując pieśni religijne, a pożal się boże artyści spiewają swoje kawałki zupełnie nie przystające do okoliczności.
Przy okazji wspominam pierwszą rocznicę śmierci JP II, w niedzielę 2 kwietnia 2006 roku. Pracowałem wtedy w Toruniu i specjalnie po południu przyjechałem z Łodzi na bardzo ważne spotkanie zarządu mojej firmy. Po naradzie spontanicznie wszyscy uczestnicy spotkania około godziny 20.30 udali się na starówkę toruńską, gdzie wokół zabytkowych kościołów gromadzili się ludzie od godziny co najmniej 19-tej, zapalając świeczki, znicze, lampki i w milczeniu starając się uczcić pamięć po zmarłym. Wtedy jeszcze Karol Wojtyła nie był ogłoszony świętym, a gromadzący się ludzie byli połączeni wspólnym wspomnieniem, zadumą, refleksją i dobrą pamięcią o zmarłym. Nie przypominam sobie jakichkolwiek incydentów, wybryków czy nie daj boże festynów, ani występów artystycznych. Wśród zgromadzonych byli ludzie różnych wyznań, światopoglądów i orientacji, którzy spontanicznie postanowili wziąć udział w swoistym hołdzie dla zmarłego. Zarząd mojej firmy składał się z pięciu osób z czego zaledwie jedna była czynnym katolikiem, a pozostali byli bądź agnostykami bądź ateistami. Kilkunastoosobowe grono doradców i kadry kierowniczej nam towarzyszących proporcjonalnie zawierało podobny skład orientacji światopoglądowej. Tamtej uroczystości, w której nikt nikogo nie namawiał do uczestnictwa towarzyszył nastrój życzliwości i empatii, nie tylko między nami ale także w stosunku do dość dużych tłumów gromadzących się wokół kościołów toruńskich. Ta uroczystość, miała charakter naturalny, spontaniczny i symboliczny, kończący obecny w naszej kulturze tradycyjny, roczny okres żałoby po kimś kogo uczestnicy wspominali jako osobę dla nich bliską lub ważną. W moim odbiorze to był ostatni raz kiedy pamięć o zmarłym papieżu łączyła Polaków utrwalając poczucie wspólnoty oraz wspólnej straty kogoś dla nas ważnego. Od tamtej pory z roku na rok postać Karola Wojtyły była coraz bardziej wykorzystywana instrumentalnie przez hierarchów i polityków do walenia po głowie Polaków „niesłusznych” czy nieprawomyślnych. Konflikt plemienny, którego w tym wydaniu PiS i jego poplecznicy są głównym animatorem coraz bardziej tę postać instrumentalizuje czyniąc z niej groteksowo-odpustowego świątka ludowego czy lokalnego bożka kompletnie zaprzeczającego istocie religii, której służył. Wątpię aby bohater tych marszów chciał być tak prezentowany i zapamiętywany.
x
Dzisiejsze marsze są częścią zapisania Karola Wojtyły jako JP II do obozu rządzącego, a ciemny, pisowski lud bezrefleksyjnie temu procesowi sprzyja. Zgadzam się w pełni z Autorem, że takie zachowanie to dowód kompleksów narodowych uczestników tych marszów i hucpy demonstracyjnej oraz cynizmu organizujących takie wydarzenia polityków i hierarchów. Polacy są jednym z najszybciej modernizujących się w Europie społeczeństw, ale opór tych którzy nie potrafią czy nie chcą się modernizować jest coraz bardziej niebezpieczny dla nas wszystkich. Najbardziej zresztą dla samych demonstrujących, którzy niewiele rozumieją z najnowszej historii Polski i upierają się w niechęci do rozumienia. Ignorancja nie zwalnia jednak z odpowiedzialności za skutki swojej własnej niewiedzy.
To wszystko prawda, ta o polskim kościele i stosunku ludzi do „naszego papieża”. Teraz jest jednak czas walki wyborczej i nie czas teraz na subtelne rozważania dotyczące „świętości”. Polski Papież jest królem masowej wyobraźni, lekiem na polskie kompleksy i dlatego jest doskonałą amunicją w toczącej się kampanii wyborczej. Kampania się skończy i skończy się czas papieża
Lech Kaczyński został przerobiony na kiełbasę wyborczą, a Karol Wojtyła na święcone kremówki.
Obrona „świętości” JPII wyrasta z polskiej tradycji ludowej, przesyconej fetyszyzmem, w której relikwie, uosobienia świętych, a nawet ich imiona, czci się jako świętości same w sobie, i oczywiście bezdyskusyjnie. W ustanowioną świętość się nie wątpi. To taki typ religijności.
Z chwilą uświęcenia JPII został uprzedmiotowiony w swojej świętości.
Z obroną „świętości” jest podobnie jak z „obrazą uczuć religijnych” ….i równie absurdalnie.