29.04.2023
Święto Pracy, święto Flagi Biało-Czerwonej, święto Konstytucji (nieużywanej), innymi słowy długi weekend, patriotycznie odsapnąć można po trudach ofiarnej pracy dla Ojczyzny. Patriotyzm przy grillu jest coraz bardziej widoczny; nie tylko w moich stronach przyjęło się ozdobienie domu w „majówkę” flagą Rzeczpospolitej.
Purysta może poczuć się dotknięty, bo ta flaga, grill i wykoszony trawnik to jak kopia z rolniczych stanów USA. Trudno, nacjonalizm Dmowskiego też był odtworzeniem niemieckiego, „Myśli nowoczesnego Polaka” miały cechy plagiatu. Odtwórczość napędza świat, fantasmagorią jest oczekiwanie, że prawdziwi Polacy zamiast majowego grillowania wybiorą palenie ognisk i czerwcowe hasanie na golasa w Sobótkę. Przyjmijmy, że to miły zwyczaj; bo szczypta patriotyzmu czyni kraj lepszym.
Patriotyzm, czyli, co….?
Najprostsze odpowiedzi bywają najlepsze: to przekonanie, że nasze państwo jest dla nas wartością istotną. Z tego wynikają dalsze konsekwencje: szacunek dla prawa, akceptacja wnoszenia danin na rzecz dobra wspólnego, uznanie autorytetu instytucji państwowych. Szacunek dla prawa to coś więcej niż jego przestrzeganie. Urzędnik nieszanujący prawa, bez względu na to, czy pracuje jako referent, czy minister, nie jest urzędnikiem lecz barbarzyńcą na stanowisku. Obywatel nieszanujący prawa pozbawia sam siebie możliwości skutecznej ochrony wolności i własności. Prawo, jak każde dzieło ludzkie, jest niedoskonałe, gdy jest złe – należy je zmieniać. Bywają sytuacje kolizyjne, czasem w imię szacunku dla prawa, zwłaszcza zawartego w aktach wyższego rzędu – w Konstytucji, trzeba odważyć się naruszyć pewne przepisy. Ale tego typu sytuacje skrajne nie powinny zanegować ogólnej reguły szacunku. Jeśli państwo jest dla nas wartością, to i wartością muszą być obowiązujące w naszym państwie zasady.
Złudzeniem jest przekonanie, że przestrzeganie prawa można wymusić przemocą. Podobnie przemoc nie jest wystarczającym narzędziem, by zmusić ludzi do płacenia podatków. Argument przymusu prowokuje do podjęcia gry: co zrobić, by możliwie największą część naszej własności uchronić przed zaborem przez państwo. Jeśli nie ma zrozumienia dla istoty zasady społecznej solidarności, to tworzy się model wrogiego państwa opiekuńczego: przeciwnika, którego trzeba „ograć”, oddać mu możliwie najmniej, wyciągnąć od niego możliwie największej. Słowem możemy każde gówno ozłocić, ale nie nazywajmy patriotyzmem traktowanie własnego państwa jako wroga.
Istotne też znaczenie ma uznanie autorytetu instytucji państwa. Instytucja państwa, z którą się możemy spotkać, jest – na przykład – sąd rejonowy. Sędzia, rozstrzygając nasze spory orzeka „w imieniu Rzeczpospolitej”. Z wyroku mogę być zadowolony lub nie, ale muszę go uznać i wykonać. Nie mogę sam siebie uwolnić od konsekwencji orzeczenia, usprawiedliwiając to twierdzeniem: a sędzia był głupi. Jaką bowiem mamy alternatywę, gdy odrzucimy autorytet sądu; pójdziemy po sprawiedliwość do mafii….?
Państwo nie jest bogiem, nie jest zawieszoną w chmurach abstrakcją. To byt realny objawiający się różnymi instytucjami narzucającymi nam pewne ograniczenia i obowiązki. W granicach swoich kompetencji przedstawicielem państwa są wójt i starosta, kierownik powiatowej stacji Sanepidu, komendant miejskiej Policji lub Straży Pożarnej, inspektor ochrony środowiska lub od BHP. Ich zadaniem jest wykonywanie prawa; jeśli szanujemy prawo powinniśmy szanować także autorytet tych, którzy w granicach swoich kompetencji je wykonują. Ludzie są niedoskonali, w imieniu państwa mogą występować osobnicy mądrzy lub głupi, dobrzy lub źli. Ale tu też nie mamy dobrej alternatywy; odrzucając autorytet państwa skazujemy siebie na byt w stanie chaosu, w którym siła zastępuje racje.
Przydatne byłoby, kopiując amerykańskie obrazki patriotyczne, poświęcić kilka chwil refleksji: a jaki ze mnie patriota?
Refleksje jednakże budują nam zewnętrzne bodźce. Nawet to odtwarzanie Ameryki (flaga, grill, skoszony trawnik) przybyło do naszych chat za pośrednictwem mediów. Ogólnie jesteśmy oswojeni z demonstracyjnym charakterem patriotyzmu. Faceta w sutannie szanujemy, bo prawdopodobnie jest księdzem; osobnika z flagą i czerwoną czapeczką – na podobnej zasadzie – uważamy za patriotę. Jeśli ubierzemy jakieś media, organizacje, fundacje w słowo „polskie” albo „narodowe” przenosimy na nie szacunek należny instytucji państwa. Otwiera to wrota ogólnonarodowej blagi.
Oswojony jest też model uczłowieczenia państwa. Jest jakiś człowiek – przywódca polityczny – który stoi ponad instytucją, głosząc – choć nie wprost – państwo to ja. Był kult Piłsudskiego, Gomułki, Gierka itd., więc jesteśmy to czegoś takiego przyzwyczajeni. Możemy, kierując się tradycją, uznać, że „naturalnym”, „od Boga danym” patriotą jest pan Jarosław Kaczyński, on jest dla nas „autorytetem państwa”, z jego nadania część obywateli Rzeczpospolitej może się także uznawać za patriotów. Oczywiste wtedy powinno być, że jeżeli pan Prezes- Naczelnik-Wódz nadaje status patrioty, to może także cofnąć ten przywilej. To pozwala uprościć mechanizmy społecznego awansu; by zasłużyć na miano patrioty, trzeba gorliwie służyć Wodzowi.
Taki model „patriotyzmu” jest mocno osadzony w tradycji, zatem ogólnie zrozumiały, wyznaczający jasne zasady postępowania. Daje także poczucie elitarności: gdyby patriotą miał być każdy, kto szanuje prawo, to zanikłaby ekskluzywność tego określenia.
Przed majowym weekendem dosładzanym świętami, rządzący zechcieli umocnić ten tradycyjny model wodzowskiego patriotyzmu. Temu m.in. służyć ma tworzenie specjalnej komisji do spraw piętnowania niepatriotycznego związku pana Tuska, pana Pawlaka, pana Sikorskiego i podobnych osób z demonicznym panem Putinem. Jest to mało odkrywcze, podobny mechanizm nazywany seansami nienawiści, opisał Orwell. Nie odkrywcze nie znaczy, że nieskuteczne. Po pierwsze – potwierdza tezę, że każdy, kto krytykuje Wodza, jest „niepatriotą”. Po drugie – jeśli jest „niepatriotą”, to znaczy, że działa z inspiracji i na rzecz wrogów Państwa i Narodu Polskiego. Po trzecie – istnieje trwały i najbardziej niebezpieczny wróg – Rosja – kierowana przez ogarniętego antypolską obsesją Putina. Reszta, czyli fakty uprawdopodabniające powyższe tezy, to już detal. Podobnym detalem jest właściwy dobór proputinowskich arcyłotrów.
Niech się pan Tusk spoci przed kamerą, niech się tłumaczy, lud i tak będzie wiedział, że coś jest na rzeczy.
Szczypta patriotyzmu jest potrzebna, by państwo – nasze państwo – było lepszym. Polityczne samobójstwo popełniłaby opozycja, gdyby zgodziła się na zanegowanie swojego patriotyzmu. Musi i powinna powtarzać, że celem jej działalności, a w tym także celem opozycyjności wobec rządów PiS, jest dążenie to tworzenia lepszej Polski; lepszej dla każdego obywatela Rzeczpospolitej. I to jest prawdziwy powód niechęci ze strony rządzącej partii.
Tak jak linczu nie można nazwać wymiarem sprawiedliwości, tak i tworzenie, jawnie i bezczelnie łamiącej Konstytucję, speckomisji do spraw piętnowania wrogów PiS, nie jest patriotyzmem, lecz jego zaprzeczeniem.
Cóż jednak robić, jeśli za bezprawiem stoi siła instytucji państwa…? Nie stawi się delikwent przed sądem inkwizycyjnym, to go policja siłą doprowadzi, ukarze chłostą albo wysoką grzywną. A jak dintojra zdecyduje, to delikwenta pozbawi czynnych lub biernych praw wyborczych, a nawet obywatelstwa Rzeczpospolitej. Niech się potem skarży, niech pisze na Berdyczów albo do Strasburga; ważne, że tu i teraz, przed wyborami, zgnojony został „parszywek”. Co robić w takiej sytuacji?
W imię wartości, w imię patriotyzmu, trzeba mieć odwagę zbojkotować bezprawie. Trzeba odmówić udziału w tym linczu, nie uznać tworzonego organu za legalny, odrzucać zarówno zaproszenie do prac, jak i wezwanie do stawiennictwa. Ukarzą? Trudno, obrona wartości ma swoją cenę.
Jednocześnie konieczne jest podjęcie kontrdziałań, wykorzystując obowiązujący stan prawny. Wyraźnym, nieukrywanym celem rządzących aparatczyków partyjnych jest pozbawienie opozycyjnych wobec nich polityków dobrego imienia. Jest to wartość chroniona przez obowiązujące w Polsce prawo. Szacunek dla prawa, ta podstawowa cecha patriotyzmu, wymaga, by odwołać się do art. 24 kodeksu cywilnego. Jeśli ktoś, niezależnie od tego, czy jest lumpem, czy premierem, rzuca kalumnie imputując przeciwnikowi brak patriotyzmu lub związki z wrogim państwem, to narusza dobro osobiste znieważonego. Jak ma dowody i powody, niech przedstawi je przed sądem, zwyczajnym cywilnym sądem. A jak nie ma dowodów, to niech swoje kłamstwa odszczeka pod stołem. Nie da się budować szacunku dla prawa nie korzystając z niego. Nie da się uwolnić państwa od ideologii wodzowskiego łżepatriotyzmu, jeśli nie napiętnuje się publicznie głoszonych kłamstw.
Grill, flaga i kosiarka to majowy landszaft patriotyzmu. A nam nie obrazki potrzebne, ale szczypta uczucia pomagającego nasz kraj na lepsze zmieniać.
Jarosław Kapsa