04.09.2023
Nieoficjalna kampania wyborcza trwa od dawna. Jeszcze w wielkanocnym wydaniu tygodnika Polityka [15 (3409), 5.04-11.04, 2023] prof. A. Bodnar ogłosił apel o wpłaty na konto partii opozycyjnych, pt. „Pieniądze na wybory 4×4”. Nie wiadomo czy, ilu wyborców i ile już wpłaciło, ale póki co – ja nie płacę. Mógłbym, i pewnie wielu świadomych wyborców też, ale tylko na bardzo konkretnych warunkach, istotnych dla rozwoju kraju i jego mieszkańców (a nie samych partii politycznych).
Warunek pierwszy
jest taki, że rozbudzone siły obywatelskie (ze wszystkimi organizacjami – jednym głosem), za wskazaniem fachowców prawnych (takich jak prof. A. Bodnar), właśnie teraz wymuszą na obecnych partiach opozycyjnych jasną deklarację, że po wygranych wyborach zaczną działania w parlamencie od wprowadzenia do konstytucji zmiany ordynacji wyborczej z proporcjonalnej na większościową, a w prawie wyborczym uściślą jednomandatowe okręgi wyborcze spełniające normy reprezentatywności, i to do wszystkich instancji zarządzania. Bez tego nic się tu nie dalej nie zmieni na lepsze, a może tylko na gorsze…
Warunek drugi
– uwzględniający specyfikę lokalną – czyli konieczność oddzielenia kościoła katolickiego od państwa raz a dobrze, musi być spełniony, by spełnić warunek pierwszy.
Niezbędny początek to zmiana prawa wyborczego przenosząca wybory na sobotę i to tylko w instytucjach państwowych, nie w plebaniach. W najgorszym przypadku zmiana musi być rozciągnięta na ten dzień, dając możliwość głosowania tym (często wierzącym), którzy nie chcą robienia czegokolwiek w państwie pod wpływem niedzielnej agitacji kościelnej. W normalnym świecie religia jest sprawą prywatną i to wolnego wyboru, a kościoły różnych religii przeznaczone są tylko dla spraw ducha.
Dla przykładu w Kanadzie, gdzie skuteczne prawo dawno temu rozwiązało problemy kościoła (głównie katolickiego), dzisiaj świątynie wielu obecnych tam wyznań są pełne, bo wiara jest wielu ludziom potrzebna do życia. To państwo (członek G7) utworzone na bazie skuteczniejszego modelu społecznego J. Locke – prawie 100 lat po polskiej Konstytucji 3. Maja – ma jedną z najlepiej rozwijających się w świecie gospodarek opartych na wiedzy. Niestety, tutaj dwieście lat temu reakcyjna prawica – Targowica, działając tylko dla swoich własnych interesów a nie dla kraju – spowodowała odrzucenie tej stosunkowo konserwatywnej Konstytucji 3. Maja (utrzymującej podziały klasowe), zatrzymała rozwój państwa na ponad wiek, wywołała ogromne ofiary społeczne i straty gospodarcze. A co dzisiaj, czy te tragedie nie nauczyły nas czegoś?…
W Polsce współczesnej już od wielu lat – i tylko dla doraźnych korzyści politycznych – problem wpływu kościoła na państwo tak długo się odkładało, aż narósł do granicy eksplozji. Dla kościoła zawsze i wszędzie najważniejszy był i jest kościół, na całym świecie. Dla reakcyjnej prawicy (też wszędzie) najważniejszy jest interes własny. Dlatego tu i teraz tak chętnie połączyli siły – idą ramię w ramię przeciw demokracji – wcale nie dla wiary ani nie dla kraju…
To tyle co do tła ogólnego, bo go nie można pominąć.
Dalej już tylko o ordynacji.
Nic tak dobrze dzisiaj nie pomoże Rzeczypospolitej, jak wdrożenie większościowej ordynacji wyborczej w okręgach jednomandatowych (JOW). To jest dobre dla demokracji, państwa i obywateli, ale ostatnio zostało tu spaskudzone przez różnych klaunów historii. Koniecznie teraz i koniecznie przy zachowaniu właściwej normy reprezentatywności tej ordynacji na wszystkich szczeblach, żeby nie było tak jak niedawno u Węgrów.

W przykładzie samego Sejmu to oznacza, że 1 poseł wybrany będzie przez nie więcej niż 100000 głosujących obywateli. Zatem w wyborach parlamentarnych trzeba około 310, a już najwyżej do 380 okręgów wyborczych. Tanie państwo… W takim okręgu wyborcy mają i znają lokalnych kandydatów dobrych dla mieszkańców, obywatelom nie są potrzebne żadne centralne listy partyjne. To jest sprawdzony w świecie system selekcji pozytywnej w polityce i działa dobrze w krajach rozwiniętych. Na takiej konstytucyjnej bazie z polityki, a głównie z parlamentu, ta pozytywna selekcja rozprzestrzenia się dalej na resztę państwa niemal automatycznie – na inne prawa, instytucje, administrację, gospodarkę i całą resztę.
Obrazowo można opisać istotę takiego systemu wyborczego wskazując najważniejszy element symbolu prawa, czyli wagi szalkowej.
Ten element to ta mała odwrócona piramidka, na której krawędzi spoczywa cała równowaga. Jak taką piramidkę (w wyobraźni) odwrócić i powiększyć, to robi się duża piramida a na jej szczycie jest konstytucja z ordynacją wyborczą. Niżej są inne prawa, dalej instytucje państwowe, gospodarka i wszystko inne. Już małe dzieci wiedzą, bo przecież robią takie eksperymenty, że jak na szczyt piramidy wyleje się coś dobrego (np. słodki sok…), to dobro spływa niżej i wszystko dalej też jest dobre. Jak się wyleje coś paskudnego, to wszystko poniżej też staje się paskudne.
To wcale nie jest śmieszne, tylko prawdziwe…
W ordynacji większościowej począwszy od gmin, wybrany przez obywateli reprezentant (obojętne z jakiej partii), odpowiedzialny przed obywatelami i raportuje do nich, a nie do prezesa czy innego wodza, który kontroluje interes partyjny, a często tylko własny i swej świty. To jest ta zasadnicza różnica prawna, bo dana partia wygrywa w okręgu wtedy, gdy kandydaci są dobrzy dla obywateli, a nie tylko dla prezesa. Kiedy tak wybrany reprezentant się sprawdza u obywateli od najniższego szczebla, kandyduje dalej i najlepsi awansują wyżej, do szczebla regionalnego czy krajowego. To tak prosto i skutecznie działa selekcja pozytywna w polityce przy użyciu ordynacji większościowej w krajach rozwiniętych. W najprostszej odmianie FPTP[1] głosy liczy się szybko i niezawodnie, nie trzeba ilorazów D’Hondt’a czy innych sztuk arytmetycznych, nie ma możliwości pomyłki ani szans na oszustwa.
Jeżeli nie ma takiego przejrzystego modelu wyborczego to znaczy, …
że prawo wyborcze jest zmanipulowane przez cynicznych polityków partyjnych (często bardzo inteligentnych, choć złych ludzi), ich świty i współpracowników działających dla siebie, ale na pewno nie dla kraju. Dlatego tak chętnie (choć fałszywie) wykorzystują wzniosłe hasła patriotyzmu i podobne, a że z założenia sprytnie oszukują, degradacja postępuje na tyle wolno, że można się obudzić za późno. Niezbyt zainteresowany mechanizmami władzy i ordynacją obywatel wrzucający kartkę wyborczą nie musi o tym wszystkim wiedzieć (choć powinien), byle system prawny działał z korzyścią dla niego i dla kraju, a nie tylko jakiejś partii. Na szczęście w Polsce jest coraz więcej obywateli (szczególnie młodych), którzy chcą lepiej wiedzieć co i jak działa w ich państwie, i czy warto tu i jak tu żyć. Bo przecież póki co, obowiązku nie ma…
Dobrzy prawnicy wiedzą …
(tak jak ja i każdy świadomy obywatel), że stosowana tu wyborcza ordynacja proporcjonalna jest nieobywatelska, partyjna, zła, wręcz paradoksalna (słowami prof. K. Ciesielskiego z UJ, eksperta matematyki wyborczej).
W państwie z tak złym systemem wyborczym narasta oszustwo i korupcja tak jak w republikach bananowych i z czasem prowadzi do katastrofy takiej jak w Wenezueli. Czy jeszcze tego tu nie widać i czy potrzebujemy więcej cepeków, ostrołęków, przekopów i innych absurdów?…
Dobrzy prawnicy (w tym prof. Bodnar) wiedzą o tym, że w obowiązującym systemie wyborczym wszystkie partie polityczne obecne w sejmie tego kraju żyją i profitują z fałszywego zliczania głosów wyborczych metodą D’Hondt’a, w niereprezentatywnych okręgach wyborczych. Czekają na swoją kolejkę do władzy, czyli także do pieniędzy podatnika w postaci dotacji budżetowych dla partii, no i dobrze płatnych posad w spółkach skarbu państwa. To trwa od lat i nie będzie inaczej ani lepiej, dopóki nie utworzy się przejrzystego prawa wyborczego eliminującego złą wolę i szarlatanerię.
To potrafią i mogą wymusić obywatele i ich organizacje. Prawo nie może liczyć tylko na dobrą wolę, bo nie zawsze taka musi być. Skuteczne i przejrzyste prawo musi przewidzieć także złą wolę czy wręcz głupotę, i musi potrafić zapobiec skutkom.
Tutejsi politycy jak diabeł święconej wody boją się i unikają tematu ordynacji większościowej, bo wiedzą, że zgodnie z danymi naukowymi przy takiej zmianie ordynacji około 80% aktualnej warstwy politycznej wykorzystującej naiwność podatnika ulega wymianie. Celowo piszę warstwy a nie „klasy”, bo tutaj w większości oni tej klasy nie mają i w większości są warstwą pasożytów na podatniku.
Tych kilku prawdziwie najlepszych dla kraju i tak pozostanie.
Ta warstwa musi odejść i zająć się generowaniem swojego dochodu z własnej pracy, a nie z kieszeni wyborcy. A czy takiej wymiany dzisiaj nie potrzebują i nie chcą obywatele, w tym głównie młodzi wyborcy, którzy na tej ziemi chcą żyć, mieć dzieci, rodziny i stabilną przyszłość?…
Właśnie dlatego teraz jest dobra sytuacja negocjacyjna, bo partie są osłabione obawą o gniew wyborców. Kiedy partie są silne, mają obywateli po prostu w nosie i dalej drenują ich pieniądze, szczerząc uśmiechy z bilbordów raz na cztery lata. To wszystko już było wiele razy w najnowszej historii i wiadomo, że tylko w sytuacji obaw partyjnych można z nich wymusić zmiany. Tak udało się w 1993 r. we Włoszech, jednym z ostatnich krajów z tą ordynacją i dzisiaj system selekcji tam też działa lepiej.
Mówi się tu ostatnio o protestach, marszach i innych ruchach, a czasem nawet i gorzej. Tylko po co?… Po co krzyczeć, tupać czy ryzykować życie czy krew ludzką – i w czyim interesie? Dla obywateli i kraju, czy dla jakiejś partii politycznej, czy innej grupy interesów własnych?…
Jeśli już wykrzyczeć, to nie tylko – konstytucja”, bo to zbyt ogólne i może niewiele znaczyć i niewiele dać naprzeciw policji czy wojska, tylko konkretnie – „większościowa ordynacja wyborcza”… W oczy – i to nie partii kurczowo trzymającej się władzy, tylko w oczy tym aspirującym do władzy partiom opozycyjnym. A kiedy jasno się zobowiążą do zmian, to wtedy ich poprzemy i wesprzemy…
Ruchów, marszów, protestów, rewolucji, krwi i bezsensownych ofiar było już dość w historii tego kraju. Polska straciła niepotrzebnie całe pokolenia, które zamiast tu budować ginęły lub emigrowały.
Aby uniknąć takiego marnotrawstwa, już w 1690 roku (100 lat przed polską konstytucją 3. Maja…) John Locke, angielski filozof, lekarz, ekonomista i dobry dla kraju polityk – wizjoner, opublikował dzieło „Dwa traktaty o rządzie”, które później stało się podstawą konstytucji Stanów Zjednoczonych i dalej innych byłych brytyjskich kolonii. Wszystkie one dzisiaj są w czołówce rozwojowej świata i tam ten system wyboru i sprawowania władzy działa dobrze.
Czy więc zamiast powtarzać błędy przodków, marnować energię i ryzykować zdrowie i życie – nie lepiej uczyć się od tych, którzy to wszystko przerobili wcześniej, także przemyśleć głęboko i wdrażać tu poprawnie, byle nie pochopnie?…
Jeśli w tym kraju coś ma się dziać w interesie obywateli, to wszystkie organizacje (których tu sporo), powinny postawić partiom opozycyjnym ten warunek zmiany ordynacji – jednym głosem wraz z obywatelami – bo to jest najrozsądniejsze i jedyne bezkrwawe lekarstwo dla skutecznego ratowania pacjenta zwanego Rzeczpospolitą. Z pewnością nie szabelki, tumulty, krew i kolejny chaos, na którym zawsze korzystają manipulanci…
Jeżeli taki ruch wymusi na dzisiejszych partiach opozycyjnych jasną deklarację o zmianie ordynacji wyborczej, to ja nawet jesienią chętnie podejmę ten wiosenny apel prof. A. Bodnara i obiecuję rozesłać całą 14. emeryturę na konta tych partii, a nawet będę zachęcał innych do takiego czynu.
- skrót z języka angielskiego od „First Past The Post” = pierwszy na mecie. Wygrywa kandydat uzyskujący największą ilość głosów ↑

Krzysztof J. Konsztowicz
Krzysztof Jan Konsztowicz (ur. 6 listopada 1945) – polski naukowiec z dziedziny inżynierii materiałowej i publicysta, nauczyciel akademicki, profesor (emerytowany) Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. Więcej w wikipedii.
KJK> „W takim okręgu wyborcy mają i znają lokalnych kandydatów dobrych dla mieszkańców”
Już nie. W dowolnym okręgu wyborcy teraz mogą poznać tylko tych lokalnych kandydatów, którzy mają środki na promocję swej osoby, których stać na zatrudnienie ludzi od „pozycjonowania” i „budowania wizerunku”. Wyborcy mogą poznać nie kandydatów, tylko ich internetowy i medialny „imydż” (*).
W przypadku proponowanej w artykule zmiany na JOW-y i mandat z FPTP, zamiast miejsc na listach będą przydzielane fundusze na kampanię, czas w telewizji, posty w sieciach społecznościowych. Będzie może o tyle uczciwiej, że zasada „jeden dolar jeden głos” będzie wyraźniej widoczna dla przeciętnego wyborcy.
Zgadzam się więc, że d’Hondt musi zostać pogrzebany i że takiej deklaracji należy żądać od obecnej opozycji. Ale trzeba też mieć świadomość, że same JOWy i głosowanie FPTP niewiele by w polskiej praktyce zmieniły. Owszem, zmieniły by się może nazwiska reprezentantów partii w Sejmie, reszta zgnilizny by gniła dalej.
KJK> „W ordynacji większościowej począwszy od gmin, wybrany przez obywateli reprezentant (obojętne z jakiej partii), odpowiedzialny przed obywatelami i raportuje do nich”
Jak raportuje? Komu personalnie? Ilu jego wyborców będzie śledzić aktywność posła i gdzie? Co zrobią jeśli uznają, że kandydat działa przeciwko nim?
KJK> „dopóki nie utworzy się przejrzystego prawa wyborczego eliminującego złą wolę i szarlatanerię.”
Naszym podstawowym problemem jest to, że władzę — także nad „myśleniem” dużej części populacji JUŻ posiedli szarlatani o złej woli: 71% przyszłych wyborców Donalda Trumpa czuje, że to, co mówi Trump jest prawdą (**).
W Polsce – mam wrażenie — odsetek wierzących w prawdę objawioną wolą kaczelnika jest jeszcze wyższy.
Przejrzyste prawo wyborcze nie zmieni stanu umysłów poddanych propagandzie. A panowanie nad aparatem propagandy skutkuje tym, że od pewnego momentu gros społeczeństwa będzie mógł dalej wybierać tych samych władców w uczciwych arytmetycznie wyborach. Tak jak teraz w Turcji czy na Węgrzech.
KJK> „Stanów Zjednoczonych i dalej innych byłych brytyjskich kolonii /…/ tam ten system wyboru i sprawowania władzy działa dobrze.”
Nie. Już nie działa dobrze. A w USA nie działa dobrze już od co najmniej dwóch dekad. W 2020r dwie partie władzy wydały na medialne sprzedawanie kandydatów czternaście miliardów dolarów. Z tych czternastu (14.4) niespełna trzy miliardy (2.8) to były rejestrowane wpłaty od pojedynczych wyborców.
Nawet w Wielkiej Brytanii, przy ich ograniczeniu wydatków na kampanię i mimo używania systemu głosów przechodnich też nie jest już dobrze, też masowy wyborca kieruje się głównie przekazem propagandowym a nie rzeczywistą znajomością kandydata, czy choćby jego programu. Wygrywa ten, kto bezczelniej kłamie, ten komu wynajęci fachowcy stworzyli bardziej dopasowany do badań nastrojów „imydż”, ten kto ma więcej pieniędzy na reklamę siebie jako produktu.
Reasumując: naprawa ordynacji wyborczej to program de minimis, ale celem podstawowym każdego demokraty powinno być wprowadzenie w przyszłości podziału władz. Nade wszystko oddzielenie władzy ustawodawczej od wykonawczej. Póki są połączone, tak jak w Polsce i w większości krajów tzw. „parlamentarnych demokracji”, żadna forma głosowania nie zabezpieczy państwa przed partyjną dyktaturą. W najlepszym przypadku duopartyjną, w najgorszym osobistą tego czy innego „zbawcy narodu”.
* Np. wyborcy R w trzecim dystrykcie NY (Long Island, bogaty i wykształcony kawałek NYC) wybrali na reprezentanta miłego oszusta [George’a Santosa](https://www.justice.gov/usao-edny/pr/congressman-george-santos-charged-fraud-money-laundering-theft-public-funds-and-false). Ładnie się prezentował w internecie, każdemu potrafił obiecać wedle życzenia. Wygrał.
** Co ciekawe, wśród tych samych respondentów rodzinie i przyjaciołom wierzy 63%, a duchownym 42%. [Źródło](https://www.axios.com/2023/08/21/trump-republican-2024-voters-poll).
Zgadzam się, że problemem różnicy w głosowaniu na żywego człowieka czy na jego wizerunek medialny musi zająć się prawo, które także musi aktualizować się do stanu rozwoju i wagi mediów społecznościowych.
A na temat raportowania do wyborcy w metodzie FPTP: nie wiem, jak jest tam, gdzie pan jest, ale kiedy mieszkałem w Kanadzie to już ćwierć wieku temu jako zwykły wyborca co miesiąc otrzymywałem pisemny (zwarty, na 1 stronę) raport posła z mojego okręgu w którym opisywał swoją działalność w parlamencie federalnym w tym okresie. Mimo, że na niego nie głosowałem, bo to nie była moja opcja polityczna… Kiedy natomiast pojawiła się sprawa, którą chciałem z nim omówić, wystarczył jeden telefon do jego biura. Natychmiast zostało umówione spotkanie, bardzo ciekawe i merytoryczne. Po jakimś czasie otrzymałem na piśmie krótką informacje, jak sprawa została załatwiona. Czy ten przykład wystarczy? Wyobraża Pan sobie taką sytuację tutaj, i to w środku kadencji???…
Otóż tutaj w czasie, kiedy uczestniczyłem w zespole ministerialnym w pracach nad reformą nauki i szkolnictwa wyższego, starałem się skontaktować w tej ważnej tematyce z którymś z reprezentantów z regionu. Wysyłałem listy i dzwoniłem wielokrotnie do biur 16 posłów i senatorów. I co? I NIC!!!. Zero odpowiedzi! Dlatego tak nie cierpię tych bilbordów z uśmiechami, bo dla mnie to czysty fałsz. Więcej powiem: przy jakiejś okazji bezpośredniego formalnego kontaktu udało mi się wreszcie umówić z jednym z posłów. Na spotkaniu okazał się kompletnie merytorycznie nieprzygotowany ale za to zalewał mnie słowotokiem na tematy byle jakie. No cóż, taki mamy klimat w tej ordynacji partyjniackiej…
Oczywiście, że pełna zgoda nie tylko co do konieczności rozdziału władz ale także pełnej niezależności instytucji i instancji zawiadujących mediami publicznymi, które mają służyć obywatelowi, a nie tym czy innym partiom w ramach podziału łupów powyborczych w ich republice bananowej.
Co do znanych Panu z USA (ciekawych zresztą) przypadków deformacji wyborczych, to jak pisze prof. M.M. Kamiński od dawna znane są modele, metody i programy zaradcze ale wymagają decyzji o wdrożeniu, a tu znowu polityka… Proponuję zajrzeć do artykułu wskazanego w moim komentarzu poniżej a w razie dalszej potrzeby skontaktować się bezpośrednio z profesorem M. M. Kamińskim z University of California, Irvine, bo ma głęboką wiedzę na temat szczegółów prawnych dotyczących metod zapobiegania różnego rodzaju odchyleniom wyborczym.
Zdecydowane NIE dla JOWów u nas. To oznaczałoby w efekcie końcowym zabetonowanie na długo sceny politycznej, a tak na serio to również powtórka z początków naszego parlamentaryzmu po 89′ . Czyżby Autor zapomniał ile różnych celów reprezentowali posłowie chyba kilkunastu partii w 1991r i problemy z utworzeniem rządu koalicyjnego, do tego stopnia, że ten rząd dalej rządzić nie mógł? Potem nastąpiłoby odchylenie wajchy w drugą stronę i kompletne zabetonowanie sceny politycznej na długo do dwóch opcji. Doświadczenia na świecie z JOWami lub systemem mieszanym nie zdadzą u nas egzaminu, szczególnie przy takiej jeszcze roli kościoła oraz ogromnej podatności na propagandę, przekupstwo. Lewicy już nie mielibyśmy całkowicie, bo trudno by im było uzyskać I miejsce przy obecnej polityce skrajnego obstawania przy swoich pryncypiach i ani centymetr mniej.
Całe szczęście, że Skubiszewski przestał mieć w PO posłuch dla swoich pomysłów z JOWami i zebrane głosy wylądowały w pudłach. O pomysły Kukiza nie martwiłam się, bo wiadomo było, że Kaczyński wykorzysta tylko tę ściemę, bo Kaczyński nigdy by na to nie pozwolił, ale nie z powodu troski o kraj, ale dlatego, że to stoi w poprzek jego autokratycznym zapędom.
Metoda wielokrotna i mieszana jak w Australii może kiedyś będzie dla nas, ale ja na pewno tego nie dożyję.
Tu chyba mamy jakieś nieporozumienie… JOW to nie ordynacja wyborcza ale jej element. Natomiast w jednomandatowych okręgach wyborczych można stosować wiele (kilkadziesiąt…) metod głosowania. W Polsce stosowana jest niejasno zapisana w Konstytucji ordynacja proporcjonalna z opisaną zawile w prawie wyborczym metodą zliczania głosów.
Jedną z wielu zalet ordynacji większościowej jest między innymi to, że małe partie muszą przed wyborami tworzyć większe koalicje i ustalać, ogłaszać a potem realizować programy. A nie jak często tutaj, po wyborach kłócić się o swoje zdobycze w już wybranym parlamencie.
Ordynacja większościowa nie jest tutejszym wynalazkiem jakiegoś posła X z jakiejś takiej czy innej partii Y, jak Pani zdaje się sugerować. To jest to metoda wyborcza stosowana w wielu krajach od bardzo dawna, z bardzo bogatą bibliografią. Nie można twierdzić, że doświadczenia z innych krajów z ordynacją większościową i jednomandatowymi okręgami wyborczymi lub systemami mieszanymi nie zdadzą u nas egzaminu. Tych krajów jest około 90 i ich doświadczenia mogą być bardzo przydatne tutaj pod warunkiem, że ustawodawcom dobrze znana jest bibliografia a prawo wyborcze będzie przejrzyste a nie politycznie zmanipulowane. Prawo musi też być odporne na głupotę i złą wolę. Wzorce i modele istnieją, tylko trzeba chcieć je znaleźć
Dla rozjaśnienia wątpliwości co do metod i skutków głosowania w różnych odmianach ordynacji większościowej mogę polecić świetny artykuł profesora Marka M. Kamińskiego (University of California, Irvine) w polskim czasopiśmie:
Kaminski, Marek. „Metody Głosowania W Okręgach Jednomandatowych I Ich Własności”, Decyzje, nr 23, 2015, ss. 111-122.
N.B. Proszę zauważyć, że wspominana przez Panią stosowana w Australii ordynacja proporcjonalnego głosu alternatywnego także odbywa się w JOWach… Jest bardziej kosztowna w zastosowaniu niż prosta metoda FPTP a do tego może być podatna na korupcję cyfrową.
Używa pan prawidłowych sformułowań i dziękuję, ale nie sugerowałam niczego takiego, że to wymysły pana X, Y, czy lobbysty Z. Trochę literatury na ten temat również znam i nie pisałam skrótu do opracowań naukowych, bo każdy może, a nawet powinien na ten temat poczytać. U nas dyskusja przetoczyła się pod koniec lat 90ych, a potem po każdej kadencji parlamentu wg nowej Konstytucji. Znam również dane, gdzie takie systemy ordynacji wyborczej funkcjonują. Dyskusję taką można znów rozpocząć, ale nie w trakcie trwającej kampanii wyborczej (tak bywało niemal w każdej). Nie powinno to być przedmiotem propozycji tej czy innej partii, bez wcześniejszego przygotowania wyborców, jakie są zasady, co z nich może wynikać, na czym to polega, bo potem mamy tylko populistyczne hasła jak Kukizowe JOW-y, a one nie są właśnie ani Kukizowe, ani w ogóle nie wiadomo jakie, bo nikt nie wie o co chodzi i za czym właściwie się opowiada. To o czym pan pisze to prawda, a ja zwracam uwagę na uwarunkowania społeczne. Czy ci co podpisywali się pod inicjatywą o JOWach w akcji PO wiedzieli cokolwiek na czym to polega, pod czym składają podpis?
I najważniejsze, nie w tym momencie, gdy może to być wykorzystane kampanijnie.
Podejrzewam, że pisany przez Pana system wyborczy ugruntowałby na trwałe system dwupartyjny, oparty o dominację kandydatów najbogatszych partii. Gdybym nawet uwierzył, że w ten sposób w parlamencie pojawi się grupa 460 wolnych, niezwykle zdolnych i uczciwych elektronów, to pierwsze co mi zaczyna świtać: jak dogadywaliby się przy tworzeniu większości i rządu. Czy ich uczciwość, inteligencja i wyjątkowa zdolność by wystarczyła.
Natomiast nie miałbym nic przeciwko temu, żeby taki system po WYRAŹNEJ MODYFIKACJI był zastosowany jak najprędzej przy wyborze do senatu. Gdyby tam to się sprawdziło, można by kontynuować dyskusję.
Ta wyraźna modyfikacja to wprowadzenie wyborów dwustopniowych, gdzie nie wygrywa ten co ma najwięcej ze wszystkich, ale ten (oczywiście lub TA), który zdobywa ponad 50% głosów. I to by dawało jakieś szansę na zmianę.
Nie całkiem tak. W parlamencie Kanady (FPTP, 338 posłów) jest 5 partii. Dwupartyjny system jest dobry np. w tym, że opozycja jest mocna i przy błędzie czy innej słabości rządu potrafi sprawniej przejąć władzę niż niespójna czy skłócona koalicja. Praktycznych przykładów skuteczności ordynacji większościowej w świecie jest dużo, w tym (jak Pan zauważy) wybory do polskiego Senatu. Na szczęście dla resztek demokracji… Temat jest zbadany i obszernie opisany w bogatej bibliografii a możliwe warianty dobrze wymodelowane, w tym odmiana “francuska” o której Pan pisze. Nic nie bierze się z powietrza, trzeba czytać i/lub ufać wiarygodnym ekspertom. Polecam publikacje prof. Krzysztofa Ciesielskiego z UJ, który wykłada matematykę wyborczą od 30 lat i jest członkiem zarządu Europejskiego Towarzystwa Matematycznego.
Dziękuję Autorowi.
Byłam i jestem za JOW-ami.
Mam pretensje do Kukiza, że zmarnował zapał i wysiłek ludzi, w tym mój, bo zaangażowałam się w jego ówczesny ruch. Przez swoje konktatorstwo i brak charakteru ośmieszył ideę podwójnie, bo raz, że nie dotrzymał słowa i zeszmacił się politycznie, dwa, że wyszedł z JOW-ami w proteście przeciwko zmieleniu tych pudeł z głosami o wprowadzenie JOW-ów, a następnie sam spowodował zmielenie idei. Podzwonne dla JOW-ów odprawił Komorowski organizując jakieś dychawiczne referendum w celu uratowania swego stołka, kiedy okazało się, że przegrywa z no-name-em.
Każdy, kto teraz podniesie tę idee, będzie ośmieszany i hejtowany. Lecz nie należy ustawać w biegu.
Ktoś znany powiedział, że szaleństwem jest robienie cały czas tego samego i oczekiwanie za każdym razem innego rezultatu.
System proporcjonalny ćwiczymy 30 lat. Przypominanie teraz sejmów z lat 90. ma niby świadczyć na korzyść systemu proporcjonalnego teraz ? Toż ten system, nie co innego, doprowadził do stanu rozkładu, jaki jest teraz, w całkowicie innej rzeczywistości niż lata 90. I nadal mają Państwo nadzieję, że coś ulegnie zmianie? A, przepraszam, CO? I jakim to niby sposobem pojawią się jacyś ideowi i uczciwi politycy w sferze publicznej w takiej liczbie, aby spowodować zmianę reguł dostępu do pełnych korytek za pieniądze obywateli na niekorzystne dla samych siebie ?
Bardzo proszę o rzeczową odpowiedź
Tu potrzebna jest rewolucja. Kto podniesie sztandar, nie wiem, lecz gdyby podniósł, pójdę raz jeszcze, trudno.
30 lat dla systemu parlamentarnego to zaledwie chwila.
Przypominanie odbytych doświadczeń to nic innego jak branie tych elementów pod uwagę, by nie popełniać błędów po raz kolejny> Przypominanie w innych uwarunkowaniach nie przekreśla wyciągania prawidłowych wniosków.
Jeśli chodzi o „robienie cały czas tego samego” to sama pani zauważa, że to nigdy nie jest to samo, wszak nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. A w takim razie to może za każdym razem powinniśmy zmieniać Konstytucję i cały zestaw prawa?
I jakim to niby sposobem pojawią się jacyś ideowi i uczciwi politycy wybrani w systemie JOW? Jeśli on miałby się bać tego, że nie zostanie wybrany ponownie i tylko dlatego musiałby być uczciwy, pracowity, to albo zadowoli się nachapaniem w rok (bo pewności na powtórkę nie ma), albo zostanie kompletnie sparaliżowany w swym działaniu taką perspektywą by się większości nie narazić. Uczciwy i pracowity to czy wybrany z JOW, czy inaczej będzie pracował tak samo. Większe problemy z JOWami pojawią się w każdej następnej kadencji, bo przy np. starcie 5 kandydatów i powiedzmy podobnym rozłożeniu z niewielkimi różnicami ma pani w danym okręgu aż prawie 80% niezadowolonych i nieusatysfakcjonowanych.
Proszę spojrzeć głębiej na te problemy, bo ja mam wrażenie, że gdyby się taki system wprowadziło to najwięcej niezadowolonych z efektów byłoby wśród tych co tych JOWów chcieli, bo ich oczekiwania są niewspółmierne, do możliwych efektów.
Dobrze, że Pani wspomina długoletnią ciągłość systemu parlamentarnego. A jakież to my mamy “odbyte doświadczenia” które chronią nas przed popełnianiem błędów po raz kolejny? Nic nas nie chroni bo od 30 lat tkwimy w tym samym błędnym systemie wyborczym.
W tej paradoksalnej ordynacji proporcjonalnej widzimy na własne oczy przykłady posłów nawracających do Sejmu już piątą czy szóstą kadencję. A przecież urząd z wyboru to nie jest stałe zatrudnienie, tylko czasowy kontrakt. Dlatego w wielu krajach optuje się za znaną od czasów greckich jedno- lub dwu-kadencyjnością, zgodnie z powiedzeniem, że w pierwszej kadencji poseł się uczy, w drugiej działa a w trzeciej kombinuje.
Posłowie wybrani z listy partyjnej czasem dwoma lub trzema głosami (żony, kuzyna i szwagra), wchodzą do parlamentu razem z tą całą listą partyjną. A tam głosują tak jak wszyscy inni, ich głos waży dla kraju tyle samo. A kogoż reprezentują? To jest gorzej niż paradoks, to choroba systemowa. Polecam przejrzenie w tym portalu krótkiego tekstu pod tytułem “Ordynacja paradoksalna”. To jest streszczenie większego tekstu profesora Krzysztofa Ciesielskiego jeszcze z 1997 roku, ale ciągle boleśnie aktualnego.
.
W ordynacji większościowej poseł (i nie tylko), który się nie sprawdził albo wręcz oszukał wyborców, po prostu nie będzie wybrany w tym okręgu na następną kadencję.
Pewnie Pani sama zauważa, że nie tylko polskie prawo wyborcze jest do remontu, wiele dziedzin jest do zmiany, głównie do uproszczenia; są przestarzałe, szkodliwie zagmatwane, nie nadążają za zmianami i duchem czasu, tak jak ci zardzewiali posłowie.
Dziękuję za wpis i wsparcie.
Sama Pani widzi, jak bardzo brakuje dzisiaj prężnej i sprawnej organizacji takiej jak KOD.
Wspomniany przez panią osobnik oszukał nie tylko Panią i mnie. Wylansował się na grupie ludzi skupionych wokół idei profesora J. Przystawy z Wrocławia a sam chyba do dzisiaj niewiele z tego rozumie, tak zresztą jak wielu podobnych szarlatanów. Spaskudził ten obraz wyborczy koszmarnie i dlatego już dziś zalicza się do grona klaunów historii.
Sam lament nam – świadomym obywatelom – i tak nie pomoże. A obraz trzeba przemalować, bo wiedza czynnych wyborców na ten temat jest bardziej niż uboga. Jak już pisałem, tak dalej uważam, że rewolucja z bagnetami, sztandarami i krwią też nie jest nikomu potrzebna. Chyba dlatego podnoszę ten temat prawie już od 20 lat.
Bardziej przydatna może być sprawna cyfrowo organizacja taka jak KOD, która rozsieje wśród młodego pokolenia w sieci pozytywną wiedzę o większościowej ordynacji wyborczej, jako o wystarczającym narzędziu selekcji polityków, co wymusi zmiany na partiach kiedy są słabe. Partie które chcą przetrwać też muszą podlegać ewolucji. Więc rewolucja – może tak, ale bardziej cyfrowa, na miarę czasów.
Abstrahując od plusów i minusów proponowanego rozwiązania uważam, iż jest to political fiction. Nikomu (partiom politycznym, wyborcom czyt. suwerenowi) nie zależy na zmianie. Powodem jest (moim zdaniem) edukacja obywatelska i zaangażowanie społeczeństwa w sprawy państwa. Widać to po protestach społecznych, które mobilizowały nas do wyjścia na ulice. Rządzący nawet nie mrugnęli okiem. Zupełnie inna sytuacja jest w Izraelu – tam zdecydowana większość społeczeństwa wychodząc na ulice i konsekwentnie protestując stanowi sygnał, z którym Bibi musi się liczyć. W naszym przypadku zdecydowania sprawdzała się praktyka przeczekania… I teraz nawet kandydat Bąkiewicz może deklarować, że będzie bronił praw kobiet.
Wracając do sugerowanej zmiany chciałbym podrzucić pomysł (również political fiction). Skoro wszyscy wiemy, że demokracja to również ułomny system to wróćmy do pomysłu, który funkcjonował w CK monarchii. W monarchii Austro-Węgierskiej obowiązywał system kurialny (podział deputowanych w pochodzących z różnych kurii w zależności od:: statusu, majątku, pozycji społecznej, itp.). Opracujmy nowe kryteria ważności głosu podczas głosowania, aby wynik głosowania pozwalał na wybór najlepszych jednostek w tym kraju (np. socjalny elektorat pisowski z podstawowym wykształceniem: siła głosu:1, profesor uniwersytetu: siła głosu: 100 (potrzeba 100 niewykształconych obywateli, aby przegłosować jednego profesora).
No może nie taka całkiem fikcja. Ordynacja większościowa stosowana jest w wielu krajach od wielu lat, w różnych odmianach. Doświadczeń w świecie jest wystarczająco dużo na potwierdzenie każdej z nich i obszerna bibliografia jest dostępna.
Oczywiście trzeba się zgodzić, że tutaj edukacja obywatelska w tej tematyce jest wyjątkowo słaba, jeżeli w ogóle jakaś. Nawet jest wrażenie że istnieje tu tajemna zmowa milczenia i to nie tylko partii politycznych (co może być zrozumiałe) ale i mediów w takim kierunku, by nie informować obywateli o jakichkolwiek innych możliwościach czy rozwiązaniach wyborczych. To trochę tak jakby się bali, że gdyby się poukładało, to nie mieliby o czym pisać, czy mówić…
Co do kolejnego wzmiankowanego przez Pana tematu fikcji politycznej to też mogłyby pojawić się wątpliwości, choć osobiście chętnie wziąłbym te 100 punktów :-)… Znam wszakże obywateli z podstawowym wykształceniem ale bardzo zdrowym rozsądkiem w podejściu do polityki i wyborów. Podczas gdy znamy również profesorów, którzy (może zajęci pracą…) nie wykazują specjalnego rozumienia otaczającej rzeczywistości politycznej. Przyznawanie im większej ilości punktów byłoby niesprawiedliwe i pewnie szkodliwe.
Ale istnieją także bardziej współczesne możliwości waloryzacji głosów w różnych systemach wyborczych i tu mogę polecić ciekawą publikację prof. Jacka Hamana:
Jacek Haman, „Większościowy system wyborczy: oczekiwania, ograniczenia, rozwiązania alternatywne”, Decyzje, nr 4, 2005 (6-28)
Krzysztofie, dobrze, że piszesz, ale JOWy to pomysł poroniony. Zwłaszcza w Polsce. Dzisiejszy sondaż to PiS:37%, KO 31%, Konfederacja 9%, T-Droga 8%, Lewica 6%. Gdyby były JOWy, to by 80% było w Sejmie z PiSu, a 20% z KO. Nikogo więcej. Więc zlituj się nad nami!
Hazelhardzie, cieszę się, że czytasz. Zawsze można przeczytać więcej i dokładniej, i wtedy zwróci się uwagę że JOW to nie ordynacja wyborcza, tylko element ordynacji. Żeby działała poprawnie, to zasadniczo ważne jest, żeby te okręgi były wyznaczane zgodnie z normą reprezentatywności. Drugi element ordynacji to metoda głosowania a tych jest wiele przy użyciu jednomandatowych okręgów wyborczych. Więc tu chyba ponownie wypada polecić świetny artykuł prof. M.M. Kamińskiego (UCI), już wyżej wskazywany, a bardzo przejrzyście ujmujący temat:
Kaminski, Marek. „Metody Głosowania W Okręgach Jednomandatowych I Ich Własności”, Decyzje, nr 23, 2015, ss. 111-122.
Zauważ też, że jeżeli teraz coś piszę, to rzecz jest o wywieraniu presji na obecne partie opozycyjne. Tu i teraz. Nawet gdyby wygrały i podjęły temat niezwłocznie, to wszystko musi przejść cały cykl legislacyjny i w najlepszym przypadku zmiany będą wdrożone dopiero od następnej kadencji. To są całe cztery lata – cztery lata na rozsądne planowanie, a nie łapu capu i prowizorkę. Więc do tego celu kiedyś trzeba zacząć się budzić…
Natomiast, jeżeli w tym kraju coś jest poronione (oprócz wielu innych spraw), to jest powiązanie istniejącej tu ordynacji proporcjonalnej z paranoidalnie często stosowanymi sondażami, które są czystym nadużyciem praw statystyki. Sam wiesz, że nie można podawać błędu pomiaru bez wskazania poziomu prawdopodobieństwa, a ten przy proporcji próby (~1000 osób) do populacji jest więcej niż mizerny. Ogłupialni ciąg dalszy…
Nie wiem, skąd wziąłeś przytaczane liczby, ale uwzględniając normy reprezentatywności okręgów i fakt, że już teraz w Polsce 60% populacji mieszka w miastach, to gołym okiem widać, że takie przyszłe wyniki będą z pewnością zupełnie odmienne. Jeżeli wolisz ujęcie modelowe to polecam artykuł prof. Krzysztofa Ciesielskiego (UJ):
K. Ciesielski „O matematycznej teorii wyborów”, Wiadomości Matematyczne, Tom 56, Nr 1, str. 29-63, 2020 (6513 (ptm.org.pl).
Zlituj się nad nami, póki jest pora zacząć myśleć na jutro (a nie na wczoraj) i rozsądnie planować – jak odrdzewić ten antykwariat…