23.05.2025
1.
Zdolność odtwarzania sobie tego, co przeszłe – to jedna z najważniejszych funkcji mózgu. Mówi kim jestem, skąd pochodzę, kim są moi bliscy. Jest strażnikiem tożsamości, tego, co niezależnie od wieku pozostaje toż-same. Bohaterka filmu Agnieszki Smoczyńskiej pt. Fuga (w języku włoskim to określenie ucieczki) cierpi na fugę dysocjacyjną, nie pamięta swej przeszłości, nie wie, kim jest. Stany kliniczne, takie jak amnezja i otępienie, ograniczają jakość tego wszystkiego, co określa się mianem istnienia świadomego. Już św. Augustyn przestrzegał przed łatwym autonomizowaniem trzech czasów (przeszłości, teraźniejszości i przyszłości): wszystkie są „teraz” jako ślady wyryte w umyśle. Pisze w Wyznaniach: „Może ściślejsze byłoby takie ujęcie, że istnieją następujące trzy dziedziny czasu: obecność rzeczy minionych, obecność rzeczy teraźniejszych, obecność rzeczy przyszłych. […] Obecnością rzeczy przeszłych jest pamięć, obecnością rzeczy teraźniejszych jest dostrzeganie, obecnością rzeczy przyszłych – oczekiwanie”.
Doświadczenie pamięci. Jest taka, którą przywołuje się, by można było znieść trudną teraźniejszość. Karolina Lanckorońska w swych Wspomnieniach wojennych pisze, że przetrwała gestapowskie więzienie wspominając – szczegół po szczególe – dzieła sztuki. Jest też taka, od której chciałoby się uwolnić, bo przywołuje rzeczy bolesne, na dodatek przesłaniające to, co aktualne. O tym, że nie jest to łatwe, że pamięć nie sługa, pisze Adam Mickiewicz (Do M***). Wspomnienia są zazwyczaj arbitralne, przypadkowe, autonomiczne. Zjawiają się – pisał Ryszard Przybylski – same, nieproszone, „jak nietoperze wylatujące w biały dzień z czarnej pieczary pamięci, aby zmącić aktualne myślenie”. Pamięć, zauważa Elżbieta Wojnarowska, potrafi rozrastać się niczym nie plewiony ogród pełen zasadzek: „Nie sposób od nich uciec. Przedostają się do ciebie nie wiadomo skąd, panoszą się, władają twoją wyobraźnią, twoim samopoczuciem, narzucają humor i punkt widzenia”. Nic się nie kończy, nie odchodzi. Janusz Głowacki przytacza opinię Antona Czechowa, który mówił, że Rosjanie kochają przeszłość, nienawidzą teraźniejszości i boją się przyszłości tak bardzo, że nie zauważają, kiedy przyszłość staje się teraźniejszością, której nienawidzą, a w chwilę później przeszłością, za którą tęsknią.
Emil Cioran: „Ilekroć szukam słowa, które napełniłoby mnie bolesną satysfakcją, znajduję tylko jedno: zapomnienie”. Adam Zagajewski: „zapomnienie – i naraz, nie wiem czemu,/ moment przeszywającej radości”. Można znaleźć wiele podobnych świadectw mówiących o dobrodziejstwie amnezji. Choćby w potocznej mądrości mówiącej że szczęście to dobre zdrowie i krótka pamięć. Filmy takie jak Człowiek bez przeszłości Aki Kaurismäki czy Człowiek bez pamięci Duccio Tessari. Powieści, na przykład Znachor Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Terapeutyczne postanowienia w rodzaju: „Dzisiaj jest pierwszy dzień reszty mojego życia”. W dowcipie staruszek podczas obiadu zaczyna pieklić się na żonę, wołając: bo jak sobie przypomnę że nie byłaś dziewicą! Żeby po tylu wspólnie spędzonych latach nie móc zjeść spokojnie zupy? Zmarły niedawno papież Franciszek lubił sobie wyobrażać, że Bóg ma słabą pamięć: „Jeżeli raz wybaczy, od razu zapomina”. Nie bez zazdrości patrzy na stado pasących się krów Fryderyk Nietzsche: „nie zna ono wczoraj ani dzisiaj, hasa, żre, odpoczywa, trawi, znowu hasa, i tak od rana do nocy i dzień po dniu. […] Zwierzę żyje ahistorycznie: mieści się w teraźniejszości bez reszty… Człowiek natomiast zmaga się z wielkim i coraz większym ciężarem przeszłości… Dlatego wzrusza go – niczym wspomnienie utraconego raju – widok pasącego się stada, albo tym bliższy jego sercu widok dziecka, które nie ma w sobie nic przeszłego” (Niewczesne rozważania). O swoim trudnym życiu z pamięcią pisze Wisława Szymborska:
„[…]
Chce, żebym żyła już tylko dla niej i z nią.
Najlepiej w ciemnym, zamkniętym pokoju,
a u mnie ciągle w planach
słońce teraźniejsze, obłoki aktualne,
drogi na bieżąco.
Czasami mam jej towarzystwa dosyć.
Proponuję rozstanie. Od dzisiaj na zawsze.
Wówczas uśmiecha się z politowaniem,
bo wie, że byłby to wyrok i na mnie”.
2.
Życie przeszłością to nieuchronne mitologizowanie (czy raczej: mistyfikowanie) jej, tym silniejsze, im bardziej się oddala. Kohelet: „Nie mów: «Co za przyczyna jest, że pierwsze czasy lepsze były, aniżeli teraz są». Bo głupie jest takie pytanie”. Świadomość kombatancka nie daje wielu szans temu, co dzieje się obecnie, bo „przed wojną, panie, to był porządek”. Marc Augé pisze, że zapominanie jest konieczne i dla jednostki, i dla społeczeństwa. „Trzeba umieć zapomnieć, aby poczuć smak chwili, obecności i pragnienia; sama pamięć też potrzebuje zapomnienia: trzeba stracić najbliższą przeszłość by odnaleźć przeszłość najdawniejszą” (Formy zapomnienia).
Ludzie są jedynym gatunkiem, który zabija z powodu tego, co zdarzyło się w przeszłości. Pamięć krzywd przeobraża się w obowiązek odpłaty zwanej sprawiedliwością. Jak odróżnić ją od zemsty, nie zawsze wiadomo. Społeczeństwa i narody, kiedy wykazywały wolę istnienia, respektowały zasadę oddzielania przeszłości linią życia, które jest możliwe. W Grecji była to zasada amnezji, każąca zapominać w imię pokoju o licznych wojnach wewnętrznych. Abraham Lincoln 4 kwietnia 1865 roku wypowiada ze schodów Kapitolu słowa, których znaczenia zrazu nie uświadamiano sobie: „Bez złośliwości wobec kogokolwiek, wspaniałomyślnie wobec wszystkich, trzeba dokończyć dzieła, zasklepić rany narodu” (zasztyletowany przez Johna Wilkesa Bootha w Ford`s Theatre, rychło stał się ikoną amerykańskiego narodu). Francuska Karta Konstytucyjna z 1814 roku zakazywała wszelkich prób dociekań, kto był po jakiej stronie w czasie rewolucji. Sto kilkadziesiąt lat później, w Hiszpanii, ustanowiono sankcję prawną za wypominanie zaangażowania w wojnie domowej po którejkolwiek ze stron. Owszem, obowiązek amnezji jest absurdalny psychologicznie (Wybaczysz? – Tak. – Zapomnisz? – Nie potrafię). Nie jest jednak absurdalny prawnie, bo zakazuje publicznego wypominania przeszłości. Zdaniem Hanny Arendt wybawieniem z kłopotu nieodwracalności rzeczy dokonanych jest właśnie zdolność przebaczenia, dobrowolnej decyzji w sferze praktycznej. „Przebaczanie służy do zniweczenia uczynków przeszłości, których »grzechy« wiszą jak miecz Damoklesa nad każdym nowym pokoleniem” (Kondycja ludzka).
Naród jako wspólnota pamięci i zapominania. Claudio Magris odróżnia pamięć pozytywną (uobecnia nieobecne, jest strażniczką, świadkiem, gwarantem wolności) i negatywną, pełną resentymentów, „przykuwającą ludzi raz na zawsze do przeszłości, sprawiającą, że kamienieją niczym twarz Meduzy” (O demokracji, pamięci i Europie środkowej). Pamięć z reguły opiera się na selekcji, na doborze minionych zdarzeń. Systemy totalitarne z ideologicznej selekcji czyniły narzędzie panowania.
Pamięć zbiorowa to nie historia. Barbara Szacka w szkicu zatytułowanym Jak opowiadamy przeszłość? odróżnia historię (naukę opartą na źródłach i regułach metodologicznych) od opowieści o przeszłości wprowadzanych w obieg społeczny przez media (powieści, podręczniki, audycje, artykuły, przemówienia polityczne, filmy, seriale). Jeszcze bardziej historia różni się od tzw. wiedzy potocznej wziętej z przekazów wybieranych i przetwarzanych zgodnie z preferencjami politycznymi, światopoglądowymi („swoje wiemy”), a także z budzących największe zaufanie opowieści świadków (członków rodziny, znajomych). Zwięźle wyraził to Timothy Snyder podczas przemówienia na wiedeńskim Judenplatz 9 maja 2019 roku: „Istnieją dwa sposoby pamiętania. Pierwszy prowadzi was z powrotem do samych siebie, do opowieści o tym, że zawsze mieliście rację, że wy lub ludzie tacy jak wy zawsze byliście niewinni. To mit. Takie narodowe mity panują zresztą niemal wszędzie. Istnieje też inny sposób pamiętania – to historia. Historia pozwala wam zmierzyć się z tym co pamiętacie, i dodać do tego to wszystko, co pamiętają inni, stale krytycznie porównując pamięć z innymi źródłami, tak abyście mogli zobaczyć, za co jesteście odpowiedzialni”.
3.
W nazwie „Polska Rzeczpospolita Ludowa” kryła się tautologia: „Rzeczpospolita”, to rzecz pospólna, czyli właśnie ludowa. Podobne pustosłowie kryje w sobie obecnie obowiązująca nazwa „Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego”, bo wertykalna z istoty kultura jest właśnie dziedzictwem. Można się domyślać powodów tamtego powtórzenia. Ponieważ PRL w rzeczywistości nie była „ludowa”, w nazwie podkreślono dwa razy, że była. Dlaczego odróżnia się dziś kulturę od dziedzictwa? Zapewne z tych samych względów, z jakich usankcjonowano konstytucyjnie działalność Instytutu Pamięci Narodowej, który – jak tamten staruszek – wypomina wciąż braki dziewictwa.
Stefan Kisielewski powtarzał przy różnych okazjach, że odrodzenie się państwa polskiego, niechby i w jego peerelowskiej postaci, po tym wszystkim, co wydarzyło się w ciągu wojny, trzeba uznać za prawdziwy cud. O uproszczeniach w opisie i ocenie okresu sprzed 1989 roku mówił Michał Głowiński otwierając konferencję „Opowiedzieć PRL” (Instytut Badań Literackich PAN, 21-23 luty 2011 r.). Jednak opisy tamtych uproszczeń zostały wkrótce uznane również za niewystarczające. Zdaniem patriotycznych rygorystów III RP zbyt wiele miała w sobie trujących miazmatów odziedziczonych po PRL-u, by można było uznać ją za właściwy kształt bytu politycznego. Rewolucyjna czujność domaga się kolejnych rozróżnień – dotychczasową, pozbawioną przymiotników politykę zastąpiono więc „nową polityką historyczną”. Powołany w grudniu 1998 roku Instytut Pamięci Narodowej dopiero siedem lat później mógł pokazać swą ideową przydatność. Rozpoczęła się „walka o pamięć” – źródło spójności narodowej, a zarazem instrument przebudowy państwa i świadomości jego obywateli. Walka o pamięć opierała się na mitologizacji przeszłości heroicznej i martyrologicznej. Źródłem tożsamości miała stać się definiowana na nowo tradycja narodu związanego z Kościołem. Miejsce historyczno-krytycznego badania dziejów (nauki) zastąpiła dydaktyka społeczna (ideologia), czyli kształtowanie pamięci zbiorowej. Stąd wziął się oksymoron: historyk z IPN.
Jak zauważył Paweł Machcewicz (Spory o historię 2000-2011), „»Polityka historyczna« stała się narzędziem wykluczania przeciwników poza wspólnotę narodową, orzekania, kto jest dobrym patriotą, a kto nie zasługuje na to miano, wreszcie budowania nowej wizji historii podporządkowanej współczesnym potrzebom i podziałom. [to] godzi w samą istotę powołania badacza”. Już wcześniej, 4 czerwca 1992 r. premier Jan Olszewski swe wystąpienie sejmowe zakończył pytaniem, które uznał za najistotniejsze w politycznej aksjologii: czyja będzie Polska? Przypomina to kłótnię w piaskownicy o to, czyje jest wiaderko. Podobne pytanie za nic ma Konstytucję RP, która w pierwszym artykule mówi, że Polska jest dobrem wspólnym wszystkich swoich obywateli, co znaczy, że nie może być przedmiotem zawłaszczeń i targów.
Cezura między „przed” i „po”, między „było” i „jest” traci na ważności, gdy zwycięska rewolucja zaczyna zjadać swe dzieci walczące o uznanie za prawowitych sukcesorów zmiany. W miarę budowania nowej rzeczywistości społecznej zaostrza się – zupełnie tak, jak chciał tego Józef Stalin – walka klasowa. Ranga tamtych wertykalnych podziałów blednie wraz z rosnącą rywalizacją niedawnych sprzymierzeńców. Nie ma już „przed” („było”), liczy się horyzontalne „jest”. W jego obrębie szuka się nowych wyróżników tożsamościowych: my – oni; swoi – obcy; u nas – u nich; nasi – wasi itp. Jeśli sięga się do przeszłości, to jedynie z powodów taktycznych, by zdeprecjonować obecnych przeciwników. W PRL patrioci narodowi przeciwstawiani byli szydercom. Dzisiejsze przeciwstawienia są dość podobne: z jednej strony historia monumentalna (historia chwały – Westerplatte, Monte Cassino, Katyń, Powstanie Warszawskie) – z drugiej szargająca świętości historia krytyczna (historia hańby – Jedwabne). Albo: pedagogika dumy (krzywda, heroizm, ewentualne przebaczenie) – pedagogika wstydu (wina, skrucha, pokuta, kara). Tylko pierwsze człony opozycji wyrażają topos Polaków rozumianych nie opisowo, ale normatywnie („prawdziwych”). Drugie to: tutejsi, krajowcy, przypadkowe społeczeństwo, pseudoelity z tytułami naukowymi, turyści, lemingi, puste czerepy, agresywna dzicz i jej cyniczni dysponenci, postpolskie mutanty lub prepolskie larwy wywołujące odór saskiego rozkładu Rzeczpospolitej (powyższe określenia przytaczam za dawniejszą i nie tak dawną publicystyką autorów sympatyzujących z normatywistami). Rafał A. Ziemkiewicz posłużył się parazytologicznym terminem „polactwo”, dźwiękonaśladowczym wobec robactwa. Jarosław M. Rymkiewicz mówił o wewnętrznych Moskalach i tutejszych niewolnikach mongolskiego cara.
Norman Davies sądzi, że wszystkie te opinie wyrażają poczucia podstawowe: „Oni są przekonani, że to oni są narodem. A jako naród mają prawo decydować, jaka naprawdę była historia i kto do Polaków się nie zalicza”. Na znanych fotografiach nad uczestnikami marszu „prawdziwych” Polaków unosiły się wielkie napisy: „Herr Tusk und Sikorski dość zdrady Polski. Służcie Niemcom w Berlinie, a Polskę zostawcie Polakom” oraz „Jarosław Polskę zbaw”. Irena Kamińska-Szmaj – badaczka języka wypowiedzi politycznych – zauważa, że takie zdania przypominają czasy PRL, tyle tylko, że „ wtedy kreowało się wrogów ludu określeniami: agent imperializmu, zgraja najmitów amerykańskich, zapluty karzeł reakcji”. Polityka historyczna powtarza dziś PRL-owskie obsesje, takie jak zagrożenie niemieckie, niechęć do regionalizmu, pochwałę centralizmu władzy itp.
Andrzej C. Leszczyński

I to jest ta prawdziwa różnica pomiędzy myśleniem o Polsce a polityką robioną w imię jakiś małych interesów partyjnych.
Bardzo głęboka – jak zwykle u tego autora – analiza podstawowych pojęć i procesów historycznych – a może by tak kazać kandydatom na prezydenta by obowiązkowo to przeczytali i zaliczyli u ACL ten temat ? – jeszcze zdążą
Nie wiem, czy możliwa jest obiektywna, historia. Nie ma faktów, są tylko interpretacje – tak pisał historyk, którego nazwiska nie mogę sobie teraz przypomnieć..
Nietzsche się mylił,.. „Nie bez zazdrości patrzy na stado pasących się krów Fryderyk Nietzsche: „nie zna ono wczoraj ani dzisiaj, hasa, żre, odpoczywa, trawi, znowu hasa, i tak od rana do nocy i dzień po dniu. […] Zwierzę żyje ahistorycznie: mieści się w teraźniejszości bez reszty.”
Nietzsche zlekceważył krowy, braci mniejszych i cud życia w ogóle. Krowy, ptaki matkują potomstwu,… wiele dało się udomowić. Konie oswoiły się z pojazdami mechanicznymi. Zwierzęta miewają sny a sen to wyobraźnia, kreacja i pamięć. Gady, owady porzucają potomstwo a ono, mimo sieroctwa posiada genetyczny zapis zachowań i właściwy gatunkowi kod populacji. O ile ludzie potrzebują opieki i nauki, głupie ptaki migrują w oparciu o znajomość awiacji i nawigacji,..
W temacie Pamięci Narodowej naszą słabością jest wybiórczy „daltonizm”. Niemiecki Drang nach Osten to to samo co polski grzech pierworodny miłości do Kresów.