28.02.2024
Wydawałoby się – pytanie nie na miejscu jeśli pada pomiędzy osobami dorosłymi. Wydawałoby się – bo jednak potrafi się znaleźć ktoś, kto ma problem powiązania skutku z występującą wprzódy przyczyną.
No cóż, zdarza się – powie ktoś. Świat się od tego nie zawali.
Pewnie tak, ale trochę gorzej wygląda sprawa, jeśli ten ktoś ma wpływ na naszą rzeczywistość, a przynajmniej na jej część.
Ostatnio takim brakiem wiedzy popisał się Kaczyński sugerując, że mniejsza liczba urodzonych właśnie dzieci jest winą Tuska i jego rządów.
Mózg ogarnięty chorobliwymi fobiami przestaje najwyraźniej funkcjonować, o tym doskonale wiedzą psychiatrzy. Musiał się Kaszuba odgryzać przypomnieniem, że „kluczowe decyzje w tej sprawie zapadały wiosną zeszłego roku, jeśli wiesz co mam na myśli …”
Coraz częściej widzimy i słyszymy, iż ten niby dr praw nie rozumie rzeczy absolutnie podstawowych. Kiksy i błędy brukują jego trasę dzień w dzień.
To, oczywiście. może się zdarzać, ludzie niezależnie od wieku miewają takie stany. Inaczej jednak patrzy się na to, kiedy taki ktoś ma wciąż władzę nad sporym procentem społeczeństwa, wierzącego w niego bezkrytycznie, co ma przełożenie na wiele aspektów naszego życia codziennego.
Co może taki człowiek? W sytuacji pozbawienia go władzy mniej, niż dotąd, ale wciąż sporo. Sporo złego. Nawet człowiek tak pełen miłości bliźniego z dobrocią serca wpisaną do dowodu osobistego, jak Jacek Fedorowicz, w niedawnym wywiadzie nazywa go wprost szkodnikiem, bo tylko tyle i aż tyle potrafi ów osobnik w obecnej swojej sytuacji.
Gorzej, że wciąż (jak długo? Można zgadywać) trzyma się jego poły skonstruowana przezeń mafijna hałastra licząca, że uda się zachować przynajmniej niektóre zrabowane społeczeństwu dobra, bo na zachowanie wszystkich zdobyczy już nie licząca.
Nie sądzę, by ta banda złoczyńców traktowała swego bossa serio, bo zwyczajnie się nie da. Jeśli ktoś na pytanie : – Gdzie jest wrak samolotu? Odpowiada pokazując pytającego „ – To ludzie Putina” to raczej trudno podejrzewać go o zdrowie psychiczne.
Kiedy mafijne szeregi przebierają nogami w oczekiwaniu na decyzje dotyczące miejsc na liście do parlamentu UE, a jest to niemal ostatni już dostęp do w miarę sytej miski, wodzuś warczy, że „za kampanię mają płacić z własnej kieszeni, partia płacić nie będzie”.
Nie wiem czy świadomie, ale tym samym zdradza prezes czym te wybory dla jego akolitów są naprawdę. Partii nie zależy na jakichkolwiek sprawach, o które można by walczyć w europarlamencie, a po prostu trzeba gdzieś usadzić najwierniejszych, by przypadkiem nie zwrócili się przeciw capo di tutti capi.
Inaczej wygląda wśród tzw. zwykłych ludzi na co dzień nie parających się polityką, których człowiek z „góry społecznej” zaszczycił obecnością na zorganizowanym spotkaniu.
Żal bierze, kiedy widzi się normalnych z pozoru ludzi patrzących na prezesa z uwielbieniem w oczach i gotowych pożreć każdego, kto mógłby powiedzieć coś nieprzychylnego pod jego adresem. Było już całkiem sporo incydentów, w których zebrani siłą usuwali osoby nie zgadzające się z linią prezesa. Na żadne konwersacje na spotkaniach z Kaczyńskim nie ma miejsca. Prezes jest zbyt słaby na dyskusje z przeciwnikami, jego „argumentacja” jest tak prymitywna, że składa się niemal wyłącznie z inwektyw, co świadczy o poziomie tak umysłowym jak i etycznym człowieka. A wciąż u wielu budzi zachwyt. Dlaczego?
Trudno pogodzić się z myślą, że wciąż mamy pewien procent obywateli, którzy „muszą mieć kogoś z batem” nad sobą i dopiero wtedy dobrze się czują. Nawet kiedy ten bat w rzeczywistości jest tylko wiązką chrustu rozlatującą się przy byle machnięciu. Można to nazwać zarysem prymitywnej religii, bo w sumie do tego się sprowadza, można składać bardziej głębokie analizy zjawiska. Nie da się jednak tego czegoś pominąć, tak jak nie da się przyznawać praw obywatelskich wyłącznie osobom reprezentującym poziom, którego byśmy od nich wymagali. Bo niby dlaczego?
Pytanie retoryczne, choć naprawdę co i rusz pojawiają się tego rodzaju pomysły, gorzej lub lepiej uzasadniane.
Może potrzebujemy wypracować jakieś sensowne minimum, które będzie podstawą naszej wspólnej egzystencji na tym łez padole? Przydałoby się, bo trudno żyć w wiecznym sporze z połową ludności kraju, trudno spodziewać właściwego rozwoju Ojczyzny w takich warunkach itd.
Na początek poszukiwałbym sposobu na obnażenie zerowej wartości niektórych idoli w oczach ich wyznawców (bo trudno ich nazwać tylko zwolennikami). Da się pokazać komuś, kto tego nie chce, że zero to zero?
Ilu tych wyznawców jeszcze nie wie skąd się biorą dzieci? Ot, zagadka …
Jerzy Łukaszewski
Kolejny świetny tekst pokazujący czym było państwo PiS i kim byli ludzie mający w nim władzę, tyle władzy ile dał im prezes, który był w państwie PiS władzą absolutną i ostateczną.
Ten gorzki i prawdziwy tekst pokazuje raz jeszcze na potrzebę poszukiwania innych rozwiązań niż tradycyjne wybory polegające na liczeniu głosów w wyborach w których coraz większą rolę odgrywają pieniądze i firmy robiące kampanie każdemu kto zapłaci.
To, plus wielka ilość ludzi, “którzy nie wiedzą skąd się biorą dzieci” robią z demokracji jej zaprzeczenie.
JŁ “Na początek poszukiwałbym sposobu na obnażenie zerowej wartości niektórych idoli w oczach ich wyznawców (bo trudno ich nazwać tylko zwolennikami). Da się pokazać komuś, kto tego nie chce, że zero to zero?”
Nie, nie da się. Typ umysłu, który mógłby przyjąć argument, że mesjasz jest oszustem, nie zostałby wyznawcą.
Artykuł ilustruje zjawisko, które dla nas, +/- normalnych ludzi, jest i śmieszne i żenujące. Uważamy zwolenników JK za wyznawców bezrefleksyjnych. Tymczasem oni są refleksyjni, refleksją swojego guru. Udało się tym ludziom wmówić przez lata obraz świata wynikający z kompletnego odwrócenia pojęć i oni wierzą w ten obraz, niezależnie od okoliczności. Odrzucają sygnały o świecie istniejącym a przyjmują wyłącznie sygnały o świecie odwróconym, płynace od JK, jego politycznych żołnierzy, hierarchów i katabasów krk, oraz propagandystów medialnych, nazywanych dla niepoznaki dziennikarzami. Wygłaszane przez JK oczywiste androny dla nich są krynicą prawdy, dobra i piękna. Oni tak zostali zaprogramowani – wierzą w to co im kazano i w co chcą wierzyć.
*
JK był, jest i prawdopodobnie pozostanie cynicznym hipokrytą, który tak dalece zapamiętał się w swoim zakłamaniu, że sam w nie uwierzył – przynajmniej cześciowo. Teraz jest pozbawiony władzy i w ramach kampanii samorządowej stara się zmobilizowć wyznawców, aby uratowali portfele jak największej liczby jego wiernych żołnierzy, bez których jest pisuckim pozbawionym wojska. Z kolei działacze polityczni partii JK jeżeli nie dostaną żołdu, ergo – publicznych pieniędzy, nie są tak zaślepieni by tkwili przy JK. Poszukają sobie nowego pracodawcy politycznego. I stąd brednie które opowiada naszczalnik – bo pewnie sam w nie wierzy lub uważa, że słuchacze mają obowiązek wierzyć. Chyba się nie myli.
*
Jestem zdania, że oglądamy schyłek tego szkodnika i jego formacji, co zwiastuje decyja JK o dożywotnim nią kierowaniu. Dożywotnim czyli do końca istnienia jednego z dwóch bytów. Zdaje się, że byt polityczny może prędzej dokonać żywota niż jego prywatny właściciel. Obydwa schyłki są trudne i żałosne – niemniej nieuchronne. Wyznawcy zostaną osieroceni, choć pewnie na krótko, bo pałeczkę przywództwa odwróconego świata przejmą młodsi prorocy, jak nie przymierzając Czarnek. Nie ma granic cynizmu, hipokryzji i hucpy wynikających z chamstwa, prostactwa i prymitywizmu. To istota DNA wyznawców.
*
W okresie 2007-2015, po pierwszym pisie wydawało się nam, że pis nie wróci. I tak mogło być gdyby Donald Tusk i szerzej PO zrozumiały skalę zagrożenia. Niestety ani Tusk ani PO nie doceniły siły absurdu i ciemnoty a PiS wrócił do władzy na 8 lat i teraz z trudem leczymy ciężko ranną ojczyznę po tym katakliźmie. Mamy nadzieje, że drugi raz Tusk i PO nie popełnią grzechu pychy i zaniechania wymierzenia sprawiedliwości za skalę dewastacji państwa polskiego. Oprócz nadziei potrzebna jest kontrola i stała presja, bo inaczej samo sie nie zrobi.
Wypracowywanie sensownego minimum, podstawy wspólnej egzystencji ze zwolennikami prezesa to arcytrudne przedsięwzięcie, niczym śpiewanie głuchym albo prawienie ślepym o kolorach. Wydaje sie bowiem, że tylko świecie moralnego głuptactwa, można tak powszechnie deklarować sympatię dla zasady „kradną wprawdzie, ale się dzielą”, albo do zasady sformułowanej ponoć przez samego prezesa: „gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, tobyśmy niczego nie mieli”. Można więc szukać sensownej podstawy, zdzierać gardło dowolnie długo i przekonywać uparcie, niczym bohater opowiadania H. G. Wellsa , który w społeczności ślepców, opowiada o wspaniałościach widzenia, ale miejscowi drwią z niego bezlitośnie, zaś ichni lekarz widzi rozwiązanie tej przykrej różnicy zdań w zabiegu okulistycznym uznając, że to własnie chore oczy bohatera wpływają na jego obsesyjne przywiązanie do chorobliwych fantazji, rujnujących mu normalne życie.