07.04.2024
Dziś wybory, podobno święto demokracji.
W lokalu gdzie głosowałem, świątecznego nastroju nie widziałem, kilka stołów z informacją jakie ulice obsługują siedzące za nimi miłe panie, stoliki do głosowania i wielka przezroczysta urna, do której można wrzucić te trzy karty. Przed lokalem stanowisko badawcze próbujące odpytać co piętnastego wyborcę na kogo głosował. I to wszystko. Tłumów nie było i pewnie nie będzie, bo jedyna kampania to mnóstwo wiszących wszędzie banerów z twarzami kandydatów, którzy zgodnie zapewniają, że kochają Gdańsk i że to jest wystarczający powód, by na nich zagłosować.
W wyborach na prezydenta miasta oprócz obecnej pani prezydent startowało pięciu panów, ale o żadnym z nich nie wiem nic, nigdy ich nie widziałem, nie słyszałem… a przecież to są wybory lokalne, to nie są te wielkie wybory do władz państwa. Jeżeli w społeczności półmilionowego miasta jakim jest Gdańsk, kandydat na urząd prezydenta nie potrafił zapisać się w pamięci takiego kogoś jak ja, kto jest wyczulony na sprawy społeczne, na ten cały polityczny cyrk jakim jest kampania wyborcza, to mam wątpliwość co do tego czym są te wybory -powszechne, tajne, równe, demokratyczne i bezpośrednie.
Jeżeli kampania to tylko banery z twarzą, nazwiskiem i logo (nie wszędzie) partii czy ugrupowania, to nie może dziwić, że frekwencja ledwo przekracza 50%. W tych wyborach nie ma temperatury, nie ma tego spięcia jakie wystąpiło w wyborach 15 października, w których frekwencja sięgnęła 75%.
Czy to oznacza, że tylko osiem lat rządów aferzystów i złodziei, osiem lat niszczenia praworządności i wyprowadzania Polski z Unii Europejskiej może spiąć ludzi tak, że czekają pod lokalami wyborczymi przez wiele godzin, w gigantycznych kolejkach, by powiedzieć – dość tego, spadajcie…
W wyborach lokalnych, nawet tam gdzie następuje zmiana lidera, jak ma to miejsce, na przykład, w Krakowie, tych emocji nie ma (ciekawe czy wystarczy cały autorytet Donalda Tuska, który publicznie i jednoznacznie poparł swojego kandydata)
Za kilka dni poznamy wyniki, rewolucji nie będzie, może zmienić się tylko układ władzy w kilku sejmikach, w dużych miastach nie zmieni się nic, na poziomie gmin, na stanowiskach burmistrzów czy wójtów zmieni się tyle co nic – mamy gminy gdzie liczba kandydatów równa jest liczbie mandatów do objęcia i takich burmistrzów czy wójtów, którzy nie mają kontrkandydata.
Czas może pomyśleć o zupełnie nowym sposobie wyłaniania władzy lokalnej, o takich mechanizmach, w których sprawdzany byłby potencjał kandydata, jego kwalifikacje, dotychczasowy dorobek i droga życiowa, tak, by wpisanie na listy kandydatów i wybór w głosowaniu oparty był o merytoryczne przesłanki, a nie jego buzię i zapewnienie, że kocha nasze miasto.
Może na początek choć tyle…

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Nie da się nie przyznać racji.
Wybory 15 października 2023 roku były czymś nadzwyczajnym. Zrywem w poważnym stopniu „ratującym życie”. Obecne wybory samorządowe oznaczają powrót do normy. Normy mało aktywnego społeczeństwa złożonego w znacznym stopniu z biedaków wierzących kłamcom, złodziejom, malwersantom będacym zarazem chamami i prostakami. Pokazują ile pracy przed nami.
Mi są lokalne wybory bardzo bliskie. Mieszkam w małym mieście wię sporo kandydatów znam choćby z widzenia. Wygrał ,,stary,, burmistrz. I bardzo fajnie. W Legnicy natomiast ,,metropolii ,, gdzie pracuję wreszcie przegrał stary prezydent. Wreszcie moze Legnica doczeka się dobrego włodarza. To jest właśnie piękne w wyborach. Ze można powiedzieć dość. I to jest piękne. Były już prezydent nid dostał się nawet do rady miasta.
Niestety w wyborach lokalnych, już urzędujący kandydaci do władz gminy, miasta, województwa, mają przewagę nad aspirującymi kandydatami bez doświadczenia urzędniczego. Fakt ten powinien nas skłaniać do zastanowienia się nad kadencyjnością nie tylko Prezydentów, ale i samych Radnych.
Do realizacji tego celu niezbędne są aktywne lokalne społeczności. Z tą aktywnością jest jak dotąd bardzo kiepsko – niestety to zmiana na pokolenia, nawet jeżeli kierunek zmian się utrzyma.