Zbigniew Szczypiński: 9 Maja w Moskwie, na Placu Czerwonym5 min czytania


10.05.2025

Wczoraj w Moskwie, na Placu Czerwonym, fetowano Dień Pabiedy, 8o rocznicę zwycięstwa nad nazizmem i Trzecią Rzeszą Adolfa Hitlera.

To już norma, Rosja nie uznaje daty 8 maja, Rosja świętuje 9 maja, dzień w którym na wyraźne życzenie Józefa Stalina powtórzono ceremonię podpisania kapitulacji w Berlinie, Berlinie który został zdobyty przez Armię Czerwoną. Tak jest od lat, zdążyliśmy już do tego przywyknąć. Na te defilady wybierali się kiedyś polscy prezydenci, brali w niej udział liczni przedstawiciele państw zachodnich, praktyczne bywał tam cały świat. Piszę o tym specjalnie i przypominam te dawne lata po to, by zderzyć to z tym co działo się wczoraj w Moskwie – obejrzałem materiał emitowany przez telewizję rosyjską w moim małym tablecie.

I to naprawdę było warto, przez prawie dwie godziny można było zobaczyć współczesnego cara Rosji w otoczeniu przedstawicieli różnych krajów ale prawie bez wyjątku krajów azjatyckich, z przywódcą Chin na czele. Byli tam szefowie krajów powstałych po rozpadzie Związku Radzieckiego takich jak Azerbejdżan, Uzbekistan, Kazachstan i innych. Była też Korea Północna, z krajów europejskich był tylko premier Słowacji i Słowenii, nie liczę Białorusi bo to przecież część Rosji w tym dobrze brzmiącym w polskim języku związku o nazwie ZBiR.

Oglądając to zgromadzenie, tak jak formatowała to kremlowska telewizja, miałem jasność – obecna Rosja to Azja, nie Europa, a Putin to rosyjski car, władca absolutny, pan życia i śmierci tych milionów Rosjan, których jest w Rosji coraz mniej, bo wymierają, gdy inne azjatyckie nacje wchodzące w skład obecnej Rosji i na jej obrzeżach mają się dobrze i stale rosną wielkością swych populacji.

Po wczorajszej defiladzie mam pewność – Rosja Putina nie wchodzi w skład krajów europejskich, nie jest nawet w tej wielkiej rodzinie krajów zachodniej cywilizacji. To azjatycka satrapia, w której jeden człowiek jest prezydentem, premierem, naczelnym wodzem wszystkich rodzajów armii, najbogatszym człowiekiem na całym świecie, kimś kto wie, że jak zechce, to zniszczy Ukrainę, którą traktuje jak integralną część Rosji, zlikwiduje cały 50 milionowy naród ukraiński, który według niego nie jest żadnym narodem, a potem upomni się o te dawne republiki radzieckie jak Litwa Łotwa i Estonia, które teraz są wprawdzie częścią Europy, a nawet NATO ale on wie, że świat nie będzie chciał umierać za Wilno, tak jak kiedyś nie chciał umierać za Gdańsk.

Zmuszony do obejrzenia niekończącej się serii powitań cara z przedstawicielami rosyjskiej armii, którzy salutując meldowali swoją obecność życząc zdrowia carowi, oglądając rosłe wszerz sylwetki w mundurach, obwieszonych licznymi orderami przypomniał mi się taki dowcip z czasów Leonida Breżniewa, który kochał medale i odznaczenia, o tym że Breżniew, pierwszy sekretarz KC Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, zażądał by poszerzyć mu operacyjnie klatę piersiową, tak by było miejsce na nowe medale. Putin nie miał żadnego medalu, jedynym oznaczeniem była wstążeczka w klapie garnituru nawiązująca do Dnia Zwycięstwa.

Widząc szeregi maszerujących żołnierzy, ale i żołnierki, wybijające rytm kroków defiladowych, cały ekran wypełniony sylwetkami ludzi-nie ludzi, automatów lub cyborgów, zdałem sobie sprawę, że obawy niektórych ludzi, że rozwinięta AI zmieni ludzi w automaty są bez sensu – to już się stało w takich satrapiach jak Rosja Putina. Jeden człowiek to abstrakcja (chyba że jest to car Putin), liczy się masa jednako ubranych, jednako ruszających się, krzyczących zgodnie na komendę to swoje „huraa”, jednako myślących i jednako uwielbiających swojego cara. Ta wizja się już stała i wczorajsze obchody 9 Maja na Placu Czerwonym w Moskwie są tego najlepszym dowodem.

Część wojskowa była więcej niż skromna, pokazano stare modele czołgów, przejechały transportery z kontenerami w których były podobno rakiety, przeleciały samoloty kreślące na niebie trójkolorową flagę Rosji i to wszystko. Albo sprzęt jest na froncie albo go nie ma – to nie były te dawne pokazy, gdy Rosja prężyła muskuły przed całym światem – teraz najważniejsze było, że przywódca Chin, naprawdę światowego mocarstwa, stał obok cara Rosji i miał minę, z której nic nie można był wyczytać. Liczyła się jego obecność, dla cara Rosji bardzo ważna, potwierdzająca chińskie zaangażowanie w jego politykę.

W wygłoszonym przez Putina przemówieniu można było usłyszeć wszystkie wątki imperialnej polityki ZSRR i obecnej Rosji, usłyszeć o tym, że nigdy nie zapomniane zostanie bohaterstwo żołnierzy i partyzantów i wszystkich ludzi, którzy w latach wojny stanęli do walki z wrogiem. Przemówienie cara Putina było też dobrą ilustracją tego co znaczy polityka historyczna w działaniu – Putin nie zająknął się nawet, że ta wojna, która zaczęła się przecież w 1939, a nie w 1941, zaczęła się od napaści Niemiec na Polskę, napaści w której od 17 września czynny udział brał Związek Radziecki Józefa Stalina, sojusznika Hitlera. Wojna według Putina zaczęła się w 1941 i była to nie II wojna światowa, a wielka wojna ojczyźniana – tak jest to przedstawiane w oficjalnej historii Rosji, zgodnie z wykładnią obowiązującej polityki historycznej, bo przecież nie historii. To dobra ilustracja tego, co znaczy „polityka historyczna”, wydawałoby się całkiem niewinny termin, a przecież to nieprawda, to zorganizowane kłamstwo na użytek tej czy innej władzy.

I niech to będzie puenta do całości.

Zbigniew Szczypiński

Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.

 

3 komentarze

  1. Grfg 13.05.2025
  2. slawek 13.05.2025
    • Zbigniew 17.05.2025