13 grudnia czeka nas powtórka z 11 listopada. W rocznicę stanu wojennego prezes PiS zapowiedział wielki „marsz niepodległości i solidarności”, aby w ten sposób wyrazić sprzeciw i zaprotestować wobec słów Radosława Sikorskiego, które padły w poniedziałek w Berlinie.
Cena nie gra roli. W końcu – głosi prezes – chodzi o obronę polskiej suwerenności i państwa polskiego, „żeby polska suwerenność znów nie okazała się dwudziestokilkuletnim incydentem”. I dlatego też trzeba wezwać na pomoc „uczciwych”, „patriotycznych” kiboli, co już uczynił pos. Jacek Sasin. Może znów zapłoną wozy transmisyjne TV, albo – jeszcze lepiej – znajdzie się jakiś pisowski Horst Wessel?
Ktoś powie: gdzie Rzym, gdzie Krym; co ma rocznica stanu wojennego z 1981 r do berlińskiego wystąpienia ministra Sikorskiego. – A jakie to ma znaczenie? Dla prezesa i jego partyjnych podkomendnych, nie wyłączając około-pisowskiej stajni prawicowych publicystów każdy pretekst byłby teraz dobry: kolejna „miesiączka” na Krakowskim Przedmieściu, a choćby i noc sylwestrowa, gdy po raz pierwszy zebrała się „komunistyczna” Krajowa Rada Narodowa, (było coś takiego w naszej historii). A potem jeszcze 17 stycznia 1945, gdy wkraczające do Warszawy oddziały Armii Czerwonej zniewalały stolicę Polski…
Po pierwsze – toczy się walka na śmierć i życie z „ziobrystami” – czyli dwóch PiS-ów – o poparcie najtwardszego elektoratu (bo tylko taki pozostał im do „zagospodarowania”), więc obie watahy będą się licytowały, która mocniej opluje Sikorskiego i przyłoży Tuskowi. Gdy jedna zażąda Trybunału Stanu, to druga natychmiast będzie krzyczała: tylko gilotyna!
Po drugie – skoro, żeby w triumfie wrócić do władzy, potrzebna jest katastrofa, to należy samemu sprowokować zamieszki, podpalić kraj. Choćby i z pomocą „kiboli”.
Polityczna debata o przyszłości Unii Europejskiej i jej reformie? Polska? – A kogo to obchodzi? – Celem jest władza i tylko władza; żeby jedni mogli zaspokoić swoje chorobliwe, polityczne ambicje, drudzy – aby mogli rozprawić się z liberałami, komuchami, Michnikiem i Gazetą Wyborczą, a jeszcze inni, aby przywrócić karę śmierci oraz zapisać w Konstytucji ochronę życia poczętego od momentu spuszczenia spodni… I – oczywiście tylko przy okazji, niejako mimochodem – załapać się na stołki w urzędach wszystkich szczebli, spółkach skarbu państwa i mediach publicznych. Przecież tak pięknie wszystko się zapowiadało w czasach IV RP…
Cały ten program można zawrzeć w krótkim haśle: „Sikorski na szafot – Polska na stos”. A wszystko pod szczytnymi sztandarami obrony niepodległości Ojczyzny, suwerenności, wolności itp, choć tak naprawdę chodzi jedynie o to, kto będzie rządził na prawicy: czarni bolszewicy, czy mieńszewicy. Kto głupi – to kupi.
Sławomir Popowski
Jedna z cech faszyzmu jest dążenie do władzy przez wzniecanie zamieszek przez elementy z marginesu społecznego (kibole to przecież nic innego jak chuliganeria), tworzenie i popieranie organizacji bojówkarskich (ONR, NOP) oraz głośne odwoływanie się do haseł nacjonalistycznych.
Kaczyński to właśnie robi.
Jedno, co mi się nie zgadza, to to, że jemu chyba na rządzeniu w kraju nie zależy. On chce być tylko przywódcą partii, która ma swoją reprezentację w sejmie, dzięki czemu można wygodnie dożyć późnego wieku.
Racja. Wydaje mi się jednak, ze cala ta szopka z podziałem pisu na dwie partie jest robiona, by spotegowac glos kaczystow. Dwa wystąpienia, dwa referaty, dwie transmisje. Czegoż więcej pragnąc, gdy wypełnia się 24h „blog reklamowy” we wszystkich stacjach tv i gdy zajmuje się pierwsze szpalty nie tylko swoich, kaczystowskich gazet!? Za darmo. I nawet reklame marszu zrobia za darmo. Naiwniacy czy idioci jestesmy?
Ja im nie wierze, bo cwaniactwu dali dowody niejednokrotnie. Uwazajmy, znowu nas oszukuja!
Po pierwsze: nie mylić cwaniactwa z inteligencją. „Nawet największa liczba ćwierćinteligentów nie czyni jednego inteligenta” – twierdzenie Petera. Po drugie: Kaczyński od dawna marzy o swoim SA, o zadymie, o tym by w końcu policja zaczęła strzelać i wówczas „lud” dokona spalenia Reihstagu. Po trzecie: Szkoda, ze Kaczyński nie był taki odważny tamtego 13 grudnia 1981 roku. Wówczas, schowawszy się u mamy za szafą, tkwił tam trzęsąc portkami przez kolejne 6 lat. Wychynął dopiero pod koniec 1987 roku, gdy bylo już bezpiecznie.
A nie, nie tkwił u mamy za szafą! Jak sam się przyznawał (dla nieco młodszych – nie jest to żaden apokryf!) – „Obudziłem się więc w południe i poszedłem do kościoła w kompletnej nieświadomości. Słyszałem tylko, jak mama ma pretensje do ojca, że nie zapłacił rachunku, bo telefon jest wyłączony. W kościele panował potworny tłok, ale akurat tego dnia był u nas Obraz NMP. Kazanie ks. Boguckiego wydawało mi się też jakieś dziwne. I powoli zacząłem się orientować co się stało.”
Zaiste, wielki to był rewolucjonista! Obradujący w Gdańsku działacze, w tym ukochany braciszek, już byli internowani, ludzie w tym okresie budząc się włączali przede wszystkim radio, by dowiedzieć się: weszli, nie weszli, a na Żoliborzu cisza jakby to był inny świat?
A w „zadymie” raz brał udział.Wtedy, gdy w 1993 palił kukłę Wałęsy. Nieważne, że wtedy już nie było ZOMO, które by go spałowało. Ważne, że był na czele.
Teraz to zapewne trzeba będzie nieść palące się trzy kukły. Nic to, ochroniarze dadzą radę.
Straciłem nieco orientację- a co z 10-tym grudnia? Nic nie będzie?
1o grudnia pewnie zgodzi się na prośbę wiernych zostać Mesjaszem.
Można podejrzewać, że uroczystości, a raczej te dziwne pisowskie rytuały i obrzędy, będą trwały przez 4 dni. Nie wiem, gdzie kolejny pochód jest planowany, ale modły pod pomnikiem ks. Poniatowskiego są chyba pewne. W sumie defilada obok „Przekąsek zakąsek” też się wydaje całkiem naturalna. Żal prezesa Kaczyńskiego po niedoszłej prezydenturze nigdy nie przeminie, a przegranej nie zapomni Komorowskiemu nigdy.
Jeżeli Kaczyński teraz opowiada, że nic nie wiedział iż szykuje się stan wojenny, to przepraszam, ale chrzani. Był u nas w Regionie Mazowsze pracownikiem biurowym w tzw. Osrodku Badań Społecznych (a nie „doradcą zarządu regionu”, jak obecnie twierdzi). Pracując w regionie, na Mokotowskiej, po prostu nie można było nie wiedzeć, co jest grane. Było już po strajku w WOSP, od października dołowaliśmy maszyny drukarskie, gromadziliśmy papier… Oczywiście Kaczyński nie brał żadnego udziału w podziemiu, aż do konca 1987 roku, czyli do momnetu, gdy podziemie nie było juz w podziemiu. Obecnei twierdzi, ze był „członkiem i doradcą władz krajowych podziemnej Solidarności”. Nic dziwnego, że taki mitoman chce świetować 13 grudnia. piękny kompolet – cudze święto do cudzegożyciorysu.
Ile takich krętactw jeszcze znajdziemy ?! Przecież już mało kto oprócz sekty wierzy w jego słowa. Choćby w to, że na tylu ludzi działających w opozycji tylko jego teczka została sfałszowana.
Ale przecież ” żadne płacze, żadne krzyki nie przekonają nas, że białe jest białe, a czarne jest czarne”.