Alina Kwapisz-Kulińska: Doczekałam2 min czytania


10.01.2024

Doczekałam. Wreszcie. Nie chce się wierzyć, i to wcale nie chodzi o aresztowanie przestępców z wyrokami.

Jeszcze niedawno

Gdy o poranku przez lat osiem każdego (każdego!) dziesiątego dnia miesiąca zdarzało mi się wyjść do Ogrodu Saskiego lub na Krakowskie Przedmieście, nie mogłam swobodnie przejść. Obojętnie, czy na spacer, czy do lekarza, czy w innych ważnych sprawach. Barierki, ogrodzenia pilnowane przez zmasowane siły policyjne uniemożliwiały chodzenie publicznymi drogami. Sprowadzano dziesiątki policyjnych samochodów, „suk”, które stały migając „kogutami”, często bez wyłączania silników, blokowały, jeździły nieraz na sygnałach. Patrole policyjne blokowały, legitymowały, sprawdzały torby (naprawdę, policjant o wyglądzie mojego wnuka kiedyś kazał mi pokazać zawartość plecaczka!).

A dzisiaj, 10 stycznia – pustka. Nie do wiary. Wróciła normalność. I choć nienormalność broni się zębami, pazurami, szantażami i pogróżkami, chcę wierzyć, że nie wróci. Że jej nie pozwolimy.

Dzisiaj

Na placu przed Ogrodem Saskim pustka. Przed niecałą godziną był tłumek – pod wodzą Ukochanego Przywódcy rozłożono rytualny krzyż ze zniczy, złożono rytualny wieniec. Pod smętnym pomnikiem Prezydenta Tysiąclecia (dziś w remoncie), a potem pod Schodami Smoleńskimi. Policjanci pilnowali, ale już bez odpychania, zasłaniania, niekiedy rozganiania i pałowania. Dziesiątki radiowozów nie odgradzały Wyznawców Smoleńskiej Religii od miłości ludu. Dziś wystarczyła taśma i kilkunastu porządkowych. Jak słyszałam, na głos, krótko (mróz!), wymamrotano modlitwę. Przywódca się przeżegnał, wsiadł do limuzyny i odjechał. Nikt go nie napastował. Choć kilkanaście osób wołało rytualnie: „Będziesz siedział!” i prezentowało swoje poglądy wypisane na dyktach. Siły społeczne w osobie pana Komosy złożyły wieniec, którego Ukochany Przywódca tym razem nie zniszczył.

Wieczorem

Zdaje się czekają go i jego wyznawców jeszcze wieczorne modły. Może wtedy wygłosi kolejne Ważne Przesłanie. Na razie na placu Piłsudskiego pustka. Kilku jakby pogubionych policjantów. Normalni przechodnie nie patrzą nawet na wieńce. Jakaś samotna pani chodzi wzdłuż blaszanego płotu i na głos się modli. Jak to po katastrofie. Długo to trwało, ale zaczyna się normalne życie.

Alina Kwapisz-Kulińska

 

3 komentarze

  1. Senex 11.01.2024
  2. slawek 12.01.2024
  3. ohir 12.01.2024