Patriarcha Kirył, zwierzchnik Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej jednoznacznie wystąpił po stronie protestujących przeciwko fałszerstwom wyborczym, jakich dopuszczono się podczas grudniowych wyborów do Dumy Państwowej.
Cerkiew przerywa milczenie
„Protesty, wyrażane w legalny sposób, powinny doprowadzić do skorygowania polityki” – powiedział patriarcha w wywiadzie udzielonym telewizji rosyjskiej, w związku z prawosławnymi świętami Bożego Narodzenia. I dodał: „jeśli władza pozostaje nieczuła na te protesty, to jest to bardzo niedobry znak, świadczący że nie jest ona zdolna do dokonania autokorekty i nie jest w stanie reagować na sygnały płynące z zewnątrz”. „Każdy człowiek żyjący w wolnym społeczeństwie – kontynuował Kirył – powinien mieć prawo wyrażać swoje opinie, w tym i sprzeciw wobec działań władzy. Jeśli ludzie są tego prawa pozbawiani, to jest to odbierane jako ograniczenie wolności. I jest bardzo bolesne…”
To było pierwsze od blisko 20 lat tak jednoznacznie polityczne wystąpienie zwierzchnika RCP. Dotychczas cerkiew, blisko współpracująca z władzami państwowymi zdecydowanie unikała wszelkich wypowiedzi krytycznych, czy choćby dystansujących się od polityki Kremla. I tylko raz zdarzyło się (jesienią 1993 r), kiedy rosyjski patriarcha, wówczas Aleksij II, angażował się w spór polityczny między gospodarzem Kremla (Borysem Jelcynem) i opozycją, występując w roli pośrednika, mediatora. Była to jednak szczególna sytuacja, kiedy konflikt między Kremlem i Parlamentem, zdominowanym przez „czerwono-brunatną” opozycję (jak wówczas mówiono) – groził siłowym rozwiązaniem. Mediacja Aleksija II, jak wiadomo, zakończyła się wtedy fiaskiem, doszło do szturmu na parlament i zdobycia „Białego domu” przez siły wierne Jelcynowi…
Patriarcha „reformator”
Dziś sytuacja tylko w niewielkim stopniu przypomina tę z jesieni 1993 r, (choć – przypomnijmy – konflikt również zaczynał się wówczas od demonstracji opozycji wobec Kremla, tyle że wtedy głównie komunistycznej). Na razie demonstracje organizowane przeciwko polityce władz i fałszerstwom wyborczym mają wyłącznie charakter obywatelskiego protestu, a ich organizatorzy zdecydowanie pilnują, aby utrzymać je w granicach legalności i nie dać się sprowokować na jakiekolwiek siłowe rozwiązania. I jeśli już szukać jakichś podobieństw dla wielotysięcznych, grudniowych protestów w Moskwie na placu Błotnym i prospekcie Sacharowa, to – ustępując miejsca pod względem liczebności – bardziej przypominały one demonstracje opozycji demokratycznej z czasów „pieriestrojki” Gorbaczowa, aniżeli protesty „czerwono-brunatnej” opozycji z 1993 r, które ostatecznie doprowadziły do krwawego konfliktu.
W tym kontekście słowa patriarchy Kiryła można i należy interpretować, jako wyraz zmiany polityki RCP, która pod rządami nowego zwierzchnika ma ambicje występować w roli bardziej samodzielnego podmiotu, ustawiającego się ponad bieżącym sporem politycznym i szukającego dla siebie miejsca swego rodzaju autorytetu moralnego. To coś zupełnie nowego, bowiem dotychczas cerkwi bardziej zależało na bliskich kontaktach z władzą, aniżeli z… wiernymi. Ale też – jak widać – nie jest przypadkiem, że już w kilka miesięcy po objęciu tronu patriarszego, Kiryła – usiłującego podźwignąć RCP – nazwano „Patriarchą Reformatorem”.
Nowe przesilenie
Wszystko to, to także jeszcze jedno potwierdzenie faktu podstawowego i najważniejszego: 20 lat po rozpadzie Imperium radzieckiego Rosja wkracza w okres kolejnego przesilenia politycznego. Swoich dni dożywa właśnie system polityczny, stworzony w dekadzie rządów Władimira Putina i „twórczo rozwinięty” w krótkim okresie prezydentury Dmitrija Miedwiediewa, nazywany dość ironicznie „tandemokracją”. Ale to właśnie wtedy, także pod wpływem rozlewającego się po świecie kryzysu finansowego i gospodarczego w Rosji po raz pierwszy od dawna zaczęto poważnie mówić o potrzebie modernizacji państwa, w tym również modernizacji politycznej. Zgodnie z hasłem: albo Rosja będzie się modernizować, albo będzie marginalizowana.
Te nadzieje zostały podważone, gdy na szczytach władzy – a nikt już nie wątpi, że była to decyzja Putina i jego otoczenia – zdecydowano się na tzw. rokirowkę, czyli roszadę: Władimir Władimirowicz i Dmitrij Miedwiediew zamienią się miejscami… A potem doszły jeszcze masowe fałszerstwa wyborcze, byle tylko (ale jak się okazało: bezskutecznie) zapewnić „Jednej Rosji”, rządzącej partii Tandemu, większość konstytucyjną.
Wiktor Jerofiejew miał rację, gdy w komentarzu dla Die Zeit pisał, (cytuję za „Forum”- SP): „To władza jest winna, że naród 10 i 24 grudnia masowo wyszedł na ulice demonstrować. Okazała się bowiem zarazem miękka i arogancka. Miękka – bo sama zaaranżowała zabawę w konserwatywno-liberalny tandem Putina i Miedwiediewa. Zaprezentowała zrazu domniemaną otwartość, by potem oznajmić arogancko – i nie licząc się z nikim, także z bliskimi zaufanymi – że zabawa skończona. A ściślej biorąc, że w ogóle nie było żadnej gry. Nawet najwierniejsi zwolennicy obozu władzy odebrali to jako intelektualne nadużycie… Za to, że Miedwiediew okazał się wiernym Piętaszkiem, Putin zaoferował mu zamianę ról… Innym wyznaczono jedynie rolę klakierów i lokajów”.
Kolejny „ruski bunt”?
Jerofiejew pisze, że to co widzieliśmy na placu Błotnym i prospekcie Sacharowa, to „narodziny rosyjskiego społeczeństwa obywatelskiego”. Mnie też to się podobało, ale byłbym ostrożniejszy w formułowaniu tak kategorycznych ocen. Widziałem i uczestniczyłem w zbyt wielu rosyjskich demonstracjach, także tych wielusettysięcznych, demokratycznych, w czasach „pieriestrojki”. Zgoda, walnie przyczyniły się one do demontażu systemu komunistycznego, ale na tym koniec.
Także i tym razem, w przypadku protestów A.D. 2011, (a pewnie i 2012), widać jak trudno jest o jakikolwiek wspólny program, czy choćby o wspólną wizję państwa, jakie chcieliby budować uczestnicy tych protestów. To nadal jest ten sam „rosyjski bunt”, który w swoim „Imperium” opisywał Ryszard Kapuściński, tyle że przeniesiony do epoki Internetu. Zmienimy władzę, obalimy system i będzie lepiej! Ale jak? W jaki sposób? I co zbudujemy na jego miejsce? Jakie państwo? Z jakimi przywódcami? Jakimi partiami? Przecież, na co słusznie zwraca uwagę Jerofiejew, a wcześniej pisał o tym w GW Adam Michnik: gdyby dziś spełnić żądania protestujących i rozpisać ponowne wybory, wówczas wystartowałyby w nich tylko już istniejące partie, a wtedy rzeczą realną mogłoby być zwycięstwo komunistów i nacjonalistów… „Gdyby opozycja doszła do władzy, nie tylko obaliłaby rządy partii Putina, ale zadałaby również dotkliwy cios rosyjskiemu kapitalizmowi” – pisze Jerofiejew. Bo choć w wydaniu Putina jest to kapitalizm paskudny, ale to on broni dziś kapitalistycznego rozwoju Rosji, przed populistami wszelkiej maści i komunistami; bez niego mogłoby dojść do zapaści gospodarczej i rozpadu państwa… Oto prawdziwie rosyjski dylemat… Prawie nie do rozwiązania.
Rewolucja? – Jeszcze nie teraz
Lilia Szewcowa z moskiewskiego Centrum Carnegie, jeden z najwyżej cenionych politologów rosyjskich, komentując zapowiedzianą roszadę – „rokirowkę” – na szczytach władzy w Moskwie napisała z goryczą, że oznacza ona jedno: to, że w Rosji władza może się zmienić już tylko w drodze rewolucji. I pewnie ma rację, ale kto powiedział, że rewolucja musi być krwawa? – Zresztą, gdyby miało do niej dojść to raczej jeszcze nie teraz.
Jak wynika z badań Centrum Lewady, uważanego za najbardziej wiarygodny ośrodek badania opinii publicznej w Rosji, w społeczeństwie raczej nie ma nastrojów rewolucyjnych. Wprawdzie prawie połowa (45 proc) ankietowanych uważała ostatnie wybory do Dumy Państwowej za nieuczciwe i mniej więcej tyle samo nie miało złudzeń co do uczciwości marcowych wyborów prezydenckich i nie wierzy w obietnice Putina, że tym razem wszystko będzie przejrzyste i do sprawdzenia, to jednocześnie tyle samo było całkowicie zadowolonych z wyników, uważało że odpowiadają one politycznym oczekiwaniom obywateli i nie mają zamiaru żądać ustąpienia Putina. Poza tym ich zdaniem, fałszerstwa wyborcze to jeszcze nie powód, aby rozwiązywać tylko co wybraną Dumę.
Co będzie dalej? – Putin pewnie zostanie prezydentem tak, jak sobie zaplanował, ale zwycięstwo raczej nie przyjdzie mu łatwo. Może nawet będzie musiał walczyć w drugiej turze, co byłoby wielką sensacją, odbieraną jako dowód jego słabości. Ważniejsze jest to, co zrobi po wyborach: czy wybierze drogę stopniowej modernizacji, czy też będzie próbował zastosować sprawdzoną w historii Rosji metodę „konsolidacji władzy”, tj. dokręcania śruby, rządów coraz bardziej autorytarnych. Taka jest ich logika. W tym drugim przypadku jego los będzie przesądzony, bo – mimo wszystko – dzisiejsza Rosja to już nie jest ta sama Rosja, co kiedyś. Wywiad patriarchy Kiryła, od którego zacząłem ten tekst, jest tego kolejnym potwierdzeniem.