Alina Kwapisz-Kulińska: Podglądanie Zuzanny (4)10 min czytania

AKK_15p

Zdjęcie z Warszawy

2014-04-05.

W Krakowie – Marysia

Jan Śpiewak pisał, że widział Zuzannę ostatni raz w czerwcu 1941. W przeddzień wolności zginęła. Nie miał najlepszych informacji, ale też są ciekawe, bo widać, jak rozchodziła się plotka: Przez pewien czas ukrywała się we Lwowie. Tam zginął jej mąż. Przyjaciele pomogli jej wyjechać do Krakowa, wystarali się dla niej o dokumenty ormiańskie. Znajomy malarz, który zaopiekował się nią w Krakowie, został powieszony przez hitlerowców. Ginczanka została sama. Katastrofa przyszła nagle. Wydała ją gospodyni, u której mieszkała. Tyle lat żyła nadzieją, do ostatniego momentu, do egzekucji.

AKK_10_IKC_WozniakowskipTen malarz to Janusz Woźniakowski, ostatni przyjaciel Zuzanny i Michała Weinzeherów. Nie wiadomo, gdzie, kiedy i jak się poznali. Świadectwa mówią, że byli ze sobą blisko. On zaangażował się w ukrywanie Michała, wyrobił mu papiery na nazwisko Danilewicz. Razem konspirowali dla PPR-u, podobno podrabiając dokumenty; Janusz był grafikiem. Zuzannę ulokowali w innym lokalu. Woźniakowski strzegł jej i ją odwiedzał. To była miłość. Franciszek Gil powiedział, że najpełniej z nas wszystkich [lokatorów mieszkania przy Jabłonowskich] nosił ją całą w sobie i w ostatnich latach żył bodaj tylko dla niej. Nazywała się „Marysią”, a Blumka, z którą spotkała się w pierwszym po ucieczce z Lwowa mieszkaniu w podkrakowskich Swoszowicach, była „Bożenką”.

Podobno Janusz Woźniakowski został najpierw aresztowany z powodu działalności konspiracyjnej (wspominał go dr Julian Aleksandrowicz, któremu pomagał w ucieczce z krakowskiego getta). Potem przyszli po Michała Weinziehera, jako Danilewicza, Polaka; jego pochodzenie nie wyszło na jaw. Powieszono ich. Jedna z relacji mówi, że Janusz, siedząc w więzieniu, szalejąc z niepokoju o Zuzannę, pisał grypsy. Błagał w nich o zajęcie się nią. I niestety podawał jej adres. Grypsy trafiły do Niemców. Przyszli po Zuzannę. Ale to wygląda niewiarygodnie.

Janusz Woźniakowski i Michał Weinzieher zginęli, jak widać na okupacyjnym afiszu, w kwietniu roku 1944. Są opisani tak: Grafik Janusz Woźniakowski ze Lwowa za przynależność do organizacji komunistycznej i sporządzanie fałszywych dowodów. Historyk sztuki Michał Danilewicz z Krakowa za popieranie organizacji wywrotowej przez kolportowanie ulotek. Zuzannę aresztowano zaś w grudniu tego roku. Gdyby Woźniakowski „wydał ją”, chcąc czy nie chcąc, raczej Niemcy by tyle czasu nie czekali z jej aresztowaniem. To musiało być co innego. Najpewniej jednak denuncjacja. Razem z Zuzanną aresztowali Blumkę. Podobno miała ona tzw. dobry wygląd, poruszała się więc po mieście. Może jednak zdradził ją lęk czy niepewność? Zuzanna nie chciała dać się zabrać, wspominają ci, którzy podobno widzieli aresztowanie, jak pluła i strasznie krzyczała. Relacje Krystyny Garlickiej, współwięźniarki z Montelupich, opatrującej ją po straszliwych mękach przesłuchania (szarpano ją za piękne włosy), mówią, że nie przyznała się do pochodzenia. Jednak jej własna twarz ją zdradziła, jej piękna twarz, no i Blumka Fradysówna, nie wytrzymująca męki przesłuchań.

Do ostatniej chwili Zuzanna miała nadzieję, że Niemcy wyślą ją do obozu, że przeżyje. Wysłano ją do obozu w Płoszowie, ale tam rozstrzelano. Według innej wersji stało się to na więziennym podwórzu. Jedni mówią o Montelupich, inni o więzieniu na Czarnieckiego.

AKK_09_Weinz_NaszPrzegl38p

Michał Weinzieher, poślubiony przez Zuzannę w Lwowie w roku 1941. Ostatni z prawej.

Mieczysław Jastrun, wspominając ostatnie lwowskie spotkanie z Zuzanną (sam przeżył okupację w Warszawie, uchodząc oprawcom), przypomina sobie, że dała ma wówczas do przeczytania wiersz pt. „Zdrada”. I widzi w tym przeczucie losu. Który to był wiersz? Wiersz przedwojenny o tym tytule dotyczył miłości. Motyw zdrady wymienia zresztą wielu przyjaciół Zuzanny. Powszechna była i powielana po wielekroć opinia, że z ostatniego, już krakowskiego miejsca zamieszkania wydała Zuzannę gospodyni. Chyba nie była to prawda. Zdrady miały miejsce we Lwowie, a nazwisko „żony szpicla” i „matki folksdojczera” poetka podała potomnym w utworze pt. „Non omnis moriar”. Może ten czytał Jastrun, tylko jeszcze bez tytułu? Chominowa, lwowska dozorczyni, jak wiemy, została skazana na cztery lata więzienia, a jej syna uwolniono. O procesie, który się odbywał w Warszawie „Express Wieczorny” informował 5 VII 1948 roku pod tytułem „Śpiewak liryczny aresztowany za śmierć poetki”. Wiersz Zuzanny przywołano w sentencji wyroku.

Józef Łobodowski, spędzający wojnę w dalekiej Hiszpanii i po latach wracający do swej znajomości z Zuzanną – w wydaniu aż za intymnym – także jej śmierć traktuje szczególnie. Opłakując tę, którą nazywa Sulamitą, poświęca jej wydany na rok przed śmiercią, w roku 1987, tom utworów. Są wśród nich trzy wiersze drukowane wcześniej w londyńskich „Wiadomościach”. Pierwszy: Pannie zamordowanej, opatrzony datami 1935–1960, drugi, zaczynający się od słów: Ten dytyramb zacząłem pisać jeszcze w Warszawie, / nie spieszyłem się, chciałem by Zuzanny był godzien. […]  I po tylu latach, Zuzanno, / przyjmij te słowa nieudane / i ten żal prawdziwy! pochodzi z roku 1960. Trzeci wiersz, wreszcie, kończą słowa: […] Napisałem te zwrotki, Zuzanno, / gdy już jesteś od dawna popiołem… / Poeci izraelscy, którzyście nie poznali Zuzanny, / jej urodę wraz ze mną uczcijcie! Co z tego to prawda, co zaś licentia poetica – można się domyślać.

Irena Szypowska, autorka książki o Łobodowskim, opowiada o tym, że poeta wysyłając swoje wspomnienia do Stefanii Kossowskiej, redagującej „Wiadomości” po śmierci Mieczysława Grydzewskiego, miał ją przestrzec w liście: Z Ginczanką będziesz miała w przeszło 30 lat po jej śmierci mały kłopot, jaki ja miewałem za jej życia. Szypowska pisze także o wydanym w Toronto tomie „Pamięci Sulamity”: Do tradycji hebrajskiej sięgnął, by na Pieśni nad pieśniami wystylizować hołd złożony młodej Żydówce – polskiej poetce wielbiącej pieśni króla Salomona. Pod warstwą parafrazowanych metafor, krystalizuje się postać młodej kobiety, której posąg wznosi autor po czterdziestu latach od jej tragicznej śmierci. Z ciała ukochanej, tak pamiętnego, został tylko proch, on jest starym człowiekiem, Jego ostatnie wiersze miłosne ukazują w dawnej świetności późniejszą nędzę. Jest to erotyka naznaczona śmiercią. A jednak zwycięża w niej życie, piękno i miłość przez śmierć i zazdrość uwydatnione z całą mocą.

Diametralnie inaczej pisze o tej fascynacji Sulamitą cytowana na początku Maria Janion. Przypomnijmy: Piękna Żydówka to ta, którą carscy Kozacy wloką za włosy po ulicach płonącej wioski. Na tę cielesność zwraca uwagę Łobodowski. Mnie bliższa jest ocena Marii Janion niż Szypowskiej.

Jan Śpiewak przywołuje w swojej „gawędzie tragicznej” o Zuzannie jej wiersz zaczynający się słowami Nie znam spełnienia swego, jak nie znam śmierci swojej, drukowany z 1937 roku w „Skamandrze” i patetycznie pisze: Po kilku latach Żar-Ptak zostanie rozstrzelany przez hitlerowskich oprawców, zginie Żar-Ptak o piórach z płomieni – od kul wymierzonych w bezbronną dziewczynę, poetkę miłości i niepokoju.

Dodajmy: i bolesnego gniewu, i drażniącej ironii w ostatnim zachowanym wierszu, w którym broni swojej godności deptanej przez historię i motłoch. Utwór, zachowany na zmiętej kartce przez przyjaciółkę, trafił po wojnie do Juliana Przybosia. Ten opublikował go w wychodzącym w Krakowie literackim tygodniku „Odrodzenie”. W tym samym numerze znalazły też miejsce zachowane rysunki cenionego malarza Romana Kramsztyka, który zginął w warszawskim getcie latem 1942. Obok wiersza Zuzanny znalazł się utwór Stanisława Wygodzkiego, który nazizm sam przeżył w obozie, a stracił żonę i córeczkę.

Wiersz Zuzanny Ginczanki, odwołujący się do tradycji wielkiej polskiej poezji romantycznej, łączący sacrumprofanum, zabrzmiał szczególnie mocno. Przyboś, zwykle nieskory do wzruszeń, w następnym numerze zamieścił taki komentarz: to nie tylko oskarżające wyznanie zamordowanej poetki. Jest to w liryce polskiej najbardziej przejmujący głos, najokropniejszej tragedii naszych czasów, o męczeństwie Żydów. Tylko wiersze Jastruna, które są jak epitaphia na grób milionów, czynią podobne wrażenie, ale nawet one nie mają tej goryczy, ironii, jadu i mocy, nie dają tej brutalnej prawdy, co testament Ginczanki. Nie mogę się otrząsnąć z tego wrażenia.

Oto testament poetki, pięknej dwudziestosiedmioletniej dziewczyny, Żydówki. Cytuję go w wersji opublikowanej przez Izoldę Kiec, która znakomicie postać poetki wywołała z niepamięci. Zuzanna, niestety, miała szczęście do redaktorów-ulepszaczy; „ulepszeniu” nie oparł się i Przyboś, zmienił jej wiersz na swoją modłę. Na szczęście można było sięgnąć do oryginału:

Non omnis moriar – moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Tobie, twoim niech służą, bo po cóż by obcym.
Bliscy moi – nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze –
Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury rozprutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przemieni.

Zuzanna i Blumka nie mają grobu, podobnie Michał Weinzieher. Janusz Woźniakowski doczekał się wspomnienia na tablicy upamiętniającej zamordowanych plastyków krakowskich obok siedziby ich związku przy ul. Łobzowskiej. Wśród wielu na niej zamordowanych artystów znalazło się też nazwisko Gizeli Ważykowej, zapamiętanej przez bywalców warszawskich kawiarń jako piękność dorównująca Zuzannie. Kilimy z ostatniego wiersza wiszą na jakichś ścianach. Świeczniki i półmiski stoją gdzieś na kredensach. Złoto lśni na dłoniach pięknych kobiet. Po wiersze Zuzanny sięgają poeci kolejnych pokoleń.

***

Poezja poezją. Życie życiem. Jej wiersze można czytać, jak się chce. Jej życie badać przez lupę, oceniać, dziwować się, łkać, trwożyć. W sumie: jedynie pamięć, pamięć się liczy. A, jak widać, ta jest dla niej łaskawa. Od śmierci Zuzanny w tym roku, w listopadzie lub w grudniu, minie równo lat siedemdziesiąt. To nic, że nie ma grobu. Gdy ostatnio w księgarni im. Prusa przy Krakowskim Przedmieściu kupowałam wybór jej wierszy pt. „Wniebowstąpienie ziemi”, przygotowany przez poetę w wieku mojego syna, sprzedawczyni ze zdziwieniem zauważyła: – Tak wiele osób o tę pozycję pyta? A to przecież wiersze.

AKK_16_zWozniakp

Zdjęcie z książki I. Kiec: po ucieczce z Lwowa

Alina Kwapisz-Kulińska

Poprzednie odcinki:

 

One Response

  1. Jaruta 05.04.2014