Być teraz
Trudna sprawa dla człowieka dorosłego, łatwa i naturalna dla zwierzęcia i dziecka. Homo sapiens to istota bez teraźniejszości. Fryderyk Nietzsche w Niewczesnych rozważaniach opisuje stado krów hasających, żrących, trawiących. Przeżuwają trawę, lecz z pewnością nie to, co już minęło. Podobnie dziecko – można mu zazdrościć, że nie ma w sobie nic przeszłego. Płacze, i jeszcze łzy nie obeschły, już się śmieje.
Czytam książkę myśląc o zdarzeniu sprzed kilku godzin, dni. Nie ominąłem żadnego wyrazu, jednak przewracając kartkę nie pamiętam żadnego z nich. Żeby być teraz, trzeba uwolnić się od pamięci, która uobecnia czas przeszły (zazwyczaj dokonany).
To właśnie okazuje się najtrudniejsze. Pamięć nie sługa, nie liczy się z niczyją wolą ani pragnieniem. „Jest zaborcza – pisze Elżbieta Wojnarowska – i nie dzieli się z nikim zdobyczą. Rozrasta się jak nie przycinana zieleń, jak nie plewiony, zaniedbany ogród, porasta w końcu chaszczami i zamienia w dziką, nieokiełznana dżunglę, pełną niebezpiecznych zasadzek. Nie sposób od nich uciec. Przedostają się do ciebie nie wiadomo skąd, panoszą się, władają twoją wyobraźnią, twoim samopoczuciem, narzucają humor i punkt widzenia”. Wiedział o tym Adam Mickiewicz („Precz z mej pamięci!… nie… tego rozkazu/ Moja i twoja pamięć nie posłucha”).
Marzenia o doświadczeniu „teraz” wyrażane są w przeróżny sposób. Jedna z potocznych mądrości mówi, że szczęście to dobre zdrowie i krótka pamięć. Próba zerwania z przeszłością wyrażana jest w postanowieniu: dzisiaj jest pierwszy dzień reszty mojego życia. Tego samego dotyczą takie filmy, jak Człowiek bez przeszłości Aki Kaurismäki czy Człowiek bez pamięci Duccio Tessari. Powieści, na przykład Znachor Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Emil Cioran w jałowym wspominaniu, melancholijnym odklejaniu się od życia widzi stan chorobowy („Ilekroć szukam słowa, które napełniłoby mnie bolesną satysfakcją, znajduję tylko jedno: zapomnienie”).
Wygląda na to, że wszyscy cierpią na tę dolegliwość. Wspomnienia zjawiają się same, nieproszone, jak nietoperze „wylatujące w biały dzień z czarnej pieczary pamięci, aby zmącić aktualne myślenie” (Ryszard Przybylski).
Wiem, że brak pamięci nie pozwoliłby przetrwać jednostce i gatunkowi, o czym najlepiej wiedzą opiekunowie osób dotkniętych chorobą Alzheimera. Mówię o tym, że pamięć może zatruć życie do tego stopnia, że w czyimś odczuciu staje się niewarte przetrwania.
Wiem też, że ucieczka w przeszłość może ratować przed straszną teraźniejszością. Karolina Lanckorońska (Wspomnienia wojenne) zniosła gestapowskie więzienie wspominając – szczegół po szczególe – dzieła sztuki. Mówię tylko, że ucieka się nieraz od teraźniejszości wcale nie takiej złej, gdy przymierza się ją do wyidealizowanych obrazów przeszłości. Można współczuć prawemu pod każdym względem Bogumiłowi Niechcicowi, którego żona nie może zapomnieć swej pierwszej miłości, rwącego dla niej nenufary Józefa Toliboskiego. Można też współczuć Polsce, którą próbuje się dziś zmienić według niezapomnianych wzorów gomułkowszczyzny.
Uznaję i podziwiam wysiłek Tadeusza Kantora, by w powtórzeniu (słowo to artysta wybija wielkimi literami) odzyskać świat, który odszedł. Odzyskuje go na godzinę z minutami (Umarła klasa) na scenie, gdzie możliwe jest wszystko, nie w świecie realnym.
Anton Czechow pisał (przytacza to w jakimś miejscu Janusz Głowacki), że Rosjanie kochają przeszłość, nienawidzą teraźniejszości i boją się przyszłości tak bardzo, że nie zauważają, kiedy przyszłość staje się teraźniejszością, której nienawidzą, a w chwilę później przeszłością, za którą tęsknią.
Historia
Nie chodzi mi teraz o narracje literackie bądź filmowe (np. Historia żółtej ciżemki), ani o realne dzieje – lecz o naukę badającą te dzieje.Nauka historyczna to coś innego niż pamięć. Włoski historyk Enzo Traverso pisze o pamięci jako zbiorze indywidualnych (pamięć subiektywna) i zbiorowych (dziedziczony bagaż kulturowy) wspomnień, odtwarzań i przedstawień przeszłości. I o historii – dziedzinie krytycznej, szukającej dla opisywanych faktów kontekstów i kluczy interpretacyjnych.
Obrazu przeszłości nie wyznaczają trwałe ramy. Zmienia się on wraz ze zmianami społecznymi, z poszerzaniem perspektywy badawczej (dystans czasowy), czy ujawnianiem nowych źródeł.
Oparta na źródłach i rygorach metodologicznych nauka historyczna jest z pewnością elementem pamięci zbiorowej. Jednak nie tak chyba istotnym, jak dość dowolnie kształtujące obrazy przeszłości opowieści medialne. Mówiąc o opowieściach medialnych, Barbara Szacka wskazuje na powieści, podręczniki, audycje, artykuły, przemówienia polityczne, filmy, seriale. Chęć kreowania obrazu świata widać dziś jak na dłoni w TVPiS. Także w wyśmiewanych powszechnie zapowiedziach ministra Piotra Glińskiego dotyczących wielkich produkcji filmowych mających sławić nasz kraj.
Jeszcze innym elementem zbiorowej pamięci są przekonania i wyobrażenia potoczne, selekcjonowane i przetwarzane zgodnie z preferencjami politycznymi, światopoglądowymi („swoje wiemy”). Przekonania te, wzmacniane często opowieściami świadków (członków rodziny, znajomych), świadków fikcyjnych bądź zwyczajnych plotkarzy-sensatów, stanowią najbardziej może trwały element świadomości historycznej.
Tzvetan Todorow, znany francuski filozof kultury, wiąże pamięć z selekcją – świadomym lub nieświadomym doborem minionych zdarzeń. Pamiętanie jest efektem współoddziaływania zapomnienia (zatarcia) i zachowania.
Systemy totalitarne z ideologicznej selekcji czyniły narzędzie panowania. Wyraził to lapidarnie George Orwell: kto rządzi teraźniejszością, rządzi też przeszłością; a kto ma władzę nad przeszłością, może być spokojny o przyszłość.
Do realizowania nowej, opartej na selekcji polityki historycznej (mitologizującej przeszłość heroiczną i martyrologiczną) został powołany Instytut Pamięci Narodowej. W Rosji bolszewickiej retuszowano fotografie z postaciami, które wypadły z łask satrapy. Prezydent Andrzej Duda, przemawiając w swój nieznośnie teatralny sposób podczas obchodów 35. rocznicy powstania Solidarności, nie wymienił ani razu nazwiska jej pierwszego przewodniczącego, Lecha Wałęsy. Już z tego tylko powodu stracił prawo do jakiegokolwiek szacunku.
(Dygresja 1. Gdy aktor nie może podołać roli, chroni się ją przed nim, nie nagina się jej wymogów do wykonawczych możliwości, nie każdy zagra Hamleta. Dlaczego miałoby być inaczej w teatrze politycznym? Tutaj jeszcze troskliwiej należałoby chronić wielkie role przed marnymi wykonawcami).
Zemsta
Ludzie są jedynym gatunkiem, który zabija z powodu tego, co zdarzyło się w przeszłości. Pamięć krzywd przeobraża się w obowiązek odpłaty zwanej sprawiedliwością. Jak odróżnić ją od zemsty, nie bardzo wiadomo.W wielu komentarzach pojawiają się pytania oraz spekulacje dotyczące rzeczywistych – nie przykrywanych lukrem przedwyborczej taktyki – intencji i zamysłów Jarosława Kaczyńskiego. Komentatorzy coraz częściej mówią o dokonującej się właśnie rewolucji, która ma doprowadzić do całkowitej wymiany elit. Psychologicznym jej podłożem byłaby tłumiona namiętność chorobliwego ambicjonera, upokarzanego wielokrotnie przez dzisiejsze elity. Czyli żądza zemsty.
(Dygresja 2. Opinie mówiące o Kaczyńskim jako najważniejszym dziś polskim polityku, a nawet wizjonerze [może nie chwyciłem dowcipu], wydają się niemądre. Jaki, poza podjudzaniem wszystkich na wszystkich i podsycaniem lęków, jest fundament tej ważności? Niczego nie napisał, sprawia wrażenie, że niewiele przeczytał, nie sformułował ważnej idei, posługuje się złą polszczyzną. Wystarczyłoby otrzeźwienie i odzyskanie godności przez nie tak wielu wiernopoddańczych dworaków, by zniknął z publicznej sceny. Dlatego, by nie zniknąć, myśli o nowej elicie takich arystokratów ducha, jak Brudziński, Kuchciński, Błaszczak czy Kempa).
Widziałem kilkakrotnie w telewizji Kaczyńskiego klęczącego podczas mszy świętej i wykonującego dość pośpiesznie ruchy przypominające znak krzyża. Jako chrześcijaninowi powinno mu zatem towarzyszyć poczucie bojaźni bożej, miłości bliźniego, troski o dobro wspólne i wola nastawienia drugiego policzka – nie zaś folgowania niskiej żądzy odwetu.
A jako politykowi – choćby odrobina przyzwoitości związanej z dobrem wspólnoty.
Ernest Renan pisał ponad sto trzydzieści lat temu, że naród to wspólnota pamięci i zapominania. Pamięć jest ważna dla podtrzymywania tożsamości narodowej. Jednak żaden naród nie istniałby bez zapominania. Dość podobne przekonanie wyraża współczesny myśliciel, Marc Augé (Formy zapomnienia): „Zapominanie jest konieczne zarówno dla społeczeństwa, jak i dla jednostki. Trzeba umieć zapomnieć, aby poczuć smak chwili, obecności i pragnienia; sama pamięć też potrzebuje zapomnienia: trzeba stracić najbliższą przeszłość by odnaleźć przeszłość najdawniejszą”.
Społeczeństwa i narody, które wykazywały wolę istnienia, respektowały zasadę oddzielania przeszłości linią życia, które jest możliwe. W Grecji była to zasada amnezji, każąca zapominać w imię pokoju o licznych wojnach wewnętrznych.
Abraham Lincoln 4 kwietnia 1865 roku wypowiada ze schodów Kapitolu słowa, których znaczenia zrazu nie uświadamiano sobie: „Bez złośliwości wobec kogokolwiek, wspaniałomyślnie wobec wszystkich, trzeba dokończyć dzieła, zasklepić rany narodu” (zasztyletowany przez Johna Wilkesa Bootha w Ford`s Theatre, rychło stał się ikoną amerykańskiego narodu).
Francuska Karta Konstytucyjna z 1814 roku zakazywała wszelkich prób dociekań, kto był po jakiej stronie w czasie rewolucji. Sto kilkadziesiąt lat później, w Hiszpanii, ustanowiono sankcję prawną za wypominanie zaangażowania w wojnie domowej po którejkolwiek ze stron.
Zdaniem Avishai Margalit (Przebaczanie i zapominanie) przebaczenie jest efektem dobrowolnej decyzji w sferze praktycznej. Słowa „wybaczam ci” znaczą mniej więcej tyle, co „obiecuję nie wracać do pewnych spraw”. „To, że się czegoś nie bierze pod uwagę, jest decyzją. To, że się o czymś zapomina, nie jest nią. Wybaczanie, które jest dobrowolne, nie powinno więc być wiązane z zapominaniem, które nie jest zależne od naszej woli”.
Czy oznacza to, że obowiązek amnezji jest absurdalny? Psychologicznie tak (pamięć nie sługa); nie jest jednak absurdalny prawnie, bo zakazuje publicznego wypominania przeszłości.
(Dygresja 3. Obok obowiązku zapominania istnieje też oczywiście obowiązek pamięci. Obowiązek ten nie dotyczy bezpośrednich świadków ani ofiar wydarzeń – ci, jeśli przeżyli, zazwyczaj woleliby zapomnieć. Obowiązek pamięci należy do ich bliskich, do krewnych i osób pokrewnych ideowo. Także do wychowawców, gdy minione wydarzenia zaznaczyły się – pozytywnie bądź negatywnie – w szerszym doświadczeniu społecznym.
Obowiązek pamięci polega na wspominaniu, czuwaniu, upamiętnianiu. Chodzi o upamiętnianie tamtych wydarzeń i ludzi, a nie tych, którzy dziś wystawiają pomniki).
Andrzej C. Leszczyński



„Ludzie są jedynym gatunkiem, który zabija z powodu tego, co zdarzyło się w przeszłości.”
Nie, tak nie jest. Znane są gatunki zwierząt, które postępują podobnie.
Robią to nie w imię jakiejś „zemsty”, ale w odruchu samoobrony, który pobudzony zdarzeniem z przeszłości każe identyfikować jakiś obiekt jako zagrażający ich istnieniu.
Czy człowiek postępuje podobnie? Mam wrażenie, że w dużej mierze tak. Tylko, że obudowuje ten instynkt pojęciami wytworzonymi w czasie ewolucji społecznej, co w sumie tylko gmatwa sprawę i nie pozwala widzieć prawdziwej przyczyny.
Ten instynkt pobudza też „ośrodek zapominania”. Sam znam przypadki zapominania przez człowieka o sprawach i zdarzeniach dla niego niezwykle ważnych, czasem najważniejszych, które mimo wysiłków po latach nie chcą wrócić do zasobów pamięci. Nawet jeśli mają pomoc z zewnątrz.
W historiografii wybiórcza pamięć ma o tyle łatwo, że nauka ta będąca badaniami nad człowiekiem w określonym stadium jego rozwoju dysponuje zbyt wielką ilością danych, by można było ogarnąć wszystko. Każdy zajmujący się historią z konieczności dokonuje wyborów.
Stąd pozorna „łatwość” zajmowania się nią przez ludzi nieuczciwych. No i „zajmują się”.
Gratuluję tekstu, ale niestety jest w nim błąd – Lincoln został trafiony kulą w tył głowy, sztyletem zaś raniono jego towarzysza w teatrze, majora Rathborne’a.
ad. wspomnianej Karty Konstytucyjnej, zrozumienie destrukcyjnej społecznie roli instrumentalizacji pamięci wynika z niej właśnie, a więc nie ma nic złego w pamiętaniu świadomym, rzecz w świadomości, jej ograniczeniach i pamięci że także zapominanie bywa niebezpieczne.