Andrzej Lewandowski: Piłka do dołka5 min czytania

polska euro 20162016-07-02.

ECHA WYDARZEŃ: EURO trwa, my mamy czas obrachunku. Takiego, gdy już opadły skrzydła wzruszeń, emocji, euforia radości (nie polemizuję z tezą, że gromadnej, prawdziwej), gdy przebrzmiały oklaski (jakże zasłużone), a głowy nam się ochłodziły… Piłka do dołka – była taka gra…

Pozwalam sobie już zostawić na boku refleksje i bajania, że np.:

 – Zawiodło nas szczęście, bo Portugalczycy nie musieli wygrać „w karnych”… Nie musieli, bo przecież zawsze można chybić, albo przegrać z bramkarzem…

Pamiętam, że w zwycięskim meczu ze Szwajcarami – ich zawiódł najlepszy gracz, bo spudłował z „11”, a wcześniej Helweci mieli więcej tzw. okazji… Pamiętam, że i Ukraińcy nas zdrowo przycisnęli, ale nasz bramkarz stanął na wysokości zadania… Itd. Nie wtrącajmy więc szczęścia do realiów, które… także bywały dla nas szczęśliwe…

 – Gdyby trener Nawałka zmienił przed karnymi bramkarza, mogło być inaczej, czyli lepiej. Bo wspaniały w akcjach Fabiański – w „11” bywa słabszy od kolegów.

Może tak, może nie. Trener przecież widział, czy inni byli bardziej gotowi niż już niesiony powodzeniem pan F. A gdyby dokonał zmiany, a powodzenia też nie było – pewnie odważni po czasie by powiedzieli, że zemścił się wyłom w tezie, że drużyny, której dobrze idzie raczej się nie zmienia? Z boku czasem widać wprawdzie lepiej, ale gdy się ryzyka nie dzieli… Gdyby babcia miała wąsy… I tak dalej.

 – Nawet zostawię trochę na aucie pouczającą refleksję, którą zacytuję. Z komentarzy do mojego wpisu na Facebooku:

Piotr Gąszcz: Słaba ta interakcja z kibicami na Okęciu. Tłum ludzi, a panowie piłkarze w ciemnych okularach, ze słuchawkami na głowie. Pół autografu, uścisku ręki. Słabe to. Tak przynajmniej podają wredne media. Umówmy się było fajnie, ale nie są mistrzami Europy, a moim zdaniem, to nie usprawiedliwiałoby takiego zachowania. Przecież nawet wredny Cristiano Ronaldo po meczu pocieszał i wyściskał.

Piotr Sommerfeld: Niestety, wielu z nich ma zdrowo poprzewracane w głowie. Robią za celebrytów. Wysokie dochody, zdrowy tryb życia (!?),; – popularność… robią swoje. Trzeba mieć mocny charakter by się tej fali nie dać ponieść, niestety!

Jest w tych słowach coś skłaniającego do myślenia. O takiej zarozumiałości „piłki”, że jej rola „służebna” staje się dyskusyjna. Ale takie tło nie do końca jest przydatne do zimnego obrachunku z EURO. Bo przecież nie sami zawodnicy nadmuchują ów balon ponad miarę! Czynią to media (proszę przypomnieć sobie tematy i proporcje – w dziennikach, portalach), działacze, politycy chcący dla siebie uszczknąć coś z popularności idoli dnia; kibice i w ogóle ludziska mający w dniu powszednim marzenie święta, które powszedniość rozbarwi… To przecież normalne, że sukces niesie, a porażka spadkiem nastroju procentuje… Na marginesie: futbol, jak żaden inny sport, a PZPN pewnie jak żaden z pozostałych związków, umie zadbać o tzw. publicity. Na wspaniale reagujących „polskich trybunach” (i w portalach oraz mediach) widziałem wiele tzw. osób publicznych pierwszego, drugiego i piątego rzędu, które pewnie na zaproszenie uświetniały granie i splendoru lożom vipowskim przydawały… Nie wytykam, zauważam… Taka moda, taki obyczaj…

Z chłodną głową, dzieląc więc radość ogromną i klaszcząc, co sił:

 – Odrzucam tezę o wielkiej niesprawiedliwości, że drużyna, która nie przegrała ani jednego meczu (w golach, bo w karnych jednak tak) nie awansowała, a taka Portugalia ani spotkania nie wygrała i poszła wyżej… Uśmiechy fortuny i jej ewentualne grymasy to jedno, a zimne zasady eliminacji – drugie. I równe dla wszystkich.

Pozwalam sobie zwrócić uwagę, że nie przegrywając „w podstawowym i doliczonym czasie gry” (cytat za TV) – jednak w tych fazach zwycięstwa przydarzyły się tylko dwa. Oba jednobramkowe, i oba m.in. za sprawą świetnej gry własnego bramkarza. Co podpowiada przewagę myśli o grze destrukcyjno-obronnej nad ofensywną. Goli „z gry” – na lekarstwo.

Nie czynię z tego zarzutu, bo jednak ta koncepcja zaprocentowała awansami. Poza tym – czy w stosunkowo krótkim okresie sklejania i szkolenia nowej reprezentacji można było wszystko zmienić? W sztuce, strategii, taktyce i w sferze mentalnej? Toż stan naszego bogactwa (raczej klubowego ubóstwa – bez zaciągu zagranicznego już nic by tam nie było) kadrowego nie jest taki, by się dało zrobić dużo więcej w tak krótkim czasie.

Powiem więcej, dobrze, że to były mistrzostwa Europy, jeszcze nie mistrzostwa świata, bo zamiast radości mogły być chłodne prysznice. A tak – jest kolejne piętro budowy, która może być wysoka… Może…

 – Wnoszę byśmy w emocjach i radości nie przesadzali, głosząc, że już mamy drużynę, która:

  1. Była sensacją turnieju. Była? Toż sensacje w pełnym tego słowa znaczeniu to Islandia, która wykopsała Anglię, Walia – z miejscem w półfinale. My – raczej jako solidni rzemieślnicy, co nie jest antykomplementem… Z rzemieślników wywodzą się przecież mistrzowie zawodu…
  2. Wszystkich napawa strachem (jak głosili medialiści). Strachu raczej nie widziałem w oczach i grze rywali. Szacunek – tak, ale to przecież jedna z podstawowych zasad we współzawodnictwie sportowców. Nie róbmy w przyszłości z igły wideł – Koledzy Redaktorzy. Nie tylko w formie doniesień, co na śniadanie, co na obiad, w co była ubrana pani małżonka… Prowincjonalizm nie przystoi mediom sporego państwa…

Na tym – nie kończę. Wiem, że dyskusja potrwa, a namiętności też się w niej ukażą. Ba, z góry jestem pewien, że nawet Igrzyska Olimpijskie tylko trochę i przejściowo, co piłkarskie wytłumią… Ale też wierzę, iż Paweł Fajdek, Anita Włodarczyk, Adam Kszczot i „spółka” też będą mieli równie żarliwą widownię, gdy staną do walki o tytuły najlepszych w świecie… Bo Igrzyska to w sporcie świat światów… Raz na cztery lata.

Andrzej Lewandowski

Print Friendly, PDF & Email