27.01.2020

„Nasze dzisiejsze czyny brzmieć będą w przyszłości” Takie patetyczne zdanie wygłasza Maximus do rzymskich żołnierzy przed bitwą z Germanami.
Czy jakiś Maximus wygłosił taką mowę gdziekolwiek, poza filmem Gladiator nie wiemy; być może. W końcu to mądrość z kategorii tych oczywistych.
Czy to zdanie jest nadęte i patetyczne jak przemówienia naszego pana Andrzeja? Tak, ale da się je opowiedzieć prościej, nie tracąc na sile przekazu. I tego chciałbym się podjąć w dzisiejszym tekście.
Często przy okazji równych rocznic dowiadujemy się ze wspomnień lub zeznań świadków naocznych, gdzie wtedy byli i co robili ludzie dziś w jakiś sposób istotni.
Czasem i wcale nie rzadko ludzie chcący być ważni i istotni nagle przypominają sobie swój udział w wydarzeniach historycznych, wbrew zbiorowej pamięci.
Dobrym, wręcz anegdotycznym przykładem jest pan Morawiecki, który swe przewagi bitewne mnoży jak jego literaki pierwowzór Zagłoba. W iluż to wygranych europejskich bitwach nasz premier brał udział, w ilu ważnych wydarzeniach miał głos decydujący, jak często Polska pod jego dowództwem osiągnęła zwycięstwa na miarę Victorii Beaty Szydło 27:1 i większych…
Ale zostawmy pobłażliwie sukcesy Pinokia na boku i wróćmy do początku.
Dzisiejsze czyny będą rezonować w przyszłości. Nasze dzisiejsze czyny. Nie wielkie bitwy, nie akty nadludzkiej odwagi, nie poświęcenie życia — chociaż te oczywiście przejdą do historii tak jak poświęcenie Zwyczajnego Człowieka, niezłomność sędziego Juszczyszyna, postawa sędziów Sądu Najwyższego, ofiara życia prezydenta Adamowicza.
Nasze dzisiejsze czyny, to nasze codzienne postawy. Nasza obecność, nasza niezgoda na zabijanie demokracji, nasze wsparcie. Nasze czyny to protestowanie przeciwko łamaniu Konstytucji pod własnym nazwiskiem, głośno, przy świadomości, że jest to niemiłe władzy. Nasze czyny to święty obywatelski obowiązek i przywilej głosowania w wyborach.
Dziś czynem, który brzmieć będzie w przyszłości, jest zagłosowanie na kandydata, który zatrzyma mafijne państwo PiS wraz z całkowicie podległym strukturom partii p. Dudą.
Dlaczego warto — to wiemy wszyscy. Dlaczego powinno się? A po to, by po czterdziestu latach, w jesieni życia, gdy przyjdzie podsumowywać swe czyny nie być w sytuacji Jarosława Kaczyńskiego.
Kto z was chciałby na koniec dnia z całych sił wypierać z pamięci, że było się zbyt słabym, by należeć do Solidarności, zbyt mało ważnym, by być internowanym, zbyt tchórzliwym, by działać w stanie wojennym? Chcielibyście w głębi serca musieć co wieczór nazywać się największym dekownikiem stanu wojennego? A jednocześnie nie będziecie raczej mieli możliwości mszczenia się za tę swoją małość na wszystkich, którzy mieli wtedy odwagę. Nie zemścicie się podłym kłamstwem, opluwaniem i hejtem na legendach, na żyjących bohaterach i na wywalczonej wtedy demokracji.
Ówczesne czyny dziś rezonują demokratyczną Polską, w walce, o którą tchórze, konformiści, dekownicy i współpracownicy nie brali udziału. Dziś więc z tego żalu i zemsty usiłują to zniszczyć.
Nie bądźcie jak Jarosław i pamiętajcie, że kiedyś ktoś spyta: co wtedy (dziś) robiliście?
Jacek Parol

Tu bym tylko nieśmiało dodał, że bycie wówczas po tzw. stronie antysolidarnościowej wcale niekoniecznie było zbrodnią lub co najmniej dowodem oportunizmu. Stawanie ramię w ramię z oczywiście przegrywającymi może być uznane za nieoptymalne, ale może być też widziane jako wierność zaakceptowanym zasadom. Bez znaczenia, czy słusznym, czy nie. Ale może też — z dzisiejszej perspektywy — być uznawane za wybór uprawniony. Bo czas wiele rzeczy relatywizuje. Choć oczywiście zwycięzcy racji przeciwnika z reguły nie uwzględniają; między innymi na tym polega smak zwycięstwa.
To trudna sprawa. Niby dobrze jest mieć poczucie, że jest się po stronie światła. Problem w tym, że strona mroku skutecznie zakłóca widzenie rzeczywistości. Nie mnie osobiście, ale się ciągle zastanawiam czy kartka wyborcza to jedyne, co można zrobić?
Pan Morawiecki młody wyraźnie naczytał się cudzych życiorysów i tak mu się spodobały, że je uznał za własne.