10.11.2021
Wiosną i latem 2021 roku rząd białoruski wywołał kryzys migracyjny na granicach państw członkowskich Unii Europejskiej (UE), będący elementem kryzysu migracyjnego w Europie. Polega on na masowym, zorganizowanym i odpłatnym przerzucie uchodźców oraz imigrantów ekonomicznych m.in.z Iraku, Afganistanu, oraz innych krajów Bliskiego Wschodu, a także Afryki, przez granicę białorusko-litewską, białorusko-łotewską, oraz białorusko-polską.
Kryzys migracyjny
„Prezydent Alaksandr Łukaszenka oraz minister spraw zewnętrznych Uładzimir Makiej przyznali, że wspieranie transgranicznego przerzutu nielegalnych imigrantów jest odpowiedzią na unijne sankcje wobec Białorusi, spowodowane sfałszowanymi wyborami prezydenckimi w 2020 r. i represjonowaniem opozycjonistów. Przerzut ludzi przez granicę dokonuje się przy aktywnej pomocy białoruskich służb granicznych.” – por.: https://pl.wikipedia.org/wiki/Kryzys_migracyjny_na_granicy_Bia%C5%82orusi_z_Uni%C4%85_Europejsk%C4%85_(2021)
Wszystkie trzy kraje UE graniczące z Białorusią – Litwa, Łotwa i Polska zareagowały podobnie. Wprowadziły w swoich strefach przygranicznych stany nadzwyczajne (wyjątkowe), przystąpiły do uszczelniania granic i aktywnej obrony przed przemycaniem imigrantów na swoje terytorium przez białoruskie służby specjalne i wyspecjalizowane grupy przemytnicze.
Ze wszystkich trzech krajów unijnych, dotkniętych kryzysem migracyjnym wywołanym przez władze białoruskie, Polska wydaje się mieć największy problem, z co najmniej kilku powodów.
Po pierwsze jest krajem bezpośrednio sąsiadującym z Niemcami, a więc z państwem będącym deklarowanym celem większości migrantów.
Po drugie jest krajem mającym największe kłopoty z praworządnością, co niestety pozbawia nasz kraj znacznej części międzynarodowej wiarygodności w reakcji na kryzys migracyjny.
Po trzecie wreszcie reakcja władz polskich na ten kryzys jest, łagodnie mówiąc, najmniej racjonalna z punktu widzenia polskiej i europejskiej opinii publicznej. Ta reakcja polega na niedopuszczeniu do granicy europejskich służb granicznych Frontex, niedopuszczeniu dziennikarzy polskich i zagranicznych, niedopuszczeniu organizacji niosących pomoc humanitarną, niezaproszeniu obserwatorów zewnętrznych np. obserwatorów zagranicznych z NATO, OBWE, ONZ, etc. Reasumując utrzymywanie tej reakcji jako sprawy wewnętrznej, z dala od kontekstu międzynarodowego i bezpośredniego informowania opinii publicznej, jest dla Polski najbardziej szkodliwe.
Kryzys humanitarny
Wiemy z mediów, że taka reakcja władz pisowskich podyktowana została względami politycznej (sondażowej) popularności ugrupowań rządzących. To, co początkowo mogło przynosić pewien efekt sondażowy pośród własnego elektoratu, jest z punktu widzenia interesów Polski nieracjonalne i głęboko szkodliwe. Przedłużanie kryzysu będzie coraz bardziej kosztowne nie tylko dla Polski, ale także dla popularności rządzących. Także dlatego, że skutki i odpowiedzialność za jego przedłużanie obarczać zaczynają ugrupowanie rządzące, a ściślej mówiąc PiS i osobiście Jarosława Kaczyńskiego, a w rezultacie Polskę. Początkowy wzrost poparcia straci swój kierunek w miarę okazywania się jak nieudolna i nieracjonalna jest cała operacja graniczna. Łamanie norm prawa międzynarodowego, konwencji praw człowieka, zwłaszcza przez uchwalenie niekonstytucyjnej ustawy zezwalającej na zawracanie imigrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę, nazywanej popularnie w terminologii międzynarodowej „push-back”, to wszystko systematycznie obraca się przeciw władzom pisowskim, a mówiąc szerzej – przeciw Polsce. (Procedura “push-back” to nic innego jak odsyłanie migrantów za polską granicę przez Straż Graniczną). Te skutki ogniskują się w widocznym od początku i wciąż dynamicznie narastającym kryzysie humanitarnym.
Najbardziej spektakularnymi, choć smutnymi i przerażającymi objawami tego kryzysu są głód, wyziębienie, brak higieny, choroby, a wreszcie śmierć imigrantów. Szczególnie kiedy te zjawiska odnoszą się do dzieci i młodzieży, kobiet ciężarnych, oraz kobiet w ogóle. Informacje o kolejnych zwłokach znajdowanych w Polsce, zdjęcia głodujących, brudnych i płaczących dzieci, zrozpaczonych kobiet, informacje o hospitalizowanych imigrantach to tylko część informacji docierająca do opinii publicznej spoza kordonu blokady informacyjnej, jaką wprowadziły władze pisowskie w ramach stanu wyjątkowego. Blokada informacyjna uniemożliwia poznanie rzeczywistej skali i zasięgu kryzysu humanitarnego, co skazuje opinię publiczną na domysły i plotki. Natura domysłów i plotek powoduje, że opisane zjawisko społeczne kryzysu humanitarnego jest wyolbrzymiane lub niedoszacowane.
Propozycja ekonomicznego rozwiązania kryzysu imigracyjnego i humanitarnego
W mediach pojawiają się sugerowane przez ekspertów i polityków możliwe rozwiązania kryzysu. Najczęściej przywoływane są rozwiązania polityczne i dyplomatyczne. Nie zamierzam ich omawiać ani komentować, ponieważ są one powszechnie dostępne, a ponadto się na nich nie znam, a wobec tego nie potrafię nic powiedzieć o ich realności czy skuteczności. Mogę co najwyżej, słuchając ekspertów, domniemywać, że są zarówno realne, jak i w jakimś stopniu mogą być skuteczne.
Propozycja ekonomicznego rozwiązania kryzysu wynika z informacji o jego naturze. Jeżeli prawdą jest, że władze białoruskie wywołały ten kryzys głównie z przyczyn ekonomicznych, w reakcji na sankcje ekonomiczne ze strony Unii Europejskiej, to zastosowanie rozwiązania ekonomicznego może doprowadzić do osłabienia bądź likwidacji tych przyczyn. Z tego, co wiemy z informacji udzielanych przez samych imigrantów, operacja ich przerzucania na teren UE jest odpłatna na rzecz organizatorów białoruskich, więc już na samym imporcie i przerzucaniu imigrantów władze białoruskie zarabiają pieniądze.
Zarazem ta propozycja gdyby ją zastosować umożliwiłaby natychmiastowe rozwiązanie kryzysu humanitarnego.
Propozycja ekonomicznego rozwiązania kryzysu polega na przyjmowaniu wszystkich lub tylko wybranych imigrantów i umożliwieniu im złożenia wniosków o azyl polityczny. Imigranci do czasu pozyskania informacji i rozpatrzenia wniosku azylowego pozostawaliby pod opieką państwa polskiego w ośrodkach dla imigrantów. Po rozpatrzeniu wniosków azylowych ta część emigrantów, która nie spełniałaby kryteriów uzyskania azylu, byłaby deportowana (odsyłana) do krajów pochodzenia.
Jednocześnie wszystkie koszty przyjęcia każdego emigranta byłyby od początku skrupulatnie wyliczane i potwierdzane przez niezależne instytucje monitorujące cały proces. Mógłby to być Frontex, służby celne UE, wyspecjalizowane agendy OBWE, ONZ itp. W ramach rejestracji tych kosztów zapisywano by:
- koszty przyjęcia imigranta,
- koszty transportu,
- koszty zakwaterowania w ośrodku dla imigrantów,
- koszty wyżywienia i utrzymania,
- koszty leczenia,
- koszty deportacji (transportu lotniczego).
Te wszystkie koszty, potwierdzone przez upoważnione ww. instytucje międzynarodowe, byłyby sumowane i powiększane o koszty poniesione przez imigranta na rzecz władz Białorusi, czyli organizatora migracji.
Tak zestawione koszty byłyby podstawą roszczeń państwa polskiego wobec państwa białoruskiego i po ewentualnym potwierdzeniu sądowym stanowiłyby nakaz zapłaty (tytuł egzekucyjny z klauzulą wykonalności).
Następnie władze polskie dokonałyby oficjalnego, zgodnego z prawem międzynarodowym, wezwania władz białoruskich do zapłaty odpowiedniej kwoty pieniędzy w terminie np. 14. dni od momentu wezwania. Po upływie tego terminu, w przypadku nieuregulowania zapłaty przez władze białoruskie władze polskie zyskałyby prawo sprzedaży tej wierzytelności. Nabywcami mogłyby być firmy polskie lub unijne – importerzy towarów z Białorusi.
Atrakcyjność handlowa takich wierzytelności sprowadzałaby się do dyskonta związanego z różnicą między wartością faktycznie poniesionych w Polsce kosztów a wysokością całości roszczenia, czyli tej sumy którą imigranci zapłacili wstępnie organizatorom białoruskim. Dla przykładu:
- Wartość całości roszczenia – USD 15.000,-
- Koszty faktycznie poniesione przez Polskę – USD 10.000,-
- Koszty imigranta – suma zapłacona białoruskim organizatorom migracji – USD 5.000,-
Nabywca wierzytelności uzyskiwałby prawo do potrącenia ze swoich zobowiązań na rzecz strony białoruskiej kwoty USD 15.000,- płacąc za nabywaną wierzytelność sumę z przedziału USD 15.000,- a USD 10.000,- zależnie od popytu na te wierzytelności. W ten sposób refundując stronie polskiej koszty faktycznie poniesione i zarabiając odpowiednią nadwyżkę o wartość niezapłaconego dyskonta. Mechanizm wzajemnego potrącania wierzytelności jest znany i szeroko rozpowszechniony we współczesnej gospodarce.
Oczywiście wartości opisanych wyżej wierzytelności mogłyby być dowolnie zestawiane, sumowane i nabywane pojedynczo bądź w pakietach, zależnie od potrzeb i oczekiwań nabywców. To już stanowi przedmiot rozwiązań szczegółowych.
W krótkim czasie okazałoby się, że władze Białorusi ponoszą dużo wyższe koszty całej operacji niż wpływy uzyskane od imigrantów na początku procesu. Operacja z punktu widzenia władz białoruskich stałaby się nonsensem ekonomicznym. Jeżeli prawdą jest, że operacja jest wspierana przez stronę trzecią, jak się sugeruje w mediach, to strona trzecia musiałaby zdecydować o jej celowości. Obawiam się, że także nie zechciałaby pokrywać niepotrzebnych kosztów.
Inną, hipotetyczną korzyścią ekonomicznego rozwiązania problemu byłaby jej nieopłacalność dla samych imigrantów. Jeżeli tylko niewielki odsetek imigrantów mógłby liczyć na azyl np. 0,5% aplikujących, oznaczałoby to, że 99,5% imigrantów jest deportowanych do krajów pochodzenia. To z kolei wpłynęłoby na popularność całego przedsięwzięcia. Po co ponosić wysokie koszty emigracji i ryzyko wielomiesięcznej poniewierki, kiedy i tak człowiek wraca deportowany do swojego kraju.
Warunki wprowadzenia ekonomicznego rozwiązania kryzysu imigracyjnego
Koniecznym warunkiem przeprowadzenia takiego lub podobnego rozwiązania jest umiędzynarodowienie kryzysu. Bez konieczności likwidowania stanu wyjątkowego należałoby natychmiast zaprosić na granicę polsko-białoruską:
- agencję unijną Frontex do wsparcia polskich władz na granicy z Białorusią,
- przedstawicieli innych, stosownych obserwatorów UE,
- przedstawicieli OBWE, ONZ itp.
- przedstawicieli NATO,
- przedstawicieli organizacji humanitarnych i niezależnych obserwatorów,
- dziennikarzy polskich i zagranicznych.
Drugim, a zarazem wystarczającym, warunkiem powodzenia jest uzgodnienie z UE współpracy w zastosowaniu takiego ekonomicznego rozwiązania kryzysu jako dostępnego dla wszystkich zainteresowanych stron – Polski, Litwy, Łotwy, ale także Niemiec, czy każdego innego kraju UE gdzie docierają nielegalni imigranci z Białorusi przez Polskę, czy republiki nadbałtyckie.
W ramach tego rozwiązania konieczne byłoby wsparcie przez instytucje unijne importerów z Białorusi, aby mogli legalnie i skutecznie regulować swoje zobowiązania płatnicze wierzytelnościami z tytułu imigracji. W grę mogłyby wchodzić gwarancje banków prywatnych, gwarancje Europejskiego Banku Centralnego czy inne instrumenty wsparcia. Sukces tego rozwiązania zależałby od tego, czy uda się ten instrument uczynić oficjalnym i popieranym mechanizmem działania Unii Europejskiej.
***
Niezależnie od przyjęcia takiego czy innego sposobu rozwiązywania problemu wydaje się, że zadaniem polskich władz jest jak najszybsze umiędzynarodowienie kryzysu migracyjnego, który przybrał postać poważnego kryzysu politycznego. Najbardziej bulwersującym aspektem tego stanu jest postępujący kryzys humanitarny.
Ochrona granicy polskiej jest obowiązkiem rządu polskiego, parlamentu, prezydenta. Jednocześnie obrona ta nie usprawiedliwia dotychczasowego sposobu postępowania z uchodźcami, potwierdzonego haniebnymi rozwiązaniami prawnymi typu push-back, czyli wypychania ludzi z powrotem na stronę białoruską. Obrazy chorujących i umierających ludzi, w tym osób starszych, kobiet i dzieci dyskwalifikują rozwiązania typu push-back i kompromitują władze polskie w oczach cywilizowanego świata. Takie rozwiązania są i będą coraz bardziej przeciwskuteczne.
Konsekwencje dalszego działania w izolacji i celowego osamotnienia pisowskich polityków będą coraz bardziej fatalne dla Polski, ale także dla władz pisowskich. To, że jakiś odsetek otumanionych wyborców PiS-u, podjudzany przez tępą propagandę TVP i prawicowych pseudo mediów, popiera średniowieczne metody ochrony granic, nie znaczy, że da się takie barbarzyństwo obronić w Polsce, a tym bardziej w relacjach międzynarodowych. Propozycje zaminowania granicy, podłączania prądu elektrycznego do ogrodzenia, czy jak niedawno jeden z czołowych funkcjonariuszy propagandy telewizyjnej proponował otwieranie ognia do uchodźców, albo dowolny inny sposób sugerowania konieczności mordowania ludzi, to są propozycje kompromitujące i niedopuszczalne.
Warto szukać rozwiązań skuteczniejszych a przede wszystkim przestać skazywać Polskę na samotność oraz izolację w skali międzynarodowej. Unia Europejska i NATO to nasze największe atuty w rozwiązywaniu wielu problemów. Bez współpracy międzynarodowej sami poniesiemy wyłącznie porażkę.
Sławek
Nic tak dobitnie nie obnaża indolencji rządzącej partii jak kompetentne uwagi eksperta. I nie trzeba rozdmuchiwania emocji, żeby w prosty i jednoznaczny sposób pokazać dno. Aż chciałoby się zakrzyknąć – prosimy o więcej panie Sławku!
Mnie ten kryzys kojarzy się z jeszcze jednym – z zamiarem zbudowania przez rząd PiS muru na granicy. Będzie to zapewne mur imienia Donalda Trumpa. Czy da się jeszcze bardziej ośmieszyć nasz kraj w oczach opinii międzynarodowej? Zmierzamy w stronę “klowna narodów”. I tyle zostanie z oryginalnego zawołania? Tak się kończą wycieczki w przeszłość.
Strawestuję wpis anonimowego internauty, który tak właśnie napisał o hipotetycznym Cetralnym Porcie Komunikacyjnym w miejscowości Baranów.
Można to odnieść do planowanego muru na granicy – mur tym razem nie w miejscowości Baranów ale mur przez baranów, dla baranów oraz imienia baranów.
Ten mur pozdrawiają kozy z Pacanowa!
Racjonalnie ma Pan racje. A w każdym razie, propozycja wygląda na sensowną i wartą rozważenia. Ale politycznie Pan nie ma racji, ponieważ celem polskiego satrapy jest rozprawa z opozycją, a w szczególności z D. Tuskiem, który zostanie okrzyknięty agentem i sprawcą całego zamieszania. Polski satrapa właśnie ogłosił, ze w kraju działają agenci. Od ogłoszenia do aresztowania jest jakiś dystans do przebycia. Ja się spodziewam, ze on zostanie przebyty wcześniej raczej niż później. Łukaszenko jest tak naprawdę sojusznikiem polskiego satrapy, bo dostarcza okazji do eskalowania konfliktu. Jak wojna, to wojna, a na wojnie ofiary muszą być. D.Tusk wygląda jak atrakcyjna ofiara. A już zwłaszcza dlatego, ze napisał list do przywódców Unii. Łatwo to odmalować jako zdradę, no a potem już wiadomo. Zdrajców w czasie wojny się wiesza, a co najmniej wsadza. Można także posłać nieznanych sprawców, podobnie jak do Barbary Blidy. Eskalacja konfliktu jest znakomitym podkładem dla takich posunięć. Polska na tym oczywiście straci, ale polski satrapa na tym zyska w swoim własnym mniemaniu. I to najzupełniej wystarczy, żeby podążał w tym kierunku.
Nie jestem naiwny – wiem, że “imperatorowi” chodzi o eskalację konfliktu dla celów wewnętrznych. Na razie się to chyba opłaca z jego punktu widzenia. Tyle, że zamiast wzrostu poparcia społecznego na razie ono nieco wolniej spada. Jednak Łukaszenka z Putinem wydają się na tyle mocni, że coraz silniej testują możliwości państwa polskiego. A państwo “imperatora” jest papierowe. Służby mundurowe ściągnięte w rejon granicy, oprócz Straży Granicznej, nie mają żadnych doświadczeń z tego rodzaju sytuacją. Zresztą sama Straż Graniczna też nie miała dotąd do czynienia z taką skalą zjawiska.
*
Mam poważne wątpliwości, czy czas działa na naszą korzyść. Tutaj bedą rosnąć zarówno materialne koszty operacji (koszty utrzymania i aktywności służb mundurowych na granicy) jak i koszty “moralne”, dużo groźniejsze od materialnych. Głównym kosztem “moralnym” jest właśnie narastający kryzys humanitarny – głód, choroby i śmierć imigrantów. To bedzie wzmagało naciski krajowej oraz międzynarodowej opinii publicznej na “imperatora”. Na Łukaszence to nie robi wrażenia. Na Europejczykach i Polakach jak najbardziej.
Mało rozpoznanym kosztem “moralnym” są koszty psychologiczne funkcjonanriuszy na granicy – ci ludzie są tacy sami jak my. Mają swoje poglądy, wrażliwość, rodziny, dzieci. Oni nie walczą z żołnierzami a z bezbronnymi nieszczęśnikami, którzy uciekają od swoich nieszczęść. To zostawia ślady w psychice.
*
To co Pan napisał o wojnie, ofiarach, Tusku to wszystko prawda. Mam nadzieję, że opozycja i sam D. Tusk to wszystko wiedzą lepiej od nas i są przygotowani na taką ewentualność.
*
Pominąwszy żelazny elektorat imperatora, poparcie pozostałej jego części zależy od szybkości i efektywności rozwiązania konfliktu granicznego. Ten rodzaj wyborcy jest mocno koniunkturalny. W większości są to ludzie reprezentujący tzw. “grill-party”, a więc osoby skoncentrowane na swoim życiu prywatnym, gdzie wypoczynek, jedzenie obficie podlane alkoholem i beztroska to wartości dominujące. Wciąganie ich w długotrwały konflikt graniczny, w dodatku absorbujący ich uwagę to nie jest dla nich sytuacja akceptowalna. Oni nie chcą mieć żadnych problemów – ani z wojenką, ani z wirusem COVID, ani żadnych innych. To co widzą dookoła, to rozpędzająca sie inflacja, spadający poziom życia i perspektywy drastycznych podwyżek cen nośników energetycznych z początkiem nadchodzącego roku. Tego żadną wojenką przykryć sie nie da. Raczej wojenka obnaży jeszcze bardziej bezradność i nieudaczność tej władzy. To nie są karki uczestniczące dziś w marszu nienawiści pod hasłem niepodległości. Tych jest może 2-3% . Elektorat o którym mówię jest roszczeniowy, arogancki i popierał pis, bo miał w tym interes materialny. PiS słabnący, wojujący, osamotniony, odrzucający wsparcie europejskie i natowskie jest dla nich mało atrakcyjnym wyborem. TAki pis już nic im nie może “dać”. Oni nie pójdą na dno wraz z imperatorem.
Emeryt….
Panie @Sławku, aż zazdroszczę tak genialnego w swojej prostocie pomysłu. Jedyne do czego mam wątpliwość, to czy Białoruś ma zdolność sądową wg prawa międzynarodowego w stosunkach cywilnych, to znaczy, wg jakiego prawa i przez jaki trybunał można byłoby dojść do prawomocnego wyroku zasądzającego. Bo na pewno polski sąd nie może wydać skutecznego wyroku przeciwko Białorusi (państwa są wzajemnie suwerenne). Ta kwestia jest do sprawdzenia.
Dziękuję, za ciepłe słowo. Pani Magdaleno, pomysł jest banalny i oczywisty dla każdego, kto obserwuje gospodarkę, zwłaszcza rynek finansowy. Wpadłem na niego przy lekturze m.in. hasła w wikipedii, gdzie powołują się głównie na ekonomiczne przyczyny rozpętania tej burzy przez Łukaszenkę.
*
NIe jestem prawnikiem, ale moje rozumowanie jest następujące. Białoruś jak każde inne państwo będące podmiotem prawa międzynarodowego musi być poddana jakiemuś porządkowi stosunków cywilno-prawnych. Przecież transakcje handlowe są objęte umowami, a te z kolei muszą zawierać procedury reklamacji, gwarancji, dochodzenia roszczeń, arrbitrażowe, itp. Jakieś sądy, oprócz polubownych, muszą być powołane umowami do rozstrzygania spraw dwustronnych. Dotyczy to firm białoruskich zwłaszcza państwowych. To właśnie te sądy mogłyby potwierdzać zasadność i wymagalność roszczeń z tytułu kosztów imigrantów.
arbitraż przy umowach – ok, lecz tu chodzi o roszczenia odszkodowawcze natury deliktowej na linii państwo-państwo. byłabym zdania, aby poddać ten pomysł obróbce przez speca od prawa międzynarodowego; jeśli pomysł okaże się wykonalny, trzeba go rozpropagować, może akurat chwyci.
Moim zdaniem Pan Sławek ma rację. Jeśli opisane wyżej roszczenia byłyby potwierdzone jako wymagalne np. przez Arbitraż Międzynarodowy uruchomiony dla takiego ewentualnego sporu to jego orzeczenie otworzyłoby drogę do skutecznej egzekucji (vide; casus Chodorkowskiego). Rzecz w tym, że PIS a w szczególności Kaczyński nie chce żadnego rozwiązani, tylko generowania strachu choćby kosztem życia innych. Jego credo “po trupach do celu” ma wymiar dosłowny,
To precyzyjny plan działania, gdyby go można byłoby wdrożyć to efekt murowany. Kłopot w tym, że strony konfliktu to z jednej strony państwo upadłe z przestępcą który udaje prezydenta mimo przegranych wyborów a z drugiej państwo budującej się satrapii w którym wszystko podporządkowane jest jednemu celowi – utrzymania władzy przez rządzącą ekipę. Dla prezesa wszystkich prezesów konflikt na granicy jest czymś co “spadło nam z nieba”, jak pisał jeden z ważnych funkcjonariuszy systemu. Konflikt na granicy i język wojny to prosty sposób by wchodzić w rolę obrońcy narodu i chrześcijańskich wartości. To dla znaczącej części polskiego społeczeństwa jest ważne. W poczuciu rosnącego zagrożenia zwiększa się poparcie dla władzy.
Tak więc – propozycja świetna ale tylko jako temat seminaryjny.
Być może “propozycja świetna ale tylko jako temat seminaryjny.”, zważywszy argumenty, które Pan przywołał. Formułując ją miałem dwa powody.
Po pierwsze trzeba zgłaszać pomysły nawet jeżeli dzisiaj wydają się nierealne do zastosowania.
Po drugie – kontekst konfliktu, który spadł pisowcom z nieba jest dynamiczny. Z czasem wszelkie jego koszty mogą zrobić się tak duże, że przestanie się opłacać. Wówczas przyjdzie czas na rozwiązania efektywne zamiast pozorowanych.
Ja mam spore wątpliwości, że motywacja ekonomiczna jest głównym powodem działań Łukaszenki. Nawet dla Białorusi są to grosze. Podejrzewam bardziej motyw szantażu UE za sankcje lub brak akceptacji, co przypomina motywy Turcji, a nawet, co się ociera trochę o teorię spiskową, chęć wsparcia swojej agentury w Polsce w obliczu kłopotów i spadków sondażowych PiS-u, który wyraźnie dąży do rozwalenia UE, a co jest strategicznym celem Rosji i jej sojuszników.
Nie znaczy to, że idea wystawiania Białorusi dodatkowych rachunków nie ma sensu. Ja też tak właśnie bym robił. Uzupełniłbym też ten pomysł o dodatkowy punkt. Każdy uchodźca, który został zwabiony na Białoruś, a potem zmuszony przez służby bezpieczeństwa do przechodzenia przez zieloną granicę z narażeniem życia i skłanianiem do popełnienia przestępstwa nielegalnego przekraczania granicy, i który potwierdziłby to w zeznaniach, powinien być meldowany indywidualnie do Trybunału Karnego w Hadze pod zbiorczym zarzutem handlu ludźmi, agresywnym naruszaniem przez jedno państwo granic i suwerenności innych państw, co stanowi przy pewnej ostrożnej wykładni łagodniejszą formę zbrodni przeciwko ludzkości. Po kilkudziesięciu tysiącach takich przypadków za Łukaszenką powinny wystawiane międzynarodowe listy gończe za zbrodnie przeciwko ludzkości. Poza tym powinny być nakładane coraz ostrzejsze sankcje przez Polskę indywidualnie oraz przez UE na Białoruś, a nawet Rosję.
Polska od zawsze nie miała racjonalnych argumentów na sprzeciw przeciwko Nord Stream II. Ale w aktualnej sytuacji ten argument stał się odrobinę racjonalny. Rozegrałbym go wraz z Niemcami. Gdyby ode mnie coś zależało. Ale niestety ode mnie w tym kraju nic nie zależy. Jako bezpartyjny obywatel nie mam nawet prawa udziału w wyborach.
“Jako bezpartyjny obywatel nie mam nawet prawa udziału w wyborach.”
Przepraszam czy Pan może jest pozbawiony praw publicznych? Tylko w takim wypadku nie miałby Pan prawa udziału w wyborach.
W PRL-u nie byłem pozbawiony formalnie, a więc de jure, znaczy wyrokiem sądu praw publicznych, ale jako bezpartyjny nie miałem wtedy możliwości udziału w demokratycznych wyborach, a więc byłem de facto pozbawiony praw publicznych. W dzisiejszym ustroju sytuacja jest identyczna. Dlatego oba ustroje nazywałem i nazywam “niedemokratycznym państwem bezprawia”. Pan powinien się poważnie zastanowić nad pojęciem “udziału w wyborach” w sensie demokratycznym. Bo bez wspólnego rozumienia tego pojęcia, pochodne pojęcia jak “demokracja”, “wybory”, czy “obywatelstwo” będą przez nas zupełnie inaczej i przeciwstawnie pojmowane. A dyskusje na te tematy będą swego rodzaju rzucaniem ściany o ścianę.
Dreptanie na “wybory”, by zatwierdzać wcześniejsze wybory aparatów partyjnych nie są dla mnie demokratycznymi wyborami. Takie wybory, to ja mam w Korei Północnej, Rosji, Turcji i Polsce i miałem w PRL-u, ale to nie są w moim pojęciu żadne wybory. Wybory w sensie demokratycznym, to zupełnie inne pojęcie.
Dziwaczne ustawienie dyskusji.
Wg Pana musimy mieć wspólne rozumienie wyrażenia “udział w wyborach”, a sprowadza się to do tego, że ten kto ma inne zdanie niż Pan, to musi je zrewidować.
Jeśli nie został Pan pozbawiony praw prawomocnym wyrokiem sądu (a osiągnął odpowiedni wiek), to cieszy się Pan pełnią praw wybirczych. Może Pan pójść i zagłosować na osobę przedostatnią z listy i wspomóc osobę zupełnie inną niż życzy sobie kierownictwo ugrupowania, na które zechce Pan oddać głos. Może pan wstąpić do partii. Może Pan też przystąpić do jakiegoś Komitetu i wejść na listy jako bezpartyjny. Może Pan sam założyć własny komitet, zostać kandydatem na radnego, wójta, burmistrza, prezydenta miasta czy nawet państwa. Może Pan kandydować na urząd senatora. Wreszcie może Pan się skrzyknąć z podobnie myślącymi i próbować zostać posłem, jak choćby Petru czy Kukiz, a niedługo pewnie i Hołownia.
Ludzie, ogarnięci najrozmaitszymi przykładami “idee fixe” próbują sprzedać te natręctwa innym; najlepiej wszystkim. Kisiel nazywał takich – ludźmi “przyrośnietymi” do swoich poglądów. Wskazywał, że dyskusja z nimi nie prowadzi do żadnych rezultatów.
Demokracja i prawa człowieka, jak również “bzdury”, takie jak “trójpodział władzy”, to są przykłady “idee fixe” wynikające z europejskiego dziedzictwa cywilizacyjnego, do których w naszej cywilizacji należy się stosować. Widać, że dla Pana te “bzdury” naiwniaków są obce. Dlatego Panu jest w pojmowaniu demokracji, praw człowieka i Konstytucji bliżej do Kaczyńskiego i Macierewicza, niż do mnie, zwykłego Europejczyka i zwykłego polskiego obywatela. A więc nie jest nam po drodze i nie istnieje między nami wspólna baza dyskusji. Więc skończmy tę bezsensowną wymianę zdań, by wstydu sobie oszczędzić.
Nie wiem czy Pan zwrócił uwagę, ale nie prowadzę z Panem żadnej wymiany zdań, tym bardziej bezsensownej. Napisałem parę uwag do @disqus_4fem11fp0w:disqus i zaprawdę nawet Pana nie wymieniłem. Skoro jednak Pan sam się zgłosił poczuwając się do “idee fixe” nie będę Panu przeszkadzał. W końcu mnie nie zależy na tym aby Pan sam sobie oszczędzał wstydu. Powodzenia…
Na marginesie tylko dodam, że zarówno bierne jak i czynne prawo wyborcze nie gwarantuje nikomu komfortu i braku wysiłku aby wybierać a tym bardziej być wybieranym. Może Pan protestować do dnia sądnego – samo się nie zrobi. W tym towarzystwie takie wpisy nie odnoszą skutków.
Osobiście nie jestem zainteresowany dyskusjami ad personam, więc jestem wdzięczny za tę ignorancją. Ale Pan się odezwał ad meritum do mojego wpisu. To ad meritum zrozumiałem jako całkowite olewanie, tego co pisze w Międzynarodowej Deklaracji Praw Człowieka (punkt 25 o biernym prawie wyborczym), co pisze w Deklaracji Kopenhaskiej (6 i 7 punkt), czy też w polskiej Konstytucji (Art. 4, 32, 96, i 99). Pan nazywa to jakimiś “idee fixe” dla nawiedzonych idiotów. A ja to nazywam prawem. Stąd mój wniosek, że Panu jest bliżej w pojmowaniu demokracji, państwa prawa i zasad praworządności bliżej do Kaczyńskiego, Tuska, Czarzastego i Macierewicza, niż do klasycznego Europejczyka i świadomego polskiego obywatela. Podobnie jak oni, traktuje Pan prawo i zasady demokracji jako bzdety dla naiwnych idiotów pod postacią jakiś szalonych “idee fixe”. Ale to są konkretne zapisy w prawie międzynarodowym i w prawie krajowym. Których w praworządnym państwie należy przestrzegać. To nie moje nawiedzone wymysły. Proszę trochę poczytać trochę ze zrozumieniem wymienionej przeze mnie prawniczej literatury.
Byłabym zobowiązana, gdyby sprecyzował Pan o jaką “Międzynarodową Deklarację Praw Człowieka” chodzi. Założyłam, że chodzi o ONZowską Powszechną Deklarację Praw Człowieka z 1948 r. (choć jej tytułu nie da się nijak przetłumaczyć jako ‘międzynarodowa’ w żadnym języku), lecz jej art. 25 nie dotyczy wyborów. Jest tam art. 21, którego ust. 1 i 3 brzmią jak następuje: 1. Każda osoba ma prawo do udziału w rządzeniu swym krajem, bezpośrednio albo za pośrednictwem swobodnie wybranych przedstawicieli. 3. Wola ludu ma być podstawą władzy rządu; wola ta winna się przejawiać w periodycznych i uczciwie przeprowadzanych wyborach, na warunkach powszechności i równości, w głosowaniu tajnym albo w równoznacznym trybie zapewniającym wolność głosowania.
Byłabym także zobowiązana, gdyby określił Pan co rozumie pod ‘Deklaracją Kopenhaską’.
W polskiej Konstytucji odpowiednie przywołane przez Pana artykuły brzmią:
art. 4. 1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu. 2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.
art. 32. 1. Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. 2. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.
art. 96. 1. Sejm składa się z 460 posłów. 2. Wybory do Sejmu są powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne oraz odbywają się w głosowaniu tajnym.
art. 99. 1. Wybrany do Sejmu może być obywatel polski mający prawo wybierania, który najpóźniej w dniu wyborów kończy 21 lat. 2. Wybrany do Senatu może być obywatel polski mający prawo wybierania, który najpóźniej w dniu wyborów kończy 30 lat. 3. Wybraną do Sejmu lub do Senatu nie może być osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego.
Rozumiem, że udział w wyborach poprzez założenie swego komitetu wyborczego i zyskanie poparcia wystarczającej liczby wyborców uznaje Pan za sprzeczne z tymi zasadami (o listach partyjnych nie wspominam). Proszę o wyjaśnienie na jakiej podstawie,
Po drugie, proszę aby jako zadeklarowany Europejczyk, wskazał Pan w którym europejskim kraju zasady biernego prawa wyborczego są wg Pana najpełniej zgodne z przywołanymi przez Pana aktami prawa międzynarodowego.
Dyskutant snakeinweb od początku swojej obecności na SO lansuje jedną, ale za to uporczywą ideę – że w III RP demokracja była zdegenerowana, obywatele pozbawieni prawa wyborczego a partie niereprezentatywne. (Pomijam okres po 2015 roku, kiedy rzeczywiście demokracja jest systematycznie wyłączana.)
Ponieważ nie przywołuje na rzecz swoich przekonań żadnych przekonujących i merytorycznie uzasadnionych argumentów oprócz stwierdzeń arbitralnych, jestem pewien że mamy do czynienia z “idee fixe”. Dodatkowo kwestionuje wiele rzeczy, które wprost wynikają z tego, że według niego żyjemy w kompletnym braku demokracji, Tenże dyskutant nie posługuje się argumentami ale odwołuje do inwektyw. Nawet kiedy puszcza się jego inwektywy mimo uszu, nadal uznaje, że ma prawo obrzucać innych różnymi pomówieniami przypisującymi dyskutantowi ignorancję, głupotę a w najlepszym razie złą wolę.
W jednym z pierwszych moich komentarzy sprzed kilkudziesięciu dni nazwałem tego dyskutanta trollem internetowym, ponieważ zamula dyskusję, celowo i świadomie ukierunkowując ją na inne kwestie niż wątki główne.
*
Dobitnym przykładem są wszystkie wpisy tego dyskutanta pod tym artykułem. Oprócz tego że ja się nie znam, co przyjmuję z pokorą, dowiedzieliśmy się że nikt inny, oprócz jaśnie oświeconego, także nie ma pojęcia. Zamiast nas wszystkich oświecić wykładając swoje racje klarownie, jesteśmy odsyłani do poważnych dokumentów, co niczego nie wyjaśnia. Od dwóch miesięcy nie możemy się dowiedzieć o co temu panemu chodzi.
Przykładem jest choćby odpowiedź na moje pytanie o to dlaczego ten konkretny obywatel nie ma “…nawet prawa udziału w wyborach”. Nie dowiedziałem się dlaczego, podobnie jak nie dowiedziałem się w żadnym z jego wcześniejszych wpisów dlaczego poważne rzeczy kontestuje (np. demokrację, partie polityczne, prawo wyborcze). Ponieważ bez argumentów nie ma możliwości podjęcia dyskusji, nie mogę i nie chcę podejmować dysputy z moimi domysłami. Poproszę o argumenty lub o zaprzestanie zaprzątania uwagi szacownego grona rozmówców niczym nie popartymi przekonaniami.
*
Tak długo jak długo snakeinweb nie napisze prosto, wyraźnie, konkretnie i klarownie o co mu naprawdę chodzi, bez obrażania innych, będę uważał go za trolla internetowego i będę to publicznie artykułował. Dalsze wyrażanie poglądów w stylu “bo tak” będę oznaczał jako spam, a w razie uporczywego spamowania zwrócę się do administratora portalu o wykluczenie takiego trollowania z naszej dyskusji. Są inne miejsca, bardziej stosowne do takich wystąpień.
Pamięć mi trochę nie dopisuje. Ten akt prawny się nazywa oficjalnie po polsku “Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych” i jest do znalezienia w tu w języku angielskim: https://www.ohchr.org/en/professionalinterest/pages/ccpr.aspx , po polsku tu: http://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19770380167/T/D19770167L.pdf. Pamięć mnie nie myli, jeśli idzie o numer artykułu, bo jest to nadal punkt 25.
Polecam też “Kodeks Dobrej Praktyki w Sprawach Wyborczych Komisji Weneckiej”. Ten dokument precyzyjnie definiuje zasady powszechnego, równego i wolnego prawa wyborczego.
Dokument “Document of the Copenhagen Meeting of the Conference on the Human Dimension of the CSCE” został podpisany przez wszystkie kraje Europy w 1991 roku, jako deklaracja zasad wychodzenia z komunizmu i i jest moim zdaniem prawnym zobowiązaniem międzynarodowym. Ten dokument w całości brzmi jak elementarz demokratycznego państwa prawa, ale Pani polecam w szczególności w poruszanym temacie paragraf 6 i 7. Linki w różnych językach znajdzie Pani na tej stronie: https://www.osce.org/odihr/elections/14304 . Jak wpisze Pani w Googlu: ”
Dokument Spotkania Kopenhaskiego Konferencji w sprawie Ludzkiego Wymiaru KBWE” To znajdzie Pani amatorskie tego dokumentu tłumaczenia na język polski. Polskie niedemokratyczne państwo bezprawia zadbało, aby ten dokument nie został oficjalnie i profesjonalnie przetłumaczony na język polski.
Co do polskiej Konstytucji, to wypowiem się nieco skrótowo, a nawet wulgarnie. Artykuł czwarty mówi, że naród wybiera SWOICH przedstawicieli, a nie przedstawicieli kilku partyjnych skurwieli. Jeśli zakaz dyskryminacji z jakiejkolwiek przyczyny w życiu politycznym nie kłóci się Pani z wykluczeniem z procesów wyborczych osób bezpartyjnych, to mam lekkie wątpliwości do Pani umiejętności czytelnictwa tekstów prawnych ze zrozumieniem. Jeśli Pani nie rozumie pojęcia powszechności wyborów w art. 96. i rozumie je nieco archaicznie z czasów PRL-u czy dzisiaj z Korei Północnej jako zapędzanie bydła “obywatelskiego” do zatwierdzania uprzedniego “wyboru” aparatu partyjnego, to mamy zasadnicze dyferencje co do pojmowania zasady “powszechności wyborów”. No i ostatni punkt 99. Jeśli każdy obywatel ukończywszy 21 lat może być wybrany do Sejmu, ale żaden obywatel bez jakieś zdegenerowanej partyjnej bandy jak w komunie nie może w wyborach z własnej woli i nawet w z własnym do Sejmu kandydować, to mi brakuje intelektu, by Pani tę sprzeczność i bezprawie wyklarować. Proszę Panią, by się nie obrażała, za tę polemiczną skrótowość i obcesowość. Sam fakt, że Pani zadaje pytania, budzi u mnie szacunek, bo to rzadka osobliwość w internetowych mediach.
Wolność wyboru w demokracji polega na swobodzie kandydowania każdego obywatela i swobodzie wybierania z wolno zgłoszonych kandydatów. Tak to jest zapisane w czterech dokumentach, które tutaj wspomniałem i wymieniłem. Wszelkie stawianie jakichkolwiek warunków zaporowych dla wolności kandydowania i wyboru jest zasadniczo sprzeczne z naturą demokracji. I proszę sobie nie zmyślać jakiś Komitetów Wyborczych jako środków niezaporowych. W Polsce każdy obywatel może sobie założyć nawet 30 milionowy Komitet Wyborczy, mieć 300 milionów gdzeiś na boku zgromadzonych na lewo, i uzyskać w swoim okręgu ponad milion procent głosów wyborców, a i tak się nie dostanie do Sejmu według aktualnej ordynacji wyborczej. Proszę oprócz tych czterech dokumentów o swobodzie prawa wyborczego również ordynację wyborczą przeczytać ze zrozumieniem. Gdy to Pani wyczyta, to stwierdzi tak jak ja, że obywatele polscy są z procesów wyborczych całkowicie wykluczeni.
Niestety wybory nie są proporcjonalne. Wynik wyborów jest fałszowany w majestacie prawa przy pomocy bandyckiej metody d’Hondta, która pozwala na uzyskanie większości w Sejmie po uzyskaniu 38% głosów wyborców.
Pewnie Kisiel ma rację. Ja mimo wszystko chciałbym spróbować takiej dyskusji. Tyle, że póki co nie udaje się osiągnąć poziomu, który można by nazwać “dyskusją”, na co zwróciłem uwagę w pierwszym akapicie, więc i wysiłek pewnie daremny.
Pan się ani razu nie odniósł merytorycznie co do podstawowego prawa człowieka jakim jest “bierne prawo wyborcze” i co do zasad “powszechnych, równych i wolnych wyborów”. Strzela Pan tylko prastarymi parolami o jakieś obowiązkowej przewodniej roli partii w państwie, które nie mają żadnej podstawy prawnej i konstytucyjnej. Z tym intelektualnym śmietniskiem rozprawiłem się już w czasach PRL-u. Więc proszę nie wymagać “dyskusji” w sprawach, w których nie potrafi Pan sformułować prostego zdania w charakterze merytorycznym. Pojęcia, które wymieniłem są zapewne dla Pana zbyt kosmiczne i nie istniejące, na których temat nie ma Pan nic do powiedzenia. Dla mnie są to jednak pojęcia zasadnicze i fundamentalne decydujące o istocie obywatelstwa, demokracji i państwa prawa. I te pojęcia są zdefiniowane nie w teoretycznych opracowaniach, czy w moich majakach, ale w międzynarodowych i krajowych aktach prawnych o randze konstytucyjnej.
Wszystko co miałem do napisania o dyskutancie snakeinweb zawarłem wyżej, w komentarzu do wpisu Pani Ostrowskiej. W sprawie dyskusji jest zdaje się podobnie jak w starym dwocipie: “…daj mi szansę, wyślij kupon”!
*
Inkryminowany rozmówca tak się zagalopował, że we wczorajszej odpowiedzi na Pański post sam sobie postawił minusik jako recenzję własnego wpisu. Jak to trzeba uważać co się robi.
Wygaduje Pan bzdury. Pełnia praw wyborczych oznacza prawo swobodnego
kandydowania, proponowania własnych kandydatów i swobodnego wybierania ze zbioru wolno zgłoszonych kandydatów. Zakładanie własnej partii, czy
skorumpowanie się z jakąś partią, lub obowiązek przeprowadzenia własnej
Rewolucji Październikowej, albo obowiązek przynajmniej rocznego pobytu na
na Marsie, by uzyskać własne prawa wyborcze nie da się pogodzić z zasadami
powszechnego, równego i wolnego prawa wyborczego w sensie
demokratycznym, które są jasno zdefiniowane w prawie międzynarodowym i w polskiej Konstytucji. Jako zwykły obywatel mam podobne opory w
popieraniu Bieruta, Gierka, Kaczyńskiego, Tuska i tak zwanej
anty-pisowskiej “opozycji”. Jest rzeczą oczywistą, że w demokracji
pojęcie “udziału w wyborach” należy w populacji dokonującej “wyboru” jednakowo rozumieć. Inaczej wybory nie mają sensu. A propozycję głosowania na kreatury medialne typu Kukiz i Hołownia proszę sobie darować. Powiem według kultowego serialu: “Nie ze mną takie numery, Brunner.”
Wbrew temu co piszesz nie bardzo rozumiem o co ci chodzi, czy moze o to ze jako kandydat musisz zebrac jakas ilosc popierajacych cie ludzi, zeby w ogole zglosic swoja kandydature ( czy jakakolwiek inna )? Jakkolwiek uwazam ze polska “demokracja” zawsze byla mocno kulawa ale nie bardzo rozumiem twoje zarzuty.. Moze bys napisal jakis tekst jak to w twoim mniemaniu powinno dzialac, administrator by go zamiesci i pod nim mozna by dyskutowac na ten temat. W ten sposob uniknelibysmy czestych off top w innych watkach.
Widać, kłania się nieznajomość prawa wyborczego do Sejmu.
Artykuł 211 Kodeksu Wyborczego wprowadza w Paragrafie 2 przymus
rejestracji wieloosobowych list partyjnych w wyborach do Sejmu
stanowiąc:
Ten punkt definitywnie wyklucza zgłoszenie mojej, Pańskiej, czy jakiejkolwiek kandydatury indywidualnego Polaka w wyborach do Sejmu. A więc konstytucyjne indywidualne prawo wybieralności każdego Polaka do Sejmu (art. 96 i 99 Konstytucji) jest ustawą pogwałcone.
Ale jak Pan w własnym okręgu zorganizuje jakąś własną partyjną listę, to i tak jest Pan wykluczony definitywnie z wybieralności do Sejmu.
Decyduje o tym Art. 196.1 Kodeksu Wyborczego w brzmieniu:
Swój komitet wyborczy nawet w liczbie członków 100.000 może sobie Pan sobie teoretycznie założyć, ale tylko we własnym okręgu wyborczym. Może sobie Pan zebrać nawet 10 miliardów podpisów na swoją listę, ale Komisja Wyborcza Panu indywidualnej kandydatury i tak nie zarejestruje, a jak Pan stworzy własną lokalną listę z kolesiami, kuzynami lub pociotkami, to ta lista jest matematycznie niewybieralna, bo żaden okręg wyborczy w Polsce nie przekracza w skali kraju liczby 5% wyborców. W ten sposób jest Pan z wyborów całkowicie wykluczony, zarówno indywidualnie, jak i tworząc lokalne zrzeszenie obywateli. I jest Pan wykluczony tak jak ja i jak 30 milionów pozostałych polskich obywateli, którzy w praktyce nie są obywatelami w sensie demokratycznym, bo są pozbawieni biernego prawa wyborczego, czyli realnego udziału w wyborach do Sejmu, a tym samym jakiegokolwiek wpływu na politykę państwa. To jest zwykła logika i matematyka niedemokratycznego państwa bezprawia, jakim jest III RP. Obojętnie czy z PiS-em, czy bez PiS-u. I dokładnie ten sam mechanizm działał w PRL-u.
Dla mnie jedyną możliwością rozwiązania konfliktu jest jak najszybsza zmiana władzy – i to zarówno w Polsce jak i na Białorusi. Nasz bardzo kompetentny rząd od samego początku udowadnia, że jest zgrają bezdusznych karierowiczów. Byle tylko zarobić na państwowej posadzie i nic ich nie obchodzi. Dlatego tak łatwo wpadają w zastawione przez Łukaszenkę sidła. To zgraja ludzi, którzy nigdy nie powinni się znaleźć na stanowiskach. Prawdę mówiąc wątpię, by przeczytali tak inteligentnie napisaną instrukcję obsługi tego problemu – to nie jest ich poziom umysłowy. Nie ma już żadnych sojuszników, biorąc pod uwagę ostre przerobienie Najświętszej Rzeczpospolitej na trociny przez Kongres i awanturę z UE. Po czułych zdjęciach z faszystowskim prezydentem Bolsonaro, towarzyszem Xi, Drakulą z Budapesztu czy tureckim satrapą wiem do kogo najbliżej polskiemu rządowi.