Dyskusje na temat inteligencji należałoby chyba numerować, tak jak niegdysiejsze chińskie „poważne ostrzeżenia” wysyłane pod wiadomym adresem. Przetoczyło się ich wiele, także przez te łamy, a konkluzji jak nie było, tak nie ma i nie wiadomo czy w ogóle będą. Szanse na ich wytworzenie niewielkie, bo trudno o nie w sytuacji, gdy jedni trzymają się z uporem dawnych pojęć, a inni zaprzeczają istnieniu inteligencji jako warstwy społecznej w ogóle.
Między tymi skrajnościami podróżuje tłum postaci, które do inteligencji chciałyby się zaliczać, choć same nie wiedzą dlaczego, a to z powodu wspomnianego wyżej braku klarownej definicji. Traktując ich postawę jako zdrowy snobizm, należy im błogosławić i podziwiać za odwagę i podejmowane ryzyko.
Kłopot jest już przy samej genezie. Ponieważ zjawisko to przypadło w czasie, gdy Polska rozdarta była pomiędzy trzy państwa o różnym ustroju prawnym, różnym stopniu rozwoju i różnym stosunku do mniejszości narodowych, jasne jest, że cokolwiek by się wówczas nie wydarzyło, musiało być zorientowane na istniejące warunki, dostosowane do istniejących możliwości i służące celom najistotniejszym w lokalnych warunkach.
W takim razie nie mogło być z oczywistych względów identyczne na całym terenie dawnej Polski.
Nawet pochodzenie ze zubożałej szlachty, jak to się czasem przyjmuje, nie jest takie oczywiste. W zaborze pruskim do warstwy inteligenckiej dołączali często synowie bardzo bogatych i ustosunkowanych ziemian.
W ogóle zagłębienie się w szczegóły przynosi czasem niespodzianki.
Tłumaczyłem kiedyś partię dokumentów z XIX w. wystawioną głównie w Petersburgu, a dotyczącą rodziny Strawińskich herbu Sulima, na prośbę jednego z ostatnich jej przedstawicieli.
Były tam świadectwa urodzin i chrztu (to zwykle był ten sam dokument), świadectwa heroldii o wpisaniu do księgi szlachty (w Rosji to była dość oryginalna procedura), a także testamenty.
I właśnie w nich znajdowałem najciekawsze rzeczy.
Jeden z nich mówił o podziale majątku zmarłego pomiędzy jego żonę i dzieci, wśród których były dwie córki.
Wykonawcą testamentu i kuratorem majątku nieletniej części rodzeństwa był najstarszy, dorosły już syn.
Zainteresował mnie zapis dotyczący córek. Otóż brat – kurator ich majątku (co do sposobu sprawowania samej kurateli nie miał wielkiego pola manewru, zmarły bardzo precyzyjnie opisał jego uprawnienia) miał zapisane polecenie dbania o ich wykształcenie.
Zmarły, sam będący lekarzem, bardzo skrupulatnie opisał tę sprawę nakazując synowi łożyć na wykształcenie sióstr „tak długo, jak same będą sobie życzyły.”
Innymi słowy – oddolne parcie na wiedzę było (myślę, że nie tylko w tej rodzinie) i dotyczyło obu płci, a reszta zależała od miejscowych stosunków, o czym informuje nas choćby przykład madame Skłodowskiej. Tym samym inteligencja nawet z rosyjskiego zaboru nie była jednopłciowa. Biorąc pod uwagę, że wówczas nawet większość nauczycieli (we wszystkich zaborach) legitymowała się co najwyżej wykształceniem średnim można mniemać, że panie nie były gorzej wykształcone od mężczyzn jeśli tylko rodzina miała świadomość wartości edukacji.
Z zaborem rosyjskim wiążą się jeszcze dwie ciekawe sprawy. Nie wszyscy może zdają sobie sprawę, że osiągnięcie wysokiego stopnia w karierze urzędniczej (w czternastostopniowej skali) tylko częściowo zależało od poziomu wykształcenia. Często ważniejszy był… charakter pisma. W czasie, gdy urzędy nie były wyposażone jeszcze w maszyny do pisania, jest to do pewnego stopnia zrozumiałe. Ale tylko do pewnego. Biorąc do ręki dokumenty wytworzone w urzędach państwowych czyta się je niemal jak druk, bo pozwala na to kaligrafia. Czytając dokumenty notariuszy prywatnych człowiek męczy się nieraz godzinami nad jedną stronicą.
Na dodatek osiągając szóstą rangę urzędniczą, człowiek wpisywany był automatycznie do księgi szlacheckiej, co dziś pozwala niektórym snobom niesłusznie wywodzić swoje pochodzenie od „starej polskiej szlachty”.
Druga ciekawostka – model rosyjski zastosowany w PRL kazał zaliczać do inteligencji wszystkie osoby wykonujące tzw. pracę umysłową, w tym przede wszystkim całą biuralicję. Sam pamiętam koleżankę wywodzącą się z „awansowej” rodziny, która cieszyła się po zdaniu matury, że będzie pracować w biurze i jej dzieci będą miały w ankiecie personalnej wpisane „pochodzenie inteligenckie”. Wtedy się śmiałem, dziś myślę, że to był jednak zdrowy „ciąg w górę”, jakoś mało obecny w wolnej Polsce.
Szukać genezy inteligencji w zaborze rosyjskim nie jest w tej sytuacji sprawą łatwą.
Wspomniałem o zaborze pruskim i dzieciach zamożnych ziemian dość powszechnie odwiedzających kolejne uczelnie i zdobywających zawód. Geneza tego zjawiska była nieco inna, niż w Rosji.
Nie była to inteligencja pochodząca ze zubożałej szlachty, ale to ew. zubożenie wyprzedzająca.
Ponieważ rząd pruski, szczególnie od lat 70tych XIX wieku prowadził walkę z Polakami posuwając się często do nieuczciwej konkurencji ekonomicznej i wyzuwania ich z majątków ziemskich, na wszelki wypadek kształcili dzieci i to w kierunkach, które dawały zawód w miarę niezależny od władz i miejsca jego wykonywania – prawo i medycyna. To zresztą zostało niektórym u nas do dziś, bo w rozmowach na temat progenitury i jej planów na przyszłość zawsze jako pierwsze pojawiają się zbawienne rady – prawo albo medycyna!
Inteligencję w zaborze pruskim charakteryzowała jeszcze jedna rzecz – ciąg do pieniądza. Zdrowy ciąg do pieniądza. Co to znaczy?
W sytuacji ciągłej wojny ekonomicznej z Niemcami, najbardziej świadoma i wykształcona część społeczeństwa doszła do wniosku, że… bogacenie się jest obowiązkiem patriotycznym.
Nikt nie rzucał hasła „Polak potrafi”, a jednak potrafił. Były nauczyciel gimnazjalny Cegielski został uznanym i bogatym przemysłowcem, w małych miasteczkach zakładano banki spółdzielcze, kasy oszczędności i inne tego typu przedsięwzięcia.
Praktyka polityczna dnia codziennego mówiła, że tylko w ten sposób Polacy mogą odeprzeć skutecznie kolejne ataki ze strony pruskich władz. Dawali sobie radę do tego stopnia, że władze państwowe musiały wymyślać hakaty, by wspomóc Niemców przegrywających konkurencję z Polakami.
Pisałem kiedyś o pewnym księdzu – organizatorze emigracji zarobkowej na poziomie niedostępnym współczesnym agencjom (nie żartuję).
Otóż ksiądz ów pośród innych pomysłów miał także na koncie grę na giełdzie w Hamburgu.
Niestety, nie znał się na tym, wszedł w temat z poduszczenia niezbyt rzetelnych znajomych i sporo stracił, nie tylko swoich pieniędzy.
Co było potem? Potem w największej tajemnicy przy pomocy brata ziemianina pospłacał wspólników dbając, by sprawa nie wyszła na światło dzienne. Dlaczego?
Stracić majątek to była w pojęciach mu współczesnych zbrodnia przeciw narodowi. Tak to było traktowane i utracjusz nie brylował w towarzystwie wspominając przy kielichach o swym dawnym majątku, ale spotykał się z ostracyzmem. On nie zrobił błędu – on popełnił grzech!
Tu na nikogo nie działał „powabny czar bohemy”, artystyczni utracjusze nie cieszyli się względami. Wzorem był człowiek dobrze wykształcony i zasobny w gotówkę, młodzieży wpajano przekonanie, że każdy może ten cel osiągnąć.
Czytając dyskusje o ewentualnym istnieniu inteligencji we współczesnej Polsce spotykam się czasem ze zdaniem, iż ta warstwa społeczna już nie istnieje, nie jest potrzebna, nie ma dla niej miejsca w dzisiejszej konstrukcji świata. Czasem twierdzi się, że jej miejsce zajęła tzw. klasa średnia, co jest moim zdaniem dużym nieporozumieniem. Wyróżnikiem (i wspólnym mianownikiem) klasy średniej jest TYLKO stan majątkowy i nic poza tym. Inteligencję, tak jak to rozumiem zgodnie z pruską tradycją, cechuje jeszcze parę innych cech, o których wspomniałem wyżej.
I pytanie, które od pewnego czasu mi towarzyszy: – Czy w dzisiejszej Polsce nie przydałaby się warstwa społeczna w stylu dawnej polskiej inteligencji w Prusach?
Czy jest potrzebna?
Patrząc na postępującą mentalną pauperyzację społeczeństwa, na nieprawdopodobne spłaszczenie wszelkich dążeń, na śmietnisko robione bezkarnie z ludzkiego umysłu, jestem przekonany, że tak.
Czy to jest możliwe? Czy jeszcze jest możliwe?
Czy hasło: „Inicjatywa i bogacenie się jest obowiązkiem patriotycznym!” znalazłoby dziś zwolenników? Czy lansowany przez „patriotyczną” część społeczeństwa obrazek nieudacznika z byle jakim dyplomem cierpiącym z powodu niedocenienia i kłód rzucanych mu pod nogi przez wrogów narodu zwycięży?
P.S. Przeczytałem dziś wiadomość poruszającą umysł.
Dotąd nie mogę się otrząsnąć.
Jerzy Łukaszewski




Czy lansowany przez postępową (czytaj: lewicową) część społeczeństwa obrazek nieudacznika z byle jakim dyplomem cierpiącym z powodu niedocenienia i kłód rzucanych mu pod nogi przez państwo i KK zwycięży?
jmp ejp nie stac na nic bardziej oryginalnego?
Inteligencja jest potrzebna, by z jej szeregów wyłaniali się rządzący. Ludzie u góry z przypadku, z bardzo wąskim kierunkowym wykształceniem – nie radzą sobie z ogarnianiem kraju. Inteligencja to coś więcej niż majątek,ale i coś więcej niż wykształcenie. To pewien styl życia polegający na ciągłym poszerzaniu wiedzy, a nie na ciągłym bogaceniu się. Ideałem byłoby bogacenie się dzięki poszerzaniu wiedzy, ale u nas to jak zwykle do góry nogami, bo jest raczej odwrotnie.
Na hasło: „Inicjatywa i bogacenie się jest obowiązkiem patriotycznym!”, uśmiechnąłbym się z politowaniem. Po pierwsze dlatego, że ojczyzna nie wymaga dziś takiego poświęcenia (wystarczyłaby uczciwość). Po drugie – wolność jest dla mnie wartością większą od pieniędzy. Po trzecie – warunkiem sine qua non przynależności do inteligencji (w różnych kulturach) jest przede wszystkim właściwość umysłu, nie stan posiadania. Po czwarte – jedyny zdrowy pociąg, jaki znam, to pociąg seksualny.
@Federpusz ” ojczyzna nie wymaga dziś takiego poświęcenia ”
Pan na pewno czytał tekst?
On jest właśnie o tym, że Ojczyzna nie wymaga dziś poświęcenia, jakie tradycyjnie lansują nam niektóre kręgi.
Wolność? A co to jest? Może pan sprecyzuje. Jest jakaś definicja?
@Jerzy Łukaszewski
A czy pan na pewno czytał mój komentarz? Nie ma w nim żadnej kontrowersji ani kwestionowania pańskiego artykułu. Jest tylko mój, osobisty, pogląd na zaproponowany przez pana imperatyw. Poza tym jest jeszcze trochę poczucia humoru…
Definicja „wolności”: http://sjp.pwn.pl/sjp/wolnosc;2537405.html.
Tak myślałem. A nie wydaje się panu, że nie mając odpowiednich zasobów ma pan tylko ułudę wolności? Zgodnie z podaną przez pana definicją może pan nie jeść, nie oddychać, nie żyć. To w zasadzie wszystko. W każdym innym przypadku musi pan nadszarpnąć nieco z tej „wolności”, niestety. Dokładnie to samo odnosi się do pkt. 1 w przypadku państw.
A poza tym to ja się zastanawiam nad istnieniem, bądź nie, inteligencji jako warstwy społecznej, stąd moje pytanie o czytanie tekstu, bo tak rozumiana przez pana inteligencja ma się do tematu nijak. Aby bowiem osiągnąć cel zawarty w pkt.1 państwo musi „iść w górę”, a kto je tam ma pociągnąć? Nie po dzisiejszemu rozumiana klasa średnia, jak zauważyła @lavinka.
Siedzenie, nic nie robienia i permanentne zdumienie do lustra „Ach jaki jestem mądry, skąd mi się ta mądrość bierze, no nie wiem doprawdy…” – wersja 2: „- Ach jaki ten świat niedobry, jestem taki wspaniały, a on mnie nie docenia…” – to właśnie wyróżnik ludzi, o których piszę.
@Jerzy Łukaszewski
Oddychanie i jedzenie są potrzebami wynikającymi z biologii, nijak się mają do pojęcia wolności.
Dalszej części pańskiego wywodu nie zrozumiałem.
Tę wstrząsająca wiadomość uzupełniłbym: Była dziewczyna Szyca jest w ciąży i zastanawia się: Czy to aby na pewno moje dziecko?
Kto to jest Szyc?
@narciarz2, wyjaśnię jak pan mi powie kto to jest brat chłopaka Dody 🙂
@jmp eip , nomenklatura typu „postępowe” coś tam, jest mi obca, bo sztuczna i raczej maskująca istotę sprawy, niż ją oddająca, podobnie jak „patriotyczna”.
Odnosząc się z całym szacunkiem do pojęcia patriotyzmu pomyślałem sobie, że może dzisiejszy świat potrzebuje patriotów innego typu, niż ludzie, którzy „cierpią dla Ojczyzny”, a niczego nie potrafią dla niej zrobić. Niczego konkretnego. Od ich cierpienia będącego raczej efektem ich życiowej nieudolności, niż czegokolwiek innego, Ojczyźnie się nie polepszy, a co to za patriota, który nie chce, by Ojczyźnie było lepiej?
Bardziej będę szanował rolnika, który posprząta w swoim gospodarstwie tak, że zadziwi niemieckiego wieśniaka (a to jest wzór do naśladowania), niż „eksperta” typu pani Staniszkis, której prognozy nigdy wprawdzie się nie sprawdziły, ale wygłasza kolejne w wielką pewnością siebie i poczuciem własnej wyższości.
Patrząc na naszych przodków można się zdziwić, jak dalece odbiegliśmy od ich poziomu.
Ostatnio w zdumienie wprawiła mnie znaleziona korespondencja mojego pradziada (z Prus, a więc z zawodu lekarza) z jednym ze znanych polskich muzyków tamtego czasu.
Panowie dyskutowali sobie korespondencyjnie na temat muzyki tak fachowo, że (wstyd na całą wioskę) połowy nie zrozumiałem. Też mam przyjaciela muzyka, ale nawet nie próbuję z nim dyskutować na tematy fachowe.
Znalazłszy się na obczyźnie po powstaniu 1863 pradziad zabrał się za robotę! Pracował w Jassach w szpitalu psychiatrycznym, prowadził badania, ale nie omieszkał stworzyć biblioteki dla polskich uchodźców i paru innych drobiazgów. Uważał to za normalne.
Dziś uważamy za inteligenta kogoś, kto skończył studia (byle jakie, to bez znaczenia, bo i tak tej wiedzy nie pogłębia) i potrafi bredzić na każdy temat, bez sensu wprawdzie, ale za to ile razy trzeba. A jak umie pokazać, że jest niedoceniony, niezrozumiany i cierpi – no to mamy wzór do naśladowania i postać godną pomnika.
I to mi się nie podoba.
Pół żartem pół (niestety) serio, dodam, że jak wpadają do mnie znajomi, bez wyjątku świeżo po studiach, zadziwia ich moja „biblioteka”. Mam dwa regały z książkami. Ostatnio policzyłem: ok. 350 książek. Wg mnie normalna sprawa, chciałbym więcej tylko czasu na czytanie brakuje. Wg nich, magistrów i magistrów inżynierów, szok i niedowierzanie, największa biblioteka świata. Ale niektórzy z nich pewnie znają nazwisko byłej dziewczyny Szyca, która jest w ciąży z bratem chłopaka Dody.
To tak a propos poszerzania wiedzy.
Nie ogladajcie telewizji, szukajcie na internecie. Tam jest polska inteligencja. „Czy lansowany przez „patriotyczną” część społeczeństwa obrazek nieudacznika”… Ci z internetu nie wygladaja na nieudacznikow. Poza swoja praca, maja czas i ochote by podzielic sie swoja pasja z innymi dla samej przyjemnosci dawania.
…lub dla satysfakcji ulewania żółci albo po prostu dla „przyłożenia” inaczej myślącym czy rozładowania własnej frustracji; czy tak nie bywa? Sądzę, że najczęściej to ta przyczyna.
Zalaczam link. Jeden przyklad z wielu. Czasami sie faktycznie czlowiekowi troche zolci uleje, jak nie nadaza za watkiem.
Copernicus Center for Interdisciplinary Studies
https://www.youtube.com/watch?v=kxxvXUcJb88&list=PL7EDFA0815E3B25D9&index=8
@Jerzy Łukaszewski napisał:
” nomenklatura typu „postępowe” coś tam, jest mi obca, bo sztuczna i raczej maskująca istotę sprawy, niż ją oddająca, podobnie jak „patriotyczna”.”
*
To czemu napisał Pan tylko pół prawdy?
*
„Dziś uważamy za inteligenta kogoś, kto skończył studia (byle jakie, to bez znaczenia, bo i tak tej wiedzy nie pogłębia) i potrafi bredzić na każdy temat, bez sensu wprawdzie, ale za to ile razy trzeba. …”
Nie wiem kto tak uważa.
Ale panią Staniszkis, podobnie jak panią Środę i inne bardzo znane panie profesorki z pewnością można zaliczyć do inteligencji. Tak twierdzę mimo, że z reguły nie zgadzam się z ich poglądami, a nawet często wywołują u mnie skrajne rozsierdzenie.
Z drugiej strony inteligentem jest dla mnie również, a może przede wszystkim, pan Bartoszewski, mimo braku formalnego wyższego wykształcenia.
To, o czym Pan napisał w felietonie, ja nazwałbym raczej pozytywizmem (może nowoczesnym propaństwowym pozytywizmem), niekoniecznie związanym z kwalifikacją do takiej czy innej grupy społecznej.
„Nie wiem kto tak uważa.”
Mam panu podać nazwiska, adresy, kontakty?
Wymienione przez pana osoby rzeczywiście uważa się za przedstawicielko inteligencji, i to jest właśnie klasyczny przykład tego o czym piszę. Można pleść bzdury całymi latami i mieć pozycję „mędrca” i „eksperta”, szczególnie gdy nie bierze się na siebie ani trochę odpowiedzialności za ew. zastosowanie swoich „zbawiennych rad”.
A tak serio, to pytanie jest wciąż jedno: czy inteligencja jako warstwa społeczna jest dziś potrzebna, czy nie? A jeśli jest, to jaka? A jeśli nie, to co?
Może ma pan rację, niech będzie, że to pozytywizm, ale w Prusach nikt jeszcze takiego pojęcia nie znał, kiedy inteligencja robiła to co robiła.
Ostatnio zagłębiłem się w „Rachunki” Kraszewskiego, które wydawał raz do roku. Kapitalny opis współzależności pomiędzy warstwami społecznymi.
Może stad moje „pozytywistyczne” odchylenie.
Sprawa poważna, ale pozwólcie troszkę zażartować. Oto absolutnie jednoznaczna i całkowicie poprawna matematycznie i logicznie definicja inteligenta. Wyjaśniam, że używa tzw. zasady indukcji zupełnej. Słowo honoru, stosuję te termin nie żeby was oszołomić, ale poważnie. No więc tak, przyjmujemy dwie tezy:
1. Inteligentem był Stefan Banach (tu można sobie podstawić dowolne nie budzące wątpliwości nazwisko; geniusz matematyczny chyba pasuje?)
2. Inteligentem jest każdy, kogo inteligent uważa za inteligenta.
Malutkie objaśnienie: w myśl tej definicji inteligentami byli wszyscy, których za takich uważał Banach; następnie ci, których oni z kolei uznali za inteligentów; następnie uznani za inteligentów przez uznanych za inteligentów… I tak dalej.
ciekawostka : prof.Banach pochodził ze krajnie biednej rodziny chłopskiej z nędznej wioski Waksmund pod Nowym Targiem.Historia Jego kariery mogłaby byc pasjonujacym przyczynkiem do definicji „inteligenta” i historii inteligencji polskiej.
Nie ma potrzeby ponownego wywoływania jałowej dyskusji nt. definicji inteligencji jako warstwy (grupy) społecznej.
O wiele sensowniej byłoby zastanowić się nad sposobem i możliwościami wdrożenia „pozytywistycznego” modelu odbudowy społeczeństwa.
O takim modelu (lub przynajmniej jego pewnych aspektach) również wiele już mówił i pisał redaktor Bratkowski.
@jmp eip, a o czym ja piszę? No właśnie o tym 🙂
BM, coś dla Ciebie
http://ruslan.pecado.pl/upload2/readfile.php?file=ruslan/matematyka.jpg
A tu coś dla ciebie
No właśnie. Tego się obawiałem 🙁
Przy takiej cenie to pewnie i gwarancji nie ma.
Wysluchalem wlasnie wykladu prof Andrzeja Nowaka o drugiej wojnie swiatowej. Duzo danych liczbowych. Dzien, miejsce, liczba rozstrzelanych. Mozna chyba smialo zalozyc, ze ofiary to prawie wylacznie polska inteligencje. Bardzo duzo takich mordow mialo miejsce na Pomorzu, wiec sa te fakty zapewne znane autorowi. Tytulowe pytanie jest falszywe. Polskiej inteligencji nie bylo, zostala wymordowana, przez Niemco i Rosjan. Wlasciwym byloby pytanie, czy sie juz odrodzila.
Twierdzenie że „polskiej inteligencji nie było” – rozumiem że chodzi o okres po II wojnie- na szczęscie nie jest prawdziwe. Ocalało jej wystarczająco aby w rekordowym tempie odbudowywac kraj- i to nie tylko w sensie „fizycznym” ale przedewszystkim odtwarzać szkolnictwo od podstawowego po wyzsze- tworzyc projekty odbudowy miast , zniszczonego przemysłu i infrastrukturyi je realizować.Trzeba pamietasc że etos tej warstwy społecznej był bardzo wysoki- ci ludzie nie pytali o wynagrodzenia – robili swoje,To jest niejako odpowiedz na pytanie – czy inteligencja jest potrzebna- rozumiem że czysto teoretyczne dla wywołania dyskusji. Inteligdncja jest sola ziemi- jest to raczej stan umysłu niż „papierek” =zespół szeregu cech które nabywa sie w srodowisku z którego sie pochodzi (chociaz nie koniecznie) wartości które sie uważa za niezbywalne i.t.d.
Co z dzisiejsza inteligencja ? Ja rozróżniłsbym ludzi posiadających wykształcednie i inteligentów – jedno nie jest równoznaczne z drugim.Za inteligntem stoi jego zaplecze kulturowe- od kindersztuby poczynając a na potrzebach duvhowych koncząc.Czy inteligentka jest n,p,prof.Pawłowicz? niestety – jej do tej klasy bym nie zaliczyła .czy inteligentem jest n.p.ojciec Rydzyk ? nie- on jest jedynie sprytnym manipulatorem = ale n.p.nie potrafi sformułować poprawnie zdania = wyrażane przez niego mysli to najprymitywniejsza demagogia -to jest spryt.jest inteligentne- ale …. czy mozna go nazwac inteligentem ? tak.prof.Bartoszewski nie ma „papierka”ale ma to „coś” czego nigdy mieć nie bedzie Rydzyk.Generalnie- mszczą sie skutki masowego napływu na uczelnie młodziezy wiejski ej zaraz po wojnie- powstała wtedy klasa ludzi wykształconych – ale pozbawionych zaplecza kulturowego ,z niewykształconymi potrzebami duchowymi -. Dzisiaj tak powstaje na pseudouczelniach pseudointeligencja- ludzie którzy ani nie maja porządnego wykształcenia ani nie podniesli sie kulturowo.Co ciekawe- nie przeszkadza to naszym rzadzacym- choc .byc może.moralna degrengolada klasy rzadzacej wynika własnie z tego że etos XIX i XX wiecznej inteligencji jest im zupełnie obcy.Ilu z obecnych polityków jest w stanie pojąć Karola Modzelewskiego ? przykre- ale przy obecnym modelu edukacji- gdzie nie ma miejsca na filozofie.muzyke.sztukę.ogranicza sie do minimum humanistyke- gdzie- o zgrozo- posługuje sie brykami z literatury ( poczem rozdziera szaty nad czytelnictwem) – nie ma szans odtworzenie inteligencji jako „klasy ” – do czego tez walnie przyczyniaja sie media – serwujaca chłam – a ta biedniutka n.pTV.Kultura ledwo dyszy przepraszając że zyje’Owszem,dzieki Bogu -mamy wielu wspaniałach twórców- pisarzy,aktorów.ludzi sztuki – nawet na pogardzanej prowincji często sa świetni ludzie kultury – ale czy istnieje „klasa inteligentów” ?
Cóż. Istniały kiedyś takie pojęcia , jak „smak artystyczny”, ba, nawet „piękno”. Wile atramentu wylano, aby te pojęcia zdefiniować i w końcu tego zaprzestano. Podobnie „inteligencja/inteligent”, na których osadziło się już tyle pokoleń, alg i omułków, że nie widzę szans, aby dotrzeć do jakiejś ogólniejszej definicji (poza historyczną). Mimo, że intuicyjna oczywistość tego zjawiska ciągle jest żywa.