Małgorzata Kalicińska: Ludzie liiiisty piszą, zwykłe, poooolecone…3 min czytania

kalicina2015-08-10.

Miałam zmilczeć, ale rozbawiają mnie listy.

Nie, nie wyborcze, nie te zwykłe. Mamy teraz czas nadlistów. To są specjalne listy otwarte! Tak się porozumiewają teraz ludzie z władzą.

Moja mama swego czasu, gdy miałam ciche dni z byłym mężem i taszczyłam po pokojach wór pretensji do niego, (a gadać już nie chciałam, bo się to w awanturkę jakąś zaraz przeradzało), doradziła mi napisanie… listu.

– Napisz! On ci nie przerwie, ty wylejesz swoje żale bez przerywania i podniesionego ciśnienia! To będzie jak w tym żydowskim szmoncesie: Liberman przyszedł do rabina po radę, co ma zrobić? Ma dług do Kincmana, a pieniędzy nie ma! Rabin doradził, żeby napisać list: Szanowny panie Kincman. Ja mam do pana dług osiemset złotych! Otóż oświadczam to Panu, że ja go nie oddam!  – I to załatwi sprawę? – pyta Liberman. – No, nie do końca, ale teraz to już jest jego problem! – odpowiedział rabin.

Dokładnie tak jest z listami, w których zawarta jest pretensja. Piszący napisał, wysłał i już! Reszta – jak sądzi – to już nie jest jego sprawą. Adresat niech się martwi!

Czytam ja ze zdumieniem wysyp tych nadlistów do prezydenta Andrzeja Dudy.

Przeczytałam też list prezydenta Andrzeja Dudy do… Gazety Wyborczej

Tak! Do tej Wyborczej, którą wyznawcy PiS byli uprzejmi obrzygiwać najgorszymi słowami, powiem kwieciście – szambowóz z nieczystościami codziennie był lany! Od najdelikatniejszych lewaków przez rodowody żydowskie do słów powszechnie uznawanych za ohydne. A po drodze jaki wykwit nienawiści! Wiele się dzieci mogły nauczyć, żeby potem móc się popisać po śmierci kolegi. Starsi dali przykład.

I oto do tej Gazety pan Prezydent raczył napisać piękny list o tym i owym.

Jak już ktoś wspomniał – idiotyczne to o tyle, że to taki pomysł a’la sfrustrowana żona po kłótni – „zamiast z Tobą gadać, to ci napiszę słów parę i szlus, ty się z tym zmierz!”

I napisał. Okrągłych słów, a jakże, i ładnych – owszem. Ale to mizeria wobec problemów, jakie mamy ze sobą, panie prezydencie – myślę głośno.

Znów dygresja – był taki dowcip. Skłócone małżeństwo zamilkło na dobre. Piszą do siebie karteczki. Żona czyta karteczkę od męża „Obudź mnie jutro o piątej. Mam pociąg do Lublina”. Rano mąż budzi się o ósmej. Żony nie ma, ale jest karteczka: „Wstawaj, już piąta!”.

Coś takiego jest, że te liściki krążą między skłóconymi osobnikami tej samej rodziny…

(Jesteśmy skłóceni, to prawda).

Taka pisanina to unik, bo zamiast usiąść i pogadać z dziennikarzami, którzy w naszym imieniu zadadzą kilka trudnych pytań – pan prezydent macha liścik, karteczkę, zamiast porozmawiać.
Choć może faktycznie – byłoby o czym gadać za rok, gdy już będzie wór pytań, a nie kilka. O, to byłaby debata!

A teraz liścik, wykręcik. Palnął pan piłkę na nasze boisko i szlus. Nie chce pan z nami, rodakami innego wyznania, gadać, prawda? Ten list to takie ładniejsze „odwalcie się”.

A inni? No, cóż też napisali, spuszczając swoje emocje.

Prezydencki sekretarz Gazetę przyniósł, zrelacjonował, może nawet przeczytał jeden czy drugi list otwarty czy zamknięty i streścił panu prezydentowi:

– Takie tam… pretensje i wie pan. Przynieść kawę?

Gazetę z listami – do kosza.

Co nam zostanie z tej korespondencji? Nic. Oprócz jednego: będziemy, jak mówił nam Mistrz Wojciech, robić swoje. ROBIĆ SWOJE.

Małgorzata Kalicińska

Blog Autorki

 

 

One Response

  1. Gigo 11.08.2015