Piotr Stokłosa: Machnięcie ręką, czyli o skutkach niewielkich ustępstw3 min czytania

2016-04-18.

Nie chodzi mi o machnięcie ręką, które ma na celu przywołanie kogoś do siebie. Nie chodzi mi też o machanie na powitanie. Mam na myśli machnięcie pełne rezygnacji, gdy ręka opada w dół a bezwładny nadgarstek sygnalizuje bezsilność, kiedy odpuszczamy i dajemy znać, że szkoda się szarpać, bo gra niewarta świeczki, że z głupim nie ma sensu się kłócić albo że w sumie nic takiego się nie stało.

Zaczynając pisać ten tekst, chciałem go nazwać „małe kompromisy”. Ale to przecież nie są kompromisy. Kompromis jest wtedy, gdy dwie strony negocjują i są świadome tej negocjacji, ich relacja jest w mniejszym lub większym stopniu partnerska a uzyskany wynik lokuje się gdzieś pomiędzy dwoma punktami wyjścia. Jednak kiedy machamy ręką, żeby pokazać, że odpuszczamy, to nie jest pójście na kompromis, lecz rezygnacja, poddanie się.

Myśl ta przyszła mi do głowy, gdy w gorący wiosenny dzień na pewnej imprezie masowej stałem w długiej kolejce po złocisty trunek przyozdobiony białą pianką. Jako że kolejka była długa, miałem czas na obserwację. Swoją uwagę skupiłem na pracy pana napełniającego kubki. Fachowym okiem oceniał każdego klienta. Jeżeli miał przed sobą karczycho lub gdy zamawiał ktoś znajomy, barman ostrożnie lał po ściance, tak by warstwa piany na zakończenie nie była grubsza niż na palec. Jeżeli jednak zamawiała starsza pani lub facet o wyglądzie inteligenta, mniej więc po zapełnieniu plastiku do połowy „pan od kija” nagle pionizował kufel i wykonywał magiczny ruch w dół i w górę, w rezultacie którego jedną czwartą zawartości stanowiła piana. Ktoś powie: nic specjalnego, oszustwo jak oszustwo – mnie jednak ciekawiła reakcja ludzi. Oczywiście większość w ogóle niczego nie zauważała, natomiast ci, którym coś nie pasowało, patrzyli z ukosa na poziom płynu, po czym wykonywali właśnie ten gest, za którym kryły się niewypowiedziane słowa: „od tych paru łyków ani nie zbiednieję ani nie uschnę”.

I to są właśnie te niewielkie ustępstwa, które powodują, że centymetr po centymetrze oddajemy miejsce tym, którzy chcą nam zabrać nasze prawa i naszą wolność. Jeżeli chcemy żyć w Państwie nie możemy przymykać oczu na niewielkie nadużycia, bo z tych niewielkich nadużyć rodzą się potem wielkie draństwa. Rezygnujemy z naszych praw, mówiąc, że „idziemy na kompromis” bo przecież „głupiego nie przegadasz” i prościej będzie zapomnieć o sprawie.

Otóż nie wolno. Takie wycofanie się powoduje, że w kolejnej sytuacji znowu oddamy pola, że krok po kroku będziemy się cofać aż za nami zostanie już tylko ściana lub przepaść. I dopiero wtedy dokona się ostateczny podział – na tych, którzy w tą przepaść skoczą i na tych, którzy zgodzą się na życie w klatce. Nie możemy dopuścić do sytuacji, abyśmy musieli rozstrzygać takie dylematy. To, jak żyjemy, kto nami rządzi i jaką przyszłość czeka nasz kraj i nasze dzieci zależy od tego, jak podchodzimy do takich drobnych nadużyć i czy niewielkimi ustępstwami nie damy się zapędzić do narożnika.

Jeżeli mówicie, że jesteśmy bezsilni, bo teraz rządzi PiS i o wszystkim decyduje Jarosław Kaczyński, to jesteście w błędzie. Każdy z nas ma jakiś margines działania, w obrębie którego może się poruszać. Nie zmienimy dzisiaj sejmu, rządu i prezydenta, ale powinniśmy zwracać baczną uwagę na swoje otoczenie i pilnować, aby pewne reguły wciąż obowiązywały na ulicy, w sklepie na osiedlu czy w kolejce do lekarza. Brońmy każdego kawałka naszych praw i nie machajmy ręką na nieznaczne uszczuplenia tego, co się nam należy, nawet jeżeli jest to tylko 100 ml piwa w kuflu.

Piotr Stokłosa

 

4 komentarze

  1. hazelhard 18.04.2016
  2. j.Luk 18.04.2016
  3. Konteksty 19.04.2016
  4. Magog 21.04.2016