Trzeba przyznać, że już poprzednie władze poszły w tym kierunku. Mamy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, Święto Narodowe Trzeciego Maja, Narodowy Dzień Zwycięstwa, Narodowy Dzień Pamięci Powstania Warszawskiego, Narodowe Święto Niepodległości.
Pozostało już niewiele:
Święto Pracy 1 Maja – dzień św. Józefa patrona robotników oraz Dzień Solidarności i Wolności. Do obu można na początku dodać Narodowe/Narodowy.
Nie wypada się wyłamywać. Pierwszą rzeczą jaką możemy zrobić to zmienić nazwę na Narodowe Studio Opinii.
* * *
Opozycja i komentatorzy lamentują, że PiS źle rządzi. Państwowa telewizja zajmuje się propagandą i daje marne programy, pozbyła się też większości fachowców. Wszędzie gdzie władzę ma państwo odchodzą (są wyrzucani) fachowcy, a na ich miejsce przychodzą dyletanci. Z instytucji robi się wydmuszki, jak z Trybunałem Konstytucyjnym, wobec tego nie spełniają one roli do jakiej zostały powołane. Polska marnie wypada w stosunkach międzynarodowych, a jej przedstawiciele plotą głupstwa bądź kłamią w żywe oczy. Świadomość tych błędów powinna skłonić rządzących do poprawy.Ale przecież nie o to chodzi. Zarobki osób które zajęły te wszystkie stanowiska są równie dobre, a często nawet wyższe niż fachowców. Lasy szlag trafi? To odrosną, a forsa jest potrzebna już teraz. Przekopiemy Mierzeję Wiślaną, bo to symboliczny gest – zagra się Moskwie na nosie. A czy to ma sens? – A potrzebny jest jakiś inny sens?
Mamy utrzymać władzę, a możemy to zrobić hodując swój elektorat i dając Kościołowi państwową forsę, a także realizując postulaty tego Kościoła. Kościół chce trzymać w ryzach jak najwięcej ludzi i też potrzebuje pieniędzy. A że nie potrafi przekonać wiernych do przestrzegania pewnych przykazań (często wynikających z chorej interpretacji biskupów), to używa państwa, które ma te przykazania wstawić do porządku prawnego – wszyscy pod karą muszą się do nich dostosować.
Porządzimy sobie ile się da, i co nam zrobią? Formalnie wszystko jest w porządku.
* * *
Z wywiadu z prof. Andrzejem Friszke (Polityka):W peerelowskiej szkole karmiono nas martyrologiczną, czarno-białą wersją historii. Po 1989 r. uczyliśmy się ją niuansować, rozumieć jej złożoność. Teraz historię znów zaprzęgnięto do propagandy, w podobnie czarno-białej, oczadziałej martyrologicznie wersji.
Nawet bardziej niż w PRL, zwłaszcza późnym. W zamkniętych gremiach Gomułka mówił, jakie jest polskie społeczeństwo. W dwóch trzecich chłopskie, z mniej niż 500 tys. inteligencji na 30 mln obywateli. Ogromna większość to byli ludzie bardzo prości. Gomułka, chcąc odwoływać się do mas, rozumiał, że komunikat musi być maksymalnie prosty i jednoznaczny, bez cieniowania. Władze dziś robią to samo. Ta wizja historii jest tak prostacka, że dla historyka wprost nie do wytrzymania. Są bohaterowie i zdrajcy. Barw pośrednich brak. Myślę, że to komunikat świadomie kierowany do ludzi najbardziej prymitywnych i najprostszych. Ludzi wykształconych jest dziś więcej, ale sytuacja tak bardzo się nie zmieniła, bo jakość wykształcenia spadła. Ile osób czyta choćby tygodniki opinii?
Kilkaset tysięcy.
W 37-mln kraju! Inni czerpią wiedzę z internetu, telewizji. W internecie brak możliwości weryfikowania prawdy, każdy znajdzie tam swoje obsesje. A to, co się dzieje w telewizji publicznej, przekracza wszelkie wyobrażenia. To przypomina telewizję PRL w czasie zmasowanych kampanii propagandowych. Historia też jest poddana tej manipulacji. (…)
W stanie wojennym spędziłem kilka miesięcy w Austrii. Było tam mnóstwo uciekinierów z Polski, którzy starali się o azyl polityczny, choć większość to byli po prostu uchodźcy ekonomiczni, a często zwykli cwaniacy. Uderzająca była ich pogarda dla Austriaków. Brali od nich pomoc, oszukując, że w kraju doznawali represji, i drwili z nich jako naiwniaków, którzy dali się nabrać. Dziś może część myśli tak o Unii Europejskiej. Dają pieniądze, to bierzemy, udając, że akceptujemy obowiązujące w UE zasady. A poczucie wyższości buduje się także na pogardzie wobec współczesnych uchodźców. Tylko że na to nakłada się jeszcze zwykły rasizm. Ktoś na niskim szczeblu drabiny społecznej, na przykład bezrobotny, niewykształcony młody człowiek poprawia sobie samopoczucie tym, że jest białym Polakiem, aryjczykiem, a więc kimś lepszym od Ukraińca czy Araba, choćby tamten był profesorem uniwersytetu.
Czy obserwuje pan też powrót postaw z tamtego czasu: konformizmu, zasady, że lepiej się nie wychylać?
Oczywiście, to ponura, ale w pewnym sensie zrozumiała sytuacja. Ludzie dbają o to, żeby nie stała im się krzywda, starają się nie podpaść, wyczuwają oczekiwania z góry, a władza oczekuje posłuszeństwa i jednomyślności. Wydawało mi się, że ten konformizm to cecha przypisana do PRL. Z przerażeniem patrzę zwłaszcza na postawy części ludzi młodych, bo przypominają mi się tamte czasy: podlizywanie się, bezrefleksyjne wykonywanie najbardziej paskudnych zleceń i szukanie usprawiedliwień na siłę. Ten ostatni rok mnie nauczył, że kondycja człowieka nie jest tak dobra, jak mi się wydawało. Jest bardziej podatny na konformizm, nawet na świństwo, niż myślałem. (…)
Wszystko, co ma korzenie w PRL, ma być obciążone grzechem pierworodnym?
Głoszą to oficjalnie. Dla nich to narzędzie wymiany kadr. Wszyscy, którzy w PRL coś robili, są skażeni, więc należy ich odsunąć i stworzyć miejsca dla swoich hunwejbinów. (…)
Ludzie nie mają prawa być dumni z tego, co robili w tamtych czasach?
Nie wolno dać sobie narzucić takiej optyki. Po pierwsze, Polskę ktoś odbudował. Przecież w 1945 r. leżała w gruzach. Ktoś wykształcił całe pokolenia i to nieźle, bo polskie uniwersytety wyróżniały się pozytywnie na tle innych krajów komunistycznych. W trudnych warunkach przekazywały autentyczną wiedzę i refleksję. To był bardzo dobry czas dla polskiej kultury, lepszy niż ostatnie 20 lat. Wtedy integrowała ona ludzi, tworzyła kody, którymi się porozumiewano. Trudno to streścić w kilku zdaniach, ale jedne dziedziny reżim tłumił, inne wspierał, dotował, dbał by dzieła kultury trafiały także do małych miasteczek. To był skomplikowany system, tworzony przez bardzo różnych ludzi. Jedni sprzyjali rozwojowi, a inni go ograniczali. (…)
IPN publikuje bardzo różne rzeczy. Nie wszystko to ubeckie teczki. Zresztą ja też od wielu lat pracuję na ubeckich teczkach, bo można w nich rzeczy bardzo ważne odnaleźć na różne tematy, wcale niekoniecznie o agentach. Problem polega na chorobie mediów, które operują sensacją i silnym komunikatem. Z informacji napływających z IPN wydobywają to, co może elektryzować opinię publiczną. Mam żal do dziennikarzy, także tych z poważnych mediów. Ustawa o IPN mówi, że dostęp do akt mają naukowcy i dziennikarze. Dlaczego nie widzę w czytelni IPN normalnych dziennikarzy, tylko tropicieli sensacji i lustratorów? Przecież tam są materiały warte upowszechnienia; nie tylko to, że ktoś był agentem albo dzieckiem agenta.
Najlepszym przykładem jest przypadek Lecha Wałęsy. Lustratorzy wyciągają i maglują teczkę „Bolka”, a szerokim łukiem omijają materiały, które świadczą o nim dobrze. Żeby móc sugerować, że współpracował także po 1976 r., kompletnie ignorują dokumenty, które temu jednoznacznie przeczą. One też są w archiwach IPN. Choćby notatka sporządzona w 1978 r. przez ubeków, którzy nagabywali Wałęsę, by wznowił współpracę, a on stanowczo odmówił. Czy cała masa materiałów, w świetle których nie da się kwestionować uczciwości i autentyczności jego przywództwa w czasie sierpniowego strajku. Takie dokumenty zostały zresztą opublikowane w książkach, ale nie budzą wielkiego zainteresowania. Bo tu nie chodzi o prawdę, ale o to, by poprzez atak na Wałęsę zdelegalizować „Republikę Okrągłego Stołu”, czyli III RP.
Tak działają klasyczne mechanizmy pisowskiej propagandy – wyczyszczony z prawdziwych bohaterów obszar historii obsadzić swoimi. Najgorsze jest to, że pozwoliliśmy narzucić sobie formę dialogu, odnosimy się do tematów, które wrzuca Kaczyński, a zatraciliśmy zdolność inicjowania dyskusji. Przecież w latach 90. odbyła się świetna debata o PRL, ukazały się znakomite książki i artykuły. Wydawało się, że określa ona sposób dyskutowania. Polemizowaliśmy ze sobą, różniliśmy się w ocenach, ale był to normalny dialog o minionej epoce, która miała swoje światła i cienie. Nie było tak, że można rzucić dowolne kłamstwo i gdy przychodzi historyk i je prostuje na podstawie faktów, to się mówi, że to nie fakty, ale opinie, a on na pewno ma w tym jakiś interes. A dziś tak to działa.
* * *
Radosław Omachel (Newsweek):
Za fałszowanie faktur na sumę ponad 10 mln zł sąd będzie mógł wymierzyć karę 25 lat więzienia. Doradcy podatkowi żartują cierpko, że lepiej zabić kontrolera – sankcja może być niższa.
* * *
Szkło Kontaktowe: Wycinka drzew jest po to, aby po reformie minister Zalewskiej nauka nie poszła w las.
* * *
Ks. Stanisław Walczak, misjonarz:
O Kaczyńskim:
Człowiek, który w imieniu duchownych i świeckich narodowych katolików w Polsce, nieustannie czyni wysiłki, by zniszczyć Unię Europejską, staje sobie przed kamerami i łże w żywe oczy: „Tusk łamie wszelkie zasady Unii Europejskiej!”
Ten łgarz ma poparcie silnej grupy polskich biskupów i wielkiej rzeszy polskich duchownych! To oni popierają kłamstwa na temat katastrofy smoleńskiej, to oni szczują Polaków przeciw wszystkiemu co obce i inne. A on, prezes, bezkarnie, rzuca oszczerstwa i kłamie! Jego koneksje z Radiem Maryja i TV Trwam dowodzą, że kłamstwo stało się oficjalnym orężem katolików narodowych w Polsce.
Niszczenie dobrego imienia Kościoła Katolickiego przez prezesa i jego popleczników musi mieć swój kres! Nie ma zgody na to, by ludzie uczciwi byli skazani na codzienne zgorszenie siane przez tą grupę duchownych i świeckich, którzy, delikatnie mówiąc, pogubili się.
„Jesteśmy ludzkimi panami” – panie prezesie, nie jesteście. Powstaliście z prochu i w proch się obrócicie, razem z waszymi kościelnymi sponsorami. Od dzisiaj bowiem jest już pewne: PiS to partia neopogańska, szkodliwa dla chrześcijaństwa. Biskupi i kapłani, którzy tę partię popierają to zagubieni ludzie! My mamy tylko jednego Pana, który „potężnych pozbawia tronów a bogaczy z niczym wypuszcza”.
O Rydzyku:
Dzisiaj w wiadomościach usłyszałem takie słowa: 'Minister Szyszko jest ulubieńcem potężnego ojca Rydzyka. Kaczyński będzie miał ciężko z ustawą o wycince drzew.’ Pomijam nazwiska Szyszko i Kaczyński. I pytam: kim do jasnej cholery jest o. Rydzyk? Czy to jakiś polski ajatollah, czy jakiś inkwizytor? Przecież taka opinia to zgorszenia dla całego świata. Jest zatem obowiązkiem hierarchów, by to zgorszenie usunąć!
O manipulowaniu:
Ludu nie można zwodzić po wieki! Ludu nie można przekupić na zawsze! Łaskawy Pan Żoliborski i Jego Miłościwość Ojciec Dyrektor są mistrzami manipulowania społeczeństwem: jeden dla władzy, drugi dla własnej chwały i dla pieniędzy.
Obydwaj, ukrywając swe niegodziwe zamiary w cieniu wieży kościelnej, dopuszczają się tego, co najgorsze: ciągną za sobą w ciemności nienawiści Kościół, który jest Chrystusowy! I to przy wsparciu niejednego z „prałatów”. Klasa panów i nietykalnych „prałatów” gardzi ludem, motłochem, „głupcami, którzy wszystko kupią”, dziadami, którzy mają jedno jedyne prawo – „spieprzać”.
O żołnierzach wyklętych i innych:
Tzw. 'żołnierzy wyklętych’ czczą ci, którzy z wojskiem i z wojną nie mają wiele wspólnego – zacietrzewieni politycy, których żołnierze są ofiarami. „Żołnierze” ci byli przedstawicielami „rządu” w Londynie, który z dala od zawieruchy, snuł swoje nierealne plany!
Dzisiaj jest czas by pochylić głowę nad tymi, co zginęli w słusznej sprawie, nad żołnierzami armii Andersa, nad partyzantami, żołnierzami AK oraz Ludowego Wojska. Nikt nie ma prawa drwić z ofiary każdego człowieka, który oddał swe życie za innych. Ani Prezes, ani o. Dyrektor ani też metropolita krakowski nie zdają sobie sprawy z tego, czym jest wojna, kto tak naprawdę jest „wyklęty”. W nabożnych księgach, w wyniosłych słowach i histerycznych ideologiach niczego z życia nie znajdziesz!
O ekshumacjach smoleńskich:
Zarówno arcybiskup poznański jak i arcybiskup warszawsko-praski, dali placet na ekshumacje w sprawach ustalenia przyczyn katastrofy smoleńskiej. W ten sposób poparli nie tyle dobro wspólne lecz raczej interes partyjny. Dobro wspólne w tej kwestii reprezentują bowiem ci, którzy już dawno rzetelnie i prawdziwie wyjaśnili przyczyny tej tragedii.
PIRS



 
                     
											 
											 
											 
											
Jednym słowem, wszystko ma być „Volks…”, toż tak już bylo. Z fatalnym finałem.