Z odległej pamięci przywołuję wspomnienie…
Jestem w przedszkolu. Wespół z innymi dziećmi układam zabawki na półkach. Niedługo rozejdziemy się do domów, ale zanim to nastąpi, pani przedszkolanka ma dla nas jeszcze jedną atrakcję.
– Spójrzcie na dywan. Ojej, jaki brudny! Teraz wszystkie dzieci na kolanka i bawimy się w odkurzacze. Zbieramy śmieci, szybciutko! Jak robią odkurzacze?
Brzrzmm!, wydobywa się z dziecięcych aparatów głosowych. Małe rączki wydłubują na wyścigi – brzrzmm! – farfocle z wykładziny (bo to była jednak wykładzina, nie dywan). Niektóre paprochy stawiają opór, trzeba je zdrapywać. Brzrzmm! W przypadku rozdeptanej plasteliny lepiej od razu pogodzić się z porażką, jej usuwanie trwa za długo. A wokół czeka jeszcze tyle brudów do zebrania! Ciekawe – brzrzmm! – czy będzie jakaś nagroda dla tego, kto zbierze najwięcej… Na kolankach i z noskiem przy ziemi odkrywam rzeczy, o których nie wiedziałem, że w ogóle istnieją. Super!
Po powrocie do domu opowiadam mamie o nowej zabawie.
– Odkurzacze?! Pokaż paznokcie.
Mama nie podziela mojego entuzjazmu, a ja nie rozumiem, dlaczego.
Zastanawiam się nad tym długo, tak długo, że wspomnienie tego namysłu utrwala mi się w pamięci i zostaje w niej aż do dzisiaj.
* * *
Frajerskie doświadczenie z dzieciństwa przeszkadza mi w obchodzeniu Dnia Ziemi (22 kwietnia). Owszem, popieram zbieranie i segregowanie odpadów, jednocześnie pozostaję nieufny wobec czynów społecznych polegających na publicznym sprzątaniu cudzych brudów. Proszę mnie usprawiedliwić, ja mam traumę. Obiecałem sobie dawno temu, że nie dam się znowu nabić w butelkę.
Skoro zaś o butelkach mowa… Spoglądam przez okno i widzę tak zwany teren zielony. No, całkiem zielony to on nie jest; dzikie latorośle po prawej okryły się już kwieciem, natomiast starsze drzewa po lewej są wciąż brunatne. A kiedy słońce zachodzi, promieniując nisko, tuż nad linią horyzontu, na terenie zielonym zapalają się… gwiazdy! Mrowie iskier i iskierek uderza po oczach obserwującego to zjawisko. Tak migoczą butelki, reklamówki, torebki foliowe i tym podobne śmieci, rzucone w trawę przez ludzi, a prześwietlone przez słońce.
Służby miejskie wiedzą dobrze. Rutyna podpowiada im: czekać. Ja też czekam. Wprawdzie cierpliwość trochę popłaca. Na przykład dzięki styczniowym opadom zniknęły (rozpuściły się i wsiąkły) papierowe opakowania po fajerwerkach. Potem znów spadł śnieg i tylko psie kupy czerniły się na połaciach bieli. Marzec w ogóle był brzydki, więc jakoś się przebiedziłem. A teraz już jest kwiecień i lada chwila z pobliskiej szkoły wyjdą dzieci, żeby posprzątać na Dzień Ziemi.
Najlepszy ze światów!
Marcin Fedoruk
Rozczuliła mnie kombatancka opowieść z komunistycznego przedszkola! Niech zgadnę – Syberia? Czy wyobraźnia? Raczej o wyobraźnię Autora nie posądzam, bo naprawdę trzeba jej nie mieć, by nie zauważyć linku pomiędzy przyuczeniem do porządku najmłodszych a późniejszą (mam nadzieję) czystością naszego kraju, tak obecnie tragicznie sponiewieranego przez tych, co to są nieufni wobec społeczeństwa, robienia czegokolwiek wspólnie a jednocześnie po wielkopańsku czekający na „służby”, by po nich posprzątały.