26.09.2021
A brak wciąż wróżki, która nam powie w widzeniu wieszczem:
„Jak długo można pieprzyć, Panowie? No jak długo jeszcze?!”…
Wojciech Młynarski. Co by tu jeszcze
Polska to dziwny kraj. Myślenie propaństwowe przegrywa z chciwością i krótkowzrocznymi decyzjami urzędników i polityków. Dla nich najważniejsze jest zdobywanie pieniędzy i wydawanie ich. Armia urzędników musi wymyślać jakiekolwiek działania, aby udowodnić swoją przydatność a instytucja swoje istnienie.
Urzędnicy ministerialni od lat nie są w stanie objąć ochroną parku narodowego nawet skrawka przyrody, a jednocześnie twierdzą, że wycięcie w pień dziesiątek hektarów lasu i postawienie na jego miejscu fabryki nie stanowi najmniejszego problemu. (Druk nr 1098 Poselski projekt ustawy o zmianie ustawy o lasach). Proprzyrodnicze myślenie szybciej materializują w postaci prawa unijni urzędnicy. Polskim urzędnikom i politykom takie myślenie jest obce i stawiają czynny i bierny opór w implementacji prawa UE do polskiego prawa. W niektórych przypadkach poprawna implementacja prawa wspólnotowego trwa po kilkanaście lat.
Trudno to nazwać nawet nieudolnością. Rządzący nie są w stanie sprzeciwić się mafiom śmieciowym, wielkim korporacjom motoryzacyjnym, paliwowym, rabunkowej eksploatacji lasów, poradzić sobie z recyklingiem surowców i innymi patologiami, za którymi kryją się wielkie zyski. Dbanie o dziedzictwo narodowe w postaci polskiej przyrody nie jest traktowane jako patriotyzm. Biznes i chciwość korumpują ten rodzaj patriotyzmu.
Takie podejście rządów nie jest tylko udziałem polskiego rządu. Niemiecka organizacja DUH pisze w swym biuletynie: „model biznesowy tych wielkich korporacji opiera się na niszczeniu naszego środowiska. Nie ma co do tego wątpliwości! Ale polityka nic nie robi. Pomimo wszystkich zapowiedzi, po raz kolejny uległa interesom biznesu i nawet w tym roku obniżyła podatek o 70% w przypadku szczególnie paliwożernych pick–upów, a spedytorzy otrzymują 15 000 euro dotacji na nowe ciężarówki z silnikiem Diesla – za pojazd”, (Biuletyn DUH z 3 września 2021).
A może firmy samochodowe mają trochę racji? Jeśli policzymy ślad węglowy samochodów elektrycznych: transport litu z Afryki i Azji, problemy ze starymi akumulatorami – to może się okazać, że silniki spalinowe są mniej szkodliwe. Polska nie ma firmy, która zapewnia recykling baterii litowo–jonowych na skalę przemysłową.
Gdy kilka lat temu wiatry powaliły w lasach wiele drzew, wtedy Lasy Państwowe poprosiły o pomoc zagraniczne przedsiębiorstwa, i wpuściliśmy lisa do kurnika, jak pisze A. Zielińska 2021. 4 mln metrów sześciennych drewna rocznie wyjeżdża za granicę. Na wzroście jego cen traci cała gospodarka. Odczuje to budownictwo, segment meblarski, rynek stolarki okiennej i drzwiowej, ale także m.in. rynek papieru. Zakazy eksportu drewna funkcjonują już w wielu krajach UE, Białorusi i Ukrainy. Polscy urzędnicy i politycy nie decydują się na ochronę swojego strategicznego surowca. Podobne patenty na wydawanie publicznych pieniędzy mają burmistrzowie, zarządy zieleni miejskich i inne urzędy.
Nadmiar pieniędzy najlepiej wydać na betonowanie, zwłaszcza rynków miejskich, placów itp. Nadmiar pieniędzy wydają na projekty betonowania, czyli w nowomowie „rewitalizację”. Drzewa i krzewy, które rosły w glebie, najlepiej wyciąć. Na pięknym betonowym placu posadzi się młode drzewka w doniczkach. Uschną zaraz po zakończeniu prac rewitalizacyjnych. Betony nagrzeją się w lecie do 50 stopni i na ryneczku będzie przyjemnie. Tę jednostkę chorobową nazwano już betonozą. Niestety to choroba zaraźliwa i atakuje wielu decydentów i projektantów. Zasada C.14: Ograniczenie uszczelniania gleby w ramach urbanizacji z dokumentu Best Practices On Flood Prevention, Protection And Mitigation przez 20 lat nie przebiła się do świadomości decydentów choć samemu nietrudno to wymyślić. „Rewitalizować” można brzegi rzek i potoków, bo natura nie może sama się rządzić i nie spełnia wymogów estetycznych urzędników. Ale jak wytniemy, co się da, uszczelnimy asfaltowymi ścieżkami brzegi i dodamy place zabaw, będzie powód do chwalenia się przed wyborcami – powstał park nadrzeczny. Najlepiej jak w pobliżu jest jakiś rezerwat, np. Przełom Białki pod Krempachami. Projekty jak zadeptać to coś cennego wójtowie już przygotowali.
Jak widać, można jeszcze wiele spieprzyć. Ostatnio Zarząd zieleni Miejskiej w Krakowie spieprzył brzegi rzeki Wilgi pod pretekstem budowy dzikiego parku rzecznego. Powstał miejski park z amfiteatrem i innymi parkowymi gadżetami z „najwyższym poszanowaniem” przyrody. Teraz już żadne stworzenie nie zazna tam spokoju i ucieknie. W planach są inne miejskie odcinki rzek do spieprzenia, kolej na Prądnik. Tak to jest, jak ma się zbyt dużo pieniędzy do wydania.
Nieco mniej grzechów na sumieniu mają drogowcy. Przez ostatnie kilkanaście lat nauczyli się budować drogi z jakim takim poszanowaniem polskiej przyrody. Od czasu do czasu pojawia się uparty polityk, który chce postawić na swoim, ale zwykle rezygnuje, gdy spór trafia do KE. A wystarczy czasem posłuchać głosu społeczeństwa i nie upierać się przy niszczeniu cennych miejsc.
Tym niemniej drogowcy nadal z niezrozumiałego powodu stosują do odwodnienia dróg tzw. korytka krakowskie. Ktoś, kto to wymyślił, musiał wiedzieć, że to zadziała jako liniowa śmiertelna pułapka na drobne zwierzęta. Ktoś, kto to stosuje, także świadomie eksterminuje te drobne zwierzęta. Organy państwa powołane teoretycznie do ochrony środowiska problemu nie zauważają, jako że chronią środowisko teoretycznie. Jeśli na jakimś terenie mamy populację np. chomika europejskiego to nic nie szkodzi na przeszkodzie, żeby przez ten teren poprowadzić drogę (S7) i zniszczyć i nory i chomiki. Dla RDOŚ to nie problem, chociaż ustawa zakazuje.
Innym grzechem drogowców są wysokie krawężniki. Niezrozumiałe, dlaczego muszą być aż tak wysokie. Dla jeża, padalca to nieprzekraczalna bariera. Jeśli na bardzo podrzędnej drodze biegnącej przez las zrobi się krawężniki, to każdy padalec, który z tego lasu wyjdzie i spadnie z krawężnika na asfalt, już żywy do lasu nie wróci.
Nadal dużym problemem drogowców są mosty i przepusty. O ile przy budowach nowych dróg i autostrad w zasadzie zrezygnowano z przepustów rurowych, to nadal są stosowane pod lokalnymi drogami. Zwykle są źle wykonane/zaprojektowane. Ich mankamentem jest podwieszenie i niezatopienie. W rezultacie stanowią barierę dla migrujących zwierząt wodnych. Rzadko można zobaczyć poprawnie wykonane przepusty – zatopione w 20% i z bocznymi półkami umożliwiającymi zwierzakowi przejście suchą stopą przez przepust.
Mosty. Większość nowych mostów to nie tylko piękne konstrukcje, ale i ekologicznie neutralne. Przechodzą nad prawie całą doliną rzeczną, a przynajmniej od wału do wału. Rzekę przekraczają jednym przęsłem, a filary stoją na terasie zalewowej, a nie w rzece. Pod takim mostem rzeka przepływa swobodnie, nie ma potrzeby dodatkowych umocnień mostu w samej rzece pod mostem lub podpierania go progiem poniżej. Drogowcy mostami przekraczają nawet osuwiska. Osuwisko spływa powoli pod mostem, a droga pozostaje bezpieczna. W jednym ze szczególnych przypadków spływające masy ziemne do rzeki stały się powodem do wydania publicznych pieniędzy na podpieranie takiego osuwiska. Ale to byli inni urzędnicy reprezentujący administratora wód, którzy zwietrzyli okazję do przerobienia publicznych pieniędzy.
Co ciekawsze wykonano to w projekcie, którego celem było rozregulowanie rzeki, aby jej koryto mogło swobodnie migrować po dnie doliny!
Co więcej, w jednym z etapów projektu udrażniania rzeki i likwidacji barier dla migrujących ryb, zdemontowano stary próg. Przez kilka lat koryto ustabilizowało się i rzeka nie sprawiała żadnych problemów. Do czasu kolejnego projektu. Wszak urzędnik wie lepiej. Inni urzędnicy aplikowanych projektów merytorycznie nie analizują, a projekty są tylko podkładką do uzyskania pieniędzy. Projekty mają być drogie. Tanimi nie warto się zajmować. Należy tylko użyć odpowiednich kluczowych słów, których żaden urzędnik nie zakwestionuje. W ogłaszanych przetargach można znaleźć takie tytuły: „Zabezpieczenie przed powodzią miasta Rzeszowa i gm. Tyczyn poprzez kształtowanie koryta rzeki Strug. Strug – etap I – odcinkowa przebudowa – kształtowanie przekroju podłużnego i poprzecznego koryta rzeki Strug na długości 8,62 km na terenie miejscowości: Rzeszów, gm. Rzeszów, Tyczyn, gm. Tyczyn, woj. Podkarpackie”. Tytuł zgodny z regułami marketingu: pierwsze są dwa kluczowe słowa „zabezpieczenie przed powodzią”. A potem można robić coś zupełnie odwrotnego. Przyspieszyć spływ wody i zwiększyć zagrożenie poniżej u sąsiada. To złamanie zalecenia C7, C8 i C15 – „Zarządzanie tymi obszarami retencyjnymi powinno służyć nie tylko lokalnemu ograniczaniu powodzi, ale także ograniczeniu powodzi na całym dotkniętym obszarze…” Ogłaszający przetarg nie stosują się do zaleceń własnej firmy, a bez przełożenia tych zaleceń na działania tylko pogarsza się sytuację.
Pozbędziemy się wody, to potem będziemy walczyć z suszą. Perpetuum mobile do przerabiania pieniędzy podatnika. Dotychczas, przez miliony lat rzeka nie potrafiła kształtować swego koryta, dopiero teraz inżynierowie właściwie ukształtują koryto rzeki – ale za odpowiednią kwotę. A rzeka przestanie istnieć, pozostanie kanał z płynącą wodą. RDOŚ nie widzi w tym problemu. Wszak nie chroni przyrody, tylko wydaje decyzje umożliwiające zrealizowanie interesów inwestora w majestacie prawa.
„Co by tu jeszcze spieprzyć, Panowie?”
Jeszcze trochę zostało do spieprzenia. W planie likwidacja Wisły, Odry, Bugu i paru innych rzek. Jak? Bardzo prosto – wybudujemy kilkadziesiąt stopni typu Włocławek i po rzekach. Będzie żegluga. Jak na drodze wodnej w Krakowie. Czyli żadna. Żaden przedsiębiorca nie zdecydował się na ten rodzaj transportu. Nie do końca: ci, którzy są zainteresowani tzw. utrzymaniem drogi wodnej, okradają rzekę z piasku i żwirów. Te dobrze się sprzedają. O karmieniu Wisły żwirami, które stopnie zatrzymały — nie ma mowy. Nikt nie pomyślał, żeby wliczyć to w koszty fanom żeglugi śródlądowej. Skutek? Wejście do śluzy Przewóz poniżej Krakowa jest metr nad lustrem wody. Gdyby oddano rzece żwir, a nie sprzedano go, problemu by nie było. Podatnik wybuduje kolejne stopnie do Gdańska. Spełni się plan PZPR.
Mieszkańcy tych użeglownionych wód wyginą przy akceptacji dyrektorów Ochrony Środowiska. Ale ryby pozostaną. Inne niż rzeczne, ale ryby. Dla mięsiarza to bez różnicy. Dlatego nie zaprotestuje, chociaż takich jak on jest ponad pół miliona i mogliby coś zmienić.
Na stronie internetowej KZGW jest umieszczony dokument pod tytułem Best Practices On Flood Prevention, Protection And Mitigation. Dokument powstał po dużych powodziach pod koniec XX wieku. Stwierdzono, że dotychczasowe „twarde” sposoby ograniczania powodzi całkowicie zawiodły, poniosły fiasko. W tej sytuacji nieformalne spotkanie Dyrektorów Wodnych Unii Europejskiej (UE), w roku 2002 r. podjęło inicjatywę przygotowania „dokumentu najlepszych praktyk” na zapobieganie powodziom, ochronie i łagodzeniu skutków powodzi, które zostało przedstawione na spotkaniu Dyrektorów Wodnych w Atenach w czerwcu 2003 r. Dokument nosi tytuł Best Practices On Flood Prevention, Protection And Mitigation. Dokument jasno mówi w punkcie, D.1., że w Naturze nie ma szkód powodziowych. Powodzie prowadzą do szkód tylko wtedy, gdy ich użytkowanie przez ludzi jest szkodliwe. Zagrożenia naturalne i powodzie są częścią przyrody. Zawsze istniały i będą istnieć.
Z zaleceń tego dokumentu RP najlepiej zrealizowała chyba system powiadamiania SMS-ami i niewiele więcej. Prawo ochrony przyrody w Polsce jest nieskuteczne, a organy teoretycznie powołane do jego przestrzegania nie działają. To przy ich akceptacji znikły skójki perłorodne, jesiotry, praktycznie łososie i trocie i połowa gatunków polskich ryb, chomiki, susły (moręgowany, perełkowany), dropie. Samo wpisanie na listę gatunków chronionych nie chroni tych gatunków, gdy niszczone są siedliska. Władze RP działają bardzo często wbrew dobru powszechnemu. W myśl projektowanego Rozporządzenia Rady Ministrów ws. Świętokrzyskiego Parku Narodowego (nr. RD 162) na dobro prywatnej instytucji rząd chce wyłączenia z granic Świętokrzyskiego Parku Narodowego gruntów o pow. 1,3 ha znajdujących w szczytowej partii Łysej Góry (Łyśca)!
„Co by tu jeszcze spieprzyć, Panowie?”
Łączna długość cieków objętych pracami odmulającymi w latach 2010–2013 przez poszczególne Wojewódzkie Zarządy Melioracji i Urządzeń Wodnych na terenie polowy Polski wyniosła 9919 km, Jabłońska i Kotkowicz 2013.
Administratorzy polskich rzek od dziesiątków lat systematycznie likwidowali je i okradali z piasku i żwirów. W rezultacie prawie nie mamy naturalnych rzek. Warto przypomnieć definicję naturalnej rzeki. Naturalne rzeki to strumienie wody, które same budują swoje koryto, są samoutrzymujące się, i same szukają swojej stabilności. Roczniki GUS przyznają się do uregulowania 43 000 km rzek. Analiza przetargów dawnych ZMiUW–ów wykazała, że w ciągu kilku lat „odmuliły” i wyregulowały około 20 000 km rzek, Jabłońska i Kotkowicz 2013. Przyjmując za GUS, że mamy 73 000 km rzek łatwo wyliczyć, że tych naturalnych, nieuregulowanych zostało około 10 000 km. Oczywiście długość rzek w Polsce podawana przez MHP (Mapa Hydrologiczna Polski) jest inna, Nawrocki 2016 podaje, że w Polsce jest 111 tys. km bieżących rzek tzw. istotnych, wyodrębnionych na potrzeby wdrażania w naszym kraju ramowej dyrektywy wodnej, a wg. KZGW 100 000 km i 32792 budowle piętrzące. Na marginesie tych liczb – wynika z nich, że co 3 km jest bariera migracyjna dla organizmów wodnych. Najnowszy Rocznik Statystyczny GUS 2019 podaje w kategorii „regulacja i zabudowa rzek i potoków górskich”, że uregulowano tylko 38 km. W poprzednich latach potoki likwidowano szybciej, w roku 2010 299 km, w roku 2015 232 km.
Wykonywanie pseudoutrzymaniowych prac lub napraw popowodziowych dawno po czasie, na który specustawa pozwala, jest bardzo intratne. Wykonawcy potrafią czytać ogłoszenia przetargowe między wierszami.
Pomimo raczej marketingowych działań w rodzaju „Opracowanie krajowego programu renaturyzacji wód powierzchniowych”, wykonanego na zlecenie Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie to codzienna praktyka jest diametralnie inna. Weźmy kilka przykładów.
Przetarg KR.ROZ.2810.84.2021. „Udrożnienie koryta potoku i remont budowli regulacyjnych na potoku Kasinczanka […] Odmulenie i wykop – 1900 m3, zasyp wyrwy 154 m3”. Tym „mułem” podgórskim potoku są piaski i żwiry. Rachunek jest oczywisty – 1746 m3 żwirów można sprzedać. 37–40 tysięcy zł mamy ekstra. A potem narzekamy (?), że koryto w potoku wcięło się, bo poszła erozja. W tym działaniu jest ukryty sens. Poszła erozja, to trzeba zaproponować przeciwdziałanie, kolejny stopień, próg, gurt. Cokolwiek, co „uzasadnia” wydanie kolejnych pieniędzy podatnika.
Inny przykład. „Udrożnienie potoku Ponicznka w km 0+000 – 0+500 w m. Rabce–Zdrój: Wykop mechaniczny w gruncie kat. IV na odkład z przemieszczeniem urobku na odl. do 50 m i rozplantowaniem przewiezionego urobku – 500 m3 a do tego wykop mechaniczny w gruncie kat. IV z transportem na odległości 5 km nadmiaru materiału z rozplantowaniem przewiezionego urobku – 1101 m3.
Jeszcze inny przykład. „Udrożnienie potoku Ponicznka w km 0+000 – 0+500 w m. Rabce–Zdrój: Wykop mechaniczny w gruncie kat. IV na odkład z przemieszczeniem urobku na odl. do 50m i rozplantowaniem przewiezionego urobku – 500 m3 a do tego Wykop mechaniczny w gruncie kat. IV z transportem na odległości 5 km nadmiaru materiału z rozplantowaniem przewiezionego urobku –1101 m3. Mechanizm ten sam jak opisany powyżej.
Na dobru publicznym można świetnie zarobić. Firma X niszczy terasę zalewową rzeki Y przez eksploatację żwirów. Pozostaje księżycowy krajobraz. Firma X kombinuje jak zarobić na nieprzydatnych już terenach. Wymyśla rekultywację tych terenów, która żadną rekultywacją nie jest. Pomysł prosty – zatopić wszystko pod wodą. Za pieniądze podatnika buduje mały stopień piętrzący wodę, który zatapia wyeksploatowane żwirownie. Pieniądze wzięte, stopień niepotrzebny, można go sprzedać lub przekazać komuś. Rekultywacja polegała więc na likwidacji 10 km rzeki i utworzeniu jeziora a dokładnie zbiornika. Organy ochrony środowisko oczywiście poparły likwidację rzeki, administrator wód także pozytywnie projekt uzgodnił. Firma rozgrzeszona, zrekultywowała teren. Oczywiście przepławka w stopniu nie działała, bo i tak nikt nie wymusi na właścicielu jej działania. Budowli skończyło się pozwolenie, jest okazja do zburzenia betonu i zamiany jeziora z powrotem na rzekę. Ale beton jest święty, tym bardziej że „gapowicz” dobudował małą elektrownię wodną na własne ryzyko. Administrator rzeki nie potrafi (nie chce?) wymusić na beneficjencie budowy przepławki ani rozbiórki stopnia. Więc finansuje za kilka milionów budowę takiej przepławki. Za pieniądze podatnika. Na innych prywatnych stopniach także. Nawet na stopniach porzuconych niczyich. Jak się zostawia stopień w prezencie administratorowi wód? Prosto – właściciel skreśla obiekt z inwentarza i po kłopocie. My go nie mamy w inwentarzu, to nie nasz stopień. Dziwny kraj.
Zrobienie na rzece dużego zbiornika stojącej wody to zniszczenie rzeki. Przepławka też niewiele poprawia sytuację. Ryby rzeczne i ryby jeziorne to dwie różne bajki. Ryba rzeczna, nawet gdy przejdzie przez przepławkę do wody stojącej, stanie się rybą bezdomną a środowisko zbiornika jest zupełnie nieprzydatne dla niej.
Obowiązkiem Polski jest osiągnięcie dobrego stanu wód. W praktyce obowiązek ten spoczywa na administratorze wód. 21 lat praktycznie straciliśmy. Ostatnia derogacja może być tylko do roku 2027. Pawlaczyk 2012 dziewięć lat temu pisał „wymogi te nie mają szansy być w Polsce zrealizowane, a zarządzający wodami wydają się nie być tego świadomi”. Opisane tutaj przykłady potwierdzają jego opinię. Państwo i jego instytucje zupełnie nie przejmują się tym obowiązkiem.
Erozja to ulubiony pretekst administratora polskich rzek. Z erozją trzeba walczyć wszelkimi sposobami. To słowo–wytrych uzasadnia wszystko: zamianę potoku w żłób kamienno–betonowy, (żeby nie być gołosłownym – potok Drożdżynka o szerokości <1m zamieniono w żłób betonowo kamienny, bo mógł zamulić zbiornik Świnna Poręba o objętości 160 mln m3!) Administrator wód, który ma dostęp do publicznych pieniędzy, nie musi niczego udowadniać. A powinien. Jak urzędnik zdecyduje, że jest erozja — to jest, chociaż jej realnie nie ma. Ale urzędnik nic nie musi udowadniać. Przykład. Rzeka Soła. Przez dziesiątki lat rzeka poradziła sobie z paroma progami. I nic tragicznego nie dzieje się. Te progi kiedyś wybudowano, chociaż po prostu były niepotrzebne. W takiej sytuacji wszystkie zalecenia, podręczniki mówią, że należy pozbywać się zbędnej infrastruktury. Dla urzędnika to okazja wykazania się. Rozwalony próg trzeba odbudować. Żeby było śmieszniej to w innym miejscu. Numeru przetargu celowo nie podaję. „Co by tu jeszcze spieprzyć, Panowie?”
Inny przykład regulacji pod pretekstem udrażniania dla migracji ryb. Rzeka Biała. Ktoś wymyślił sobie, że będzie zarabiał na produkcji prądu. Wybudował próg piętrzący, ale większa woda obeszła bokiem ten próg. Kawał betonu został w korycie, a właściciel zrezygnował z odbudowy i porzucił go. Za pieniądze podatnika próg rozebrano. W normalnym państwie obowiązek przywrócenia rzeki do pierwotnego stanu spoczywa na właścicielu obiektu – ma to wpisane w pozwoleniu wodnoprawnym. Wydawałoby się, że przywrócono stan pierwotny koryta. Nic podobnego. Takiej okazji nie można zmarnować. Powie się, że dno jest niestabilne i można wydać kolejne pieniądze na wybudowanie kilku gurtów w dnie. Z czego to wynika? Realizacja takich projektów z funduszy POIŚ praktycznie nie może być zmodyfikowana w toku projektu. Raz zaplanowane ma być zrealizowane, pomimo iż są zmienione okoliczności i rozsądek wskazują na coś innego.
Przykład.
Rzeka Biała, wieś Jankowa. Kiedyś wybudowano próg, który miał podpierać most drogowy. Z czasem woda próg rozwaliła, stary most rozebrano i w jego miejsce wybudowano nowoczesny most przekraczający rzekę jednym długim przęsłem. W tej sytuacji argumentacja podpierania mostu (zabezpieczenia mostu wg. urzędników) stała się nieaktualna. Ale projekt udrażniania Białej był w toku. Rozebrano stary próg. Przyszła większa woda, koryto rzeki ułożyło się zgodnie ze spadkiem i stało się jasne, że tak może zostać. Ale konieczność realizacji zaprojektowanych wiele lat wcześniej działań była nadrzędna. Więc odtworzono stare piętrzenie, tym razem w formie bystrotoku z mini zbiornikiem stojącej wody pod mostem. Takie miejsce stagnującej wody jest zupełnie nieprzydatne dla ryb. To nic, że zniszczono kawałek siedliska lotycznego, ważne, że projekt został zrealizowany. Sensu może nie być, chodzi o wydanie pieniędzy. Gdzie tkwi błąd? W systemie czy mentalności?
Dobro wspólne. Zgodnie z art. 1 Konstytucji „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”. Jaskiernia 2008 określił, że dobrem wspólnym jest „dobro niezawężone do jednostkowych interesów, lecz nawiązujące do tego, co wspólne”. Pisarz J.J. Rousseau zauważył, że z dobrem wspólnym jest problem, bo „interes jednostkowy nie łączy się bynajmniej z dobrem ogółu; wyłączają się one nawzajem w naturalnym stanie rzeczy, a prawa społeczne są jarzmem, które każdy chciałby narzucić innym, oszczędzając go sobie samemu”. Z pewnością Rousseau miał rację. Nie chcemy rezygnować z osobistych interesów na rzecz dobra wspólnoty.
Dobra publiczne (jako całość) nie są przedmiotem transakcji rynkowych. Oznacza to, że rynek ich nie wytwarza. Aby dobro publiczne pozostało nim, podlega szczególnej ochronie prawnej, która m.in. ma zapewnić ochronę oraz precyzyjnie określić okoliczności i tryb pozbawienia rzeczy charakteru dobra publicznego. Takie regulacje mają przeciwdziałać samowolnemu przekwalifikowaniu dobra czy jego zbyciu, Sierpowska 2009. Dla przykładu kilka takich dóbr: przestrzeń, krajobraz, przyroda, drogi, łowiska, parki i tereny rekreacyjne; w wymiarze niematerialnym zasoby kulturalne, miejska kultura itp. Te dobra są niezbędne do zaspokajania podstawowych potrzeb życiowych wszystkich mieszkańców Ziemi. Praktyka pokazuje, że ta ochrona jest w różnych sytuacjach naruszana, zwykle specustawami, których w Polsce mamy kilkanaście. Każda z nich w jakimś stopniu wiąże się z naruszeniem środowiska, ale szczególnie są to ustawy: specustawa drogowa (Dz. U. z 2020 r. poz. 1363 oraz z 2021 r. poz. 784), specustawa przeciwpowodziowa Dz.U. z 2019 r. poz. 933), specustawa powodziowa – (Dz.U. z 2021 r. poz. 379) i ostatnie: specustawa w sprawie przekopu Mierzei Wiślanej (Dz.U. z 2019 r. poz. 1073) i specustawa w sprawie budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego (Dz.U. z 2021 r. poz. 1354). Pozbawienie kogoś własności jest możliwe – art. 21.p2. stanowi: „wywłaszczenie jest dopuszczalne jedynie wówczas, gdy jest dokonywane na cele publiczne i za słusznym odszkodowaniem”.
Obywatele oczywiście korzystają z dobra wspólnego. Jedni biernie, inni aktywnie, zarabiając na tym. Np. niektórzy wykorzystują każdą okazję, aby wybudować na rzece elektrownię wodną. Najczęściej administrator wód i RDOŚ rutynowo godzą się na poświęcenie rzeki do produkcji prądu. I rutynowo pomimo poświęcenia dobra publicznego do prywatnych interesów, ustawodawca, a w następstwie administrator wód zapominają o narzuceniu inwestorowi obowiązku przywrócenia rzeki do stanu poprzedniego po zakończeniu okresu działania obiektu określonego w pozwoleniu wodnoprawnym a wybudowanego na publicznym (skarbu państwa) terenie np. rzece.
Skutkiem tego zaniedbania ustawodawcy są porzucone obiekty w korytach rzek, których nikt nie chce rozebrać.
Prawo francuskie (loi sur l’eau) przeciwnie do Prawa Wodnego nakłada obowiązek likwidacji obiektu po upływie pozwolenia a w przypadku niemożności wykonania rozbiórki przez właściciela, przejęcie obiektu przez administratora wód, który obiekt likwiduje lub dalej eksploatuje. Potencjalny budowniczy MEW praktycznie nic nie musi w Polsce wyjaśniać, podczas gdy w prawie francuskim (Code de l’environnement, art. R121–1 do R714–2) musi wyjaśnić powody, dla których projekt został wybrany spośród alternatyw, określić środki naprawcze lub kompensacyjne; a także zgodności przedsięwzięcia z planem zagospodarowania przestrzennego lub planem zagospodarowania i gospodarowania wodami oraz z postanowieniami planu zarządzania ryzykiem powodziowym, W rezultacie, ponieważ nie można wykazać spełnienia derogacji artykułu 4.7. ramowej dyrektywy wodnej, bo są mniej szkodliwe sposoby pozyskiwania energii bez niszczenia rzeki, projekt praktycznie pozostaje w szufladzie. I trudno spieprzyć kolejną rzekę. W Polsce art. 4.7. RDW nie przyjął się, podobnie jak prawo budowlane na Podhalu. RDOŚ nie zauważają tej wady.
Zbyt duża liczba użytkowników dobra wspólnego może doprowadzić do zniszczenia tego dobra. Problem również w tym, że Homo sapiens zaburzył równowagę w korzystaniu z zasobów planety, pozbawiając tych zasobów innych mieszkańców. Bar–On i in. 2018 ocenili całkowitą biomasę planety na ≈550 gigaton węgla (Gt C) w tym na rośliny (głównie lądowe) ≈450 Gt C. Na zwierzęta (głównie morskie) przypada zwierzęta ≈2 Gt C. Bakterie i archeony (≈77 Gt C) są głównie w głębokich środowiskach wodnych. Od początków cywilizacji spowodowaliśmy zmniejszenie biomasy wszystkich organizmów o połowę, a dzikich ssaków o 83%. W tym czasie globalna masa dziko żyjących ssaków spadła 6-krotnie i dzisiaj stanowią one zaledwie 4% biomasy ssaków. 10 tysięcy lat temu biomasa wszystkich ludzi na świecie wraz z udomowionymi zwierzętami stanowiła 0,1% masy kręgowców lądowych. Obecnie na ludzi i zwierzęta hodowlane przypada 97% biomasy, tymczasem biomasa dzikich kręgowców (3%) jest znikomo mała. Bydło i świnie i stanowią około 60% wszystkich ssaków na Ziemi, co daje 0,1 gigaton węgla. Podobnie z ptakami: 70% wszystkich ptaków na świecie do hodowlany drób, Skubała 2020. Jednocześnie ciężar (masa) materiałów wytworzonych przez człowieka przekracza już masę naturalnej biomasy, czyli wszystkich żywych organizmów (z roślinami i mikroorganizmami włącznie) na naszej planecie. Człowiek, korzystając z zasobów Ziemi, produkuje olbrzymią masę różnych dóbr: w roku 2020 (±6) masa antropogeniczna, która ostatnio podwajała się mniej więcej co 20 lat, przewyższy całą żywą biomasę na świecie.
Średnio, dla każdej osoby na świecie, każdego tygodnia wytwarzana jest masa antropogeniczna, równa lub większa niż jego masa ciała, Elhacham i in. 2020. Ludzie zachowują się jak drożdże. Drożdże konsumują cukier i produkują alkohol, dopóki ich nie przytruje. Wtedy środowisko pozostaje zatrute i wzrost się kończy, pomimo że zasoby środowiska do fermentacji jeszcze pozostały. Czy przymiotnik „sapiens” pozwoli Homo wyhamować niszczenie środowiska? Czy zadziałają mechanizmy regulacji populacji przez zagęszczenie? Czy wcześniej tak zniszczymy Ziemię, że ciągły rozwój ekonomiczny i ciągłe zwiększanie produkcji rok do roku stanie się niemożliwe, bo doszliśmy do ściany jak drożdże?
Efekt gapowicza. Dobra rzeczowe są wyczerpywalne. Łowiska – wyczerpują się przy intensywnej eksploatacji; parki i tereny rekreacyjne tracą swoją funkcję, gdy korzysta z nich zbyt wiele osób; drogi – zbyt duża liczba samochodów powoduje korki, utrudnia i spowalnia komunikację, zamiast przyspieszać i ułatwiać komunikację. Pojedyncza osoba korzystająca z dobra publicznego bardziej, niż się jej należy (tzw. efekt gapowicza), zazwyczaj na tym zyskuje. Przykłady można mnożyć – hotele molochy w Pobierowie, Karpaczu, zamek w Stobnicy, wyrzynane lasy, karczowane lasy pod budowę zakładów przemysłowych (1200 ha „Lex Izera”), osiedli, dróg itp. Zyskują pojedyncze osoby – właściciele firm.
W Polsce nikt nie pomyślał, aby dużym inwestycjom narzucić obowiązek zrekompensowania np. wycinki lasu koniecznością nasadzenie takiej samej powierzchni w innym miejscu. Wons 2020 zwraca uwagę, że postępująca oligarchizacja gospodarki, jej konsekwentna finansjalizacja prowadzą do stopniowego „wymywania” własności ze społeczeństwa. Społeczeństwa bronią się przed tym procesem, ale mało skutecznie. „Gapowicze” ogrywają pozostałą część społeczeństwa. A że spieprzy się trochę dobra publicznego? Jak społeczeństwo dało się ograć to jego strata. A nasi demokratycznie wybrani posłowie–politycy nie sprzeciwią się.
Podobny proces obserwujemy w Polsce. Własność prywatna jest traktowana jako „świętość”, a to często uniemożliwia działania dla dobra wspólnego. W miastach znika wspólna przestrzeń, bo każdy deweloper wygradza swoje osiedle za aprobatą władz miejskich. Sokołowicz 2017 zaleca, m.in. ograniczenie nadmiernej prywatyzacji i grodzenia przestrzeni publicznych w miastach lub wprowadzanie coraz bardziej efektywnych regulacji prawnych w zakresie ochrony środowiska miejskiego (powietrze atmosferyczne, tereny zielone, jakość wody, krajobraz miejski itp.). Gruntownych zmian wymaga planowanie przestrzenne. Koszty tego bałaganu to około 60 miliardów złotych rocznie. Dopóki będzie obowiązywała zasada wolności budowlanej w jej dzisiejszym kształcie, dopuszczająca realizację zabudowy na terenach niezaplanowanych i nieprzygotowanych do zabudowy nie przyniesie to efektów, Kolipiński 2016. Wszystkie rządy RP unikają prawdziwej reformy planowania przestrzennego i jego obligatoryjności. Zapewne wiąże się to z kosztami związanymi z obowiązkiem posiadania takich planów i odszkodowaniami związanymi z uchwaleniem planu miejscowego, wykupami terenów pod drogi publiczne projektowane w planach miejscowych lub inne inwestycje celu publicznego itp., Weremczuk 2016.
Wyżej podałem kilka przykładów niszczenia krajobrazu. Polska jest stroną EKK – czyli Europejskiej Konwencji Krajobrazowej. Konwencja została ratyfikowana i weszła w życie 1 stycznia 2005 r. Państwa strony zobowiązały się do „działania na rzecz zachowania i utrzymywania ważnych lub charakterystycznych cech krajobrazu”, czego celem ma być „ukierunkowanie i harmonizowanie zmian, które wynikają z procesów społecznych i środowiskowych”. EKK zobowiązuje państwa do „planowania krajobrazu” (pkt f), przez co rozumie działanie, które w jakiejś konkretnej perspektywie czasowej ma skutkować powiększeniem, odtworzeniem lub wręcz utworzeniem krajobrazów. Co więcej, EKK jest skoordynowana między innymi z: Konwencją o ochronie europejskiej dzikiej fauny i flory i ich siedlisk naturalnych (Berno, 1979 r.). Wyznaczanie obszarów chronionych w celu realizacji zasadniczej funkcji tego aktu – ma być realizowany w sposób, który odpowiada w szczególności „wymaganiom ekologicznym, naukowym i kulturowym” przy uwzględnieniu „wymagań gospodarczych i potrzeb rekreacyjnych” (art. 2). Konwencja wymaga także wdrożenia krajowej polityki ochrony dzikiej fauny i flory. Tyle konwencja. Na papierze. Krajobrazy są tak piękne, że można na nich zarobić – najlepiej wybudować wieżę widokową. Z wieży widok ładny, na wieżę tragiczny – i po krajobrazie Krynicy, Świeradowa. W rzeczywistości to martwe prawo a kilka przykładów podano powyżej.
Na straży przyrody w teorii stoi m.in. ustawa z dnia 13 kwietnia 2007 r. o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie (zwana ustawą szkodową) i dwa rozporządzenie wydane na jej podstawie. Zapewne polski rząd i posłowie nie wpadliby na pomysł uchwalenia takiej ustawy, gdyby nie wymusiła tego dyrektywa 2004/35/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 21 kwietnia 2004 r. w sprawie odpowiedzialności za środowisko w odniesieniu do zapobiegania i zaradzania szkodom wyrządzonym środowisku naturalnemu. Niestety ta ustawa jest praktycznie martwa. Jeśli nawet postępowania są podejmowane, to kończą się umorzeniami.
Także kodeks karny i jego rozdział XXII stanowi o przestępstwach przeciwko środowisku. Ale przesłanką jest wystąpienie szkody środowiskowej a szkód środowiskowych w Polsce nie ma. I tu koło zamyka się.
Problem z pełzającą dewastacją środowiska przyrodniczego jest ogólnoświatowy. Kiedyś niszczenie środowiska było zbrodnią wojenną. Zainteresowane kraje doprowadziły do wykreślenia stosownych zapisów za zamkniętymi drzwiami ONZ w latach 60–tych ub. wieku.
W 1972 r. na Konferencji ONZ w sprawie Środowiska Człowieka szwedzki premier Olof Palme przywołał ideę ekobójstwa jako zbrodni międzynarodowej. Pomysł został następnie podjęty przez innych, w tym Benjamina Whitakera (1985), a następnie przez dwóch wybitnych prawników: brytyjskiej prawniczki Polly Higgins (1968–2019), której pionierska praca nad ekobójstwem umożliwiła tę inicjatywę oraz Australijczyka Jamesa Crawforda (1948–2021), którego praca jako naukowca, prawnika i sędziego w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości przyczyniła się do uczynienia z ochrony środowiska centralnej części współczesnego prawa międzynarodowego.
Niektórzy obywatele Europy zauważyli problem i zaproponowali przewrócenie tym razem do prawa karnego przepisów o odpowiedzialności za niszczenie środowiska przyrodniczego. Międzynarodowy zespół prawników w połowie roku 2021 zdefiniował pojęcie ekozbrodni/ zbrodni środowiskowej (Ecocide) i zaproponował szereg poprawek w Traktacie Rzymskim, aby dodać ekobójstwo jako piąte nowe przestępstwo traktatowe. To jedyny globalny mechanizm, który ma bezpośredni dostęp do istniejących systemów sądownictwa karnego 123 państw członkowskich. Definicja zbrodni środowiskowej jest obecnie dostępna do rozważenia przez państwa i do żądania przez społeczeństwa obywatelskie. Państwa członkowskie, które ratyfikują przestępstwo, muszą włączyć je do swojego prawa krajowego, tworząc jednolite przepisy we wszystkich jurysdykcjach. W ten sposób najcenniejsze ekosystemy Ziemi mogą być chronione i będą mogły się zregenerować. „Ekobójstwo” oznacza bezprawne lub rozmyślne czyny popełnione ze świadomością, że istnieje znaczne prawdopodobieństwo poważnych i rozległych lub długotrwałych szkód w środowisku spowodowanych przez te czyny.
Pierwszą propozycję Ecocide Act napisała wspomniana wcześniej Polly Higgins. Mamy podane na tacy – wystarczy wpasować do polskiego prawa. Proponowane zapisy wprowadzają odpowiedzialność personalną wszystkich, którzy swoim podpisem przyczynili się do szkody. Odpowiedzialność przestaje się rozmywać jak obecnie. Wtedy każdy dyrektor, wójt, minister prezydent zastanowi się czy składać podpis. Obecna organizacja ochrony przyrody w Polsce nie zdała egzaminu. Trzeba ją stworzyć od podstaw i według zupełnie innego wzorca. Równocześnie koniecznie trzeba wprowadzić do prawa krajowego postulaty Stop Ecocide International.
Zainteresowanie kryminalizacją ekobójstwa jest już kwestią publiczną na szczeblu parlamentarnym i/lub rządowym w wielu krajach: Bangladesz, Brazylia, Boliwia, Belgia, Kanada, Chile, Finlandia, Francja, Luksemburg, Malediwy, Niderlandy, Szkocja, Hiszpania, Szwecja, Wielka Brytania i Vanuatu, a także w Parlamencie Europejskim, Radzie Nordyckiej i Unii Międzyparlamentarnej. W Polsce jest wspaniale i nikt z rządzących ani z opozycji nie jest zainteresowany ochroną polskiej przyrody. Stop Ecocide International ma teraz zespoły i grupy stowarzyszone w wielu krajach i ponad 20 000 Obrońców Ziemi (Earth Protector).
Oprócz aktywistów, którzy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, wielu ekspertów publikuje wyniki swoich analiz, mając nadzieje, że politycy przekują zalecenia nauki na czyny. Ostatni Sixth Assessment Report grupy roboczej IPCC nie pozostawia złudzeń. Czas się skończył. A politycy zmarnowali czas chociaż znali ostrzeżenia z poprzednich raportów. Nie zrobili nic. Do autoreformy nie jesteśmy zdolni. Politycy dopiero przyparci do muru np. cenami emisji CO2 wykonują ruchy Browna (agenda Fit for 55), zamiast zrobić porządną restrukturyzację energetyki. Od wielu, wielu lat mówimy o zmianach, ale rząd RP ich nie realizuje. Powagę sytuacji zrozumieli właściciele prywatnych firm (Zygmunt Solorz i Michał Sołowow) i nie czekając na nieruchawy rząd, sami biorą sprawy klimatu w swoje ręce i planują budowę elektrowni atomowych SMR (reaktor ze stopioną solą). Może nie wszyscy – KE jednak coś robi – nakłada cele redukcji gazów cieplarnianych. Inni traktują te wymogi jak zamach na suwerenność kraju. Orkiestra gra do końca. Politycy nie chcą słyszeć o koniecznych ograniczeniach. Albo wymusimy na nich właściwe reakcje, albo produkty naszego rozwoju w końcu nas zniszczą. Jak alkohol drożdże. Ale jest nadzieja. Życie może być teoretycznie w temperaturze do 200oC, bo wtedy rozkładają się aminokwasy. Znamy życie z temperatury 140oC. I nie jest to człowiek.
***
Na zakończenie dedykacja – przypomnienie panu Prezydentowi (podpisanie konwencji AGN) i Ministrowi Infrastruktury (dawnego Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej) za działania na rzecz dokończenia likwidacji polskich rzek: Artykuł 5 konstytucji RP stanowi, że „Rzeczpospolita Polska […] zapewnia ochronę i rozwój środowiska” a art. 82: „Obowiązkiem obywatela polskiego jest […] troska o dobro wspólne.
***
Małe państwa wyspiarskie Vanuatu i Malediwy wezwały do poważnego rozważenia przestępstwa związanego z ekobójstwem na zgromadzeniu Międzynarodowego Trybunału Karnego; na początku 2020 r. szwedzki ruch robotniczy wezwał Szwecję do podjęcia inicjatywy; w czerwcu prezydent Francji Macron obiecał, że będzie go reprezentował na arenie międzynarodowej. Papież Franciszek stwierdził również, że jego zdaniem ekobójstwo należy dodać do listy zbrodni międzynarodowych (listopad 2019 r.); we wrześniu 2020 r. otrzymał podczas audiencji członka Rady Doradczej Stop Ecocide Valérie Cabanes. Do szwedzkiego parlamentu wpłynęły dwa wnioski w sprawie ekobójstwa, jeden od Partii Lewicy, a drugi od Zielonych / Socjaldemokratów. W październiku nowo utworzony rząd belgijski zobowiązał się do „podjęcia działań dyplomatycznych w celu powstrzymania przestępstw związanych z ekobójstwami”, a w grudniu Belgia stała się pierwszym krajem europejskim, który podniósł tę kwestię do MTK. Również w grudniu minister spraw zagranicznych Finlandii zadeklarował poparcie dla apelu Vanuatu i Malediwów do poważnej dyskusji na temat ekobójstwa. W Hiszpanii parlamentarna komisja spraw zagranicznych przedłożyła rządowi rezolucję wzywającą go do zbadania możliwości stanowienia prawa w zakresie ekobójstwa w kraju i za granicą.

Roman Żurek
Autor jest profesorem w krakowskim Instytucie Ochrony Przyrody PAN
Literatura
Jaskiernia J. 2008. Elementy dobra wspólnego w systemie aksjologicznym Rady Europy, [w: Wołpiuk W.J. (red.), Dobro wspólne. Problemy konstytucyjnoprawne i aksjologiczne]. Warszawa 2008, s. 105.
Sierpowska I. 2009. Drogi publiczne jako kategoria dobra publicznego – w świetle poglądów doktryny i rozwiązań normatywnych. Studia Erasmiana Vratislaviensia, 3, 302–319.
Skubała P. 2020. Biomasa organizmów żywych na Ziemi dawniej i dzisiaj. Biomass of Living Organisms on Earth in the Past and Today. Aura, 12, 24–25.
Elhacham E., Ben–Uri L., Grozovski J., Bar–On Y.M., Milo R. 2020. Global human–made mass exceeds all living biomass. Nature, 588(7838), 442–444
Bar–On Y.M., Phillips R., Milo R. 2018. The biomass distribution on Earth. PNAS, June 19, 2018 115 (25) 6506–6511
Sokołowicz M.E. 2017. Miejskie dobra wspólne (commons) z perspektywy ekonomii miejskiej. Studia Regionalne i Lokalne, 4, (70), 23–40
NIK 2016. Przestrzeń dobrem publicznym – potrzeba nowych rozwiązań w gospodarowaniu przestrzenią. Kontrola Państwowa, 2, https://www.nik.gov.pl/plik/id,13807.pdf
Wons K. 2020. Herezje „świętego prawa własności”, Pressje. https://klubjagiellonski.pl/2020/08/05/herezje–swietego–prawa–wlasnosci/
Kubalski G. P. 2016. Przestrzeń dobrem publicznym. Czy na pewno? W: NIK 2016. Przestrzeń dobrem publicznym – potrzeba nowych rozwiązań w gospodarowaniu przestrzenią. Kontrola Państwowa, 2, 100–103.
Kolipiński B. 2016. Systemowe przyczyny kryzysu planowania przestrzennego w Polsce. W: Przestrzeń dobrem publicznym – potrzeba nowych rozwiązań w gospodarowaniu przestrzenią. Kontrola Państwowa, 2, 104–109.
Nawrocki P, 2016. Nierozwiązywalne problemy ochrony rzek? Infos 12 (216), 1–4. BAS
NIK 2016. Przestrzeń dobrem publicznym – potrzeba nowych rozwiązań w gospodarowaniu przestrzenią. Kontrola Państwowa, 2, https://www.nik.gov.pl/plik/id,13807.pdf
Kolipiński B. 2016. Systemowe przyczyny kryzysu planowania przestrzennego w Polsce. W: Przestrzeń dobrem publicznym – potrzeba nowych rozwiązań w gospodarowaniu przestrzenią. Kontrola Państwowa, 2, 104–109
Pawlaczyk P. 2012. Perspektywy osiągnięcia celów ramowej dyrektywy wodnej w Polsce. Przegląd Przyrodniczy XXIII, 3 (2012): 52–68.
Weremczuk N. 2016. Koszty planowania przestrzennego. W: NIK 2016. Przestrzeń dobrem publicznym – potrzeba nowych rozwiązań w gospodarowaniu przestrzenią. Kontrola Państwowa, 2, 91–99.
Jabłońska E., Kotkowicz M. 2013. Inwentaryzacja oraz ocena skutków przyrodniczych prac ‘utrzymaniowych’ na rzekach województw łódzkiego, podkarpackiego, małopolskiego, świętokrzyskiego, warmińsko–mazurskiego, zachodniopomorskiego, opolskiego, wielkopolskiego, mazowieckiego i podlaskiego w 2013 roku – opracowanie w oparciu o ogłoszenia o przetargach zamieszczone na stronach internetowych WZMiUW. WWF i UW, Warszawa, 1–55.
Zielińska A. 2021. Eksportujemy miliony metrów drewna. Branża drzewna: to gospodarka rabunkowa. 31.07.2021 14:01. www.money.pl
Na zdjęciu widać wagony z drewnem, z polskich lasów, którym PiS spłaca pożyczkę Chinom w wysokości 20 miliardów dolarów, wziętą w 2016 roku na wypłatę 500+.
Wywieziono już 40 milionów metrów sześciennych drewna do Chin i wciąż końca nie widać by spłacić tę pożyczkę.
Ponoć PiS bierze się teraz za wyrąbywanie Puszczy Kampinowskiej. Masowa rabunkowa wycinka trwa we WSZYSTKICH polskich lasach… PIS zostawi PL ogołoconą z lasów. https://uploads.disquscdn.com/images/578c055c3d8681e96ed329a3834551b93f42683f0537e296a9304c4453a88a71.jpg