Na świecie jest wielu Intelektualistów. Nawet w Polsce jest Ich całkiem sporo, a niektórych nawet znam osobiście, co winduje moje ego, ale też pozwala dostrzegać własną ignorancję w wielu sprawach.
Jednak w poniższej notce ośmielam się skrytykować większość Intelektualistów całego świata, którzy pytają tak:
- Jak to możliwe, żeby w XXI wieku kilka miliardów ludzi wierzyło w bajki sprzed kilku tysięcy lat?
- Co powoduje, że w XXI wieku setki milionów ludzi entuzjazmuje się bieganiem 22 spoconych facetów za okrągłym przedmiotem?
- Dlaczego po doświadczeniach tylu wojen dalej ludzie wybierają swoich hitlerków, chodzą po ulicy i wrzeszczą „Heil”, albo „Precz”?
- Co jest przyjemnego w tym, że się ludzie spotykają w piwiarni, wprowadzają w stan upojenia i rozmawiają o przysłowiowej części ciała niejakiej Maryni?
Błąd w rozumowaniu, i zadawaniu tego rodzaju pytań, polega na tym, że religia, piłka nożna, nacjonalizm, czy wspólne upijanie się, są tylko pretekstem. Pretekstem do BYCIA RAZEM.
Człowiek w prostej (a może trochę krzywej) linii pochodzi od małp, które, aby przetrwać, musiały żyć w grupie. Tylko wtedy można było obronić się przed lwem, albo upolować antylopę. Potem nasz przodek w grupie łapał mamuty, kradł samice sąsiedniemu plemieniu, albo się przed nim bronił. Dlatego mamy w genach, żeby być razem. Tylko wtedy wydzielamy różne hormony przyjemności.
Dziś nie polujemy na mamuty, od dłuższego czasu nie mamy wojny, i stąd popularność wszelkich religii, faszyzmów, socjalizmów, piłki nożnej i pubów piwnych. To są preteksty, dzięki którym ludzie mogą być razem.
Niestety, Intelektualiści w większości tego „nie kumają” z prostego powodu, że Oni są inni. Każdy, kto ma bardzo wysokie IQ (pewnego rodzaju wybryk Natury), oscyluje między autyzmem a aspergeryzmem. Tacy ludzie męczą się w obecności innych ludzi, i nie rozumieją, że można woleć wrzeszczeć „Polska gola!” zamiast czytać książki Umberto Eco i słuchać muzyki Beethovena.
Nieszczęście świata zaś polega na tym, że ci, którzy powinni wskazywać, jak organizować nasze życie, czyli właśnie ci Intelektualiści, nie są w stanie jednym głosem zakrzyknąć:
JEŻELI NIE CHCEMY MIEĆ KOSZMARU NASTĘPNYCH WOJEN, OKRADANIA LUDZI PRZEZ CWANIAKÓW W GARNITURACH I SUTANNACH, MUSIMY ZACZĄĆ SIĘ ORGANIZOWAĆ W GRUPY, ŻEBY BYĆ RAZEM.
Bez takiej organizacji dopuścimy żebyśmy znowu mieli świat brunatno-czarno-czerwony, podczas gdy potrzebny jest nam świat zielony, i mam tu na myśli zarówno barwę trawy i wiosennych liści, jak i najbardziej popularnych banknotów.
Niestety, najłatwiej zorganizować się przeciw czemuś. Stąd, na przykład, duża popularność PiS-u, Kukiza i Korwina rok temu, a KOD-u obecnie. Powinniśmy jednak myśleć o organizowaniu się nie tylko przeciw, ale i za czymś. Holendrzy w historii mieli to szczęście, że musieli organizować się, aby zbudować tamy. My przez ostatnie 200 lat organizowaliśmy się głównie po to, aby się wyzwolić od okupanta. Polecam jednak obejrzeć jeszcze raz serial „Najdłuższa wojna współczesnej Europy” (scenariusz Stefan Bratkowski), żeby zobaczyć, że walka z okupantem to nie tylko strzelanie do przeciwnika, ale i budowa własnego bogactwa, kształcenie się i organizowanie się w najrozmaitszych konfiguracjach.
Dlatego apeluję do Intelektualistów całego świata:
Mimo Waszego autyzmu, weźcie się za organizację naszego życia, abyśmy czuli, że jesteśmy razem!
Hazelhard



„Nieszczęście świata zaś polega na tym, że ci, którzy powinni wskazywać, jak organizować nasze życie, czyli właśnie ci Intelektualiści, nie są w stanie jednym głosem zakrzyknąć”
Ja również nie czytuję Umberto Eco bowiem kojarzy mi się on z przykładem intelektualnego showmana, który swoją prostą narracją trafia do mas, ale nic mądrego do powiedzenia nie ma. Zdecydowanie wolę tłumaczenie świata w narracji takiego Richarda Rhodesa czy Daniela Yergina albo niech będzie nawet stary Max Weber bądź James Bryce. Co do polskich intelektualistów to są oni na ogół bardzo kiepscy i w żadnym stopniu nie przystają do starej szkoły (Giedroyc, Lem, Miłosz, Kołakowski) tak więc nie ma się czym chwalić – znałem takiego jegomościa co to na studiach zdawał egzaminy pisemne bo ściągał, ale dzisiaj jest doktorem i nawet kręci się wokół PAN. Naprawdę, proszę się nie chwalić znajomością polskich intelektualistów.
Otóż myli się pan zasadniczo. Intelektualiści, ci prawdziwi lecz nie udawani, mają dosyć zasadniczy wpływ na świat – zawsze tak było. Ja nie będę przypominał postaci Alberta Einsteina bowiem jest to przypadek dosyć znany. John Maynard Keynes zwrócił uwagę na tzw. „academic scribblers” czyli ludzi świata nauki, którzy swoimi odkryciami wpływali na decyzje polityków, prawników oraz ludzi czynu. Z reguły ci ludzie nie są świadomi kim są autorzy przełomowych pomysłów dzięki którym robią oni oszałamiające kariery (Al Gore).
Takim „academic scribbler” był Ronald Coase. Za najmłodszych lat rodzice umieścili go w placówce dla ułomnych bowiem byli przekonani o jego wrodzonych wadach intelektualnych. Jego wczesna nauka czytania i pisania brała się ze studiowania nalepek umieszczonych na butelkach z różnymi medykamentami. W wieku 11 lat ojciec zaprowadził go do frenologa, który stwierdził, że chłopiec powinien pokładać większą wiarę w swoje zdolności. Przeniesiony do normalnej szkoły szybko nadrobił braki edukacyjne uwieńczone w późniejszym okresie tytułem doktora London School of Economics. W wieku 81 lat został wyróżniony nagrodą Nobla w dziedzinie badań nad ekonomią.
Był to człowiek, który wymyślił, że rynek może rozwiązać problemy dotyczące ochrony środowiska, a co obecnie jest banałem dla każdego czytelnika gazety codziennej, która co jakiś czas informuje o szczytach klimatycznych i limitów dwutlenku węgla. Pomysł Coase’a podchwycili inni naukowcy i doszli do wniosku, że emisje gazów cieplarnianych można zdefiniować jako własność prywatną podlegającą handlowi na takich samych zasadach jak traktuje się akcje firmy czy wymianę waluty. Po prostu, niewielu wie kim był Ronald Coase, ale wielu wie w jakim celu odbywają się szczyty klimatyczne.
W ogóle cała kwestia dotycząca zmian klimatyczny posiada rodowód o którym niewielu wie bowiem narracja została przechwycona przez polityków. Z początku zastanawiano się dlaczego niebo jest niebieskie, nocą średnia temperatura globu nie spada do poziomu arktycznych mrozów, a za dnia nie ma piekielnych upałów. Dlaczego jeżeli na szczycie szwajcarskiego lodowca postawimy pudełko owinięte w obwodzie czarnym korkiem, a od ogóry szkłem to temperatura wewnątrz będzie rosła ? Jakie znaczenie dla badania klimatu miały próby nuklearne przeprowadzane na dnach oceanów ? Dlaczego Venus jest planetą stojącą niemalże w płomieniach, a dlaczego ma Marsie jest mróz i co to ma do klimatu na Ziemi ?
Intelektualiści są i robią swoje, ale do głównego nurtu zawsze przedostaje się przekaz lobbysty czy innego polityka bowiem ludzie chcą takiej właśnie narracji. Fryderyk Nietzsche opisuje w „Tako rzecze Zaratustra” scenkę po śmierci linoskoka, którą podsumowuje „to nie jest język dla ich uszu”. Ludzie chcą być okłamywani, manipulowani bowiem chcą prostych odpowiedzi. Pan nie rozumie. Orwell kiedyś irytując się na H.G. Wellsa za jego flirt z Sowietami oraz lekceważenie Hitlera stwierdził, że jest on „too sane to understand the world” – zbyt racjonalny by zrozumieć świat. Wielu ludzi ma ten sam problem.
@B
Z ciekawością przeczytałem, ale… Ale troszkę (całkiem?) nie na temat. Przede wszystkim, dobrze byłoby wyjaśnić definicję wyrazu „intelektualista”… 🙂
No to może od tego zacznijmy
https://pl.wikipedia.org/wiki/Intelektualista
Na dobrą sprawę Wiki nam nie pomoże, masz tam wszystko od ściany do ściany.
Po zastanowieniu się jednak (całą noc nad tym myślałem!) dochodzę do wniosku, że definicja wyrazu „intelektualista” w ogóle nie jest nam potrzebna. To taki epitet, jak „brzydki”, „mądry”, itp. Dla jednego intelektualistą może być Dawkins, a dla drugiego Legutko. Użycie wyrazu „intelektualista” w notce jest niepotrzebne, i źle się stało, że Brentano pierwszą uwagę na ten temat zamieścił. Notka jest o potrzebie ludzkiej życia w grupie i niebezpieczeństwie (i fakcie) organizacji takich grup przez różnych cwaniaków, psychopatów, i przestępców.
Kocham z całego serca, ale pozostaję Kassandrą. Intelektualiści jako awangarda istot zwanych „zoon politikon” okazują się wyjątkowo groźni. Występują wówczas w roli awangardy proletariatu, przewodzą gardząc i szczując. Wiedzieliśmy to w Rosji, w Afryce, w Europie (zachodniej), teraz widzimy jak na czele różnych ISIS, Al-Kaidy i innych stoją wykształceni faceci, którzy postanowili przewodzić mniej uprzywilejowanym, dając im poczucie braterstwa i wspólnoty. Więc może lepiej, żeby intelektualiści pozostawali autystyczni, zadawali głupie pytania, pisali te swoje mądre (i mniej mądre) książki.
Problem pojawia się wtedy, gdy intelektualista stara się przedstawić receptę na wszystko (od etyki, poprzez edukację, a na organizacji państwa i życia społecznego kończąc) czym zyskuje sławę, szczególnie jeżeli operuje charyzmatyczną narracją. Wówczas na takiego osobnika należy uważać. Natomiast problem znika, gdy intelektualista przestaje się zajmować wszystkim, a skupia się na jednym i najczęściej dotyczy to znalezienia mechanizmu uruchamiania pewnych pozytywnych zjawisk. Tak jak przykładowo robili to Georges Doriot i Frederick Terman w zeszłym wieku w USA. Zastanawiali się oni w jaki sposób wspierać ludzi nauki tak by ich pomysłowość opłaciła się zarówno im samym jak i społeczeństwu. Innymi słowy szukali oni metody by uczynić edukację na uniwersytetach praktyczną. Połączyli wykształcenie wyższe z przedsiębiorczością i tak między innymi powstała firma Hewlett-Packard jak i model wspierania uczelni przez prywatny kapitał. Kto się u nas w Polsce czymś takim zajmuje ?
szczeze mowiac , nie spotkalam na swojej drodze ( a wiele juz przeszlam!) intelektualiste, ktory nie mialby na nie odpowiedzi! ba, czesto podaja bardzo wnikliwa analize! ale nigdy nie ponizaja tych co wola krzyczec gola niz sluchac Wagnera..
bo jak mawial Spinoza: Nie placz, nie smiejs sie, ale zrozum.
ciekawe..
zawsze się zastanawiałem, czemu ze mnie taki odmieniec, że za cholerę mnie nie ekscytuje taki czy inny klub..
i niby dlaczego miałbym się fascynować tym, że wygra jakaś „barca”, czy inny „REAL”…