Najbardziej pewny siebie jest ten, kto mało wie. Wiedza kogoś takiego jest jak punkcik, przy którym trudno znaleźć miejsce na znaki zapytania.
Poszerzanie wiedzy uwalnia od pewności (Martin Heidegger: wszelkie rozświetlenia otwierają tylko nowe otchłanie). Magister wie to, czego profesor nie jest już wcale pewien. Najbardziej pewny swego jest absolwent zawodówki. Na przykład Waldemar Bonkowski, od jesieni ubiegłego roku senator PiS.
Ile jest płci?
Jeszcze jako wiceprzewodniczący pomorskiego sejmiku samorządowego wybrał się na posiedzenie gdańskiej Rady Miasta, by wywiesić z balkonu baner nawołujący do walki z „homoseksualną gangreną” („Dewiantów trzeba leczyć, a zboczeńców izolować”).
W „Gazecie Trójmiasto” (lokalnym dodatku do „Wyborczej”) z Waldemarem Bonkowskim rozmawiał Krzysztof Katka. Senator, z wykształcenia stolarz-tapicer, poruszył kilka wątków, jednak najbardziej wyraziście odniósł się do homoseksualizmu – „tęczowej gangreny”.
Mówi, że osoby dotknięte tą gangreną powinny się leczyć („nie ma oczywiście przymusu, ale jak nie będą się leczyć, to się nie zmienią”). Wspomniał z żalem, że za komuny milicyjna obyczajówka ścigała pederastów. Później uznano, że są to osoby chore, a obecnie uwalnia się je nawet od takiej kwalifikacji.
Nienormalność homoseksualizmu jest zdaniem Bonkowskiego bezdyskusyjna i polega na niezgodności z naturą, z prawem naturalnym. „Od czasów stworzenia w każdym gatunku, nawet zwierzęcym, był rodzaj męski i żeński. Wszystko, co inne, to są zaburzenia, odchylenia od normy”.
Widać, że Waldemar Bonkowski łączy senatorstwo z czymś językowo nieodległym – z sanatorstwem (od: sānātiō – uzdrowienie; sānātor – lekarz). Jako sanator specjalizujący się w homoseksualnych zwyrodnieniach powinien może przypomnieć sobie (uczono tego w podstawówce), że język, który przecież wyraża rzeczywistość i wyrasta z niej, odróżnia nie dwa, lecz trzy rodzaje: męski, żeński i nijaki. O trzech płciach mówi w swym dialogu o miłości (Uczta) sam wielki Platon słowami wypowiadanymi przez Arystofanesa. „A dlatego istniały trzy rodzaje ludzi, i to takie trzy, że męski pochodził od słońca, żeński od ziemi, a zlepek z nich obu od księżyca, bo i księżyc ma w sobie coś z ziemi i coś ze słońca”. Po trzeciej („księżycowej”) płci pozostała zdaniem Platona tylko nazwa; może jednak nie jest to nazwa całkowicie pusta?
Normalność
Jeśli nawet rozważania dotyczące ilości płci potraktować z przymrużeniem oka (ja sam ich tak nie traktuję), to problemy praktyczne związane z normą i dewiacją nabierają charakteru śmiertelnie poważnego. Wypowiedzi Waldemara Bonkowskiego wskazują, że normalność rozumie on jako synonim zdrowia psychicznego, zaś odchylenie od normy jako psychiczną chorobę wymagającą sanacji.
Czym jest norma? W języku łacińskim słowo to oznacza węgielnicę: dwie łaty połączone pod kątem prostym. Przypuszczam, że pan Bonkowski ucząc się na stolarza niejednokrotnie korzystał z tak rozumianej normy w zawodówce.
W ogólniejszym znaczeniu norma jest regułą, przepisem, miernikiem. Umożliwia diagnozę pewnego stanu rzeczy wskazując, na czym polega jego ewentualna niewłaściwość. Problem w tym, że same te reguły i przepisy mogą mieć bardzo różne źródła. Można w związku z tym wyróżnić przynajmniej trzy rodzaje norm.
- Po pierwsze, norma naturalna, która odwołuje się do natury, przyrody. Przyroda obejmuje to, co `przy-rodzeniu-się` otrzymane, z czym przychodzi się na świat.
Człowiek zastaje siebie jako już narodzonego. Norma naturalna mówi, że powinien odkryć swą naturę (poznać siebie) i zaakceptować ją. Dewiacja zaczyna się wtedy, gdy szuka siebie poza sobą – w rolach określonych przez reguły kulturowe, moralne, religijne itp. Gdy nie jest sobą. - Po drugie, norma statystyczna, która rzeczywistość ujmuje jako zbiór i szuka dla niego matematycznego punktu ciężkości – czegoś dominującego, średniego, przeciętnego itp.
Normalność oznacza teraz typowość, swojość. Dewiacja wyraża się w odmienności, inności, obcości. Lekarz psychiatra, prof. Romuald W. Gutt, pisze że „Inny to ktoś, kto odbiega od przeciętnej normy środowiskowej pod względem upodobań, trybu życia, ubioru, budowy ciała, sposobu reagowania na określone bodźce. Jeśli odbiega od normy, jest tym samym anormalny”.
Stygmatyzacja inności widoczna jest w języku, w negatywnym nacechowaniu tak pięknych mogłoby się wydawać pojęć, jak idiota czy wariat. Słowo „idiota” ma źródło w greckim ίdios (własny, prywatny, swoisty), zaś „wariat” w łacińskim varius (różny).
Norma statystyczna zawsze wyraża punkt widzenia jakiejś społecznej całości (My). Jest socjocentryczna. Jej konsekwencją jest mediocentryzm, czyli pochwała średniości („być w środku, nie wychylać się”). Stąd bierze się mediokracja (władza przeciętniaków), która rychło i nieuchronnie przeradza się w autokrację – ktoś tym przeciętniakom musi wskazać właściwy kierunek. - Po trzecie, norma aksjologiczna, odwołująca się nie do natury bądź tego, co powszechnie przyjęte, lecz do rozpoznawanych indywidualnie wartości. Normalność oznacza wierność uznanym przez siebie wartościom, respektowanie ich, nawet gdyby miało to oznaczać odmienność od społecznych obyczajów (Henryk Elzenberg: „W świecie wartości jest się samotnym, bez współżycia i obcowania”).
Wydaje mi się, że trudno byłoby odrzucić w całości którąkolwiek z zarysowanych wyżej norm. Byłoby też rzeczą niebezpieczną absolutyzowanie jednej z nich. W każdej można znaleźć cechy godne zachowania, oraz takie, które mogą budzić obawy.
Norma naturalna chce, by wybory życiowe były wyborami realnego człowieka. By wyrażały jego własną kondycję, nie były „zapożyczane”, „grane”, „udawane”. To jednak uniemożliwia kwalifikacje wartościujące. Każdy mógłby powiedzieć: taki już jestem, lubię siebie (Henri-Frédéric Amiel: odgaduję siebie, ale się na siebie nie zgadzam).
Norma statystyczna, wyrażając zdanie większości, jest fundamentem demokracji. Jednak wola większości może oznaczać dowolność, zaś dominacja wspólnotowego My łatwo niweczy niepowtarzalne Ja, zamieniając je w bezosobowe Się.
Norma aksjologiczna unika pułapek podporządkowania się zarówno ślepej naturze, jak i woli większości. Rodzi jednak możliwość szantażu moralnego, narzucania innym własnych wartości jako właściwych.
Zgodny z naturą!
Senator Bonkowski, wyrażając przekonanie, że homoseksualizm jest odchyleniem od normy, najwyraźniej nie przejmuje się powyższymi rozróżnieniami. Szkoda, bo gdyby brał je pod uwagę, musiałby zrezygnować z głównej swej tezy — że homoseksualizm przeczy naturze. Nie przeczy, jest zgodny z normą naturalną: ludzie tacy już się rodzą. „To żadna wina ani zasługa – pisze prof. Anna Grabowska, znana w świecie neuropsycholog i psychofizjolog – być osobą homoseksualną czy transseksualną. Homoseksualizmu się nie wybiera, homoseksualistą się jest, podobnie rzecz się ma z transseksualizmem”.
Homoseksualne zachowania widoczne są od zawsze nie tylko wśród ludzi, ale i wśród podobnego (kilkuprocentowego) odsetka zwierząt, w których Bonkowski widzi kwintesencję naturalnego ładu.
Homoseksualizm, trudno temu zaprzeczyć, jest dewiacją z punktu widzenia normy statystycznej – zdecydowaną większość w populacjach stanowią osobniki heteroseksualne.
Co zaś do normy aksjologicznej – nic nie jest w niej przesądzone. Norma ta chce, by człowiek sam dokonał wyboru wartości uznanych za istotne. Może więc na przykład opowiedzieć się na rzecz wartości, które zakorzenione są w tradycji i wyrażają wąsko pojęte, oparte na posłuszeństwie dobro wspólnoty. Albo wybrać wartości mówiące o prawie jednostki do urzeczywistniania przyrodzonych jej cech i właściwości.
Problem, o którym piszę, przypomina nie tak przecież dawne wysiłki pedagogów i opiekunów, by leczyć dzieci z przyrodzonej im leworęczności. Większość posługująca się prawą ręką nie mogła zaakceptować, że niektórzy posługują się lewą. Jednak dziś nie mówi się, że Leonardo da Vinci, Albert Einstein czy Krzysztof Penderecki to osoby odchylone od praworęcznej normy. Podobnie jest z „odchyleniem homoseksualnym” – hasła piętnujące pedalstwo wykrzykują coraz mniej liczne grupki troglodytów (bywa że z naukowymi tytułami).
Pan senator Bonkowski mówi o homoseksualistach, że „przecież oni sieją zgorszenie, ich postępowanie jest nienormalne […]. Nie można tym epatować. Niech to robią w zaciszu”. Być może chodzi mu o niewłaściwość publicznego obnoszenia się z tym, co intymne. Jeśli tak, czy byłby gotów powiedzieć to samo w odniesieniu do heteroseksualistów? By nie epatowali, robili to w zaciszu?
Andrzej C. Leszczyński
To dobro wspólnoty, o którym pan pisze w odniesieniu do normy aksjologicznej jest oparte nie tyle może na „posłuszeństwie”, co pierwotnym instynkcie przetrwania, które zapewnić mogły jedynie zachowania właściwe dwóm płciom.
Nie do końca zgadzam się również komplementowaniem senatora określeniem „troglodyta” ponieważ badania społeczeństw pierwotnych wykazują ich daleko większy stopień tolerancji dla odmienności, niż naszych, tzw. cywilizowanych. To jest spora ciekawostka, ale jest.
Z ujęć popularnych – Arkady Fiedler opisywał w jednej z książek traktowanie tzw. „mahu” (osób o odmiennej świadomości płciowej) przez społeczności wyspiarskie na Oceanii. Otóż tamte społeczności, dość „prymitywne” (cokolwiek to znaczy) zamiast skupiać się na tym jak zwalczać „zboczeńców”, wzięły pod uwagę pewne występujące u nich cechy osobowościowe i wykorzystały je dla dobra społeczności.
Tak w dużym skrócie – uznawano ich za najlepsze gospodynie domowe, opiekunki dla dzieci itp.
Podejście nieco inne, niż pan senatora, no ale cóż, to byli dzicy ludzie.
I jeszcze jedno, bo zapomniałem.
Występowanie więcej, niż dwu płci jest starsze, niż Platon, myślę więc, że mógł on czerpać z mądrości poprzedników. W kosmogoniach mezopotamskich jest ono oczywistością. Bóstwo słońca jest męskie, stworzycielką ziemi jest bogini (właściwie ona jest ziemią), a form międzypłciowych czy androgynicznych występuje całkiem spora gromadka.
Ciekawe, czy pan Senator jest członkiem Kościoła Katolickiego. Podejrzewam, że tak, więc swoją krucjatę powinien zacząć od właśnie tej organizacji. Nie, żebym miał coś przeciwko gejom, tylko drażni mnie hipokryzja, a także psychiczny (lub fizyczny) nacisk homoseksualisty wyżej stojącego w hierarchii na heteroseksualistę, aby się oddał (więzienia, wojsko, kościół).