15.06.2024
Szczęść Boże, Europo …
… i niech cię jasny szlag trafi!
Tak mniej więcej można sobie wyobrazić pierwsze wystąpienie Brauna w Europarlamencie. Katolickie sumienie wspomnianego jakoś potrafi połączyć oba te życzenia i nadal spać spokojnie, a w sennych marzeniach widzieć setki gaśnic czekających na użytkownika nadającego głębszy sens ich istnieniu.
Zważywszy nieukrywany stosunek do Unii Europejskiej można dziwić się politykom (może to zbyt wielkie słowo) Konfederacji pchającym się do Europarlamentu. Nawet biorąc pod uwagę ich ewentualną, koalicję z neonazistami z całej Europy widać gołym okiem, że nie „rozwalą” Unii od środka, co jest ulubionym tłumaczeniem wszystkich eurosceptyków i uzasadnia ich brak wstrętu przy inkasowaniu comiesięcznej pensji. Można podziwiać tę siłę charakteru, która pozwala spokojnie przyglądać się jak znienawidzone euro wpływa na konta. Hart ducha jaki pozwala przetrwać te trudne chwile naprawdę zasługuje na uwagę.
W PiS ten problem nie istniał, sam prezes nie ukrywał, że wstawienie kogoś na listę wyborczą to rodzaj nagrody „za zasługi”. Wiadomo, że taki w Brukseli nic nie zdziała, ale niech się chociaż finansowo odkuje, co „nam się należy za 1939r.”.
Nietrudno w końcu zauważyć, że najłatwiej zaszkodzić Unii można wtedy kiedy ma się wpływ na politykę krajową, co udowadniał przez 8 lat prezes plus kilku jego przyjaciół z Europy.
Tyle tylko, że na listy wyborcze pchają się starzy cynicy oszukujący swoich wiernych, choć głupich wyborców.
Trudno określić inaczej np. młodych wyborców Konfederacji, którzy zachowują się tak, jak gdyby nie wiedzieli dlaczego Unia powstała, co już dała i czego może im – młodym zabraknąć wraz z jej zniknięciem. Kiedy młody człowiek, który nawet nie potrzebuje paszportu, by z dowodem osobistym przejeżdżać od Suwałk po Lizbonę wydziera się „precz z Unią, to nowa komuna!!!” nie mam wyjścia, muszę brać go za nieuka i idiotę. Przeraża tylko wielkość tego zjawiska.
Może się mylę, ale jakoś trudno mi uwierzyć, że dzisiejsza młodzież marzy o tym, by zamknąć się w rodzimych opłotkach, nie wyściubiając poza nie nosa, kisić się we własnym sosie i broń Boże nie uczyć się historii (w czym już i tak pomaga ministerstwo).
Historia podpowiedziałaby, że hasło „Polska dla Polaków” jest wyjątkowo dziwne i raczej nie jest to życzenie wielkości Ojczyźnie, bowiem ta była prawdziwą potęgą w czasach kiedy rdzennych Polaków było w niej ok. 40%.
Historia pokaże, że polska kultura materialna ma swoje źródła w tylu kulturach sąsiednich, że trudno zliczyć na palcach. Pokaże, że to zjawisko normalne, które działa w obie strony.
Historia najnowsza pokaże, że idea Unii Europejskiej miała i ma jeden cel podstawowy – łagodzenie sprzeczności interesów poszczególnych państw, co w przeszłości było przyczyną wielu konfliktów zbrojnych.
Może być cel większy i szczytniejszy?
Tak trudno odgadnąć, że państwa na powrót zamknięte na siebie nawzajem prędzej czy później staną przed faktem istnienia sprzecznych interesów. Kto nam zaręczy, ze znajdą inne rozwiązanie problemu, niż wojna?
Faszyzujące partie, nie tylko w Polsce, uwielbiają w takich dyskusjach szermować pojęciem suwerenności. Nie byłoby w tym może nic nagannego, gdyby nie to, że czasami wyjaśniają jak rozumieją to pojęcie. Wtedy człowiek łapie się za głowę i nie wierzy własnym uszom słysząc definicję tak prymitywną, że nie mogącą być efektem pracy zdrowego, ludzkiego mózgu.
„Nikt nam nie będzie mówił, co mamy robić” – jedyna interpretacja pojęcia suwerenności jaką wygłaszają nieuki od szeregowców Konfy po – pożal się Boże – prezydenta RP.
Uczeń szkoły średniej potrafiłby postawić takiej definicji pytania, z którymi byłby problem dla niejednego „niepodległościowca”.
Czy jeśli zawrzemy z sąsiednim państwem umowę, że nie będziemy się wzajemnie napadać, to ograniczy ona naszą suwerenność? Pojmując suwerenność jak wszyscy braunopodobni – oczywiście, że tak. No to jak? Zawierać takie umowy czy nie?
Wstępując do jakiejkolwiek organizacji międzynarodowej z ONZ łącznie – tracimy część prymitywnie pojmowanej suwerenności czy nie?
Bardzo chciałbym usłyszeć odpowiedź.
Chciałbym też wiedzieć co eurosceptycy sądzą o głośnych już narzekaniach Brytyjczyków, którzy przez głupi kaprys wewnętrznej gry politycznej pożegnali się ze wspólną Europą. Czy rozumieją, iż fakt „doganiania UK” przez Polskę to nie zasługa PiS jak twierdzi prezes, ale właśnie unijnej polityki, nie kończącej się bynajmniej na dotacjach (bo te nam się należą za 1939)
Wyrównywanie szans rozwojowych we wszystkich państwach wspólnoty ma właśnie ten pierwotny cel – wygaszanie interesów sprzecznych wywołujących konflikty.
Czy młodzi, którzy maja koleżanki i kolegów studiujących na zachodnich uniwersytetach z przekonaniem głosują na partie, które krzyczą „precz z Unią!”?
Śmieszne bywają często argumenty w dyskusjach, których używają eurosceptycy. Każdy drobiazg, pierdółka, staje się argumentem „ciężkiego kalibru”.
W Unii, jak w każdym związku czy państwie są rzeczy bardziej udane i mniej udane. Do bardzo nieudanych zaliczyłbym np. sprawę zakrętek do plastikowych butelek, która szczytna w zamyśle, w praktyce wyjątkowo się nie udała powodując więcej kłopotów niż zysku. Takich spraw, codziennych drobiazgów jest i będzie mnóstwo. I co z tego? Durne zakrętki są ważniejsze, niż cel najważniejszy? Likwidując Unię pozbędziemy się kłopotu i będziemy żyć w szczęśliwości?
Niektórzy przypuszczają, że młodzi ludzie, urodzeni po ’89 roku tak przywykli do tego, co jest, że nie wyobrażają sobie świata innego i nie wiążą jego obecnego kształtu z tym dokąd doszliśmy po 35 latach gonitwy za rozwiniętym światem Zachodu.
Temat istotny – sprawa nasilającej się migracji. Nietrudno zauważyć, że partie w zasadzie dzielą się na te, które „są za” i te, które „są przeciw”.
Nie zauważyłem u nas, ale i w wielu innych państwach, dyskusji, co z tą migracją zrobić, bo to, że ona zniknie jest pobożnym życzeniem naiwnego, a na razie słyszalne propozycje rozwiązań (np. holenderskie) są mało sensowne.
U nas dysputa zaczyna się i kończy na „UE co nas chce zmusić do przyjmowania muzułmanów, prezes twierdzi, że brukselscy biurokraci będą nas wyrzucać z domów by im je oddać, na dodatek obcy roznoszą zarazki” itp.
Poważnej dyskusji nie słyszę, po żadnej stronie polskiej sceny politycznej. Ciekawe dlaczego? Przecież prędzej czy później ten problem dotknie nas, można rzec – fizycznie, więc może lepiej byłoby być choć w jakimś stopniu przygotowanym?
I tak dalej, i tak dalej. Czasem ma się wrażenie, że politycy „chronią” swoich wyborców przed prawdziwymi i trudnymi tematami czego efektem jest kompletne nieprzygotowanie społeczeństwa na to co nas nieuchronnie czeka. Efekt jest jednak i taki, że sami są nieprzygotowani na rozwiązanie problemów, których przecież i tak nie unikniemy.
Póki co potrafią wrzeszczeć, że trzeba rozwalić UE. Wrzeszczeć biorąc jednocześnie z tej UE kasę. I słusznie, bo przecież jak nie my, to wezmą ją „muslimy”, nieprawdaż?
Szczęść Boże, Europo. I niech cię …
Jerzy Łukaszewski

Mały dodatek do sprawy migracji. Jaki wpływ na to zjawisko ma polityka Rosji? Ta mapka to za mało na stanowczą odpowiedź, ale przyjrzeć się warto.
To kolejny świetny tekst pokazujący nie tylko problemy rozumienia lub nie Unii Europejskiej przez elektoraty różnych partii politycznych, to jest też kolejny argument za tym by poważnie potraktować sam proces wyborów rozumianych jako proces delegowania uprawnień na przedstawicieli, którzy mając mandat wyborczy mają władzę.
Czas na zmianę….