03.07.2025
To, że każdy żyje w swojej bańce informacyjnej wiemy od dawna. To, że są to różne bańki też jest prawdą. Ale to, od czego zależy w jakiej bańce się znajdujemy nie jest już takie oczywiste.
Rynek medialny oferuje różne media, o różnym profilu – w jakimś stopniu wybór zależy od nas, jakich stacji i serwisów słuchamy, a jakie omijamy z daleka, ale to nie przesądza o tym, co wiemy o świecie i ludziach, strumień informacji dociera do nas niezależnie od naszych wyborów. Zdecydowana większość społeczeństwa nie dokonuje tych wyborów, słucha tego, co nadają i ogląda to, co jest w mediach bez tej refleksji, że są poddawani wpływom takiej czy innej opcji politycznej. Partie polityczne dobrze już wiedzą, że zdobycie i utrzymanie władzy w ogromnym stopniu zależy od posiadania „własnych mediów”, „własnych tytułów” – widzieliśmy, co zrobił PiS z telewizją publiczną, która zarządzana przez Jacka Kurskiego przez osiem lat kształtowała przekaz do elektoratu PiS. Pamiętamy też jaką rolę odgrywały media dyrektora Rydzyka, można tak długo wyliczać, ale może już starczy.
Stawiam pytanie – czy można jeszcze mówić o świadomym swoich celów społeczeństwie w świecie, który coraz bardziej zależy od mediów społecznościowych, świecie w którym młodzi ludzie żyją wirtualnie, a nie realnie, w świecie w którym wprowadzane są zakazy używania smartfonów przez uczniów w szkołach, w świecie w którym rola algorytmów AI rośnie błyskawicznie i nie wiadomo gdzie jest tego kres.
Czy nie nadszedł moment, by radykalnie zmienić myślenie o tym, czym są demokratyczne wybory, co znaczy mandat wyborczy uzyskany w wyborach, w których największy wpływ miały media utrzymywane przez różne partie polityczne. Siła tych mediów zależy od ilości pieniędzy jakimi dysponują, to pieniądze i ludzie którzy nimi dysponują decydują w największym stopniu o wyniku „demokratycznych” wyborów.
Mogę tak długo, mogę tak bez końca, ale może już wystarczy.
Zdajmy sobie sprawę, że współczesne społeczeństwa są tak uzależnione od mediów i środków przekazu, że tradycyjne rozumienie demokracji jest bez sensu. Nie ma już takiego społeczeństwa, w którym możliwe jest bezpośrednie wpływanie na wyborców przez ludzi ubiegających się o mandat. Nawet w wyborach samorządowych, w gminach i małych miastach kampania wyborcza powiela wzory kampanii ogólnokrajowych, też wszędzie wiszą plakaty z podobizną kandydata i to ilość i jakość tych plakatów jest ważniejsza niż jakość kandydata. Wszyscy walczą o dostęp do mediów, liczy się ilość wejść na antenę i czas wejścia, kampanie typu „door to door” to margines a bezpośredni kontakt typu „face to face” to kilkuminutowa rozmowa o niczym.
Czy tego nie widzimy czy nie chcemy widzieć? Obawiam się, że ta druga opcja jest bliższa prawdy.
Jeżeli tak, to postawmy kropkę nad i i powiedzmy, że nadszedł czas na radykalną zmianę, na odejście od tak rozumianej i realizowanej „demokracji” na rzecz po prostu merytokracji, na budowanie władzy opartej nie o mandat uzyskany w wyborach, które są igrzyskami medialnymi a nie ścieraniem się rzeczywistych poglądów i programów ludzi walczących w wyborach o głosy wyborców. Ten teatr już się skończył, trwanie tej fikcji jest stratą czasu, czasu potrzebnego na zbudowanie programów i planów ratowania świata i ludzi.
I co ważne – tego czasu jest coraz mniej, niektórzy mówią, że już go nie ma.
Jeszcze o tej bańce medialnej od której zaczęliśmy – wielość tytułów, wielość mediów jakie są do dyspozycji wszystkich ludzi jest znana. Może mniej znane jest to, że prawie wszystkie media w pogoni za widzami/słuchaczami, pogoni wymuszanej przez właścicieli mediów patrzących na nie w kategoriach zysku czy straty, obniżają poziom przekazu tak, by jak najwięcej ludzi go kupiło. Daje to efekt wszechogarniającego bełkotu, sieczki muzycznej nie do słuchania, zniechęcenia do słuchania czy oglądania czegokolwiek. Ucieczka w prywatność powoduje, że nie wiemy co się w polityce dzieje i przestajemy być świadomym członkiem społeczeństwa jako całości, zamykając się w bańce prywatności. Ponieważ wszyscy zostaliśmy już dawno sprofilowani, to w zależności od tego naszego profilu, określone redakcje są albo nie są zainteresowane naszym udziałem w życiu politycznym – pogłębia to tylko i tak silną polaryzację polskiego społeczeństwa na dwa wrogie sobie plemiona. Wrogość i polaryzacja wpisana jest w program partii prezesa, prezes wzmocniony perspektywą posiadania swojego prezydenta zapowiada zbudowania zupełnie innego państwa dla jego wyznawców i więzienie dla jego przeciwników. To nie jest gdybanie, to padło na ostatniej konwencji partii PiS, to powiedział jej prezes do swoich członków traktując to jako program do realizacji.
Czy zostawimy to bez odpowiedzi, czy nie zmobilizujemy się do działania, tu i teraz ?
Trzeba działać…

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Trzeba działać ! Premier, prokurator generalny i koalicja demokratyczna kapituluje do tego stopnia, że nawet nie chce im sie przeliczyć głosów w 1482 komisjach. Tymczasem sztuczna inteligencja na podstawie opracowań naukowych stwierdza, ze prawdopodobieństwo sfałszowania wyborów prezydenckichh w Polsce w sposób zmieniający zwycięzcę wyborów wynosi od 44% do 56%. Dużo drobniejsze fałszerstwa są podstawą do tego aby unieważnić wybory !
Oj, Panowie (Zbigniew, Sławek), wyłuszczanie racji, przekonywanie, biadolenie, czy zaklinanie rzeczywistości tak naprawdę niewiele daje post factum, o ile cokolwiek. Jeśli ktoś nagle obudził się w gównie, to co dla niego jest istotne: z jakiego powodu w tym raju się znalazł, czy jak najszybciej z niego się teleportować? A jak już jakimś cudem tego dokona, to dalej: czy mea maxima culpa, czy winnych tego stanu rzeczy odszukać (wyznaczyć) i pod mur?
Polskie (Polaków) dylematy to nie wynalazek najnowszych czasów. Zawsze pakowaliśmy się w kłopoty i z nich z różnym skutkiem wychodziliśmy, po to, by znowu w nieodległym czasie szukać bata na własny garb. I przeważnie towarzyszyło temu patriotyczne zawołanie: „Hej, kto Polak na bagnety!”
„Leć nasz orle w górnym pędzie,
Sławie, Polsce, światu służ!
Kto przeżyje wolnym będzie,
Kto umiera wolny już.”
Tyle tekst hurrra-mało-optymistyczny „Warszawianki”.
Wyspiański w „Weselu” filozoficzno-optymistyczny natomiast:
„Ptok ptokowi nie jednaki
człek człekowi nie dorówna.
dusa dusy zajrzy w oczy,
nie polezie orzeł w gówna”.
No a skoro polezie – już polazł?
Wybór postępowania należy do ciebie, (świadomy) Polaku.
Najlepsze jest to, że za Mentzenem i Zandbergiem, nideudacznicy z PO/KO, którym się nie chciało przypilnować wyborów, obywateli domagających sie przeliczenia głosów nazywają „szurią” i „foliarzami”. Barany idące na rzeź naśmiewają się z ratowników !
Przepraszam – ja nie biadolę ! NIe ma żadnego fatum – jest tylko nieudacznictwo, brak oddwagi, kunktatorstwo indyków myślących o niedzieli. Na szczęście nie wszystkich.
Panie Zbigniewie,
Chciałbym zapytać, czy w postawionym pytaniu: „Stawiam pytanie – czy można jeszcze mówić o świadomym swoich celów społeczeństwie…”nie pojawił się błąd. Jeżeli w Pana pytaniu pojawia się słowo „jeszcze” oznacza to, że kiedykolwiek moglibyśmy mówić o świadomym społeczeństwie. Pytanie: kiedy to było? Kiedy był okres w historii świata, kiedy społeczeństwo było świadome. Nie jestem historykiem, ale do głowy przychodzi mi tylko jeden przykład i to naciągany: w starożytnych Atenach, kiedy lokalne wybitne jednostki tłumaczyły masie prostych ludzi, czego powinni oczekiwać i do czego zmierzać… Później dla całej rzeszy niepiśmiennych ludzi, dla których cały świat ograniczał się do horyzontu widzianego z własnego pola, takie idee tłumaczył im lokalny pleban, zarządca folwarku albo znachor lub szeptucha. Cały świat prostych ludzi ograniczał się do troski o pełną miskę, opał na zimę i trochę piwa… Nagle społeczeństwa zaczęły się rozwijać i wybuchały rewolucje… Rewolucje sprawiły, ze znakomita większość nauczyła się czytać, co wcale nie oznacza, że nauczyła się myśleć i rozumieć. To, że od lat 90 XX wieku liczba osób z wyższym wykształceniem w Polsce wzrosła w trybie geometrycznym nie oznacza, ze społeczeństwo stało się wybitne (ilość zdecydowanie wpłynęła na jakość). Czego oczekuje większość społeczeństwa: kiełbasy na grillu, piwa w lodówce i piosenek disco polo… A więc kiedyś, takiemu społeczeństwu świat tłumaczył pleban a dzisiaj telewizja i internet. Czy fakt, że większość umie czytać i pisać oznacza, że więcej rozumie? Moim zdaniem nie. Wiem, że na tym portalu większość autorów oraz czytelników zajmuje się sferą jaką przeciętny zjadacz kiełbasy z grilla nie zawraca sobie głowy. Ale prawdą jest, że jesteśmy w zdecydowanej mniejszości.. Piszemy, analizujemy i rozważamy sprawy dotyczące demokracja i sprawiedliwości. Więc może przyjmijmy do wiadomości inną rzeczywistość: Tylko nieco ponad połowa młodych Europejczyków preferuje demokrację! Tylko 57%. Najwięcej w Niemczech 71% a w Polsce? Odpowiadam tylko 48% (najgorzej w Europie). Źródło: welt.de
Mogę się zgodzić, ale to bardzo krańcowe stawianie sprawy. Codzienność jest taka jak Pan opisuje, tacy są ludzie w Polsce ale i na świecie. Moje pisanie to jednak nie traktat a felieton, tu można pozwolić sobie na takie generalizacje. A co do tych prostych ludzi co to tylko miska, piwo i disco – Panie Macieju, w chwilach ważnych, w chwilach historycznych ci sami ludzie są jak bogowie. Pamiętam swoich robotników, z mojej stoczni w dniach strajku – to naprawdę byli wspaniali ludzie. Ale to zmienna sytuacyjna , ci sami ludzie, parę lat później robili zupełnie inne rzeczy albo nie robili nic gdy trzeba było robić.
Obecna chwila jest chwilą prawdy, warto zapamiętać jak kto się zachowa….
Panie Zbigniewie, zgadzam się, że w wyjątkowych chwilach zwykli ludzie stają się bohaterami. Niemniej, aby wyciągnąć ich od grilla muszą się zdarzyć dwie rzeczy: albo ktoś zabiera im tą kiełbasę z grilla (tak było podczas wszystkich zrywów społecznych po wojnie – zawsze chodziło o chleb nigdy o ideę. W latach 80tych czynniki ekonomiczne również stały się zapalnikiem.. Sam byłem bardzo młodym człowiekiem, który nie rozumiał tego co się dzieje jednak wyjątkowość tej chwili rozumiało nawet dziecko, które nie mogło jeździć na sankach. Czy ci zwykli ludzie byli jak bogowie? część zapewne tak inni nie… to, przepraszam, trochę romantyzowanie. Pan był świadkiem i aktywnym uczestnikiem tych wydarzeń.. Ja dzisiaj czytając o tamtych wydarzeniach, myślę, ze ci robotnicy mieli szczęście, bo dzięki koincyndencji czasu dołączyli i stanęli po ich stronie intelektualiści. I to dzięki ludziom z KOR zawdzięczamy zmiany. Robotnicy byli masą, która dawała siłę. Ale to ludzie z KOR kierowali tą masą społeczną (chwalebnie we właściwą stronę). Dzisiaj dopóki jest kiełbasa, piwo w lodówce i z głośników leci disco, żaden intelektualista nie poderwie tej masy społecznej. Drugą sytuacją, która może to zmienić jest zagrożenie z zewnątrz. Dzisiaj świat stoi na krawędzi i ingerencja z zewnątrz może poderwać tą całą masę społeczną. Wtedy działa tak zwany efekt flagi. „Efekt flagi” zdefiniowany przez politologa J. E. Muellera (1970 r.):
w chwili zagrożenia wyborcy automatycznie, skupiają się wokół lidera. Gdy pojawia się stan dużej niepewności, strachu, natychmiast rośnie zaufanie dla władzy.
Przykłady efektu flagi?
W 1941 r. prezydent USA F. Roosevelt cieszył się poparciem zaledwie 12% Amerykanów. Gdy Japonia zaatakowała Pearl Harbor, jego notowania skoczyły do 84 proc.
Rząd Margaret Thatcher tracił popularność, gospodarka była w złym stanie, a protesty rosły. (1982 r.) Brytyjska reakcja militarna na inwazję Argentyny na Falklandy wzbudziła dumę narodową. Efekt: wzrost poparcia i ponowny wybór w 1983 r.
George’a W. Busha popierało 39 proc. w chwili, gdy Boeingi uderzyły w World Trade Center. Po 11 września 2001 r. zaufanie do niego wzrosło do 90%.
Recep Erdoğan był krytykowany za autorytaryzm, ograniczanie mediów i nieudolne podejście do konfliktu z Kurdami. Po „absurdalnym puczu” w 2016 r. Erdoğan ogłosił „obronę demokracji”. Przeprowadził czystki w wojsku, mediach i sądach. W 2017 zmienił konstytucję (zniósł jednokadencyjność prezydenta i przekształcił Turcję w system prezydencki z silną władzą).
Dopóki propaganda USA mówiła o samych sukcesach w Wietnamie, dopóty 70% Amerykanów popierało interwencję. Gdy jednak z czasem zaczęły przenikać informacje o zbrodniach wojennych popełnianych przez US Army (masakra My Lai) oraz o fiasku militarnym (ofensywa Tet) popularność spadła poniżej 30%. (cyt. za Marcin Babiak, tekst opublikowany na portalu LinkedIn).
Ale właśnie efekt flagi sprawia, że lud gromadzi się wokół autokraty i lidera. Nie ma to nic wspólnego z demokracją i demokratą jako liderem.
Przepraszam, że się wtrącam do rozmowy. Proces, który Pan opisuje jest prawdziwy, choć socjologowie pewnie inaczej go interpretują. Problem współczesności w Polscce, w USA, a stopniowo także na Zachodzie polega na tym, że populisci, czyli bolszewicka prawica kompletnie zakłamała rzeczywistość, czyli podstawowe pojęcia, idee, przyczyny i skutki procesów cyywilizacyjnych. W zderzeniu ze zbyt szybkim rozwojem technologii (internet, AI) powoduje zagubienie zwykłych ludzi i poszukiwanie zbyt prostych odpowiedzi. Nastąpiła „demoralizacja mentalności wyborców”, którzy stali się tolerancyjni wobec nadużyć „swoich” polityków, co dla demokracji jest katastrofalne. Pierwszymi i najpoważniejszymi ofiarami autorytaryzmu są właśnie ludzie najsłabsi społecznie i ekonomicznie, niestety.
My tak sobie tu rozmawiamy a tam, marszałek Hołownia, druga osoba w państwie, w nocy, po kryjomu, spotyka się w prywatnym mieszkaniu posła Bielana z prezesem wszystkich prezesów i co, rozmawiają o tych wartościach czy może o tym jak obalić Tuska.
To jest prawdziwy obraz polityki i ludzi (niektórych) w polityce. Czas umierać…
Panie Zbigniewie – błędny wniosek. Nie czas umierać tylko pamiętać, że to natura polityki. Ona zawsze taka była, odkąd gatunek ludzki zaczął się nią zajmować. Mamy bardzo wyidealizowany obraz poityki, bo w POlsce po 1989 r. przynajmniej strona demokratyczna starała się jeszcze jako tako dotrzymywać minimalnych standardów lub co najmniej pozorów przyzwoitości. Tej od początku nie było ani na prawicy ani w PiS. Hołownia wpisuje sie w ten scenariusz. Ponieważ jest amatorem, nie mającym żadnych kwalifikacji politycznych, prócz kwalifikacji celebryckich i medialnych, stara się najkorzystniej sprzedać, bo jego przyszłość polityczna po tych wyborach prezydencich i po rozstaniu się z PSL nie istnieje. Jeżeli dagadał się z PiS na dalsze marszałkowanie czy bycie premierem rządu technicznego, to symbolem demoralizacji w polityce polskiej będzie, nie jak dotąd „jedna Kałuża” a „jedna Hołownia”. Smutne, ale rzeczywiste. Miejmy nadzieję, że onże będzie miał w swoim narcyźmie i bezdennej głupocie politycznej jakąś refleksję i się do reszty nie skiepści, choć niewiele mu do tego brakuje.
W przypadku Hołowni czytałem dzisiaj rano artykuł na onet.pl. Autorzy próbowali odkryć co się kryje w tych rozmowach. I oczywiście Hołownia walczący o stanowisko dla siebie. Podobno najpierw jako premier rządu technicznego (na co podobno JK się nie zgodził, bo chce mieć jakiegoś profesora zależnego w 100%) albo marszałka sejmu. Obie sugestie się nie wykluczają – jeżeli Hołownia nie dostałby zgody na bycie premierem, to chciał zostać marszałkiem sejmu… Ale wydaje mi się, ze co by nie powiedzieć o JK to na polskiej scenie politycznej jest doświadczonym strategiem. I do czego mógłby potrzebować takiego Hołowni (wiadomo, że nie do obalenia rządu D. Tuska. Generalnie PL2050 jest antypisowska), więc jeden głos ogólnopolskiego Kałuży nie jest mu do niczego potrzebny. On potrzebuje Hołownię tylko do jednej rzeczy – aby na 6 sierpnia zwołał Zgromadzenie Narodowe i przyjął przysięgę od K. Nawrockiego. Potem stanie się już bezużyteczny. W chwili obecnej Hołownia jako jedyny może powstrzymać nominację Nawrockiego i wymagać przeliczenia głosów, ale tak się nie stanie. I tym jednym spotkaniem wykończył całą swoją formację, która będzie dryfować w stronę KO.
W mojej i nie tylko ocenie fundamentalnym problemem jest sam system wladzy dla niepoznaki dla przeciętnego obywatela nazwany demokracją więc słusznie autor zauważa że nadszedł czas na merytokracje gdyż istniejący system całkowicie zawłaszczony przez polityków dla własnych celów i ubezwlasnowalniajacy nas obywateli w decydowaniu o swoim losie zupełnie nie sprawdza się dla nas obywateli a doskonale realizuje cele każdej kast politycznej niezależnie z jakiego nadania jest. Zbyt dużo władzy jako społeczeństwo oddaliśmy w ręce przypadkowych ludzi bez jakichkolwiek weryfikowalnych kompetencji do decydowania o czymkolwiek więc tym bardziej o naszym losie. Nie mamy żadnych instrumentów dyscyplinowania, kontrolowania, rozliczania władzy. Wobec tego nasuwa się chyba logiczny wniosek że system władzy musi być zdefiniowany na nowo tak aby w końcu zaczął służyć nam obywatelom a nie kaście politycznej. Wiem, zadanie z gatunku tych fundamentalnych ale chyba nie ma innej drogi gdyż inaczej my, obywatele dalej będziemy pariasami we własnym niby demokratycznym kraju wykorzystywani instrumentalnie przez każdą kolejną władzę.
Zgadzam się w tej diagnozie. Rozwinę, co napisałem komentując artykuł Ernesta Skalskiego. Donald Tusk jest najbardziej doświadczonym i wykwalifikowanym politykiem polskim, czynnym politycznie. Niemniej cała historia jego drogi politycznej pokazuje, że nie ma kilku ważnych a niezbędnych umiejętności. Po pierwsze nie umie podejmować radykalnych decyzji, a kunktatorstwo wyklucza sprawczość, co widać po ostatnim półtora roku jak na dłoni.
Po drugie nie toleruje wokół siebie osobowości – otacza się posłusznymi wykonawcami o mizernych kwalifikacjach. Wymuszoną w bólach, po klęsce wyborczej, nominację Adama Szłapki na rzecznika rządu, nawet neutralna AI określa jako przykład przeciętności kadrowej !
Po trzecie nie umie i nie chce korzystać z doradztwa najwybitniejszych mózgów w Polsce, które mógłby mieć na wyciągnięcie ręki, nawet – pro bono. Te wszystkie cechy nie wróżą nic dobrego dla naszej przyszłości.
*
Od grudnia 2023 roku, kiedy objął władzę zapomniał po co go wyborcy obdarzyli (bardzo ograniczonym) zaufaniem. Wybrał na ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, który ani nie zreformował prokuratury, ani nie rozpoczął procesu rozliczania PiS, ani nie przygotował szeregu ustaw sanujących sadownictwo i prawodrządność, a teraz w obiczu sfałszowanych wyborów udaje, że nic sie nie stało. Podobnie Donald Tusk nie umiał lub nie chciał zapanować nad słuzbami specjalnymi stawiając na ich czele Siemoniaka, który kompletnie nad nimi nie panuje – a może nie miał panować ?
Tusk nie ma do dyspozycji ani znakomitych menedżerów, ani nie korzysta z wybitnych polskich mózgów. Sam zachowuje sie jakby posiadł wszystkie rozumy. Nawet nie chciało mu się powołac przy swojej kancelarii rady byłych premierów, którzy mogliby mu pomóc w podejmowaniu decyzji.
*
Założyciel i jeden z patronów SO Pan Redaktor Stefan Bratkowski w tekstach publicystycznych narzekał, że PO popełnia elementarne błędy ale nie korzysta z wybitnych doradców, bo jej się wydaje, że posiadła wszystkie rozumy. To w pierszym rzędzie jeden z najpoważniejszych zarzutów do Tuska.
*
Jeżeli jako wyborcy nie zmobilizujemy się i nie powołamy demokratycznej partii politycznej, wykluczającej udział dotychczasowych polityków, to ani chybi za chwilę znajdziemy się pod butem Rosji na kolejne 100 lat. W tę stronę ochoczo prowadzą nas zdrajcy oraz kretyni z PIS i Konfederacji, ale także mimowolnie nieudacznicy i lenie z PO.