Sam się sobie dziwię, nie spodziewałem się bowiem, że będąc (mam nadzieję!) przy zdrowych zmysłach, postanowiłem postawić w nadchodzących wyborach prezydenckich na tego kandydata, który objawi mi się we śnie. Proszę się nie śmiać, wiara w sny jest dość rozpowszechniona i nie jestem w niej odosobniony. Nie szkodzi. że mój głos niewiele ważyć będzie na ostatecznym, niemal z góry zadekretowanym rezultacie – jest powód, dla którego warto zaufać sennym marom.
***Niedawno przyśnił mi się facet, który wprowadził do przedwyborczych wyścigów niekontrolowaną szczerość, z wielkim zapałem mówiąc to, co myśli. To można by mu policzyć na plus, w przeciwieństwie do wszechobecnej u konkurentów obłudy, sądzących, że festiwal obietnic bez pokrycia to najlepszy sposób na sukces wyborczy. Czy za taką szczerością pójdzie także rozsądek i umiejętność przewidywania następstw proponowanych przez niego zmian ustrojowych – kto to wie, ale czy nie przydałby się nam taki eksperyment?
Zmiana ordynacji wyborczej poprzez wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych zdaniem uczonych w mowie i piśmie skończy się katastrofą. Za taką uważają spodziewany podział wyłonionego tym sposobem parlamentu na popierających rząd i opozycję, czyli system dwupartyjny, wykluczający rzekomo szeroki udział społeczeństwa w stanowieniu prawa. Ten „szeroki udział” obecnie polega na mnogości partyjek powstałych głównie z powodu animozji personalnych i nie ma nic wspólnego z liczbą oddanych na nich, wrzuconych do urn kartek. – No, a gdzie prawica, lewica, centrum, ekolodzy, partie katolickie, narodowe, agrarne i mniejszość niemiecka – krzyczą zwolennicy dotychczasowego folkloru z Wiejskiej izby. – Naród nie będzie miał dostatecznej reprezentacji! Jak twórczo i namiętnie latami dyskutować o katastrofie smoleńskiej czy zapłodnieniu in vitro, gdy wystąpienia posłów ograniczy się do zaprezentowanie tylko dwóch stanowisk: rządu i opozycji? Zostaniemy pozbawieni możliwości oglądania gwiazd sejmowych: pani Pawłowicz lub pana Niesiołowskiego, obserwowania transferów międzypartyjnych i duchowych przemian niektórych posłów.
Jałowe dyskusje, nagłaśniane przez media, przesłaniają sprawy poważne, takie jak konieczność natychmiastowej reformy zdechłego aparatu sprawiedliwości, uwolnienia przedsiębiorczości od dyktatury biurokracji, wyrugowanie z życia publicznego religijnych serwitutów czy choćby konieczność stworzenia ośrodka rzetelnej informacji. Więc – może warto spróbować i choć nawet prezydent miałby nikłe szanse zrealizować swoje pomysły, to wyrwania kraju z marazmu już byłoby sukcesem. Udało się kiedyś elektrykowi, to może muzyk też się sprawdzi?
***W pochmurny zimowy poranek przebudzenie z tego snu nie było miłe. Po pierwsze – w kościach coś mnie łamało, po drugie – niewyłączony na noc telewizor prezentował postać prezesa, po trzecie – żona odmówiła mi podania kawy do łóżka tłumacząc się głupio, ze musi iść do pracy i nie zdąży. Więc kiedy wyszła – udałem się ponownie w objęcia Morfeusza licząc na dalszy ciąg marzeń sennych. Nie pomyliłem się – tym razem przyśniła mi się nadobna kandydatka i był to, przyznać muszę, sen prawie erotyczny, zwłaszcza, że jej „mowa ciała” była bardziej wymowna niż słowne deklaracje. Milczący prezydent – to dopiero ciekawa propozycja! Niestety – urocza drzemka trwała krótko, przerwana dzwonkiem do drzwi: kontrola liczników. Przywrócony do rzeczywistości najpierw posprzątałem skutki niewyprowadzenia psa na spacer, potem poparzyłem się kawą i zasiadłem do komputera, by sprawdzić, co słychać w szerokim świecie. Stąd dowiedziałem się, co myślą o Oskarze dla „Idy” nasi patrioci, kto jeszcze chce być prezydentem, gdzie powinien stać potrzebny krajowi pomnik i komu komornik zabrał kolejny ciągnik. Cholera, dzisiaj już chyba nie usnę. Ale na szczęście – „życie jest snem”, jak sugerował Calderon, a granica między jawą a ułudą – nieuchwytna. Dlatego my, w Polsce jesteśmy jak zwykle pośrodku i nic nas nie dziwi.
Więc i ja się nie zdziwię, gdy szanowny Czytelnik zaśnie w trakcie lektury tego felietonu. Miłych snów!