Adam Szejnfeld: Meczet zamiast kościoła?3 min czytania

szejnfeld2015-04-28. Wyobraźmy sobie, że w Polsce każdego roku przybywa 10 nowych miast powiatowych. Miast, w których nagle, niemalże z dnia na dzień, pojawia się na stałe po ok. 15 – 20 tys. ludzi – niemowląt, dzieci, osób dojrzałych i starców. W miastach tych jednak nie ma żłobków, przedszkoli i szkół dla dzieci, nie ma przedsiębiorców tworzących miejsca pracy dla ich rodziców, nie ma przychodni ani szpitali, nie mam centrów kultury, czy rekreacji, nie ma praktycznie nic. Są tylko ludzie.

Jak poradzilibyśmy sobie z taką sytuacją, z problemem imigracji? Dla nowych ludzi, przybyszów z innych krajów, musielibyśmy bowiem niemalże od zera stworzyć warunki do normalnego życia. Pytanie więc, czy chcielibyśmy łożyć z naszych podatków na utrzymanie tych ludzi, choć na minimalnym poziomie? Czy zgodzilibyśmy się „oddać im” setki tysięcy miejsc pracy, choć sami narzekamy na wysokie bezrobocie i niski poziom życia materialnego? Czy byłaby również zgoda żeby zamiast katolickich kościołów budować dla nich, na przykład meczety?….

Morze Śródziemne staje się powoli gigantycznym cmentarzem dla uciekinierów, którzy tracą życie próbując za wszelką cenę dostać się do Europy. Dla tych, którzy opuszczają kraje dotknięte wojną, klęskami, czy po prostu biedą, a następnie przez wiele tygodni czy miesięcy przemierzają pustynie i morze, nasz kontynent jawi się niczym Ziemia Obiecana. Ale uciekają nie tylko dlatego, że chcą żyć w lepszym świecie. Często jest to jedyna szansa, aby uniknąć rodzinnych tragedii i osobistych tortur, by po prostu ratować życie. Uciekają bowiem przed bombardowaniami, przed zbiorowymi mordami, przed ludobójstwem. Dlatego pewnie dla wielu z nich śmierć w otchłani zburzonych fal może wydawać się wręcz dobrodziejstwem w porównaniu z gwałtami i zabójstwami, w porównaniu z obcinaniem głów i ćwiartowaniem ludzi maczetami.

Czy w obliczu takich faktów można przechodzić obok tego cywilizacyjnego problemu obojętnie? Czy nie należy pochylić się nad dramatem tych ludzi, choć nam samym nie żyje się najlepiej? Czy gwałty, mordy, masakry mają mniejsze znaczenie tylko dlatego, że dzieją się daleko od naszych granic? Czy wystarczy, że inni są bliżej i że są bogatsi od nas, abyśmy z czystym sumieniem pozostawili na ich barkach całą odpowiedzialność?

W ciągu roku tylko Włosi sprowadzili na swój ląd z dryfujących łodzi, pontonów i kutrów około 170 tysięcy imigrantów. Do całej Europy prze minione lata dotarło ich już miliony. Do tej pory Włochy, Grecja, czy Malta, ale przede wszystkim Niemcy, Francja, Szwecja, czy Wielka Brytania, dawały sobie jakoś radę z tym problem. Ich społeczności łożyły pieniądze, a władze państwowe próbowały minimalizować negatywne skutki zjawiska ratując ludzi na morzu, opiekując się nimi w sowich krajach, przyznając mieszkania, dając pracę i nadzieję na przyszłość. Wydolność jednak tych nielicznych krajów się kończy. Czy więc nadal będziemy stać na boku i uważać, że te sprawy nas nie dotyczą? A czy takie samo zdanie mielibyśmy, gdyby do Polski zaczęła napływać fala uchodźców na przykład z ogarniętej wojną Ukrainy? Czy wtedy wystarczyłaby nam odpowiedź państw południa i zachodu Europy – to wasza sprawa?

Nie łudźmy się więc, że problem setek tysięcy nielegalnych imigrantów, uchodźców i azylantów z Afryki oraz Bliskiego Wschodu, szturmujących bramy Europy, nas nie dotyczy. Kraje „starej Europy” nie będą w stanie przyjąć wszystkich. Już teraz więc powinniśmy zastanowić się, jak możemy im pomóc w ramach naszych skromnych środków, w ramach czysto ludzkiej solidarności, w ramach europejskiej wspólnoty, którą współtworzymy.

Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego
www.szejnfeld.pl
www.kobiecastronazycia.pl

Print Friendly, PDF & Email
 

2 komentarze

  1. Magog 28.04.2015
  2. MaSZ 29.04.2015