Jarosław Dudycz: Język katechezy3 min czytania

biskupi2015-05-25.

Zwycięstwo Andrzeja Dudy – które przywitałem w Facebooku złośliwym memem z biskupem Hoserem – nie oznacza oczywiście formalnego wpływu biskupów na sprawy państwa. Idiotyzmem byłoby utrzymywać, że za Dudy biskupi otrzymają jakieś stanowiska w prezydenckich szeregach, a po ewentualnym jesiennym zwycięstwie PiS-u – w szeregach rządowych. Ludzie, którzy nas tym straszą, nie mają pojęcia ani o państwie, ani o Kościele.

Wpływ biskupów na państwo zachowa charakter znany nam ze wszystkich lat III RP: biskupi będą oddziaływać na zaprzyjaźnione środowiska polityczne, udzielać otwarcie poparcia swojej ulubionej partii i w sytuacjach spornych szantażować, że jej tego poparcia odmówią. Poza tym nieustannie grzmieć będą w mediach o cywilizacji śmierci i niszczeniu rodziny, a swoimi kazaniami nastrajać wiernych na konfrontację, na “walkę o prawdziwe wartości”.

Będzie oczywiście biskupom bliżej do nowej władzy, ale ich modus operandi nie zmieni się na pewno.

Zmieni się natomiast coś innego. Zwycięstwo Dudy oznacza radykalną zmianę języka polskiego państwa i debaty publicznej. Zmianę retoryki, środków wyrazu, symboli i metafor. Mniej będzie poetyki laickiej, a więcej religijnej. Mnie będzie argumentacji, a więcej fideizmu. Do wypowiedzi polityków zawitają religijne obrazy, religijne porównania i religijne epitety. Wypowiedzi polityków przeplatane będą hasłami znanymi większości Polaków ze szkolnej katechezy.

Język polskiego Kościoła istotnie się w ostatnich latach zdegradował. Stał się językiem – brzmi to może jak moja mantra, bo kilkakrotnie już o tym mówiłem tu i ówdzie – językiem oazowych uniesień, akcji popularyzujących wiarę, masowych zlotów ewangelizacyjnych. To język, w którym spekulację teologiczną wyparło składanie świadectw, powoływanie się na subiektywne, emocjonalne doświadczenia religijne, na rzekome cuda. To język amerykańskiego, obwoźnego kaznodziejstwa. Język tego, co się w Ameryce nazywa “born again christians”.

I ten język z impetem wedrze się do polityki. Będziemy słuchać o cudach, Bożych znakach, przesłaniu z nieba. Już dzisiaj to widać. Mówi się, że zwycięstwo Dudy w uroczystość Zesłania Ducha Świętego “to nie przypadek”. Sugeruje się, że to Duch Święty stoi za powrotem prawicy do władzy. Jest to dokładnie ten sam poziom emfazy i naiwności, co opowieści kardynała Dziwisza, że na mistrzostwach Europy w piłce nożnej Tytoniowi rzut karny pomógł obronić Jan Paweł II, albo opowieści dwudziestoletniego młodzieńca snute w salce parafialnej, że to Jezus uwolnił go od “nałogu masturbacji”. To jest język religijnego targowiska, w którym wszystko traktuje się jako dowód za istnieniem Boga.

Drodzy państwo, wielu z was głosowało na Dudę z wiary w iście mityczną zmianę. Chcieliście, żeby “coś drgnęło”, żeby ustrój się przeobraził. Żeby “na rynku pracy było lepiej”. Nic takiego się oczywiście nie stanie. Nie dostaniecie niczego z tego, za czym głosowaliście. Bo i nie mogliście tego dostać, to wszytko od początku do końca było nierealistyczne.

Ale jedno dostaniecie. Dostaniecie ludzi w co drugim zdaniu wyrażających przekonanie, że Andrzej Duda jest prezydentem z mocy Ducha Świętego. I ludzi, którzy nie będą cytować “Polityki”, “Rzeczpospolitej”, “Wyborczej”, nawet nie “W Sieci”, a “Gościa Niedzielnego”.

Tego chcieliście? Nie sądzę.

Jarosław Dudycz

 

Print Friendly, PDF & Email
 

5 komentarzy

  1. MaSZ 25.05.2015
  2. wejszyc 25.05.2015
  3. W. Bujak 25.05.2015
  4. SAWA 25.05.2015
  5. slawek 28.05.2015